SĘDZIOWIE WŁASNEJ SPRAWY

Spory z Flamsteedem miały znaczenie tylko dla wąskiego kręgu uczo­nych angielskich. Dużo większy zasięg miała inna kontro­wersja, w której Newton był stroną – spór z Leibnizem o pier­wszeń­stwo odkrycia rachunku różniczkowego albo, jak nazywali go zwo­len­nicy Newtona, rachunku fluksji.

Wśród szerokich zainteresowań Gottfrieda Wilhelma Leibniza ma­tematyka odgrywała rolę wyjątkową. Podobnie jak Kartezjusz uwa­żał on matematykę za wiedzę najpewniejszą i szukał sposobu rozszerzenia tej pewności na inne dziedziny. W liście do Olden­burga w 1675 r. pisał:

nadejdzie taki czas i nadejdzie już wkrótce, że będziemy posiadali wie­dzę o Bogu i umyśle, nie mniej pewną niż ta dotycząca figur i liczb, i dzięki której wynajdywanie nowych maszyn nie będzie trudniejsze niż konstru­owanie zadań w geometrii [43].

Nowa wiedza wymagała nowego języka do jej wyrażenia i Leibniz, podobnie jak Newton na początku swych studiów, poszu­kiwał takiego uniwersalnego języka. Poszukiwania takie były dość powszechne. W Anglii zajmowali się nimi Seth Ward, John Wallis, John Wilkins i młody Newton.

Leibniz oczekiwał, że język taki ograniczyłby obszary możliwych sporów. W szczególności kontrowersje religijne szybko okazałyby swój pozorny charakter. Myślenie zostałoby przekształcone w rodzaj rachunku, a filozofowie mogliby rozstrzygać spory biorąc pióra do ręki i wykonując stosowny rachunek.

Leibniz zajął się intensywnie matematyką dopiero po swym przy­jeździe do Paryża w 1672 r. Zetknął się tam z najwybitniejszymi uczonymi Europy, w tym z Huygensem, od którego wiele się na­uczył. Po kilku latach, jesienią 1675 r., zbudował swoją wersję ra­chun­ku różniczkowego i rozwinął zapis, niewiele zmieniony do dziś. Leibniz doszedł do swego rachunku różniczkowego od roz­wa­żań algebraicznych i arytmetycznych: różniczki były skrajnym przy­padkiem różnic, a całki powstawały z sumowania różniczek. Roz­ważania kinematyczne nie odgrywały tu roli.

Leibniz, admirator angielskiej nauki, jeszcze w 1673 r. został członkiem Towarzystwa Królewskiego. Zaprezentował wówczas nie do­kończony model arytmometru, zbudowanego po zapoznaniu się z podobnym przyrządem Pascala. Od tamtego czasu Leibniz utrzy­my­­wał kontakt z Oldenburgiem. Interesował się matematyką bry­tyjs­ką, znał niektóre osiągnięcia Gregory'ego i Newtona w teorii szeregów.

W 1676 r. Leibniz zwrócił się do Oldenburga z pytaniem o do­wód Newtonowskich rozwinięć w szereg funkcji sinus i arcus sinus. Same rozwinięcia dotarły do niego okrężną drogą od Collinsa. New­ton, poproszony zarówno przez Oldenburga, jak i Collinsa, odpo­wie­dział Leibnizowi, przesyłając list na ręce Oldenburga. Był to pierwszy z dwóch listów przeznaczonych dla Leibniza, znanych w historii jako Epistola prior i Epistola posterior.

W Epistola prior Newton przedstawił przykłady rozwinięć za po­mocą dwumianu oraz stosowania algorytmów różniczkowania i cał­ko­wania bez przedstawiania ich zasady. Umieścił również aluzję do mocniejszych metod, których jednak nie przedstawił.

Leibniz dopiero z tego listu zorientował się w poziomie osiąg­nięć matematycznych Newtona. Zadał mu następne pytania, nie szczę­dząc pochwał pod adresem jego geniuszu. Zanim jeszcze New­ton zdążył odpwiedzieć, Leibniz w drodze z Paryża do Hanoweru zatrzymał się w Londynie, gdzie rozmawiał z Collinsem. Collins nie był równym partnerem do rozmów z matematykiem tej rangi co Leibniz, miał jednak w archiwum rękopis De analysi Newtona i nie­które prace Jamesa Gregory'ego, które mu udostępnił. Notatki Leibniza z tych rękopisów dotyczą jednak tylko teorii szeregów, rachunek różniczkowy nie był już w tym czasie dla Leibniza niczym nowym.

