Suncity

Tia otworzyła oczy. Nie mogła spać. Ciągle jeszcze myślała o tym co ją spotkało, co zniweczyło tyle lat jej szczęścia. Nikomu, ani obcym osobom, ani sobie nie życzyłaby takiego koszmaru...koszmaru, który choć tak bardzo chciała nie był snem. Aż strach pomyśleć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Prześladujące ją myśli nie dawały spać. Zdawało jej się, że już nigdy nie będzie mogła usnąć w spokoju, że pamięć nie pozwoli jej zaznać normalnego życia. Chociaż był to dla niej bardzo duży wysiłek, sprawiający ogromny ból w sercu, zaczęła przypominać sobie wszystko od początku, on nowa, a pamiętała bardzo dobrze.

Dzień był bardzo pogodny, lecz gdy niebo zaczęło niżyć się ku zachodowi nad błękitnym niebem zaczęły zbierać się chmury. Wieczorem deszcz zaczął walić jak oszalały w drewniane mury i szyby domu. Tia wraz ze swoją przyjaciółką Yean beztrosko siedziała w przytulnym pokoju, co chwila po pijając zaparzoną przez towarzyszkę herbatę ziołową. Cynowy kubek miło grzał jej ręce, pozwalając odprężyć się po męczącym dniu. W kominku lekko dopalał się ogień, co dawało przytulny nastrój. W pewnym momencie ktoś głośno zapukał do drzwi. Yean poderwała się z miejsca. ,,Któż może nas odwiedzać w taką pogodę?’’ - rzekła cicho ostrożnie zbliżając się do drzwi. Teraz pukanie przerodziło się w mocne walenie, co zaczęło niepokoić przyjaciółki. Z dworu dało się słyszeć męski głos ,,Proszę wpuśćcie mnie, przybywam z Suncity...’’. Na te słowa z niezrozumiałej dla Yean przyczyny, Tia donośnym tonem rzekła ,,Wpuść go!’’. Dziewczyna bez słowa otworzyła mosiężne drzwi. Za nimi ujrzała ubranego w długi do kostek płaszcz wysokiego mężczyznę. On nie czekając na pozwolenie wkroczył w przedsionek domu i opierając się o ścianę, próbował złapać tchu. Podniósł wszywszy głowę oparł wzrok na przestraszonej bohaterce i jakby z wielkim trudem spytał ,,Szukam Tiany Shawrock,....czy to pani”?. Na te słowa stojąca dotychczas w głębi pokoju dziewczyna podbiegła do przybysza i klękając przy nim odparła ,, To mnie pan szukał, czy coś się stało?’’. Mina nieznajomego w tym momencie nabrała powagi, on sam wyprostował się i patrząc na nią z nieuzasadnionym smutkiem rzekł: ,,Jak dobrze, że panią znalazłem. Zostałem tutaj wysłany przez pani najstarszego brata, bardzo przykro jest mi to mówić, ale ...’’ W tym miejscu zatrzymał się i jakby bojąc się ujawnić dalszą treść opowiadania spuścił wzrok na podłogę. ,,Ale co?’’ –zniecierpliwiona Tiana gwałtownie potrząsnęła mężczyzną. ,,...,ale... kazano mi przekazać, że Verg jest umierający....’’ Po tych słowach zamknął oczy i mocno zacisnął wargi, jakby nie chcąc się dać ponieść uczuciom, lecz mimowolnie po chwili na jego twarzy pojawiła się srebrzysta łza. Yean niepokojąco spojrzała na przyjaciółkę, która stanęła jak wryta nie mogąc wydobyć z siebie słowa. ,,Co się stało, co się dzieje..., Tia kim jest Verg, chce wiedzieć!’’. ,, To mój brat!’’- rzekła dziewczyna ,,...., a ty jesteś Jordan, prawda?’’- zwróciła się do przybysza. On w tym momencie spojrzał na nią i ze zdziwieniem spytał ,,Pamięta mnie pani?’’. ,,Ależ oczywiście, że pamiętam, przecież tyle lat byliśmy sąsiadami‘’. Spojrzała się na towarzyszkę i powiedziała stanowczo ,,Yean proszę Cię, pozwól Jordanowi zostać tutaj, aż nabierze sił’’ ,,Ależ oczywiście, ale co ty teraz masz zamiar zrobić?’’ -spytała z troską stojąca przy niej dziewczyna. Na te słowa Tia spojrzała w na byłego znajomego, jakby on miał udzielić jej odpowiedzi. Chwyciła go za ramię i pomagając iść, zaprowadziła do swojego pokoju. “Niech pan się dobrze wyśpi,...dziękuje za wszystko’’. Uśmiechnęła się do niego po czym wyszła gasząc stojąca przy wejściu świeczkę. Zeszła do największego pokoju, gdzie czekała na nią denerwująca się przyjaciółka. ,,I co ty masz zamiar teraz zrobić?’’- zapytała ponownie. Jej przyjaciółka usiadła na fotelu westchnęła głęboko. Wydawało się, że dopiero teraz dotarła do niej nowina o umierającym bracie, bo spojrzała w górę, jej wargi zaczęły drżeć, a spod zamkniętych oczu wypłynęły łzy. Można by pomyśleć, że wojowniczka, która zabiła już tyle istot, okradła tyle ludzi i widziała już wiele przelanej krwi nie może być zdolna to płaczu. A jednak. Yean podeszła do niej i klękając przytuliła i zaczęła uspokajać jak małą dziewczynkę. ,,To straszne, on był zawsze moim najlepszym przyjacielem ’’ rzekła przygnębiona.- ,,...nie mam wyjścia, muszę przy nim być!’’. Wstała, otarła łzy i chwyciła przygotowane wcześniej koce. ,,Musze się wyspać, jutro z rana wyruszam do Suncity’’. ,,Tia’’ –zwróciła się do niej koleżanka -,, Przecież to wiele dni drogi stąd, zanim uda Ci się dotrzeć....”. W ostatnim momencie złapała się za słowa, przecież nie chciała urazić nikogo. .,,Tak, wiem, ale mam zamiar popłynąć statkiem, będzie dużo szybciej’’. Odwróciła się i zaczęła iść w kierunku miejsca gdzie miała spać, kiedy koleżanka ostrzegła ją jeszcze raz ,,Proszę Cię za stanów się, przecież to niebezpieczne’’. Na te słowa tamta zatrzymała się, odwróciła i spojrzawszy jej prosto w oczy powiedziała ,,Yean, czy ty naprawdę nie potrafisz tego zrozumieć, mój brat umiera...’’. Powiedziała to jakby z wyrzutem, głównie za to, że tak bliska jej osoba nie rozumie jej uczuć. Weszła do pokoju zamykając za sobą skrzypiące drzwi. Yean nie czuła się zmęczona. Stojąc bezradnie rozmyślała o dzisiejszym dniu i miała ogromne pretensje do samej siebie za swoje zachowanie i za brak zrozumienia. Wolnym krokiem podeszła do okna. Odgarnęła ręką zasłony. Deszcz przestał padać.

