Daeran Vendree
Urodziłem się w Roku Skały w miesiącu Mirtul w lesie Mir ( w kolonii drowów ). W przeciwieństwie do moich kuzynów z Podmroku nie umiem lewitować ( żaden drow na powierzchni nie umie lewitować ). Byłem drugim synem w mojej rodzinie, moim bratem był o 23 lata starszy mag. Jak każdy mroczny elf z rodziny szlacheckiej przez pierwsze 10 lat byłem pod opieką mojej starszej siostry, potem byłem przez 6 lat księciem służebnym aż stałem się dorosłym członkiem mojej rodziny. Przez następne 3 lata byłem uczony szermierki przez fechmistrza mojego Domu. Później zostałem wysłany do Melee-Magthere szkoły dla wojowników. Przez piętnaście lat nauki w Melee-Magthere obsługiwałem się dwoma sejmitarami ( którymi obsługuję się do dziś ). Byłem raczej przeciętny wojownikiem ( wśród drowów ) na zakończenie w Arach-Tinilith ( szkoła dla wysokich kapłanek ) był przeprowadzany tradycyjny rytuał ( ci którzy czytali "Ojczyznę" R.A.Salvatore wiedzą o co chodzi ). Po ukończeniu szkoły wojowników robiliśmy patrole przez las w okolicy kolonii. W czasie jednego takiego patrolu wpadliśmy w zasadzkę zrobioną przez ludzi. Część moich towarzyszy została zabita, a ci którzy się poddali zostali pojmani. Uprowadzono nas do Murrannu koło Amn.
Daeran Vendree
I
Murran było to miasto kupieckie, w którym od ludzi roiło się na ulicach. Kupcy chyba nie chcieli marnować drogich jajek dlatego obrzucali drowów kartoflami ( co o wiele bardziej bolało ). Strażnicy najwidoczniej cieszyli się z perspektywy torturowania mrocznych elfów. Więźniowie zostali wprowadzeni do miejscowego więzienia ( jeśli ciemne lochy można tak nazwać ). Każdy z nich był trzymany w osobnej klatce, a klucze do każdej klatki były zawieszone obok wejścia do lochów. Murran był brudnym i ubogim miastem, dlatego też dwóch strażników stojących przy drzwiach było lekko uzbrojonymi Beduinami: mieli długi czarny szal owinięty o głowę w ten sposób, że szło widzieć tylko ich oczy i grubą czarną tunikę, przy pasie mieli przypiętą szablę złego wykonania. Daeran nie umiał zasnąć przez prawie całą noc w przeciwieństwie do Beduinów, którzy na święto dnia napili się piwa z beczek, po czym kompletnie pijani zasnęli tam gdzie stali. Kiedy młodemu elfowi nareszcie udało się zasnąć do lochów wszedł złodziej. Przypadkowo nadepnął na nogę jednego ze strażników, który wydobył siebie parę cichych przekleństw po czym znów zasnął. Złodziej przy zdejmowaniu kluczy spowodował brzęk stali, który przebudził Daeran. Złodziej przyszedł tu najprawdopodobniej by uwolnić swojego przyjaciela, którego klatka wisiało obok klatki młodego drowa. Człowiek chciał ominąć klatki z mrocznymi elfami. Najwidoczniej bał się drowów nawet gdy byli za klatkami, ale gdy chciał dojść do swojego przyjaciela musiał przejść obok klatki Daerana. Młody drow wiedział o tym i kiedy złodziej przechodził obok jego klatki myśląc, że mroczny elf śpi rzucił kulę ciemności wrodzoną zdolność drowów. Człowiek był zmieszany. Nie miał pojęcia co się dzieje i dlaczego jest ciemno. Ten czas wystarczył Daeranowi by złapać złodzieja za tunami i szybkim szarpnięciem przyciągnąć go do swojej klatki. Przestraszony człowiek nadal trzymał klucze sztywno w ręce i nie stanowiło to problemu dla drowa je mu odebrać. Złodziej myślał, że jakiś duch zgasił światło w lochach i pociągnął za koszule. Kiedy zaczął krzyczeć o pomoc budząc strażników zauważył, że nie ma kluczy, które przedtem trzymał w ręce. Gdy strażnicy nadal wpół pijani zobaczyli otwartą klatkę drowa zawołali innych strażników i ogłosili alarm w mieście. Młody złodziej został następnego dnia ukamienowany za wypuszczenie więźnia.