Collins nigdy nie przyznał się do popełnienia niedyskrecji, rów­nież Leibniz nie przyznał się do oglądania rękopisu Newtona. Miało to dla niego przykre następstwa, ponieważ później Newton domyś­lił się, że Leibniz czytał jego rękopis i zinterpretował to w sposób jak najbardziej niepochlebny dla Leibniza.

Collins namawiał Newtona do publikacji, ostrzegał, że rezultaty Leibniza (przedstawione częściowo w odpowiedzi na Epistola prior) mogą się okazać bardziej ogólne, Newton jednak zdawał się pewien swej przewagi. Miał również dosyć dyskusji wywołanych teorią barw i odżegnywał się od publikowania czegokolwiek. W Epistola posterior Newton przedstawił dalsze przykłady rozwinięć w szeregi i za­sygnalizował ogólną metodę pozwalającą badać ekstrema fun­kcji. Jej podstawowe założenia przedstawił w postaci anagramu:

6accdae13eff7i3l9n4oqrr4s8t12ux.

Anagramy były przyjętym sposobem zapewnienia sobie pier­w­szeń­stwa bez ujawniania samego odkrycia, które nie ujawnione mog­ło prowadzić do dalszych osiągnięć. Można było też opubliko­wać wynik, zanim jeszcze było się go absolutnie pewnym. W ten sposób Galileusz opisał po raz pierwszy dziwaczny kształt Saturna, który przez jego obarczoną wadami optycznymi lunetę wydawał się planetą potrójną. Również anagramem opisał później Huygens swoje odkrycie rzeczywistego wyglądu Saturna, tj. że planetę otacza cienki pierścień, który do niej nie przylega. Łaciński anagram New­tona oznaczał po rozszyfrowaniu: „mając równanie zawierające do­wol­ną liczbę fluent znaleźć fluksje, i vice versa”.

Oczywiście zdanie to nawet po rozszyfrowaniu (co miało nastą­pić dopiero w Principiach) mówiło niewiele, dopóki nie wiedziało się, co znaczą fluksje i fluenty w języku Newtona. Leibniz otrzymał list Newtona dopiero w czerwcu 1677 r. i w napisanej natychmiast odpowiedzi przedstawił niektóre ze swoich wyników. Po miesiącu napisał ponownie. We wrześniu tego roku zmarł Oldenburg, poś­rednik w korespondencji, i Newton nie odpisał na żaden z dwóch listów. Korespondencja się urwała.

Dopiero w 1684 r. Leibniz opublikował swój rachunek jako krót­­ki artykuł w „Acta Eruditorum” pt. Nova methodus pro maximis et minimis itemque tangentibus, quae nec fractac nec irrationales quantites moratur, et singulare pro illis calculi genus (Nowa metoda maksimów i minimów, a także stycznych, której nie opierają się wielkości ani ułamkowe, ani niewymierne, tudzież szczególny dla nich rodzaj rachunku). Dwa lata później opublikował następny artykuł zawierający obliczanie całek (nazywanych sumami) jako dzia­łanie odwrotne względem różniczkowania.

Nowy rachunek nie od razu zaczął sobie zdobywać popu­lar­ność. Huygens np. nie dostrzegł pożytku w symbolice Leibniza. Sytuacja zmieniła się, gdy rachunkiem zainteresowali się bracia Jakob i Johann Bernoulli. Od tego drugiego z rachunkiem różnicz­kowym zapoznał się markiz de L'Hôpital. W ostatniej dekadzie XVII w. rachunek różniczkowy i całkowy zaczął dostarczać bardzo wielu nowych wyników i stopniowo zaczęto rozumieć, jak wielkie jest jego znaczenie.

W 1691 r. Newton zaczął pisać traktat De quadratura curvarum (O kwadraturze krzywych), w którym pokazywał wiele zastosowań swo­jej metody fluksji. Po raz pierwszy zastosował tam zapis fluksji za pomocą kropek nad symbolem fluenty, do dziś czasem jeszcze używany w mechanice. Notacja ta była odpowiedzią Newtona na zapis Leibniza, który zresztą okazał się wygodniejszy. Traktat O kwa­draturze podsumowywał osiągnięcia Newtona w zakresie ana­lizy, lecz podobnie jak poprzednie prace nie od razu ukazał się w druku i nie zdołał wpłynąć na rozwój matematyki.

