Dorastają znienacka przez miłość, i potem tak nagle dorośli
Trzymając się za ręce wędrują w wielkim tłumie -
(serca schwytane jak ptaki, profile wzrastają w półmrok).
Wiem, że w ich sercach bije tętno całej ludzkości.
Trzymając się za ręce usiedli cicho nad brzegiem.
Pień drzewa i ziemia w księżycu: niedoszeptany tli trójkąt.
Mgły nie dźwignęły się jeszcze. Serca dzieci wyrastają nad rzekę.
Czy zawsze tak będzie - pytam - gdy wstaną stąd i pójdą?
Albo też jeszcze inaczej: kielich światła nachylony wśród roślin
Odsłania w każdej z nich jakieś przedtem nie znane dno,
Tego, co w was się zaczęło, czy potraficie nie popsuć,
Czy będziecie zawsze oddzielać dobro od zła?
Gdzie winnice, gdzie wonne pomarańcze rosną
ty, domowy mój prostaku, zakopiańska sosno
od matki i od sióstr oderwana rodu,
stoisz siostro pośród cudzego ogrodu.
Jakże tu miłym gościem jesteś memu oku,
bowiem oboje doświadczamy jednego wyroku.
I mnie także przyniosła pielgrzymka daleka.
I mnie w cudzej ziemi czas życia ucieka.
Czemuś, choć cię starania czułe otoczyły
nie rozwinęła wzrostu, utraciła siły?
Masz tu wcześniej i słońce i rosy wiośniane,
a przecież gałązki twe bledną pochylone.
Więdniesz,
usychasz smutna wśród kwietnej płaszczyzny
i nie ma dla ciebie życia, bo nie ma Ojczyzny!
Drzewo wierne!
Nie zniesiesz wygnania, tęsknoty,
jeszcze trochę jesiennej i zimowej słoty,
a padniesz martwa!
Obca ziemia cię pogrzebie
drzewo moje!
Czy będę szczęśliwszy od ciebie?
Stefan Witwicki