Daeran Vendree

 

                    Urodziłem się w Roku Skały w miesiącu Mirtul w lesie Mir ( w kolonii drowów ). W przeciwieństwie do moich kuzynów z Podmroku nie umiem lewitować ( żaden drow na powierzchni nie umie lewitować ). Byłem drugim synem w mojej rodzinie, moim bratem był o 23 lata starszy mag. Jak każdy mroczny elf z rodziny szlacheckiej przez pierwsze 10 lat byłem pod opieką mojej starszej siostry, potem byłem przez 6 lat księciem służebnym aż stałem się dorosłym członkiem mojej rodziny. Przez następne 3 lata byłem uczony szermierki przez fechmistrza mojego Domu. Później zostałem wysłany do Melee-Magthere szkoły dla wojowników. Przez piętnaście lat nauki w Melee-Magthere obsługiwałem się dwoma sejmitarami ( którymi obsługuję się do dziś ). Byłem raczej przeciętny wojownikiem ( wśród drowów ) na zakończenie w Arach-Tinilith ( szkoła dla wysokich kapłanek ) był przeprowadzany tradycyjny rytuał ( ci którzy czytali "Ojczyznę" R.A.Salvatore wiedzą o co chodzi ). Po ukończeniu szkoły wojowników robiliśmy patrole przez las w okolicy kolonii. W czasie jednego takiego patrolu wpadliśmy w zasadzkę zrobioną przez ludzi. Część moich towarzyszy została zabita, a ci którzy się poddali zostali pojmani. Uprowadzono nas do Murrannu koło Amn.

                                                                                                          Daeran Vendree 

 

                                                                                                      I

                                Murran było to miasto kupieckie, w którym od ludzi roiło się na ulicach. Kupcy chyba nie chcieli marnować drogich jajek dlatego obrzucali drowów kartoflami ( co o wiele bardziej bolało ). Strażnicy najwidoczniej cieszyli się z perspektywy torturowania mrocznych elfów. Więźniowie zostali wprowadzeni do miejscowego więzienia ( jeśli ciemne lochy można tak nazwać ). Każdy z nich był trzymany w osobnej klatce, a klucze do każdej klatki były zawieszone obok wejścia do lochów. Murran był brudnym i ubogim miastem, dlatego też dwóch strażników stojących przy drzwiach było lekko uzbrojonymi Beduinami: mieli długi czarny szal owinięty o głowę w ten sposób, że szło widzieć tylko ich oczy i grubą czarną tunikę, przy pasie mieli przypiętą szablę złego wykonania. Daeran nie umiał zasnąć przez prawie całą noc w przeciwieństwie do Beduinów, którzy na święto dnia napili się piwa z beczek, po czym kompletnie pijani zasnęli tam gdzie stali. Kiedy młodemu elfowi nareszcie udało się zasnąć do lochów wszedł złodziej. Przypadkowo nadepnął na nogę jednego ze strażników, który wydobył siebie parę cichych przekleństw po czym znów zasnął. Złodziej przy zdejmowaniu kluczy spowodował brzęk stali, który przebudził Daeran. Złodziej przyszedł tu najprawdopodobniej by uwolnić swojego przyjaciela, którego klatka wisiało obok klatki młodego drowa. Człowiek chciał ominąć klatki z mrocznymi elfami. Najwidoczniej bał się drowów nawet gdy byli za klatkami, ale gdy chciał dojść do swojego przyjaciela musiał przejść obok klatki Daerana. Młody drow wiedział o tym i kiedy złodziej przechodził obok jego klatki myśląc, że mroczny elf śpi rzucił kulę ciemności wrodzoną zdolność drowów. Człowiek był  zmieszany. Nie miał pojęcia co się dzieje i dlaczego jest ciemno. Ten czas wystarczył Daeranowi by złapać złodzieja za tunami i szybkim szarpnięciem przyciągnąć go do swojej klatki. Przestraszony człowiek nadal trzymał klucze sztywno w ręce i nie stanowiło to problemu dla drowa je mu odebrać. Złodziej myślał, że jakiś duch zgasił światło w lochach i pociągnął za koszule. Kiedy zaczął krzyczeć o pomoc budząc strażników zauważył, że nie ma kluczy, które przedtem trzymał w ręce. Gdy strażnicy nadal wpół pijani zobaczyli otwartą klatkę drowa zawołali innych strażników i ogłosili alarm w mieście. Młody złodziej został następnego dnia ukamienowany za wypuszczenie więźnia.