Tymczasem na kontynencie analizę uważano za odkrycie Lei­b­niza. Priorytet Leibniza pierwszy zakwestionował Fatio de Duillier. Już w roku 1691 Fatio napisał do Huygensa, że jak wynika z papie­rów Newtona, znał on rachunek różniczkowy dużo wcześniej, nim Leibnizowi w ogóle przyszła do głowy jego idea. Z kolei Johann Bernoulli wyrażał w listach do Leibniza przypuszczenie, iż to Newton zapożyczył swoją metodę fluksji od Leibniza.

W 1697 r. do Newtona dotarły dwa problemy-wyzwania po­stawione matematykom Europy przez Johanna Bernoulliego. Ber­noulli pragnął w ten sposób wykazać wyższość  stosowanych przez siebie metod pochodzących od Leibniza. Jednym z proble­mów było znalezienie kształtu krzywej, po której ciało ześlizguje się bez tarcia w najkrótszym czasie, tzw. brachistochrony. Zagadnienie to różniło się od zwykłych zadań na maksima i minima funkcji. Chodziło bowiem nie o wyznaczenie minimum funkcji, lecz o zna­le­zienie krzywej o zadanych własnościach – był to jeden z pier­wszych prob­lemów rachunku wariacyjnego.

Newton potraktował to wyzwanie niezwykle poważnie. Zano­to­wał datę otrzymania listu i następnego dnia Charles Montague, prze­­wod­niczący Towarzystwa Królewskiego, otrzymał rozwiązania obu zadań. Praca zajęła Newtonowi około 12 godzin po trudnym dniu w mennicy. Zdaniem D. T. Whiteside'a, wydawcy matematy­cznej spuścizny Newtona, było to już oznaką upadku sił twórczych Newtona. Rozwiązanie posłane zostało anonimowo, jednak Ber­noulli domyślił się autorstwa Newtona ex ungue leonem – po lwim pazurze, jak to elegancko sformułował, kryjąc rozczarowanie. Do tego właśnie incydentu nawiązywał Newton w liście do Flamsteeda, gdy pisał, że nie lubi być molestowany w kwestiach matema­ty­cznych przez cudzoziemców.

W 1699 r. Fatio (chcąc może ponownie zbliżyć się do Newtona) publicznie zaatakował Leibniza. Newton był bez wątpienia pierw­szym i znacznie wcześniejszym odkrywcą, a czy Leibniz od niego coś zapożyczył, czy nie, powinni ocenić ci, którzy widzieli listy i in­ne papiery Newtona. „Skromniejszy” Newton został też przeciw­stawiony szukającemu rozgłosu Leibnizowi.

Leibniz przyznawał, że wiedział o jakiejś metodzie stycznych Newtona, ale swój rachunek uważał za narzędzie znacznie dos­konalsze, przypisując np. pewien błąd znaleziony w pracy Gre­gory'ego słabości metody fluksji. W Holandii opublikowano też listę błędów w Principiach znalezionych rzekomo przez nieży­jącego już Huygensa. W rzeczywistości była to lista sporządzona kiedyś przez samego Newtona i zawieziona przez Fatio do Holandii, gdzie odna­leziono ją wśród papierów Huygensa.

Można sobie wybrazić, że szczególnie wyczulony na wytykanie mu błędów Newton nie przyjął spokojnie tych publikacji. Zdecy­do­wał się wreszcie ogłosić traktat O kwadraturze, aby dowieść wyso­kiego poziomu swoich metod. Newton sugerował przy tym nie wprost, iż cała zawartość tego traktatu z analizy pochodzi z wczes­nych lat siedemdziesiątych.

Z kolei w „Acta Eruditorum” ukazała się anonimowa recenzja, w której uznano fluksje za mniej więcej równoważne różniczkom Leibniza. Newton używał ich elegancko w Principiach, podobnie jak Fabri, gdy zastąpił swoimi „postępami ruchu” metodę Cava­lieriego. Sformułowanie było starannie wyważone, jednak insynua­cja plagiatu była wyraźna – Fabri znany był jako plagiator idei Cavalieriego. Autorem tekstu był oczywiście Leibniz, jak się do­myś­lił Newton, a wykazali współcześni historycy.

