<<< powrót do spisu treści >>>

Małgorzata Głowacka – Grajper

PROGRAM STYPENDIALNY W OCENIE JEGO UCZESTNIKÓW.

ABSOLWENCI Z BIAŁORUSI, LITWY I UKRAINY O SWOICH STUDIACH

I OBECNEJ SYTUACJI PO POWROCIE DO KRAJU ZAMIESZKANIA

WSTĘP

 

Ważnym narzędziem poznania sytuacji i poglądów absolwentów uczelni polski, którzy po studiach wrócili do swych krajów – Litwy, Białorusi i Ukrainy stały się pogłębione wywiady. Były one prowadzone od czerwca do września 2002 roku. Rozmawiano z 32 absolwentami. W większości były to długie wywiady, które budziły spore emocje. Kwestie związane ze studiowaniem w Polsce i późniejszym życiem młodych Polaków w krajach ich pochodzenia zdają się być materiałem dla długich przemyśleń większości absolwentów. Studia w Polsce wywołały zatem nieustającą refleksję na temat własnego miejsca w kraju zamieszkania oraz pożądanego kształtu stosunków z Macierzą.

Sytuacja Polaków i innych obywateli w każdym z trzech krajów różni się znacznie i stąd też spore różnice między absolwentami. Są jednak także kwestie, co do których respondenci są zgodni – znamienne, że dotyczą one właśnie samego programu stypendialnego i kontaktów Polaków ze Wschodu z Polską. Przedstawienie zróżnicowania poglądów i sytuacji życiowych może pokazać działanie programu stypendialnego w różnych warunkach. Ważne jest też, by móc stwierdzić, jakie korzyści przyniósł on poszczególnym osobom i co można by było zrobić, by maksymalnie wyzyskać czas spędzony w Polsce nie tylko dla dobra jednostek, ale i całej społeczności polskiej w poszczególnych krajach.

 

 

ABSOLWENCI Z BIAŁORUSI

 

ŚRODOWISKO POCHODZENIA RESPONDENTÓW

Absolwenci, z którymi prowadzone były wywiady pochodzą najczęściej z rodzin czysto polskich. Są katolikami i pamiętają, że mieli z tego powodu nieprzyjemności w dzieciństwie. Jednocześnie katolicyzm jest bardzo ważny w ich środowisku rodzinnym i lokalnym, jest cechą wyróżniającą środowiska pochodzenia respondentów. Język polski ma pod tym względem zdecydowanie niższą pozycję. Większość osób z otoczenia absolwentów nie mówiła po polsku, co najwyżej rozumiała ten język. Źródłem znajomości języka polskiego byli najstarsi w rodzinie – dziadkowie i babcie.

Wszyscy respondenci – absolwenci uczelni polskich, którzy po studiach powrócili na Białoruś – są katolikami, choć nie wszyscy pochodzą z rodzin czysto polskich – kilku z nich pochodzi z mieszanych rodzin polsko – białoruskich. Jednakże w zgodnej i zdecydowanej opinii wszystkich badanych to właśnie katolicyzm jest wyznacznikiem polskości na Białorusi. Wszyscy respondenci twierdzili, że Polak to przede wszystkim katolik; niektórym trudno było nawet podać jakieś inne wyznaczniki polskości. W ich opinii także pozostałe narodowości mieszkające na Białorusi wyróżniają Polaków właśnie na podstawie religii – Polak to zawsze katolik, a katolik to Polak: „Zawsze kościół kojarzył się z Polakami albo Polacy kojarzyli się z kościołem, wiesz, nu było coś takiego, nu ale mówiąc szczerze to i teraz coś zachowuje się, wiesz, nu ale widzę teraz, że w Grodnie jest więcej Polaków, bo i więcej jest kościołów.” (wyw. 5). Jest to wypowiedź respondentki, która przeprowadziła się do Grodna z Brześcia – w jej odczuciu można określić wielkość lokalnego skupiska Polaków właśnie po liczbie kościołów w danej miejscowości.

Respondenci wspominają, że w czasach ich dzieciństwa stosunek do Polaków, zarówno jako do osób wyznających religię katolicką, jak i do członków innej niż dominująca narodowości, był negatywny. Według jednej z absolwentek zmiana nastąpiła dopiero w ostatnich latach: „Krytycznie najpierw było póki nie zaszły te zmiany na dobre, że w Polsce jest dobrze, że do Polski można wyjechać odpocząć – powiedzmy dzieci. Wtedy zaczęło się inaczej a dotąd to było tak: „Aha, mówisz po polsku, jesteś Polakiem, a dlaczego tu siedzisz?”.” (wyw. 1). Pojawiały się jednakże także opinie wskazujące na swego rodzaju podziw mieszający się z niechęcią, z jakim spotykali się Polacy: „Stosunek do Polaków był negatywny. To znaczy Polak to jest taki człowiek, który, prawda, nawet mówiono, że Polak to nie narodowość, to jest profesja. (...) To jest człowiek o honorze. Jednak oni Polaków nie lubią, natomiast oni wiedzą, że to jest człowiek o honorze, no katolik. Katolik to Polak, prawda. Chociaż nie wszystkim ludziom to się podoba, bo...to jest katolik...tak katolik, na pewno katolik. (...) walka o swoje ideały, interesy do końca. Myślę, że to jest podstawowe oczywiście cechy. No, podstawowe, oczywiście, że to jest katolik.” (wyw. 3). Inni respondenci także wskazują na podziw otoczenia: „Tak z zazdrością mówili [koledzy w szkole – przyp. M. GG.]: „O jesteś Polką.” I tak poczułam wyższość nad nimi w tym sensie.” (wyw. 4).