 

 

                             Moje trzy lata w Murrannie by najgorszym okresem mego życia: Bieda, głód i złe warunki mieszkalne. Żyłem z rabunków i napaści na kupców. Mieszkałem w starych ruinach  budynku mieszkalnego, który znajdował się trochę po za miastem. Spałem w nim w dzień, a nocą szukałem nowe ofiary. Kradłem złoto, drobne przedmioty, a głównie jedzenie. Zabijałem moje ofiary, co było o wiele łatwiejsze niż uderzenie pałką w tył głowy. W ten sposób mogłem być pewny, że się nie obudzi i wezwie straże.

                                                                                                              Daeran Vendree

 

 

                                                                               II

                               Rogrest wędrowny kupiec z Cormyru przeglądał swoje prywatne rzeczy. Musiał szybko spakować swoje drobiazgi. Była noc i niedługo mieli po niego przyjść jego towarzysze podróży. Rogrest wyruszał z powrotem do Cormyru i cieszył się już być znowu przy swojej rodzinie. Kupiec jednak nie zauważył cienia przechodzącego koło jego namiotu, który kierował się w kierunku wejścia do komnaty Rogresta. Daeran skradał się cicho za plecami swojej nowej ofiary. Przy ostatnich krokach drow wyciągnął sztylet ze swojego buta. Rogrest zamknął skrzynkę ze swoimi kosztownościami i włożył klucz do jednej ze swych kieszeni. Kiedy kupiec chciał się  obrócić poczuł palący bul w swoim kręgosłupie. To była ostatnia rzecz, którą czuł w swoim życiu. Daeran zaczął szukać klucza w kieszeniach kupca, a miał on naprawdę wiele kieszeni. Kiedy go nareszcie znalazł i otworzył skrzynkę zobaczył w niej wiele złota i biżuterii, ale jeden przedmiot przyciągnął jego szczególną uwagę. Był to sztylet wykonany z czystego mitrilu, miał uchwyt wykonany z łusek czarnego smoka. Łuski były lśniąco czarne, co mówiło, że smok musiał być jeszcze młody, ale ostrze było znakomitej roboty. Podziwianie ostrza przez drowa przerwał dopiero głos  za pleców Daerana.
-Ej, kto tam!
-Ten dupek zabił naszego przyjaciela!
-Na niego!
      
Trzech mężczyzn uzbrojonych tylko w długie miecze rzuciło się na Daerana. Drow nie miał czasu na zastanawianie się i szybko wyciągnął swoje dwa sejmitary  próbując odbić cios pierwszego z wojowników. Jednak Daeranowi udało się tylko częściowo odbić cios i ostrze przejechało po jego prawym ramieniu powodując głęboką i bolesną ranę. Drow jednak nie poddał się i wymierzył cios w biodro. Człowiek nie był zbyt dobrym wojownikiem
i nie udało mu się sparować ciosy. Ostrze przeszło na wylot, a wojownik zawył z bólu i upadł na ziemie. Dwaj przyjaciele człowieka widząc go leżącego na ziemi w swojej własnej kałuży krwi w padli w szał bojowy. Atakowali jak dzicy na Daerana zapominając o swojej obronie. Pierwszy z dwóch oberwał cięcie w prawe ramię upuszczając przy tym broń. Drugi oberwał cios przechodzący przez jego policzek zostawiając za sobą dużą bliznę. Kiedy pierwszy zaczął uciekać drugi wojownik zorientował się, że nie ma szans wygrać sam przeciwko drowowi i wybrał ucieczkę. Daeran odetchnął z ulgą. Chwila odpoczynku dobrze by mu się przydała, ale nie miał czasu, bo odgłosy walki  zwabiły strażników. Daeran szybko schował selmitary i wziął sztylet z łusek smoka na miejsce starego sztyletu. Drow wybiegł z namiotu prawie zderzając się z strażnikami. Strażnicy nie byli przygotowani do nagłego spotkania mrocznego elfa i przez chwilę stali jak wryci. Ten czas wystarczył Daeranowi by uzyskać duża przewagę nad jego pościgiem. Ludzie nie umieli równać się z szybkimi nogami elfa i po paru sekundach stracili do z oczu.