Opinię angielską przedstawiał w 1703 r. George Cheyne w Fluxio­num methodus inversa (Odwrotna metoda fluksji), gdzie stwie­rdził, że w ciągu ostatnich dwóch czy trzech dekad nie opubli­kowano w matematyce niczego, co nie byłoby trywialnym wnios­kiem z wcześniejszego odkrycia Newtona. W 1710 r. student Gre­gory'ego, J. Keill, na łamach „Philosophical Transactions” stwier­dził wprost, że metodę Newtona opublikował Leibniz zmieniając tylko zapis. W tym czasie opublikowano kilka wczesnych ręko­pi­sów Newtona pochodzących z papierów Collinsa, co również su­ge­ro­wało, że Newton znał rachunek różniczkowy dużo wcześniej.

Leibniz poskarżył się Towarzystwu na Keilla. Zaczął też podej­rzewać, że Keill działał nie w swoim imieniu. Od tej pory nie ukry­wał swej niechęci do Newtona, choć jeszcze niewiele wcześniej obie­k­ty­wnie i przychylnie zrecenzował dawne wykłady Newtona z algebry, opublikowane jako Arithmetica universalis. Rozpętała się na dobre „wojna filozofów”.

Dla Newtona liczyło się jedynie pierwszeństwo i twardo obsta­wał przy twierdzeniu, że „drugi odkrywca” nie ma żadnych praw. Było to dość typowe dla pedantycznie myślącego Newtona, który nie bardzo interesował się społecznymi skutkami swych odkryć i nie był skłonny do uznawania jakichkolwiek nieostrych podzia­łów. Leibniz bał się z kolei, że uznanie pierwszeństwa Newtona postawi go w dwuznacznej sytuacji: do tej pory nie wspominał, że widział u Collinsa rękopis De analysi.

W sporze z Keillem Leibniz popełnił błąd taktyczny, który świad­czy jednak dobrze o jego wierze w uczciwość Towarzystwa Kró­le­w­skiego. Nie chcąc być narażonym na oskarżenia ludzi w ro­dza­ju Keilla, zwrócił się do Towarzystwa o rozsądzenie sprawy. Stwierdził przy tym wyraźnie, że sądzi, iż „znakomity odkrywca fluksji” sam doszedł do wyników podobnych do jego własnych.

Z punktu widzenia chłodnego rozsądku spór, jeśli jakimś cudem dotąd nie wygasł, powinien skończyć się teraz obustronnym uzna­niem niezależności odkrycia. Byłoby to w dodatku zgodne z pra­w­dą. Wszelako odwoływanie się do poczucia sprawiedliwości Towarzyst­wa zdominowanego przez swego przewodniczącego, i to takie­go przewodniczącego jak Newton, było oględnie mówiąc nieo­stroż­ne. W miarę osłabienia sił twórczych Newton coraz bardziej za­bie­gał o konsolidację swego naukowego imperium i nie potrafił po­godzić się z myślą, że Leibniz mógłby niezależnie odkryć „jego” rachunek. Aby to wykazać, gotów był uruchomić wszelkie swoje umie­jętności autokratycznego przewodniczącego i doświadczonego urzędnika.

W marcu 1712 Towarzystwo powołało komisję do zbadania spra­wy. W jej skład wchodzili niemal wyłącznie zwolennicy New­tona oraz nieświadomy swej roli F. Bonet, przedstawiciel króla Prus w Londynie. Komisję tę Newton opisał jako złożoną z licznych i uta­lentowanych gentlemanów kilku narodowości. W mowie przed Towarzystwem Newton jak władca wielkiego mocarstwa stwierdził, że nie jest w tej sprawie agresorem, choć jest „pierwszym autorem”. Newton nie pozostawił zresztą komisji wiele do zrobienia: doku­menty wyszukał już wcześniej, a raport napisał sam, tak że już w końcu kwietnia komisja zakończyła działalność.

W sprawozdaniu stwierdzono, że Collins przedstawiał wyniki Newtona Leibnizowi, że sam Newton opisał w liście do Leibniza swo­ją metodę „w stopniu wystarczającym dla każdej inteligentnej osoby” (chodziło zapewne o anagram), że już wtedy metoda New­tona liczyła sobie kilka lat, że wreszcie rachunek różniczkowy jest niczym innym jak tylko odmiennym zapisem metody fluksji.