Wszyscy respondenci pochodzili ze środowisk, w których jednoznacznie wiązano polskość z katolicyzmem i dotyczyło to nie tylko samych Polaków, ale i ich sąsiadów. Podstawowym wyznacznikiem polskości była religia katolicka, a także świadomość tego, że jest się Polakiem i mówienie o sobie właśnie jako o Polaku. Nie wszyscy jednak mieli możliwość poznania i używania języka polskiego przed przyjazdem do Polski. Pod względem znajomości języka polskiego środowisko pochodzenia respondentów jest dużo bardziej zróżnicowane. Jednakże dla większości z nich znajomość języka nie jest dla Polaków istotną cechą, w każdym razie nie tak istotną jak religia katolicka, stąd nawet ci, którzy prawie nie znali języka polskiego mówią o tym otwarcie, bez skrępowania, jak o zwykłej dla Polaków z Białorusi cesze. Jeden z respondentów tak tłumaczy to zjawisko: „Kto ma polskie korzenie, kto podtrzymuje polskie tradycje, polskie zwyczaje, polskie obyczaje, kto poczuwa się do polskości, a nie zawsze ten, kto po polsku rozmawia, bo w wielu przypadkach Polacy nie zawsze potrafili rozmawiać po polsku, a czuli się Polakami, z krwi i kości Polakami. Mówili, że: „Ja jestem Polakiem”, chociaż nie zawsze mieli możliwości nauczyć się języka polskiego, ale czuli się i byli jak najbardziej lojalni do przynależności do narodu polskiego.” (wyw. 11)

Fakt, że Polak nie mówi po polsku nie jest zatem na Białorusi niczym niezwykłym, jest to, zdaniem większości absolwentów, w pełni zrozumiałe. Jednakże duża ich część mówiła po polsku przed studiami, chociaż niektórzy bardzo słabo. Obecność języka polskiego w życiu respondentów była, co nie może dziwić, często związana z obecnością w nim religii: „Pierwszy kontakt z językiem polskim - Kościół. Babcia była z elementarzem. Tam był Paweł i Gaweł w jednym stali domu.” (wyw. 9). Inny respondent wspomina: „Ojciec w dzieciństwie uczył mnie odmawiać pacierz. Religia jest tutaj dosyć mocnym węzłem do poznawania kultury polskiej. Polak często jest równoznaczne z Katolik. Duże znaczenie miała religia: ksiądz, kazania w języku polskim. (...) Później, jak już studiowałem w Polsce, pojawił się Klub Polski. Kółka [nauki języka polskiego – przyp. M. GG.] też pojawiły się jak już byłem na studiach.” (wyw. 2). Kościół był ważnym źródłem poznawania języka polskiego, lecz najważniejsza była rodzina, szczególnie pokolenie dziadków, którzy mieszkali jeszcze w państwie polskim i kończyli polskie szkoły. Dziadkowie, a w niektórych przypadkach także rodzice byli dla części respondentów głównym źródłem przekazu języka: „U nas, np. moja babcia, nu to nigdzie…zawsze rozmawiała po polsku, oni nie przeuczyli się, ci Mazury, co przyjechali z Polski. Oni nigdy nie przeuczyli się na ten ruski, ani białoruski. Oni zawsze rozmawiali po polsku i w tych wsiach, gdzie oni mieszkali było normalną rzeczą rozmawiać po polsku. Tam wsie rozmawiali po polsku i każdy ich rozumiał, nawet ten zarządca czy kto tam, nie wiem. Nu, po prostu taki naród. Mój ojciec do dzisiaj ma akcent warszawski, po prostu nie chce go zmieniać i już.” (wyw. 6). Inna respondentka wspomina: „W domu rozmawialiśmy w tak zwanej trasiance. Znaczy…tylko mój dziadek rozmawiał, bo on ukończył szkołę polską i nie codziennie rozmawiał tylko tak, jak mu się chciało na przykład i nie raz jak do niego przychodziłam, jak wiedział, że coś tam umiem bardzo lubił ze mną porozmawiać.” (wyw. 7). Dom, w którym kultywowało się polskie tradycje także sprzyjał uczeniu się języka polskiego: „Ale tak wieczorem usiądziemy razem właśnie te piosenki biesiadne takie śpiewało się zawsze w języku polskim i przez ojca, przez mamę. Zawsze prosiłam, żeby nauczono.” (wyw. 1)