 

 

                                                                                    III  

                             Minęły trzy dni od śmierci kupca, a w całym mieście strażnicy i milicja przeszukiwali wszystkie domy za mordercą Rogresta. Daeran zdawał sobie sprawę, że nie może się cały czas ukrywać i prędzej czy później do znajdą. Musiał znaleźć jakąś możliwość ucieczki z miasta. Na południe był olbrzymi las ciągnący się aż do samego Tethyru, na wschód było morze, na północ góry, a na zachód pustkowie. Długo rozmyślał aż nareszcie wybrał morze, którym mógł dotrzeć szybko do innych miast nie spotykając przy tym ludzi. Nazajutrz w nocy wybrał się na pokład statku w porcie. Poszedł do magazynu gdzie mógł być w miarę bezpieczny, że go nikt nie odkryje. Znajdując sobie wygodne miejsce, położył się i zasnął. Kiedy Daeran się obudził usłyszał jak załoga przygotowuje się do wypłynięcia. To będzie długa podróż i drow nie wiedział czy wziął dość dużo pożywienia.

 

 

                                                                                   IV

                              "Morski Smok" powoli zbliżał się do miejsca swojego przeznaczenia -Waterdeep. Marynarze cieszyli się już na te parę dni na lądzie, na zimne piwo i kobiety. Żaden z nich nawet nie przypuszczał, że na ich pokładzie znajduje się drow. Kiedy już ostatecznie zbliżali się do portu marynarze zaczęli dziękować Umberly - suczej królowie poczym przybili do portu. Daeran miał  olbrzymie szczęście, bo ładunek miał być wyładowany dopiero następnego dnia. Drow cicho w nocy wykradł się z statku przechadzając się ciemnymi uliczkami. Kiedy nareszcie doszedł do bram miasta zakrył swoją twarz mocno kapturem. Strażnicy bramy przepuścili podróżnego. Daeran nie wiedział gdzie iść i gdy był już dość daleko od miasta po dłuższym namyśle skierował się na północ.

 

 

                                                                                         V

                              Miejscowy farmer z Neverwinter jechał swoim wozem do Luskanu by sprzedać swoje wyroby. Nagle przed nim z lasu wyłonił się ciemny mężczyzna. Był ubrany cały na czarno i był bardzo chudy, na szyi miał zawieszony naszyjnik na, którym była narysowana maska. Ten naszyjnik przedstawiał Mask boga złodziei i oszustw. Wyglądało na to, że obcy nie ma żadnej broni. Mężczyzna szedł w kierunku wozu. Kiedy doszedł już prawie do wozu farmer chciał go pozdrowić, ale wydobył z siebie tylko bełkot kiedy obcy podniósł swoją twarz. Jego skóra była cała czarna, na jego ramiona spadały mu jego białe jak śnieg włosy, a jego rysy były bardzo delikatne takie jak elfa. Farmer momentalnie zorientował się, że chodzi o drowa i próbował wydobyć swój miecz z pochwy. Jednak mroczny elf był szybszy, podnosząc swoje ramię wystrzeli ze swojej małej naręcznej kuszy zatruty bełt w klatkę piersiową człowieka. Farmer zawył z bólu i nagle poczuł odrętwienie wszystkich swoich mięśni i nie umiał podnieść swojej ręki, w której trzymał miecz. Mógł tylko patrzeć jak drow wyciąga ze swojego buta wspaniałej roboty sztylet. Mroczny elf zbliżył się powoli bez pośpiechu do swojej ofiary. Mógł w jego oczach widzieć strach przed śmiercią. Biedny kupiec nie miał nawet pojęcie, że śmierć może być taka bolesna. Drow bawiąc się z nim wbił mu sztylet do brzucha ciągnąc go do góry  rozrywając jego narządy wewnętrzne. Elf wyjął sztylet z ciała farmera wycierając go o ubranie człowieka. Cały wóz był pełny krwi biednego farmera. Drow zostawił go w tym stanie by się męczył przed śmiercią. Człowiek nie umiał nawet krzyczeć z bólu, bo poprzez truciznę nie umiał otworzyć ust. Daeran mógł nareszcie zrobić sobie ucztę. Na wozie było dość jedzenia na parę dni. W czasie posiłku drow usłyszał krzyki za wzgórza. Jeśli byłaby jedna rzecz, którą Daeran miał wymienić za swoją wadę byłaby to na pewno ciekawość. Drow był na wzgórzu po paru minuta, a wzgórze było wysokie i strome. To co zobaczył na dole było naprawdę zdumiewające. Stało pod nim pięciu wojowników i jeden mag walczący z smokiem cienia. Daeran wiedział o smokach wystarczająco dużo by wiedzieć, że ludzie nie mają szans. Najbardziej, że ich mag leżał nie przytomny na ziemi uderzony ogonem smoka, a jeden z wojowników był trafiony magicznym strachem smoka cienia i siedział skulony za jakimś kamieniem. Mag najwyraźniej próbował utworzyć przejście do planu Cieni budząc przy tym smoka. Daeran próbował podejść parę kroków bliżej, ale poślizgnął się o kamień i z całą półką skalną zjechał na dół zabierając ze sobą mniejsze i większe kamienie. Ostatnie co widział był tracący równowagę pod naporem kamieni smok.