Dlatego uważamy, że właściwym pytaniem nie jest, kto wynalazł tę czy inną metodę, lecz kto był pierwszym wynalazcą metody; cyt. w [73].

Keill nie mógł więc nikogo obrazić, stwierdzając zgodnie z praw­dą, że to Newton pierwszy odkrył rachunek. Towarzystwo bez gło­su sprzeciwu zaakceptowało to sprawozdanie na swym posie­dzeniu, a następnie wydrukowało je razem ze zbiorem stosownych dokumentów jako Commercium epistolicum D. Johannis Collins, et aliorum de analysi promota (Korespondencja p. Johna Collinsa i in­nych na temat upowszechnienia analizy). Dokumenty opatrzone były komentarzami przedstawiającymi Leibniza jako notorycznego plagiatora. Kradł wyniki Pascalowi, chwalił się kiedyś metodą, któ­rej nie miał, z trudem przetrawiał wyniki pochodzące od Newtona i prze­dstawiał je potem jako własne odkrycia. Komentarze stwier­dzały również, że najważniejsze części Principiów były przesłane do Towarzystwa Królewskiego już w 1683 r. (tzn. wcześniej, niż po­wstała w ogóle myśl o napisaniu traktatu) – chodziło o datę poprze­dzającą publikacje Leibniza. Newton (który był autorem książki podobnie jak przedtem sprawozdania) głosił teraz, że twierdzenia Principiów najpierw zostały wyprowadzone za pomocą metody fluksji, a następnie przekształcone do postaci geometrycznej, w ja­kiej znalazły się w Principiach. To ostatnie kłamstwo miało wyjąt­ko­wo twardy żywot i do niedawna sądzono powszechnie, że Newton rzeczywiście używał metody fluksji w pisaniu Principiów, a twierdzenia przekształcał potem do postaci geometrycznej jako pewniejszej.

Reputacja Leibniza była już jednak zbyt ugruntowana, aby bez zastrzeżeń uwierzono mitycznej komisji (która nie podpisała zresztą „swego” sprawozdania). Odpowiedzią Leibniza na Commercium była anonimowa ulotka z 1713 r. znana jako Charta volans (Pismo ulotne), ukrywająca miejsce swego wydania oraz drukarza, która zaczęła być rozpowszechniana w kręgach naukowych na konty­nencie. Ulotka nie dodawała nowych faktów. Raz jeszcze podkreś­lała, że Newton nie opublikował nic na temat rachunku różniczko­wego przed Leibnizem. Leibniz, który przedtem wierzył w nie­zależne odkrycie Newtona, skłania się teraz do wniosku, że praca Newtona jest jedynie naśladownictwem jego rachunku różniczko­wego. Powoływano się przy tym na opinię „znako­mitego matema­tyka”, którym był nie wymieniony z nazwiska Johann Bernoulli.

Spór wciągał coraz większą liczbę matematyków po obu stro­nach kanału La Manche. Pojawiły się również próby pogodzenia obu rywali. Próbował tego J. Chamberlayne, członek Towarzystwa Królewskiego i polityk zdający sobie sprawę, że wkrótce w Anglii zapanuje dynastia hanowerska, której doradcą był właśnie Leibniz. Próba ta rozsierdziła jeszcze bardziej Newtona, który nie widział niczego niesprawiedliwego w werdykcie komisji Towarzystwa i czuł się stroną obrażoną. Towarzystwo, którego liczne zebrania poświę­cane były roztrząsaniu różnych aspektów sporu, tym razem nie chcia­ło zająć się sprawą. Była ona najwidoczniej nie podzielaną powszechnie obsesją przewodniczącego.