Moje trzy lata w Murrannie by najgorszym okresem mego życia: Bieda, głód i złe warunki mieszkalne. Żyłem z rabunków i napaści na kupców. Mieszkałem w starych ruinach budynku mieszkalnego, który znajdował się trochę po za miastem. Spałem w nim w dzień, a nocą szukałem nowe ofiary. Kradłem złoto, drobne przedmioty, a głównie jedzenie. Zabijałem moje ofiary, co było o wiele łatwiejsze niż uderzenie
pałką w tył głowy. W ten sposób mogłem być pewny, że się nie obudzi i wezwie straże.Daeran Vendree
II
Rogrest wędrowny kupiec z Cormyru przeglądał swoje prywatne rzeczy. Musiał szybko spakować swoje drobiazgi. Była noc i niedługo mieli po niego przyjść jego towarzysze podróży. Rogrest wyruszał z powrotem do Cormyru i cieszył się już być znowu przy swojej rodzinie. Kupiec jednak nie zauważył cienia przechodzącego koło jego namiotu, który kierował się w kierunku wejścia do komnaty Rogresta. Daeran skradał się cicho za plecami swojej nowej
ofiary. Przy ostatnich krokach drow wyciągnął sztylet ze swojego buta. Rogrest zamknął skrzynkę ze swoimi kosztownościami i włożył klucz do jednej ze swych kieszeni. Kiedy kupiec chciał się obrócić poczuł palący bul w swoim kręgosłupie. To była ostatnia rzecz, którą czuł w swoim życiu. Daeran zaczął szukać klucza w kieszeniach kupca, a miał on naprawdę wiele kieszeni. Kiedy go nareszcie znalazł i otworzył skrzynkę zobaczył w niej wiele złota i biżuterii, ale jeden przedmiot przyciągnął jego szczególną uwagę. Był to sztylet wykonany z czystego mitrilu, miał uchwyt wykonany z łusek czarnego smoka. Łuski były lśniąco czarne, co mówiło, że smok musiał być jeszcze młody, ale ostrze było znakomitej roboty. Podziwianie ostrza przez drowa przerwał dopiero głos za pleców Daerana.
III
Minęły trzy dni od śmierci kupca, a w całym mieście strażnicy i milicja przeszukiwali wszystkie domy za mordercą Rogresta. Daeran zdawał sobie sprawę, że nie może się cały czas ukrywać i prędzej czy później do znajdą. Musiał znaleźć jakąś możliwość ucieczki z miasta. Na południe był olbrzymi las ciągnący się aż do samego Tethyru, na wschód było morze, na północ góry, a na zachód pustkowie. Długo rozmyślał aż nareszcie wybrał morze, którym mógł dotrzeć szybko do innych miast nie spotykając przy tym ludzi. Nazajutrz w nocy wybrał się na pokład statku w porcie. Poszedł do magazynu gdzie mógł być w miarę bezpieczny, że go nikt nie odkryje. Znajdując sobie wygodne miejsce, położył się i zasnął
. Kiedy Daeran się obudził usłyszał jak załoga przygotowuje się do wypłynięcia. To będzie długa podróż i drow nie wiedział czy wziął dość dużo pożywienia.
IV
"Morski Smok" powoli zbliżał się do miejsca swojego przeznaczenia -Waterdeep. Marynarze cieszyli się już na te parę dni na lądzie, na zimne piwo i kobiety. Żaden z nich nawet nie przypuszczał, że na ich pokładzie znajduje się drow. Kiedy już ostatecznie zbliżali się do portu marynarze zaczęli dziękować Umberly - suczej królowie poczym przybili do portu. Daeran
miał olbrzymie szczęście, bo ładunek miał być wyładowany dopiero następnego dnia. Drow cicho w nocy wykradł się z statku przechadzając się ciemnymi uliczkami. Kiedy nareszcie doszedł do bram miasta zakrył swoją twarz mocno kapturem. Strażnicy bramy przepuścili podróżnego. Daeran nie wiedział gdzie iść i gdy był już dość daleko od miasta po dłuższym namyśle skierował się na północ.