 

 

                                                                                        VI

                              Ethan, mag z Twierdzy Zhentil szedł do swojego domu w najbrudniejszej części miasta. Jego żołd nie był wcale marny, ale po prostu zbyt dużo wydawał na niepotrzebne drobiazgi. Mag wszedł do swojego domu by stwierdzić, że nic się nie zmieniło: książki leżały na półkach, łóżko było nie pościelone, a drow leżał na nim. Najwyraźniej nawet się nie obudził, położył go na tym łóżku i od tego czasu nawet się nie ruszył. Ethan zaczął myśleć czy naprawdę nie popełnił błędu przyjmując tego elfa do swojego domu. Mag był pewny, że żyje, ale nie był pewny czy się kiedykolwiek obudzi. Ethan nie miał czasu na rozmyślanie, musiał poświęcić się swoim studiom magii. Musiał przestudiować dzisiaj czar błyskawicy. Ethan miał dostać za tydzień szaty maga, kiedy się o tym dowiedział, że jago nauczyciel przysłał mu drowa, którego znalazł na drodze do Luskanu. Wszystkie ciężkie roboty zwalał zawsze na niego. Kiedy mag w ten sposób rozmyślał zauważył, że powieki drowa zaczynają się poruszać. Mroczny elf otworzył powieki i kiedy zauważył maga powiedział parą słów w języku, którego Ethan nie rozumiał. Mag nauczył się kiedyś od swojego mistrza języka goblinów. Ethan miał dość wiedzy o drowach by wiedzieć, że rozumieją język goblinów składający się z trochę powyżej 100 słów. 
-Jak się nazywasz?- pytał Ethan nie wiedząc dobrze co powiedzieć.
-D
aeran Vendree.
-Gdzie ja jestem?
-W twierdzy Zhentil.
Daeran przeszukiwał wszystkie swoje komórki w bolącej go głowie o Zhentil. W tedy przypomniał sobie długie noce w Murrannie kiedy nie mając nic lepszego do roboty podsłuchiwał ludzi i słuchał ich opowieści. Drow nie umiał zbyt dobrze języka ludzi, umiał parę podstawowych słów, które nauczył się w lesie Mir i potem te, które nauczył się sam domyślając się ich znaczenia. Daeran przypomniał sobie rozmowę, którą kiedyś podsłuchiwał. Ludzie rozmawiali o złym
imperium Zhentów, których jedynym celem jest tyranizowanie ludzi i zdobywanie nowego terytorium. Zhentowie sprzymierzali się ze wszystkimi stworami, z którymi mogli się sprzymierzyć, nawet z beholderami to dlaczego nie z nim!? 
-Drowie co robiłeś na drodze do Luskanu?
-Nic.
-Jak nic?
-A co cię to obchodzi! - drow wypowiedział się w języku ludzi co najwyraźniej zaskoczyło maga.
-Nieważne. W ostatnim czasie tracimy coraz więcej ludzi przez tego cholernego Elministera, a nasza czarna sieć w Cormyrze się załamu
je. Dlatego rekrutujemy jak najwięcej nowych ludzi: żołnierzy, agentów, zabójców i wszysktich, których możemy znaleść. Dlatego będziesz dla nas pracował.
-A co jak się nie zgadzam!?
-Mamy dobre metody przekonywania. Chcesz jakieś z nich wypróbować? 
-Hmm.
No dobra może się zgodzę. Zależy co mi zaproponujecie.
-Twoje życie i pozycje.
-Jaką pozycje?
-Agenta twierdzy Zhentil. Po twoim ubiorze widać, że jesteś zabójcą. Kto inny niż skrytobójca nosił by czarną ćwiekowaną zbroje, parę sztyletów do rzucania i jede
n sztylet w bucie. Masz ciekawą naręczną kusze, chyba się nie obrazisz, że wzięliśmy cały twój ekwipunek? Dostaniesz go gdy zdecydujesz się dla nas pracować. Jeśli się już zdecydujesz to pójdź na ulicę Wschodnią, tam jest duży, trzy piętrowy budynek. Wejdź do niego i zapytaj o Mistrza Larrena on ci powie co dalej. A i nie masz się co obawiać ludzi. Widok drowa w tym mieście jest może dziwny, ale mieszkańcy tego miasta są przyzwyczajeni do tego rodzaju widoków.