Newton od kilku lat przepisywał i poprawiał wielokrotnie argu­men­ty przeciw Leibnizowi dla Keilla, dla „komisji gentlemanów” i dru­kowanej wersji Commercium epistolicum. Ta ostatnia książka była rozpowszechniana w niewielu egzemplarzach, postanowił więc napisać jej podsumowanie. Ukazało się ono (oczywiście anonimo­wo) w „Philosophical Transactions” wypełniając niemal cały zeszyt, potem francuskie tłumaczenie tekstu wydrukowano w „Journal littéraire de la Haye”, a jego recenzję w „Nouvelles littéraires”. Wcześniej zaś na łamach tego samego „Journal littéraire” opubliko­wano anonimowy list z Londynu (autorstwa Keilla) przedstawiający angielską wersję historii, a w dalszych numerach odpowiedzi na ten list: francuską wersję Charta volans i inny anonimowy artykuł au­tor­stwa Leibniza. Podnoszony był argument, że skoro Newton znał rachunek różnicz­kowy, to dlaczego nie użył go pisząc w 1687 r. swe najważniejsze dzieło Principia ?

Żadna ze stron nie miała dowodów przywłaszczenia wyników przez przeciwnika i jak wiemy to dzisiaj nie mogła mieć takich do­wodów, chyba że byłyby sfabrykowane. Newton z uporem powta­rzał kłamstwo o stosowaniu fluksji przy pisaniu Principiów. Minęło już niemal trzydzieści lat od ich napisania, a pół wieku od jego pier­wszych prac na temat rachunku. Starzy ludzie często zmyślają w opowiadaniach własne życie i często wierzą niezachwianie we wła­s­ne zmyślenia. Newtonowi udało się w dużej mierze narzucić swój własny obraz potomnym. Większość jego późnych wypowiedzi auto­biograficznych brana była za dobrą monetę. Wizerunek New­tona stał się jego ostatnim dziełem wpływającym na potomnych może bardziej powierzchownie, lecz na pewno nie mniej szeroko niż jego książki.

W sporze, toczącym się aż do śmierci Leibniza, obie strony nie powiedziały nic nowego. Newton na podstawie subtelnej analizy tekstów starał się wykazać nieuczciwość Leibniza, Leibniz zaś uni­kał dyskusji na płaszczyźnie czysto historycznej i starał się wy­kazać swoje zasługi w upowszechnieniu rachunku tak, żeby kwestia priorytetu zepchnięta została na plan dalszy. Oba stanowiska miały zresztą swoje podstawy. Newton był istotnie pierwszy, choć zadzi­wiająco mało wynikło z tego dla matematyki. Newtonowi nie zale­żało zresztą na powszechnej dostępności swojej metody. Leibniz, niedoceniany przez Newtona, wychodził z całkiem innych założeń filozoficznych. Stąd na przykład nacisk na sformułowanie algorytmu rachunkowego, na dobrą symbolikę, dzięki której rachunek stał się narzędziem pracy ogółu matematyków.

Obie strony konfliktu nalegały na uznanie metody fluksji i ra­chu­nku różniczkowego za to samo. Chodziło przy tym o wykazanie, że druga strona właściwie nic nie odkryła. Tymczasem oba sfor­mu­łowania, choć prowadziły często do jednakowych wyników nie były tożsame. Różnice sformułowań były tym ważniejsze, że rachu­nek ówczesny miał mocno wątpliwe podstawy logiczne. Nie było jasne, co znaczą „nieskończenie małe” wielkości ani czym jest „ostatni stosunek” znikających zmiennych. Nie interesowano się kwestiami zbieżności szeregów i dziś niektóre rozważania wczesnej analizy wydają się kuriozalne. Były to wszystko realne problemy no­wej dziedziny wiedzy i praca nad uściśleniem rachunku różni­czkowego trwać miała aż po wiek XIX.

Bezpośrednim skutkiem wojny filozofów było nadmierne przy­wiązanie brytyjskich uczonych do metod i zapisu Newtona. Przy­szłość należała jednak do symboliki Leibniza i nawet new­tonowska mechanika miała zostać sformułowana w języku róż­niczek i ca­łek. Uczeni brytyjscy nie wnieśli istotnego wkładu do rozwoju osiągnięć Newtona przez cały wiek XVIII, między innymi z powodu źle poję­tej wierności swemu mistrzowi.

Polemika dwóch najwybitniejszych „filozofów” przełomu wie­ków nie kończyła się na szczęście na kwestii własności intelek­tualnej. Spór o priorytet kompromituje obu jako ludzi; jednocześnie prowadzony spór filozoficzny jest jednak znacznie dla nas obecnie cie­­kawszy niż moralne upadki dawno nieżyjących adwersarzy. W tym ostatnim sporze obaj mogli okazać swój prawdziwy format.

powrót do strony głównej