|
Różne
Oto, takie przykładowe oświadczenie woli. Wszystko ślicznie
i zgodnie z prawem. Pozornie. Jeden szkopuł; Nie mogę od nikogo
zażądać okazania dowodu osobistego! Nawet po dodaniu klauzuli
o ochronie danych osobowych nadal nic z tego. Tylko widzimisię
klienta decyduje o wypełnieniu takiego oświadczenia, sytuacja
jest patowa.
Z tego, co mi wiadomo, taki twór jak salon czy studio tatuażu
nie istnieje w polskim prawie. Taka działalność podciągnięta
jest ogólnie pod kosmetykę. Lokal musi spełniać wymogi podstawowe
dla tego typu działalności (bieżąca woda, toaleta itp.), tatuażysta
musi mieć książeczkę sanepidowską oraz minimum sanitarne,
umowę ze sterylizatornią lub własny sterylizator po kontroli
sanepidu oraz umowę z utylizatornią. I wszystko. Nic o farbach,
igłach czy maszynach. Barwniki muszą mieć atest PZH. Wszystko
fajnie, tyle tylko, że sprzedający dostaje atest na całą partię
(np. 10 litrów) a co zaś się tyczy kupującego i działającego
wystarczy kserokopia z całej partii. O ile będziesz płacił
podatki, państwo ma w nosie, co ty tam wyprawiasz. Mała symulacja:
Otwierasz salon tatuażu w garażu. Spełniasz warunki podstawowe
(zimna, ciepła, woda, kibelek), masz umowy tam i sram oraz
otworzoną działalność gospodarczą. Do tego bierzesz tusz kreślarski
(przelany w pojemnik po np. Jet France, ponieważ ma jako jeden
z nielicznych jakąś tam naklejkę) I strugasz sobie powiedzmy
kolkę. Mogłaby być wykonana z imaka do igieł i uchwytu wykonanego
ze stali kwasoodpornej (musi dać się sterylizować). Jeszcze
środki do odkażania skóry (może być spiryt z bazaru, jak nie
wyjdzie tatuaż można rozrobić i mieć tego jakiś pożytek),
rękawiczki lateksowe i nie lateksowe (dla alergików) gazę
jałową i inne takie tam pierdoły. I wszystko fajnie, bez drogiego
sprzętu i zbędnych ceregieli. To jest możliwe dzięki lukom
prawnym, nic dodać, nic ująć.
W życiu wysłuchałem i widziałem tyle dziwnych historii, że
właściwie jestem w stanie uwierzyć w to, co napisałem. Opowieści
o igłach zalutowanych nie właściwą stroną, o zbiciu rdzeni
w maszynie, salonie, po którym poprawiały 3 inne i właściwie
tylko z tego żyły, o tatuażyście bitym przez jakiegoś osiłka,
ponieważ tamten nie założył mu opatrunku i puścił krwawiącego
do domu... Nie mogę opisywać tych historyjek, ponieważ zainteresowani
mogliby mnie pociągnąć do odpowiedzialności w myśl ustawy
O Ochronie Danych Osobowych z dnia 29.08.97 r. /Dz. Ust. Nr
133 poz. 883/. Niestety nie chroni mnie prawo i tajemnica
dziennikarska, no chyba, że mnie bardzo zdenerwuje a wtedy
tak to napiszę, że nie będą mi mogli nic udowodnić. Umiem.
Jeszcze trochę o artystach "domowych". W ciekawej i sztandarowej
książce pt. "Tatuaż, egzotyczna sztuka dekorowania skóry"
(polecam, ale z przymrużeniem oka) autorstwa Michelle Delio
są oni opisani jako "drapacze", (skratcher ang.). Jakoś ten
punkt widzenia nie jest adekwatny do polskich warunków. Nie
śmiem podważać tego autorytetu, ale uważam, że wsadzenie wszystkich
do jednej szufladki to przesada. Owszem, jest tam mowa o szarej
strefie, ale to nie to samo. To niczym globalizacja tatuażystów
he, he, he.
Mnóstwo ludzi pracuje, bo czuje zew natury. Odnajduję się
w tym i jestem w tym dobry to, dlaczego mam przestać? Nie
robię tego w celach wyłącznie zarobkowych, choć przyznaję,
że pieniądze nie są małe. Jakoś salony nie powstają w takich
ilościach z powodu dużej liczby zapaleńców i niech mi, który
powie, że to nie w celach komercyjnych.... Dłubiąc sobie w
domu z czasem dochodzi się do studia, jeżeli wystarczy sił
i będzie miał, kto tobą pokierować. Ja nie miałem tyle szczęścia.