Innym sposobem na uczenie się języka było słuchanie polskiego radia, oglądanie polskiej telewizji. W nauce języka pomagały także wizyty krewnych z Polski, choć niewielu respondentów miało w Polsce rodzinę, a zaledwie dwie osoby utrzymywały z nią jakiś kontakt: „Pierwszy kontakt z językiem polskim to chyba był w domu, na pewno i ten paciorek był. Później bardzo często przyjeżdżali krewni ojca: siostra, brat z Polski. I to też się rozmawiało w języku polskim, a zresztą ja mając chyba z dwa lata też byłam w Polsce, więc jakoś tak. (...) Owszem ten taki poprawny język polski to się zaczął dopiero w Polsce.” (wyw. 1). Cytowana powyżej wypowiedź wskazuje na ważny problem, z jakim zetknęli się wszyscy respondenci – język, którym mówili nie był poprawnym, literackim polskim, jakiego używa się w Polsce. Bardzo często okazywało się, że dana osoba rozumie, co się do niego mówi, ale trudno jej się wypowiedzieć. Z tego powodu początki studiowania były dla studentów z Białorusi trudne: „No, parę miesięcy milczałem. Jak piesek wszystko rozumiałem, ale nic nie mogłem powiedzieć.” (wyw. 9). Niektórym w czasie kilku lat studiów trudno jest opanować język polski na tyle, by czuć się w nim swobodnie. Środowisko, do którego wracają nie zawsze pozwala im na ćwiczenie języka. „Ja cały czas myślę, że ja jeszcze mam jakieś problemy, ale... i pracowałam przecież i bardzo dużo osób mówiło, że dobrze mi to wychodzi, ale jednak i tak się czuję, że jeszcze, jeszcze muszę się dokształcać. Niby wszystko rozumiesz, niby wszystko możesz powiedzieć, ale...” (wyw. 1) – wyznaje jedna z respondentek.

Absolwenci wywodzą się ze środowisk silnie związanych z religią katolicką, sami są ludźmi wierzącymi i praktykującymi i kilkuletni pobyt w Polsce nic nie zmienił w ich stosunku do religii. Po powrocie ciągle obracają się w środowisku Polaków – Katolików. Inaczej wygląda kwestia językowa. Większość respondentów używała języka polskiego sporadycznie, głównie w kontaktach z pokoleniem swych dziadków. Poza nielicznymi wyjątkami słabo znali język polski i najczęściej była to jego bierna znajomość. W czasie studiów w Polsce oczywiście opanowali język polski, ale niektórzy z nich do dziś nie czują się w nim zbyt pewnie. Po powrocie często nie mają dużo okazji, by używać języka polskiego, chociaż starają się mówić po polsku jak najwięcej i chcą nauczyć go swoje dzieci. Jednakże w środowisku sąsiedzkim, w pracy (za wyjątkiem tych nielicznych, którzy pracują jako nauczyciele języka polskiego), a także w domu rodzinnym powracają do używania języka rosyjskiego lub mieszanego.

Absolwenci zwracają też uwagę na fakt, że w czasie ich pobytu w Polsce, a także w późniejszych latach zaszły zmiany w stosunku Białorusinów do Polaków. Obecnie nie jest on już tak negatywny, jaki był we wspomnieniach z lat szkolnych, chociaż są sytuacje, w których można mieć nieprzyjemności np. z powodu mówienia po polsku. Jednakże wraz ze wzrostem pozycji Polski na arenie międzynarodowej i z poprawą jej sytuacji ekonomicznej stała się ona bardziej atrakcyjna dla Białorusinów, co zaowocowało także zmianą stosunku do Polaków na Białorusi.

 

PRZYCZYNY PRZYJAZDU NA STUDIA

Na początku funkcjonowania programu stypendialnego wiele osób dowiadywało się o możliwości studiowania w Polsce przez przypadek, często, kiedy nie udało im się dostać na studia w swoim kraju. Później sytuacja zmieniła się – coraz większa liczba kandydatów sprawiła, że studia stały się bardziej znane, a jednocześnie bardziej świadomie wybierane. Główne przyczyny, jakie powodują, że młodzi Polacy z Białorusi starają się o stypendium to możliwość bardzo dobrego poznania języka polskiego oraz bardziej atrakcyjne studia.

Absolwenci, z którymi prowadzone były wywiady byli jednymi z pierwszych studentów, jacy przyjechali do Polski w ramach programu stypendialnego. Patrząc na swych młodszych kolegów, którzy obecnie wyjeżdżają do Polski, zdają sobie sprawę, że w ich czasach dostanie się na studia do Polski było dużo łatwiejsze, gdyż ta forma studiowania nie była tak rozpowszechniona – mniej było kandydatów i mniejsze stawiane im wymagania. Zdarzało się zatem, jak w przypadku jednej z absolwentek, że wyjazd do Polski nie był kwestią świadomego wyboru: „To był przypadek. Tylko i wyłącznie przypadek. (...) Tak się złożyło, że ja miałam wybór i usłyszałam, że jest taka możliwość i po prostu skorzystałam. (...) Tym bardziej, że to było bardzo dawno. Bardzo dużo miejsc i mało ochotników. Jeszcze to nie było tak rozpowszechnione.” (wyw. 10)

