|
Ble,
ble, ble
Mówiąc o tatuażu, pominąłem jedną z kluczowych kwestii.
Tzn. coś tam pobekiwałem na temat meritum samego tatuażu,
ale na dobrą sprawę nie wyjaśniłem, po co ludzie się tatuują.
Teraz powiem trochę więcej.
Tatuaż – „rysunek lub napis na ciele powstały przez wprowadzenie
pod skórę barwników wg narysowanego wzoru........” Srał, srał
nogą mieszał. Mamy encyklopedyczny wywód na temat tatuażu
i nadal wiemy o nim tyle, co nic. Techniczna definicja była
już opisywana na stronach zaledwie milion razy, więc litości.
Ja mam inne pytanie: No, po co do cholery, tak się z tym męczyć?!
Ani to przyjemne (boli jak diabli), ani bezpieczne, ponieważ
może dojść do powikłań, na dodatek nasze upodobania z wiekiem
się zmieniają i w pewnym momencie uciążliwa robi się bluza
z długim rękawem latem (to np.). Tatuaż staje się powoli totalną
rutyną i niczym zaskakującym. Tribal na ramieniu już nikogo
nie dziwi, tatuaże u kobiet w miejscach intymnych też się
przejadły itp., itd. No, biomechanik na wewnętrznej części
uda może wywołać jakieś tam wow!, Ale też nie u wszystkich.
Jest to przykre a jednocześnie cieszy, że tatuaż przestał
być patologią a stał się zjawiskiem. Zjawiskiem powszednim
i stracił swoje znaczenie. Ale tak się dzieje ze wszystkim,
co zakorzenia się na stałe jakiejś kulturze. Jedyne, co mnie
przeraża to fakt, że tatuaż stał się ozdóbką na równi ze złotym
łańcuchem czy bransoletką. Bezmyślne tatuowanie boli najbardziej.
Wydaje mi się, że wiem, dlaczego tak się dzieje. Każdy człowiek
jest z natury egoistą. Najbardziej wychodzi to w trakcie konwersacji.
Pomimo, że jesteśmy otwarci na rozmowę to tak naprawdę guzik
nas obchodzi, co ma do powiedzenia rozmówca i czekamy na to,
abyśmy to my mogli przejąć inicjatywę. Oczywiście czekamy
na poklask lub, chociaż aprobatę tego, co mówimy. Jeśli nie
otrzymamy tego wymigujemy się stwierdzeniem, że rozmowa się
klei, nadajemy na różnych falach, itp., itd. Tak dzieje się
również z tatuażem z tymże taka przed wiekami była jego funkcja.
Mówił o prestiżu społecznym posiadacza, lub jak to ma miejsce
w środowisku więziennym, o liczbie lub rodzaju przestępstw,
jakich się dopuścił. Wszystko fajnie, tylko jak to ma się
do tatuażu „komercyjnego”? Otóż wykonując sobie tatuaż chcemy
zachować swoją odrębność, lub jeszcze bardziej ją podkreślić.
Wydaje nam się, że stajemy się naprawdę oryginalni i wybijamy
się z tej szarej masy ludzi nijakich. Lament następuje, gdy
przekopując zasoby Internetu natrafimy na taki sam tatuaż.
Co wtedy? Jedni się z tym godzą, co odbija się na ich samoocenie,
inni lecą do salonu, aby jak najszybciej przerobić swój. I
tutaj tkwi jeszcze jeden problem. Tatuażyści, którzy gonią
za kasą nie poświęcą minimum uwagi, aby spróbować wyjaśnić
człowiekowi, że np. robili już taki tatuaż albo widzieli już
na polskich stronach taką pracę. Dlaczego mieliby to robić?
Przecież, cover-up jest droższy od normalnego tatuażu a poza
tym, mogliby zniechęcić człowiek do zrobienia sobie tatuażu
a to są przecież chodzące pieniądze. Jeszcze raz powtarzam
i będę do znudzenia to tłumaczył: To wy macie prawo głosu
i korzystajcie z niego!!! Nie dajcie się omamić i wepchnąć
w kalendarz jako kolejna kwota w miesięcznym rozliczeniu.
Zwracajcie uwagę na to skąd pochodzi ten wzór i ewentualnie,
jeśli jest z katalogu to zwróćcie uwagę czy ta dana strona
jest wyświechtana czy zakurzona i zapomniana. Ja wiem, że
to głupie, ale jeżeli zależy wam na autentyczności to trzeba
się uciekać do takich metod, ponieważ mało kto wam powie prawdę.