CZĘŚĆ DRUGA

Następny dzień wydawał się idealny na podróż. Tiana spakowała najważniejsze rzeczy. W kuchni Yean pospiesznie przygotowywała kanapki. Owinęła je w papier i schowała do plecaka przyjaciółki. W pewnym momencie usłyszała skrzypienie schodów. Do kuchni weszła obrana w brązowy płaszcz i długie kozaki Tia.

.,,- Jestem gotowa’’- powiedziała ze drżeniem w głosie.

Jeszcze tylko chwila pożegnania i staje się częścią świata. Szlak dłużył się pośród wysokich drzew i nieznanych roślin. Bohaterka była bardzo wyczerpana. Już od kilku godzin bezustannie podążała wskazanym jej szlakiem. Lecz zamiast miasta portowego widziała tylko dziką przyrodę. W końcu, po jakimś czasie jej oczom ukazał się ponury widok brudnych, zatłoczonych ulic. Pomiędzy wysokimi budynkami przechadzało się wiele osób, ale przeważającą ludność stanowili ludzie. Tia niepewnym krokiem kroczyła w głąb miasta. Czuła się obca, zdawało jej się, że obserwują ją przechodzące osoby. Czując, że nie trafi sama do portu zapytała o drogę napotkanego starego handlarza. Odpowiedz na to pytanie kosztowała ją oczywiście kilka koron. Potem starzec próbował wcisnąć w nią swój ,,wspaniały wywar kojący rany’’, ale dziewczyna dziękując oddaliła się. Do portu prowadziła wąska i brukowana droga. Kiedy już dotarła zadziwił ją widok pięknych, wielkich, bogato zdobionych statków. Obok nich, lekko kołysząc się na wodzie przywiązane do krętego molo spoczywały mniejsze łódki o prostej, niezbyt skomplikowanej budowie. Wszystko to nadawało wspaniały urok całemu miejscu. Jedyną rzeczą jaka psuła wrażenie był unoszący się wszędzie zapach ryb. Teraz wystarczyłoby tylko poszukać jakiegoś transportu do Suncity, ale jak się okaże to wcale nie będzie takie łatwe jak się wydaje.