Jednakże w większości przypadków o wyborze studiów w Polsce zadecydowały inne względy. Podstawowymi czynnikami był brak możliwości studiowania na Białorusi oraz chęć poznania Polski i języka polskiego. Często obie te przyczyny nakładały się na siebie. Na Białorusi trudno było, zdaniem badanych, dostać się na uczelnię w uczciwy sposób, niektórzy obawiali się też dyskryminacji. „Myślałem, że będę studiował w kraju swobodnym w sensie demokratycznym, bo tutaj jak wiadomo zaczynało się… nieciekawa sytuacja na uczelniach białoruskich.” (wyw. 7), „Taka sytuacja, że po wojsku nie miałem szans w ogóle na dalszą naukę, wszędzie korupcja i już.” (wyw. 6) – wspominają absolwenci. Bardzo istotnym powodem wyjazdu do Polski był też związek z tym krajem – ojczyzną Polaków, który chciało się poznać bliżej: „To była Polska dla mnie, była po prostu moim drugim krajem ojczystym, ponieważ tam są moi dziadkowie, wujek, znaczy raczej stryjek, moja ciocia, tam krewni mieszkali.” (wyw. 1). Inny respondent tak mówi o podjęciu decyzji o studiowaniu w Polsce: „Jest bardzo dużo przyczyn, które spowodowały, że podjąłem studia w Polsce. Przede wszystkim to, że jestem Polakiem. Chciałem nie tylko znać Polskę, ale żyć i studiować w Polsce. (...) Oprócz tego, że jestem Polakiem, to jako człowiek chciałem być w Polsce ze względu na bardziej atrakcyjne studiowanie i stypendium. Poza tym mam rodzinę w Polsce: w Warszawie, Gdańsku.” (wyw. 2).

Większość respondentów mówiła też o atrakcyjności studiowania w Polsce, która wynikała po pierwsze z faktu, że Polska była postrzegana jako kraj „zachodni”, a po drugie ze względu na oferowane warunki: bezpłatne studia, stypendium, akademik. Warunki te przyciągały co roku coraz więcej chętnych: „Zawsze taka opinia, że jednak studia w Polsce są bardziej atrakcyjne niż tutaj.” (wyw. 3). Opinia ta była powszechna w środowiskach absolwentów, co spowodowało, że coraz więcej młodych ludzi zaczęło wyjeżdżać na studia, co z kolei utrudniało wyjazd kandydatom z kolejnych roczników. Jak mówili sami badani trzeba teraz włożyć dużo więcej wysiłku w dostanie się na studia (w ich czasach często nie było nawet egzaminów, brano wszystkich chętnych), a w środowiskach polskich zaczyna się już mówić, wedle ich relacji, nawet o korupcji towarzyszącej przyznawaniu stypendiów polonijnych.

O podjęciu studiów w Polsce decydowało wiele czynników, z których najczęściej wymienianymi były chęć studiowania w Polsce jako w drugiej ojczyźnie i poznania zarówno kraju, jak i języka oraz atrakcyjne finansowo warunki nauki. Czasami decydował przypadek, ale w miarę rozwijania się systemu stypendialnego i zwiększania się liczby jego uczestników wyjazdy do Polski stały się świadomym krokiem pociągającym za sobą wiele starań o wyjazd.

 

SYTUACJA RESPONDENTÓW W CZASIE STUDIÓW

W czasach, kiedy respondenci wybierali się na studia, powszechna była opinia, że Polska jest krajem zamożniejszym od Białorusi, w którym lepiej się żyje. Była też postrzegana jako kraj stojący na wyższym poziomie cywilizacyjnym: „Każdy mi mówił, kto już był w Polsce, że w Polsce jest o wiele lepiej niż u nas, że oni mieli też taki kryzys jak my mamy teraz i że dosyć dobrze z tego wybrnęli i że już jest dobrze, że jest lepiej niż u nas. Właśnie każdy mówił: „Jedź, jedź tam jest lepiej.” Tak właśnie.” (wyw. 7). Często taki obraz kraju decydował o podjęciu w nim studiów. Był jednak także źródłem późniejszych rozczarowań: „W ogóle wyobrażałam Polskę tak: taka czystość, ludzie kulturalni, itd. Kultura inna w ogóle. Wyższy stopień kultury niż u nas. Ekonomiczne bardziej, wyższy poziom ekonomiczny. (...) Myślałam, że to kraj miodem i mlekiem płynący, że tam w ogóle nie ma, nu, nic takiego nie ma, ani biedy, ani nędzy, ale, no, pójść na dworzec zobaczyć, co się dzieje na dworcu, na ulicach często, nu, różni ludzie chodzą. Także takie jakby te domy szklane zawaliły niecałkowicie, ale tak trochę się poruszyły.” (wyw. 4)

Rozczarowania dotyczyły nie tylko sfery ekonomicznej. Niektórzy mieli w głowach wyidealizowany obraz Polski z opowiadań dziadków; spodziewali się odkryć w czasie studiów nowe źródła patriotyzmu w zetknięciu z obywatelami Polski: „Ten kraj, wyobrażenia babć to jest inna Polska niż ta Polska, do której myśmy trafili. Tamta Polska, taka Polska z dziada pradziada, z krwi i kości, która za polszczyznę..., a tutaj trafiliśmy do Polski, co już potomkowie, jakby to powiedzieć, tych peerelowców, inna Polska... Bo wyjechałem z takim poczuciem, że jadę właśnie do kraju przodków, a w sumie trafiło się do innego kraju.” (wyw. 6). Kilku respondentów było rozczarowanych tym, że do spraw narodowych, patriotycznych nie przykłada się obecnie w Polsce większej wagi, ale największe rozczarowanie, a nawet szok spowodował stosunek mieszkańców Polski do Polaków ze Wschodu.