Wszystko, co dziś wiem, zawdzięczam uporowi oraz pomocy ludzi
takich jak ja. Siedziałem godzinami w różnych salonach, wyrzucali
mnie drzwiami, właziłem oknem, wyrzucali mnie oknem lazłem
do następnego. Przycupnąłem sobie gdzieś w kącie i niczym
japońscy uczniowie, obserwowałem. Nauczyłem się, że w takich
sytuacjach, dumę i honor należy schować w kieszeń. "Sadząc"
się w stylu, "co to ja nie mogę" zraża się do siebie ludzi.
Będą się z Ciebie śmiali, z każdego twojego najmniejszego
potknięcia. Ale skoro się śmieją i widzą twoje najmniejsze
błędy to znaczy, że cię obserwują. A jeśli cię obserwują to
i zaczynają się bać. Strach przed tym, że ich ciężko wypracowany
autorytet może zostać podważony przez jakiegoś żółtodzioba
ich paraliżuje. Choćbyś nie wiem jak się starał/a i tak nigdy
cię nie pochwalą. Ale dzięki temu wiecie, że jesteście dobrzy.
W podobny sposób poznawałem podziemia tatuażu. Uczył mnie
tatuażysta, który kilka lat działał w więzieniu i był cholernie
dobry. Duperele typu jak rozcieńczać "perełkę" Można między
bajki wsadzić. On nauczył mnie technik, o jakich pomimo jakiegoś
tam poziomu wiedzy, w życiu nie słyszałem a efekty były wspaniałe.
Ilu z was tatuażyści umie cieniować (od delikatnych mgiełek
po mocny i zdecydowany cień) nie rozcieńczając barwników do
wypełnień? On to umiał. Wiedział, że to, czym pracuje to szmelc,
lecz pracował nadal, czasem za flaszkę lub czteropak a czasem
za 3000 zł. Nie jednemu artyście opadała szczęka w studiu
na widok jego prac. Docierałem do mających "oryginalny" sprzęt
i również pracujących domu. Dlaczego? A to nie może, bo ma
jakiś tam wyrok, a to nie chce no i oczywiście brak kasy.
Zastanawiam, kto jest więcej wart, właściciel studia, który
jest beznadziejnym kopiarzem i wszyscy po nim poprawiają czy
tzw. chłopak z talentem? Bez urazy dla pań oczywiście. Z żalem
stwierdzam, że należycie do mniejszości nie wiedzieć, dlaczego.
I w podziemiu i w jasnych, lśniących salonach czają się artyści
i totalni kretyni, którzy powinni wycinanki dla cepelii a
nie brać się za tatuaż. Ale może w tym tkwi sedno. Psując
sobie nawzajem opinię, zachowują równowagę i żyją dzięki sobie.
TYLKO, DLACZEGO KURWA, KOSZTEM NIEWINNYCH LUDZI? Jeśli ktoś
ma zamiar iść do salonu to i tak tam pójdzie tak czy srak
i analogicznie na odwrót. Ja nie opowiem się po żadnej stronie.
Potrzebujemy partaczy i artystów, bo dzięki nim cała ta karuzela
się kręci. Tatuaż się rozwija i wychodzi na światło dzienne,
przestaje być w Polsce domeną wyrokowców i marynarzy.
Przebąkiwałem coś o ludziach życzliwych? Jak nie to posłuchajcie.
Zaczynając działać w tym bałaganie, potrzebujecie osób, które
wam pomogą i pokażą, co i jak a gdy zajdzie potrzeba to życzliwie
opier.... Tylko jak takich znaleźć? Kiedyś działało prężnie
forum dyskusyjne na stronie Mikiego. Tam spotykali się ludzie
z całej polski (i z zagranicy), którzy dyskutowali na temat
tatuażu i pomagali początkującym. Owszem, zdarzały się też
pyskówki, czasem śmieszne, jak np. Dragońska administracja,
czyli miotanie się frustrata bez znajomości polskiego. Nie
ignorujcie Internetu. To jeden z najlepszych sposobów nawiązania
kontaktów z ludźmi znający temat. Potrzebujecie drogowskazu,
bez niego ciężko jest ruszyć z miejsca.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o ten dział, więcej już
wkrótce. Wyruszam w teren :)
Dante
|
|
|
|
|
|
07 III 2007
by Dante
800x600 or ++
IE, Opera, Netscape, Mozilla i inne...
Dante:
GG: 4462987
|
|