Jeżeli w tatuażu obojętna byłaby autentyczność, to wszyscy
wytatuowani mieliby taką samą kotwicę.
Tutaj należy powiedzieć o następnym aspekcie popychającym
nas do tatuowania się. Nie chcemy zostać w tyle za innymi
i za wszelką cenę chcemy posiadać to samo, co wszyscy. Oczywiście
nasz musi być lepszy. Człowiek tak bardzo boi się odtrącenia,
iż jest w stanie wytatuować sobie największego bubla, aby
nie zostać w tyle. Stanowi to swoisty przejaw całkowitego
zatracenia własnej wartości i ruszenia w tym „owczym pędzie”.
Czy to jest złe? Nie wydaje mi się, aby miało to jakieś przerażające
skutki. Ja pierwszy tatuaż zrobiłem sobie w tym zachłyśnięciu
czymś nowym dla mnie. Na szczęście był to mały tribal na nodze,
który wyglądał jak jakieś znamię. Dzisiaj jest już zakryty,
lecz dzięki temu doświadczeniu wiem, że tatuaż to coś więcej
niż tylko fajny wzorek Nie polecam tej drogi, którą ja przeszedłem.
Nie wszystko da się zakryć lub, chociaż przerobić.
Spotkałem się kiedyś z opinią, że nawet te chybione i nieudane
tatuaże nie powinny być zakrywane lub przerabiane. Może to
i jest prawda, bo w końcu jest to fragment naszej historii,
która jest jakoś utrwalona i za każdym razem, gdy patrzymy
na ten tatuaż on nam przypomina o nas samych parę lat wstecz.
No dobra, ale jak zakryje ten tatuaż nowym to czy nie będzie
on miał dla mnie takiej samej wymowy jak wcześniej? Ciężko
mi się do tego ustosunkować, ponieważ ja wszystkie swoje nieudane
lekko mówiąc tatuaże poprzerabiałem. Jest to indywidualny
punkt każdego posiadacza tego rodzaju sztuki. Bo nie wątpliwie
jest to sztuka. Nawet najgorsza praca jest arcydziełem dla
jednego a dla innego totalnym kretynizmem. W dzisiejszych
czasach psia kupa na trawniku staje się arcydziełem rzeźby
nowoczesnej lub niebywałym przejawem ekspresji oraz rewolucjonizmu.
Z tą ekspresją, w tym przypadku to jest trochę prawdy... Ale
wracając do tematu, to jeszcze wiele rzeczy jest w stanie
mnie zaskoczyć (w tatuażu znaczy się). I to wydaje mi się
w tym najpiękniejsze. Mamy nie wyczerpane zasoby pomysłów
na tatuaż. Będąc w pełni świadomym tego i chcąc zachować odrębność
możemy sobie zażyczyć wykonania dajmy na to na pośladku fragment
„Rzeczypospolitej” lub „Nie” (tam są ciekawsze artykuły).
A dlaczego nie? Skoro mamy taką demokrację to, co nam stoi
na przeszkodzie, aby tego dokonać? Dopóki nie obrażamy niczyich
uczuć religijnych to wolno nam wszystko. W Polsce jest jedna
podstawowa zasada: Tu nie wypada nie być katolikiem. Jest
to nie na miejscu i niesie za sobą poważne konsekwencje, ale
tak jest w każdym kraju wyznaniowym. Nieważne.
Środowisko tatuatorskie stało tak hermetyczne jak środowisko
prawnicze. Cudowne kursy mają przecież w tym przypadku znaczenie
takie jak aplikacja. Tylko aplikacja coś znaczy a kursy znaczą
gówno. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego tak nastaje na te
kursy i szkolenia? Już wyjaśniam. Wiedza, jaką należy przekazać
jest ogromna. Kursy trwają na zazwyczaj 2-3 tygodnie czasem
miesiąc. To, czego ktoś uczył się przez lat naście musi przekazać
w tak krótkim czasie a jest to fizycznie niemożliwe. Tak,
popierałbym takie szkolenia pod warunkiem, że trwałyby np.
rok i nauka odbywałaby się dzień w dzień. No i ma tu też znaczenie
cena tej zabawy. Powinny być one bezpłatne. Tak, wiem, co
piszę. Uczeń powinien siedzieć w salonie i wykonywać wszystkie
prace (bezpłatnie), jakie są niezbędne w celu prowadzenia
takiej działalności. Począwszy od zamiatania podłogi a skończywszy
na tatuowaniu. Przecież taka inwestycja na pewno się zwraca
a jeśli tatuażysta uzna, że uczeń się nie nadaje to się żegnają.