 

 

                                                                                   VII

                        Daeran szedł już od dwóch godzin po mieście przeklinał fakt, że nie spytał Ethana gdzie jest ta cholerna ulica Wschodnia. Gdyby nie żelazna kondycja drowa dawno by się już załamał. Daeran zaczął myśleć nad możliwością spytania się jakiegoś człowieka. Nie, nie mógł się spytać jakiegoś śmierdzącego człowieka gdzie jest ulica Wschodnia to by było zbyt poniżające. Daeran przeszukał dwa razy całą część wschodnią miasta, ale nic nie znalazł. Teraz szedł właśnie główną ulicą miasta szukając tej cholernej ulicy. Jak wy miał ludzkie pieniądze to by się skoczył do karczmy na zimne piwo, ale niestety nie miał pieniędzy. A właśnie przecież ta śmierdząca hołota chodząca obok niego miała masę pieniędzy. Daeran skręcił momentalnie jedną z ciemniejszych, bocznych uliczek. Na murku opierał się pijany człowiek-drow nie mógł znaleść łatwiejszej ofiary. Podszedł do pijaka wyrywając mu sakiewkę i szybkim uderzeniem w głowę go obezwładnił. Łatwiej być nie mogło. Daeran szybko przeszukał człowieka za jakimiś cennymi przedmiotami, ale nic nie znalazł. Kiedy się podnosił uderzył głową w jakąś tabliczkę. Daeran naprawdę zaczął myśleć nad faktem czy go już Tymora kompletnie opuściła. Drow kopnął znak i chciał już iść do knajpy kiedy przeczytał napis na tabliczce "ulica Wschodnia". Cholera, a już chciał iść się napić zimnego piwa. Jakiego on ma pecha. Ten duży, trzy piętrowy budynek szło już widzieć z daleka. Tutaj zapisywali się wszyscy ochotnicy do armii Zhentów. Daeran wszedł do budynku. Był on w miarę duży, ale jednak trochę za mały na tak dużą ilość osób, które przychodziły do tego budynku. Daeran podszedł do jednego z wielu osób wypełniających formularze.
-Gdzie znajdę tu Mistrza Larrena?
-Pierwsze drzwi w lewo na t
rzecim piętrze.
Kiedy Daeran wszedł na trzecie piętro nareszcie mógł odetchnąć. Było tu cicho i spokojnie. Daeran wszedł do pokoju, który został mu wskazany. Siedział w nim mag średniego wieku. Choć u czarodziejów nigdy nie można być pewnym wieku.
-A to je
steś tym drowem, który uratował mi życie. Mogę się spytać jak się nazywasz?
-Daeran Vendree, a teraz chcę nareszcie moje uzbrojenie!
-Dobra, ale wszystko po kolei. Będziesz dla nas pracował?
-A co mi dacie w zamian?
-Żołd, stanowisko itd.
-A jeśli nie przy
mnę tej propozycji?
Mag skinął na strażnika, który trzymał w ręce napiętą kusze wycelowaną prosto w głowę drowa.
-Twoje argumenty są dość przekonujące. Zgodzę się, ale chcę dowiedzieć się coś więcej na temat mojej pracy... .

 

 

                                                                                 VIII

                  Kompania Zhentów szukała już od dwóch dni Cormyrczyków grasujących w tym terenie. Na terenie Skalistych Ziem były porozkładane magiczne bramy, przez które twierdza Zhentil przesyłała różnego rodzaju potwory. Oczywiście te kreatury były zauroczone i pod kompletną władzą zhentowskich magów. Te potwory mają schodzić na dół do farm i wiosek by wyrzynać ludzi. Ale w ostatnim czasie coraz więcej bram znikało, a główna ilość potworów, które przeszły przez bramę nie żyły. Daeran szedł na czele oddziału jako zwiadowca. Miał znaleść i wprowadzić w zasadzkę cormyrskie oddziały. Żaden Cormyrczyk nie mógł przeżyć ani dowiedzieć się o obecności zhentowskich oddziałów w Skalistych Ziemiach. Szukali już od pięciu dni i nic nie znaleźli. Dzisiejszy, piąty dzień był ostatnim dniem ich podróży. Jeżeli nic nie znajdą to wracają. Przywódca grupy chciał dać rozkaz do powrotu do bramy kiedy drow, który by przed nimi dał znak ręką by stali w miejscu. 
     