V
Miejscowy farmer z Neverwinter jechał swoim wozem do Luskanu by sprzedać swoje wyroby. Nagle przed nim z lasu wyłonił się ciemny mężczyzna. Był ubrany cały na czarno i był bardzo chudy, na szyi miał zawieszony naszyjnik na, którym była narysowana maska. Ten naszyjnik przedstawiał Mask boga złodziei i oszustw. Wyglądało na to, że obcy nie ma żadnej broni. Mężczyzna szedł w kierunku wozu. Kiedy doszedł już prawie do wozu farmer chciał go pozdrowić, ale wydobył z siebie tylko bełkot kiedy obcy podniósł swoją twarz. Jego skóra była cała czarna, na jego ramiona spadały mu jego białe jak śnieg włosy, a jego rysy były bardzo delikatne takie jak elfa. Farmer momentalnie zorientował się, że chodzi o drowa i próbował wydobyć swój miecz z pochwy. Jednak mroczny elf był szybszy, podnosząc swoje ramię wystrzeli ze swojej małej naręcznej kuszy zatruty bełt w klatkę piersiową człowieka. Farmer zawył z bólu i nagle poczuł odrętwienie wszystkich swoich mięśni i nie umiał podnieść swojej ręki, w której trzymał miecz. Mógł tylko patrzeć jak drow wyciąga ze swojego buta wspaniałej roboty sztylet. Mroczny elf zbliżył się powoli bez pośpiechu do swojej ofiary. Mógł w jego oczach widzieć strach przed śmiercią. Biedny kupiec nie miał nawet pojęcie, że śmierć może być taka bolesna. Drow bawiąc się z nim wbił mu sztylet do brzucha ciągnąc go do góry rozrywając jego narządy wewnętrzne. Elf wyjął sztylet z ciała farmera wycierając go o ubranie człowieka. Cały wóz był pełny krwi biednego farmera. Drow zostawił go w tym stanie by się męczył przed śmiercią. Człowiek nie umiał nawet krzyczeć z bólu, bo poprzez truciznę nie umiał otworzyć ust. Daeran mógł nareszcie zrobić sobie ucztę. Na wozie było dość jedzenia na parę dni. W czasie posiłku drow usłyszał krzyki za wzgórza. Jeśli byłaby jedna rzecz, którą Daeran miał wymienić za swoją wadę byłaby to na pewno ciekawość. Drow był na wzgórzu po paru minuta, a wzgórze było wysokie i strome. To co zobaczył na dole było naprawdę zdumiewające. Stało pod nim pięciu wojowników i jeden mag walczący z smokiem cienia. Daeran wiedział o smokach wystarczająco dużo by wiedzieć, że ludzie nie mają szans. Najbardziej, że ich mag leżał nie przytomny na ziemi uderzony ogonem smoka, a jeden z wojowników był trafiony magicznym strachem smoka cienia i siedział skulony za jakimś kamieniem. Mag najwyraźniej próbował utworzyć przejście do planu Cieni budząc przy tym smoka. Daeran próbował podejść parę kroków bliżej, ale poślizgnął się o kamień i z całą półką skalną zjechał na dół zabierając ze sobą mniejsze i większe kamienie. Ostatnie co widział był tracący równowagę pod naporem kamieni smok.
VI
Ethan, mag z Twierdzy Zhentil szedł do swojego domu w najbrudniejszej części miasta. Jego żołd nie był wcale marny, ale po prostu zbyt dużo wydawał na niepotrzebne drobiazgi. Mag wszedł do swojego domu by stwierdzić, że nic się nie zmieniło: książki leżały na półkach, łóżko było nie pościelone, a drow leżał
na nim. Najwyraźniej nawet się nie obudził, położył go na tym łóżku i od tego czasu nawet się nie ruszył. Ethan zaczął myśleć czy naprawdę nie popełnił błędu przyjmując tego elfa do swojego domu. Mag był pewny, że żyje, ale nie był pewny czy się kiedykolwiek obudzi. Ethan nie miał czasu na rozmyślanie, musiał poświęcić się swoim studiom magii. Musiał przestudiować dzisiaj czar błyskawicy. Ethan miał dostać za tydzień szaty maga, kiedy się o tym dowiedział, że jago nauczyciel przysłał mu drowa, którego znalazł na drodze do Luskanu. Wszystkie ciężkie roboty zwalał zawsze na niego. Kiedy mag w ten sposób rozmyślał zauważył, że powieki drowa zaczynają się poruszać. Mroczny elf otworzył powieki i kiedy zauważył maga powiedział parą słów w języku, którego Ethan nie rozumiał. Mag nauczył się kiedyś od swojego mistrza języka goblinów. Ethan miał dość wiedzy o drowach by wiedzieć, że rozumieją język goblinów składający się z trochę powyżej 100 słów.