Rozglądała się wkoło. W pewnym momencie jej uwagę przykuł wysoki mężczyzna. Ubrany był jak typowy żeglarz i zmierzał ku obdrapanemu budynkowi przy wejściu do portu. Wchodząc do niego, przez chwile jego wzrok oparł się na bohaterce, ale to trwało tylko kilka sekund. Starannie zamknął drzwi. Można by pomyśleć, że miejsce gdzie się udał, było miejscem gdzie spotyka się większość załogi statków przybijających do tego portu. Tak tez pomyślała Tia. Bojąc się trochę reakcji ,,bywalców’’ niepewnie nacisnęła na klamkę. Gdy otworzyła drzwi gwar panujący w pomieszczeniu ucichł lekko, a większość oczu zwróciła się ku niej. Byli tam zarówno panowie (większość nie w pełni zmysłów), jak i podające trunki wieśniaczki. Teraz nie mogła się wycofać wychodząc z budynku, więc wolno zbliżyła się do ,,lady’’. Pytając nalewającego piwo mężczyznę o jakiekolwiek wskazówki dotyczące rejsów statków została mile zaskoczona, ponieważ chociaż wyglądał on niezbyt przyjaźnie to jednak jego język był dosyć cywilizowany. Poradził jej zapytać ,,kapitana Woorksa’’, który podobno co jakiś czas pływa swoim statkiem do Suncity.

Wspomnianym kapitanem był siedzący w głębi pomieszczenia, delektujący się winem człowiek w średnik wieku. Miał dosyć bujną fryzurę złożoną z popielatych loków, lśniące oczy i krótko przyciętą brodę. Uśmiechał się jakby sam do siebie. Tiana podeszła do niego z nadzieją na pomoc. Rozmowa między nimi nawiązała się dosyć szybko. Woorks okazał się kulturalnym, godnym szacunku człowiekiem. Obiecał dziewczynie miejsce na statku, który jak się okazało miał odpłynąć następnego dnia. Ona sama w tym momencie pierwszy raz od wyruszenia z domu poczuła, że ktoś nad nią czuwa. Pełna radości zaczęła dziękować swojemu ,,zbawcy’’, a w duszy bogini Ryei, która czuwała nad nią i pomagała by móc jak najszybciej dotrzeć do brata.

Statek miał wyruszyć następnego dnia około południa, więc miała jeszcze dużo czasu. Z doświadczenia wiedziała, że najlepiej będzie jeśli znajdzie zakwaterowanie w jakieś karczmie, chociaż tam także bardzo często bywa niebezpiecznie. W miejscu gdzie się znajdywała było kilka wolnych pokoi, ale przenocowanie nie było tanie. Po zapłaceniu właścicielowi okazało się, że zostało jej już tylko kilkadziesiąt koron, akurat tyle, ile będzie musiała zapłacić za transport do celu. Ale to nie było dla niej najważniejsze. Po tak ciężkim dniu, w którym jej życie wzbogaciło się o nowe miejsca, nowych ludzi, pragnęła już tylko pójść do wynajętego przez nią pokoju i odpocząć w samotności.

Pomieszczenie było dosyć zadbane. Mieściło się w nim jedno łóżko, mała szafka, płachta okrywająca część podłogi i niski stoliczek stojący w pobliżu łóżka, na którym w płaskim naczyniu umocowana była lekko wypalona świeczka. Ponadto pokój oświetlało światło docierające ze dużego okna znajdującego się nad szafką. Chociaż pokój nie był spory, to jednak był wart swojej zapłaty. Tia kładąc swój plecak i starannie ukrywając pieniądze, bojąc się kradzieży usiadła na posłaniu. Była znużona, bolały ja mięśnie, poza tym nie jadła nic od wielu godzin. Postanowiła kupić żywność także na następny dzień. Kiedy jej głód został zaspokojony postanowiła położyć się. Jakie było jej zdziwienie, gdy w pewnym momencie do pokoju zapukał jej znajomy ,,barman’’ niosąc czystą wodę w dużym bukłaku. Podał go Tianie i z uśmiechem dodał :

,,Tutaj w porcie trudno jest o czystą wodę’’. Po czym bez słowa wyszedł. Dziewczyna zdążyła tylko podziękować, jeszcze nigdy nikt oprócz Yean nie był dla niej tak miły i tak bezinteresowny...

Dopiero kiedy wtuliła się w miękką poduszkę przypomniał jej się umierający brat. Wszystkie spędzone z nim w młodości chwile, wspólne zabawy i wspólny dramat, zastanawiało ją dlaczego umierać muszą tak młodzi ludzie, czemu nie starsi ludzie, którzy już dużo przeszli i są zmęczeni życiem. Do tej pory nawet nie myślała o tym, co stało się jej bratu. Była tak wiele pytań, na które nie potrafiła sobie odpowiedzieć. Znowu ogarnął ją smutek. Ta cała podróż i rozmowa z ludźmi pozwoliły jej zapomnieć co jest celem jej podróży. Teraz jednak kiedy w ciszy odpoczywała ponownie wróciła nie dająca spokoju myśl. Żeby zasnąć musiała zamknąć oczy i pomyśleć o czymś dobrym i przyjemnym. To nie było łatwe...