Tylko jedna osoba nie zetknęła się negatywnym nastawieniem do siebie i z kwestionowaniem własnej polskość. Wszystkie pozostałe mówiły o braku akceptacji, jakiej doświadczyły. Przede wszystkim nie byli postrzegani jako Polacy, ale jako „Ruscy” z powodu akcentu czy używania w rozmowach języka rosyjskiego. Na dodatek zdarzało się, że zarówno ludzie postronni na ulicach, jak i studenci nie krępowali się w wyrażaniu swego nieprzychylnego nastawienia: „Jakoś nie bardzo dobrze byliśmy akceptowani przez Polaków z Polski. (...) Było tak np. bardzo często, że szłyśmy z koleżanką, z koleżankami ulicą, nu i nieraz, przyznam się, że nie cały czas rozmawialiśmy po polsku tylko chciałam też coś powiedzieć po rosyjsku, jak rozmawialiśmy, słyszą, że mówimy nie po polsku, nu to zaraz padały jakieś takie nieładne słowa w nasz adres. Na uczelni tak bardzo brzydko nie mówiono, no ale (...) potrafiły dziewczyny, same dziewczyny tam były, potrafiły powiedzieć, że: „No, przyjechaliście tutaj, a co sobie myślałyście, że tak łatwo będzie?”, czy coś takiego.” (wyw. 7). Czasami niechęć ta była wyrażana bardzo gwałtownie: „Stosunek studentów polskich do nas to było, no w ogóle, szczerze mówiąc, nie było stosunku, bo było życie do niczego, wiesz, wywalanie drzwi naprzeciwko, co tam... podpalanie drzwi, świnie, Ruskie, nu wiadomo.” (wyw. 5). Dla badanych absolwentów zetknięcie się z taką niechęcią często było szokiem, kompletnym zaskoczeniem, czymś, czego się nie spodziewali. Później próbowali zrozumieć, skąd bierze się to zjawisko: „Wcześniej zadawałem sobie pytanie: „Dlaczego Polacy są negatywnie nastawieni do ludzi zza Buga?” Później zrozumiałem: stan wojenny, język rosyjski w szkole itd.” (wyw. 2).

Dla części absolwentów negatywny stosunek Polaków do osób ze Wschodu ciągle pozostaje czymś niezrozumiałym i niesprawiedliwym, ale są też tacy, którzy przyznają, że można mieć podstawy do takiej niechęci. Opowiadali, jak sami starali się zmienić to nastawienie, na własnym przykładzie pokazać, że nie należy wrzucać wszystkich do jednego worka: „Kiedy skończyłam studia wyższe już i pracowałam i taka sytuacja zaszła, że właśnie, że bardzo dużo, to nie jest sekretem, że nasze dziewczyny i z Białorusi i z Ukrainy przyjeżdżają dorabiać innym sposobem i akurat pracowałam niedaleko, gdzie dziewczyny tym się zajmują, więc starałam się pokazać, że ja nie jestem taką osobą, że nie można sądzić po jednej osobie wszystkich, że przyjechałam tutaj nie szukać męża, nie szukać łatwej pracy, żeby stać gdzieś pod słupem, gdzieś pod latarnią, prawda, a przyjechałam, żeby skończyć studia, popracować i jeżeli będzie możliwość zostać, a nie, to mogę wrócić też do domu.” (wyw. 1). Jednakże nie zawsze udawało się to nastawienie zmienić, szczególnie w dość częstych sytuacjach, kiedy respondenci w czasie studiów obracali się głównie w zamkniętym środowisku przyjezdnych z byłego ZSRR.

Respondenci w czasie studiów mieli zapewnione zakwaterowanie oraz stypendium, za które mogli się utrzymać. Niektórzy z nich dorabiali, najczęściej nielegalnie, ale ci, którzy tego nie robili nie mieli problemów finansowych. To, co stanowiło największą uciążliwość w czasie studiów to właśnie omówione wyżej nastawienie do nich obywateli polskich, ale także pozostawienie samych sobie, we własnym środowisku. Nie odczuwali zainteresowania ze strony uczelni, nie spotkali się z żadnymi próbami zintegrowania ich ze studentami z Polski. Często mieli wrażenie, że uczelnie nie bardzo zdają sobie sprawę z ich specyficznej sytuacji jako studenta obcokrajowca: „Jedna rzecz, na którą myślałem, że będzie położony nacisk to że…no, właśnie organizacja, jakby opieka nad tymi studentami, którzy tam wszyscy są, czyli nie pozostawianie ich po prostu tak na tych uczelniach.(...) jeśli chodzi o jakieś informacje, to ja np. przede wszystkim dowiadywałem się o rzeczach od swoich znajomych - obcokrajowców, którzy tam studiowali. Myślę że takie coś mogłoby być zorganizowane.” (wyw. 7). Inni respondenci także podkreślali, że musieli radzić sobie sami, a pomoc uzyskiwali głównie od innych studentów ze Wschodu. Powoduje to, że studia w Polsce są przez większość z nich określane jako „szkoła życia”.

 

OBECNA SYTUACJA RESPONDENTÓW I ICH PRACA

Jedynie części absolwentów udało się zdobyć satysfakcjonującą pracę. Inni nie pracują lub robią coś nie związanego z ich wyuczonym w Polsce zawodem, co też często im nie odpowiada. Większość uważa, że powrót na Białoruś, nawet dla tych, którzy zawsze to planowali, jest po kilku latach trudny, gdyż wiele się w tym czasie może zmienić, a poza tym traci się kontakt z życiem w tym kraju.