                         Daeran zobaczył za przełęczą grupkę żołnierz, prawdopodobnie Cormyrczyków. Założyli obóz by tu przenocować dlatego mieli raczej małe szanse uciec. Drow poszedł do swojego oddziału i wsiadł na swego konia. Daeran dał rozkaz na atak i grupka składająca się z kilku dziesięciu jeźdźców ruszyła na atak. Drow trzymał się specjalnie z tyłu by nie być w niebezpieczeństwie i pozwolić żołnierzom zrobić brudną robotę. Zhentowie wpadli do obozu nie napotykając prawie w ogóle oporu. Cormyrczycy nie oczekiwali ataku wroga, walczyli w tych rejonach z orkami i potworami, ale nie z Zhentami. Żołnierze Cormyru od początku bitwy nie mieli szans, ale Daeran nie biorący bezpośrednio udziału w walce zauważył dwóch osobnych jeźdźców na południu, którzy przez pewien czas przyglądali się walce, a teraz zaczęli jechać na zachód. Drow nie miał czasu zwoływać swoich ludzi, musiał sam zająć się tymi dwoma. Daeran przyspieszył swego konia i zaczął gonić jeźdźców. Kiedy ludzie zauważyli, że ich ktoś goni przyspieszyli swoje rumaki i zaczęli uciekać. Drow nie umiał ich zbytnio dogonić. Jeźdźcy uciekali w stronę pobliskiego lasu. Kiedy byli już w lesie Daeran rzucił przed nimi kulę ciemności. Jedne z ludzi wjechał w kule i już z niej nie wyszedł-najwyraźniej uderzył w drzewo. Daeran nie miał czasu się nim zajmować, bo musiał podążać za drugim jeźdźcom. Drow mógł dostrzec w pobliżu zabudowania i nie miał już czasu. Musiał strzelać z kuszy, ale miał tylko jeden strzał. Daeran podniósł swoją prawą rękę namierzył jak najlepiej mógł w tej sytuacji i strzelił. Pocisk chybił człowieka i wbił się w ciało konia. Daeran wydobył z siebie wszystkie najgorsze przekleństwa, które pamiętał i miał w planie zawrócić gdy zauważył, że koń człowieka zaczyna się kiwać. Zabójca naprawdę nie wiedział czy ta dawka działa na konie, bo tego jeszcze nigdy nie próbował. Koń człowieka ostatecznie się przewrócił przygniatając pod sobą swojego jeźdźca. To był jego koniec.

 

 

                Byłem wiele lat u Zhentów nawet nie liczyłem dokładnie ile, ale w ciągu tego okresu zdobyłem sobie wielką sławę. Mnie zawsze wzywano gdy było trzeba kogoś zabić, obrabować, czy coś ukraść. Wynająłem sobie mieszkanie, a z pieniędzy moich ofiar i żołdu szło dobrze żyć i na niczym nie brakowało. Życie u Zhentów było ciekawe. Byłem u nich akceptowany i miałem wysokie stanowisko w społeczności. Ale zawsze mogło by być lepiej.

                                                                                                                       Daeran Vendree

 

                                                                                   IX

                    Zhentowie mieli wiele teleportów łączących twierdze Zhentil z innymi punktami świata. Jeden z tych bram prowadził do Calimportu, do kwatery pewnego maga, agenta Zhentil. Tym teleportem przeszli Daeran i Ethan. Mieli oni wybudować gildie złodziejską w Luskanie dlatego, że twierdza Zhentil chciała mieć wpływy na to co dzieje się na północy. Podróżnicy wzięli w nocy statek wynajęty przez Zhentów, który 2 tygodnie później dobił w Luskanie do portu. Dlatego teraz stali tu przed olbrzymim drewnianym budynkiem, którzy kupili Zhentowie by był jak największy i jak najtańszy. Budowla była cała zrujnowana i będzie to kosztowało majątek do odnowić. Zhentowie tym się oczywiście nie zajmują i jak zawsze będą musieli oni płacić z własnej kasy.