Słońce było już prawie z zenicie, kiedy Tia zbudziła się. Jeszcze nigdy nie czuła się aż tak samotna. Teraz dopiero doceniła ciepły głos przyjaciółki, miły zapach bzu unoszący się w całym domu, no i tą ulubioną, kojącą jej nerwy, herbatę ziołową, którą tak umiejętnie przyrządzała Yean.

Poleżała jeszcze chwilę, zanim wszystkie zmysły zbudziły się naprawdę, a przede wszystkim jej pamięć uzyskała pełną ‘sprawność’, bo przypomniało się jej w końcu, że przecież statek, płynący do Suncity miał odbijać od lądu w południe. Zerwała się szybko z łóżka, niedbale poprawiając pościel. Zebrała jeszcze tylko wszystkie swoje rzeczy, nie zapominając o pieniądzach, mieczu, no i oczywiście o swoim znienawidzonym, tanim łuku. Planowała kupić nowy, lepszy, elfi.....tak, ale na elfiego nie było ją stać, więc na razie musiała obchodzić się z tym ,,badziewiem’’ jak go nazywała. Zarzuciła na siebie płaszcz i wybiegła, zapominając o drzwiach. Zatrzymawszy się na chwilkę podziękowała ,,barmanowi” za troskę i pobiegła ku portowi.

Na lewo ...statki, na prawo ...statki, prosto ...statki, za nią ... statki.

,,No pięknie, ... jak zwykle zapomniałam zapytać, gdzie znajdę ten okręt’’ pomyślała.

Stała tak w miejscu, szukając wzrokiem czegoś, lub kogoś, kto mógłby jej pomóc. I stałaby tak chyba długo, gdyby nie zawołał jej sam kapitan Woorks. Tiana odwróciła się, i spostrzegła stojącego kilkadziesiąt metrów od niej, znajomego człowieka. Odetchnęła z ulgą, widząc jego uśmiechniętą twarz.

Szybkim krokiem udała się w stronę kapitana. On, przywitawszy ją, zaprowadził do wspaniale prezentującego się okrętu. Dziewczyna za raz pierwszy ujrzała coś tak ogromnego. Woorks zaczął śmiać się, widząc zdziwienie i zachwyt w oczach Tii.

- ,,Co Ty taka zdziwiona? Nigdy nie widziałaś statku?’ – rzekł szeroko uśmiechając się.

- ,,Widziałam, ale nigdy aż tak ogromnego ...’’ – odpowiedziała stale spoglądając na coś tak bardzo jej obcego.

  • ,,Wybacz, że się śmieję, ale tu, w mieście nie ma osoby, która nie widziałaby <<Kunszta>>’’.

Istotnie, na drewnianych burtach statku, czerwoną farbą wymalowane było w trzech językach słowo ,,Kunszt’’.

W końcu, oboje udali się na pokład. Tia niepewnie kroczyła po wąskiej kładce, znajdującej się kilka metrów nad wodą. W ogóle to było bardzo małe prawdopodobieństwo wpadnięcia do wody, ale Tiana z dwóch powodów raczej nie była tak pewna swego bezpieczeństwa. Po pierwsze, to pierwszy raz wchodziła na pokład statku, a po drugie, i to było najważniejsze, za nic nie chciała oddać swoich bagażów i broni, która miała być przechowana pod pokładem. W jednej ręce ciężki łuk, w drugiej torba, no i bardzo ciężki miecz, wiszący przy jej biodrach. Na szczęście, mimo, iż co chwilę chwiała się na inne strony, weszła na statek.

Pokazano jej malutką kajutę z niewielkim, owalnym otworem. Rozłożyła wszystkie swoje rzeczy i usiadła, oddychając z ulgą. Dzień jeszcze nie miał się ku końcowi, a ona już była bardzo zmęczona. Poczuła, jak sen ją morzy, powieki zamykają się same i nie myśląc o niczym osunęła się na łóżko.

Dziesiątki osób poruszających się po pokładzie, okropny hałas, spowodowany rozmowami ludzi, i nie tylko, walenie w podłogę, płacz dzieci pogubionych przez swoich rodziców, krzyki. Nic nie przeszkadzało, nic nie zbudziło śpiącej spokojnie panny Shawrock, śniącej...

chyba tylko Rhyea wie, o czym.

Powrót