Część absolwentów od początku studiów wiedziała, że wróci na Białoruś, część wróciła dopiero wtedy, gdy nie udało im się zostać na stałe w Polsce. Nie zmienia to jednak faktu, że w czasie ich kilkuletniego pobytu poza krajem zmieniła się nie tylko Białoruś, ale i oni sami: „Człowiek wyjeżdża w wieku iluś tam lat, przyjeżdża po sześciu latach, tak, jest się innym człowiekiem, tak, i inaczej odbiera się rzeczywistość.” (wyw. 10). Niektórzy musieli od nowa przyzwyczajać się do życia w kraju, w którym się urodzili, na początku czuli się w nim trochę nieswojo: „Dwa lata nie przyjeżdżałem na Białoruś i później wróciłem, to było początek lat dziewięćdziesiątych, tam powiedzmy 92 lub 93, zaszły pewne zmiany tutaj, zaszły zmiany w Polsce i trochę po takim otoczeniu studenckim to byłem przerażony tym, co zobaczyłem tutaj na Białorusi, nie, wściekłe twarze. Znaczy wściekłe, nie można tak mówić, że wściekłe, ale... Rozgoryczone, niezadowolone, zrozpaczone, więc trochę byłem przerażony, chociaż później częściej zacząłem przyjeżdżać do domu i przestałem to zauważać.” (wyw. 8). Trudnością w ponownym zaaklimatyzowaniu się na Białorusi było nie tylko to, co się w tym kraju zmieniło, ale także to, co pozostało bez zmian, a po latach życia w Polsce było szczególnie widoczne: „Kiedy jeszcze wyjeżdżałem to mniejszościami narodowymi się zajmowała rada do spraw od religii czy nawet komitet do spraw religii, jakoś tak. Siedział tam kegebist, przenikliwie patrzył, uśmiechał się, ironizował, a później, kiedy za dwa lata przyjechałem i musiałem przedłużyć paszport znów tego człowieka spotkałem. Tylko szyld był inny, to już była, znaczy nie rada do spraw religii tylko rada do spraw mniejszości narodowych. Siedziała ta sama osoba, siedziała tylko pod Pogonią a nie pod godłem Białoruskiej Republiki Radzieckiej, trochę inaczej mówiła i już mniej ironicznie się przyglądała, ale niestety osoba była ta sama.” (wyw. 8).

Ponowne wejście w rzeczywistość białoruską nie było jednak dla większości respondentów zbyt kłopotliwe, natomiast sporym problemem było dla nich znalezienie pracy, szczególnie pracy w swoim zawodzie. Absolwentów niektórych kierunków problem ten dotyka bardziej niż innych: „Ani białoruska wyższa uczelnia nie potrzebuje filozofa z Polski, ani polska uczelnia wyższa nie potrzebuje filozofa z Białorusi – absolwenta mam na myśli. Oczywiście jeśli ty już jesteś profesorem, masz spory dorobek naukowy mogą ciebie przyjąć...” (wyw. 8). Brak odpowiedniej pracy jest głównym źródłem rozczarowań, które niesie trudna sytuacja na rynku pracy, czasami nawet trudniejsza dla absolwentów uczelni polskich niż uczelni białoruskich: „Teraz jest taki świat, że np. ja też nie chcę jeździć jako taksówkarz, a muszę. Mam dwa wyższe wykształcenia i minimum doktoranckie. A kto mnie pyta. Nie ważne jakie studia.” (wyw. 6). Rozczarowanie niosą też białoruskie płace: „Psychicznie to jest dla mnie ciężkim jakby punktem, bo gdybym tutaj musiał pracować będę dostawał pieniądze nie większe niż stypendium, które dostawałem za zwykłą naukę.” (wyw. 7). Ciężką sytuację mają też ci, którzy skończyli „sztandarowy” kierunek programu stypendialnego, czyli filologię polską i zgodnie z założeniami rządu polskiego wrócili na Białoruś, by uczyć języka polskiego. Często zostaje im jedynie prowadzenie zajęć fakultatywnych, gdyż posady nauczycieli są już zajęte i nie ma miejsc dla młodych absolwentów: „Kiedy ja wyjeżdżałam to pani dyrektor (...) w szkole obiecała, że będę miała pracę, więc się nie zastanawiałam. Cały czas myślałam, że ja przyjadę, ja będę miała pracę. Ale jak przyjechałam i zapytałam, powiedziano: „żeby to było rok temu lub dwa lata temu może jeszcze, jeszcze coś a teraz to już...” Fakultatywnie, owszem, znaczy prowadziłam, owszem, kółko języka polskiego (...), ale niestety w szkole nie znalazłam pracy. I też bardzo trudno było znaleźć pracę w swoim zawodzie, ponieważ bardzo dużo emerytek pracowało.” (wyw. 1).