Oczywiście na normalnych zasadach. Nie ma mowy o tym, że człowiek
tyrał 10 miesięcy a potem spadaj. Należałoby spisać jakąś
umowę określającą zobowiązania obydwu stron. No ale to nie
przejdzie przez myśl „nauczycielom”. Przecież to według nich
hodowanie konkurencji na własnej krwi. Bzdura, goni bzdurę.
W ten sposób tatuaż staje się niewymownym luksusem a w rzeczywistości
oficjalnym zezwoleniem na okaleczanie. Przecież uczeń gdzieś
musi doskonalić swoje umiejętności.
Tak samo wygląda sprawa sprzętu do tatuażu. Dlaczego jest
on taki drogi? Znam koszta zrobienia takiej maszyny. Przeciętnej,
bez sztucznych rubinów i innych zbędnych dupereli jest to
jakieś 100 zł. To dlaczego taka maszyna kosztuje np. 400 zł?
Jak nie trudno się domyślić, że mając 300 zł na „czysto” nie
warto nikomu tłumaczyć co ile jest warte. Oczywiście nie wszyscy
tak postępują w ten sposób, są ludzie, którzy sprzedają towar
po normalnych cenach a i tak na tym zarabiają. I chwała im
za to!!! Ciężko jest ukrócić monopol, jaki wytworzyły w Polsce
jakieś 4-5 osób. Mimo wszystko postaramy się donosić o różnych
wałach, jakie oni wyczyniają. Jeden z nich to taki, że jeden
członek „elity” uważa się za importera maszyn z Europy tymczasem
powstają one u niego w mieszkaniu. Nie jest to śmieszne? Jak
zwykle pozostawię go anonimowego. Igły, farby, druty nie są
takie drogie. Kupując farby w litrach przebitka, w niektórych
sklepach kształtuje się na poziomie 150%!!! Jest to jawne
złodziejstwo. Z drugiej strony jak ktoś jest za głupi, aby
udać się do sklepu elektronicznego i tam kupić cynę ze srebrem
za około 17zł a kupuje za pomocą netu taką samą za 50zł to
po co ja to w ogóle pisze? Albo „specjalny płyn lutowniczy”
50ml za 30zł, kiedy woda lutownicza (kwas solny) kosztuje
7 zł lub RFU 800 (topnik do lutowania smd) jakieś 10zł za
100 ml..... Można tak pisać jeszcze długo. Wygląda to tak
mniej więcej jak telezakupy „Mango” natomiast jakość produktu
jest na poziomie narzędzi firmy „TOYA”. Płakać się chce. Gdyby
jednak nie głupota ludzka to pewnie pozdychaliby oni z głodu.
Mnie wytoczenie rury i uchwytu kosztowało 26zł (6zł za stal
kwasoodporną i 20zł za wytoczenie). Cena takie zestawu waha
się od 50 do 120zł. Itp., itd... Ile razy przeglądam strony
w Internecie, tyle razy zastanawiam się, dlaczego wziąłem
się za takie bagno? Podejmuje walkę z wiatrakami i na dodatek
mam niewielu sojuszników, ponieważ nie jestem w stanie przetłumaczyć
wszystkim, że jest to zgraja oszustów. Nie poddam się jednak
bez walki i będę kontynuował moje „syzyfowe prace” i może
jak każdy egoista otrzymam upragniony poklask lub, chociaż
uznanie dla tego, co wyczyniam.
Czas na podsumowanie. Ludzie tatuowali się i będą się tatuować
tak długo, aż ten rodzaj zdobienia ciała będzie przynosił,
choć odrobinę satysfakcji osobistego spełnienia. Środowisko
pod naporem opinii pęknie i przełamie fatum ciążące na nauce
a sprzęt przestanie być luksusem. Ja w to wierzę i tej wersji
będę się trzymał.
Dante
|
|
|
|
|
|
07 III 2007
by Dante
800x600 or ++
IE, Opera, Netscape, Mozilla i inne...
Dante:
GG: 4462987
|
|