VII
Daeran szedł już od dwóch godzin po mieście przeklinał fakt, że nie spytał Ethana gdzie jest ta cholerna ulica Wschodnia. Gdyby nie żelazna kondycja drowa dawno by się już załamał. Daeran zaczął myśleć nad możliwością spytania się jakiegoś człowieka. Nie, nie mógł się spytać jakiegoś śmierdzącego człowieka gdzie jest ulica Wschodnia to by było zbyt poniżające. Daeran przeszukał dwa razy całą część wschodnią miasta, ale nic nie znalazł. Ter
az szedł właśnie główną ulicą miasta szukając tej cholernej ulicy. Jak wy miał ludzkie pieniądze to by się skoczył do karczmy na zimne piwo, ale niestety nie miał pieniędzy. A właśnie przecież ta śmierdząca hołota chodząca obok niego miała masę pieniędzy. Daeran skręcił momentalnie jedną z ciemniejszych, bocznych uliczek. Na murku opierał się pijany człowiek-drow nie mógł znaleść łatwiejszej ofiary. Podszedł do pijaka wyrywając mu sakiewkę i szybkim uderzeniem w głowę go obezwładnił. Łatwiej być nie mogło. Daeran szybko przeszukał człowieka za jakimiś cennymi przedmiotami, ale nic nie znalazł. Kiedy się podnosił uderzył głową w jakąś tabliczkę. Daeran naprawdę zaczął myśleć nad faktem czy go już Tymora kompletnie opuściła. Drow kopnął znak i chciał już iść do knajpy kiedy przeczytał napis na tabliczce "ulica Wschodnia". Cholera, a już chciał iść się napić zimnego piwa. Jakiego on ma pecha. Ten duży, trzy piętrowy budynek szło już widzieć z daleka. Tutaj zapisywali się wszyscy ochotnicy do armii Zhentów. Daeran wszedł do budynku. Był on w miarę duży, ale jednak trochę za mały na tak dużą ilość osób, które przychodziły do tego budynku. Daeran podszedł do jednego z wielu osób wypełniających formularze.
VIII
Kompania Zhentów szukała już od dwóch dni Cormyrczyków grasujących w tym terenie. Na terenie Skalistych Ziem były porozkładane magiczne bramy, przez które twierdza Zhentil przesyłała różnego rodzaju potwory. Oczywiście te kreatury były zauroczone i pod kompletną władzą zhentowskich magów. Te potwory mają schodzić na dół do farm i wiosek by wyrzynać ludzi. Ale w ostatnim czasie coraz więcej bram znikało, a główna ilość potworów, które przeszły przez bramę nie żyły. Daeran szedł na czele oddziału jako zwiadowca. Miał znaleść i wprowadzić w zasadzkę cormyrskie oddziały. Żaden Cormyrczyk nie mógł przeżyć ani dowiedzieć się o obecności zhentowskich oddziałów w Skalistych Ziemiach. Szukali już od pięciu dni i nic nie znaleźli. Dzisiejszy, piąty dzień był ostatnim dniem ich podróży. Jeżeli nic nie znajdą to wracają. Przywódca grupy chciał dać rozkaz do powrotu do bramy kiedy drow, który by przed nimi dał znak ręką by stali w miejscu.
Byłem wiele lat u Zhentów nawet nie liczyłem dokładnie ile, ale w ciągu tego okresu zdobyłem sobie wielką sławę. Mnie zawsze wzywano gdy było trzeba kogoś zabić, obrabować, czy coś ukraść. Wynająłem sobie mieszkanie, a z pieniędzy moich ofiar i żołdu szło dobrze żyć i na niczym nie brakowało. Życie u Zhentów było ciekawe. Byłem u nich akceptowany i miałem wysokie stanowisko w społeczności. Ale zawsze mogło by być lepiej.
Daeran Vendree
IX
Zhentowie mieli wiele teleportów łączących twierdze Zhentil z innymi punktami świata. Jeden z tych bram prowadził do Calimportu, do kwatery pewnego maga, agenta Zhentil. Tym teleportem przeszli Daeran i Ethan. Mieli oni wybudować gildie złodziejską w Luskanie dlatego, że twierdza Zhentil chciała mieć wpływy na to co dzieje się na północy. Podróżnicy wzięli w nocy statek wynajęty przez Zhentów, który 2 tygodnie później dobił w Luskanie do portu. Dlatego teraz stali tu przed olbrzymim drewnianym budynkiem, którzy kupili Zhentowie by był jak największy i jak najtańszy. Budowla była cała zrujnowana i będzie to kosztowało majątek do odnowić. Zhentowie tym się oczywiście nie zajmują i jak zawsze będą musieli oni płacić z własnej kasy.