Nie znaczy to jednak, że wszyscy absolwenci polskich uczelni mają problemy ze znalezieniem pracy w swoim zawodzie po powrocie na Białoruś. W swoim zawodzie pracują badani ekonomiści i prawnicy. Jeden z nich wskazuje, że na sprawę zatrudnienia polskich absolwentów należy patrzeć szerzej: „To, że wybrałem prawo to wcale nie żałuję, ale były poglądy: „Po co ci polskie prawo, jak później wrócisz na Białoruś?” Od razu znalazłem pracę tu jako prawnik, chociaż mogłem znaleźć pracę w Polsce. Pracowałem we wszystkich uczelniach w Brześciu. Bez problemów przyjęto mnie do pracy, bo jest międzynarodowa umowa pomiędzy Polską a ZSRR z 1974 r. – Białoruś jest sukcesorem tej umowy. Niestety ta umowa dotyczy wykształcenia wyższego, a nie dotyczy średniego, licencjatu itp. Formalnie, co wcale nie zmusza białoruskich pracodawców przyjmować u siebie pracownika z polskim wykształceniem. To kwestia ogólnoludzka. To pracodawca decyduje, kto będzie pracował. Mogą tu też przejawiać się ogólne stosunki do Polaków. Jeżeli pracodawca ma jakiś szczególny stosunek do Polaków to może nie przyjmować.” (wyw.2). Zdaniem cytowanego wyżej respondenta problem leży raczej w stosunku do osób kończących studia w Polsce niż w samych studiach. Jest to jednak odosobniona opinia. Absolwenci, którym nie udało się dostać pracy w swoim zawodzie lub ci, którzy są bezrobotni wskazują raczej na niedostosowanie kierunków, które skończyli do potrzeb państwa białoruskiego. Osoby z ich wykształceniem albo nie są potrzebne, albo, co szczególnie dotyczy polonistów i innych nauczycieli, jest i po prostu za dużo.

 

OCENA PRZYDATNOŚCI STUDIÓW W POLSCE

Absolwenci proszeni o ocenę swoich studiów w Polsce i ich przydatności w późniejszym życiu w większości zwracają uwagę na niedostosowanie kierunków dostępnych dla przyszłych studentów i ograniczoną możliwość ich wyboru. Drugim niezwykle ważnym aspektem oceny przydatności studiów jest kwestia powrotów absolwentów na Białoruś i cała związana z tym polityka polskich władz, a właściwie brak tej polityki.

W ramach rządowego programu stypendialnego dostępne są głównie kierunki nauczycielskie i filologia polska. Sprawia to, że młodzi ludzie dostają się często na kierunki, których inaczej by nie wybrali: „Nie za bardzo był wybór. Najwięcej było kierunków nauczycielskich, pedagogicznych. A już pomyślałam, nu, dzieci lubię, mogę z nimi różne zabawy itd.” (wyw. 4). Dla absolwentów, którzy skończyli nie te kierunki studiów, które chcieli, ale takie, które były dostępne jest to ciągle źródłem rozgoryczenia. Wskazują też, jak cytowany poniżej respondent, że poczucie, iż kierunki pedagogiczne są nieprzydatne i niechciane jest wśród studentów ze Wschodu rozpowszechnione: „Jak przyjmowali na studia to było ograniczenie takie, że tylko pedagogika i tylko wychowanie przedszkolne, coś takiego. (...) ale niektórzy stąd od razu jechali na studia poważne, normalne studia, a nie na takie coś. Ja też pojechałem na pedagogikę do Rzeszowa na miesiąc sierpień, wrzesień, a potem nam powiedzieli, że znamy dobrze język i możemy studiować, a w sumie każdy chciał normalny kierunek, no i w sumie pojechaliśmy później do Wrocławia do szkoły językowej i dopiero tam jakoś zmieniliśmy te swoje kierunki studiów. Ja w ogóle chciałem pójść na medycynę robić, ale nasz kierownik studium językowego powiedział, że nie załatwił. Niestety nie daliśmy mu na łapę.” (wyw. 6). Przy usiłowaniach rozpoczęcia pożądanych studiów może zatem dochodzić nawet, jak wynika z relacji respondenta, do korupcji. Pójście na studia na proponowane, a nie „wymarzone” kierunki studiów jest także drogą dla osób, które miały trudności z dostaniem się na wybrany kierunek:„Kierunek to wybrałam nie wiem chyba taki, gdzie najwięcej szło ludzi. Bo na medycynę chciało najpierw więcej, ale był mały nabór ludzi i bałam się, że zabraknie mi miejsca i ja znowu z powrotem do domu. Na nauczanie początkowe było więcej miejsc i ta pani, która przyjmowała dokumenty w Mińsku w ambasadzie podpowiadała nam, gdzie się lepiej załapać, „życzliwie”, a wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to jest kolegium i w ogóle jak się pcham do niego. Ja zdawałam na studia i tyle.” (wyw. 5). Takie podejście powoduje, że niektórzy studenci wpadają w pułapki, jakimi są kolegia nauczycielskie dające dyplomy, które nie otwierają drogi do zatrudnienia ani w Polsce, ani na Białorusi.

Brak możliwości wyboru kierunku studiów i ich narzucanie przez MEN uważane jest powszechnie za niesprawiedliwe, a po drugie za niezrozumiałe, gdyż, zdaniem większości absolwentów, społeczności polskiej na Białorusi potrzebni są ludzie różnych specjalizacji. Pewnym paradoksem jest, w świetle ich wypowiedzi fakt, że to właśnie kierunki promowane przez Ministerstwo są najmniej przydatne, gdyż polonistów i nauczycieli klas początkowych wykształcono już w nadmiarze. „Uważam, że wszystkie kierunki powinny być, jakie tylko możliwe, bo jeżeli otwierać szkołę polską zaczynając od pierwszej klasy do 11 czy do 12, przecież powinni być i nauczyciele klas początkowych i nauczyciele poszczególnych przedmiotów: matematyki, chemii, języki itd., prawda? A jeżeli zakładać jakąś społeczność polską, mniejszość taką, może w swoim mieście, nawet nie mówię już o Związku Polaków, żeby swoje lekarze też były, żeby ja mogła przyjść do swojego lekarza i mogę z nim porozmawiać po polsku też przecież to jest miłe i przyjemnie, ja wiem? Ja uważam, że wszystkie kierunki powinny być.” (wyw. 1) – uważa jedna z respondentek i nie jest to opinia odosobniona.

Większość absolwentów, z którymi prowadzone były wywiady pozytywnie ocenia okres swego pobytu na studiach w Polsce. Podkreślają przede wszystkim, że jest to najlepszy z możliwych sposobów na dogłębne poznanie języka i kraju: „Dużo to dla mnie znaczy i dużo mnie dało z tego punktu widzenia, że jestem z narodowości Polką i wiem, że tutaj języka polskiego nie znałabym tak płynnie, nu i w ogóle marzyłam kiedyś mówić tym językiem. Tak że po pierwsze, to z tym językiem związane, a po drugie to, że poznałam kraj bliżej, Polskę, (...), a poza tym i studia dużo dali wiedzy, dużo wrażeń, dużo miejsc pozwiedzałam.” (wyw. 5). Dla nielicznych, którzy znaleźli pracę w Polsce w czasie lub po studiach wyjazd ten opłacał się także w sensie finansowym, a zarobione pieniądze ułatwiały im powrót na Białoruś i układanie sobie tam życia: „Ja za studia to zdołałem zapracować na mieszkanie, samochód itd. Na drugie studia na uniwersytecie w Grodnie, bo robiłem dwa kierunki – w Warszawie muzykologię, a od trzeciego zacząłem studiować tutaj prawo równolegle. (...) I to mi dały studia. Studia dawały mi wizę, a ja skorzystałem.” (wyw. 6). Respondenci podkreślają jednak, że takie przypadki to wyjątki i nie należy sobie na ich podstawie wyrabiać opinii o sytuacji wszystkich absolwentów. Studia w Polsce nie są bowiem gwarantem zdobycia wysokiej pozycji, czy to finansowej, czy zawodowej na Białorusi i tak naprawdę mają sens wtedy, kiedy idzie się studiować na konkretny, wybrany przez siebie kierunek: „Jeżeli człowiek chce studiować konkretny kierunek akurat w Polsce, np. Akademia Filmowa, np. w Łodzi to na pewno mu nawet pomógłbym w tym. (...) Natomiast jeżeli człowiek jedzie tylko do Polski, żeby na podstawie przykładu, że o z Polski wrócił, skończył studia i jest tutaj królem, to na pewno mu tego nie radził.” (wyw. 3). Żeby po skończeniu studiów mieć do czego wracać należy cały czas utrzymywać kontakty ze swoim środowiskiem na Białorusi i mieć świadomość, że samo skończenie studiów niczego nie gwarantuje: „Podróże kształcą – każdy wyjazd, każde studia są w pewnym sensie, w pewnym aspekcie – pożyteczne. (...) poradziłbym studia w Polsce, ale uprzedził, że trzeba jakoś również nie tracić kontaktów tutaj, korzeni jakichś.” (wyw. 8).

Założenia rządowego programu stypendialnego, ich realizacja i skutki, jakie przynosi są przedmiotem wielu refleksji ze strony absolwentów. Respondenci w większości mają wiele do zarzucenia autorom i realizatorom tego programu, chociaż sami nie są jednomyślni co do tego, jak ostatecznie powinien on wyglądać – tak jak do tej pory przy zwiększeniu możliwości wyboru kierunku studiów, czy też należy kształcenie młodych Polaków przenieść na Białoruś, a w Polsce organizować jedynie szkolenia, staże czy też studia podyplomowe. Zgodni są jednak co do tego, że Polska nie umie stworzyć takich warunków, które gwarantowałyby powrót absolwentów po studiach na Białoruś. Pojawiają się jednakże opinie, że pozostawanie absolwentów po studiach w Polsce także może sprzyjać interesom społeczności polskiej na Białorusi: „Uważam, że to jest dobry pomysł [wysyłanie młodzieży na studia do Polski – przyp. M. GG.] i powinno to być nadal i jeżeli my chcemy tą swoją polskość dalej rozwijać na Białorusi to powinno być. Wiem, że dużo osób chce zostać, że wyjeżdżają tylko po to, żeby tam zostać, prawda, ale jednak oni wracają do rodziców, przywożą swoich dzieci, wnuków i jednak te kontakty nie urywają się. Przecież mam mnóstwo znajomych i też może przez tych znajomych, przez kogoś jeszcze zawiązuje się kontakt, interes do Polski.” (wyw. 1). Dużo osób uważa jednak, że studia w Polsce są bardzo potrzebne i wartościowe i naprawdę rozwijają polską społeczność pod warunkiem, że absolwenci powrócą do kraju swego pochodzenia. Dla większości respondentów była to kwestia oczywista i na tyle ich nurtująca, by poświecić jej w trakcie wywiadu dłuższą chwilę. Oto wypowiedź jednego z absolwentów: „Polacy, którzy np. pracują w Związku Polaków, np. w Macierzy Szkolnej, Polskiej Macierzy Szkolnej, oni nigdy nie zdobędą tutaj wykształcenia, już nie mówiąc o wyższym poziomie polskiego wykształcenia, już pomijając ten temat, np. nie skończą prawa, ekonomii – dobrych wydziałów, tutaj nigdy, bo im nigdy nie dadzą, nikt ich nie przyjmie – to po pierwsze. Tam [w Polsce – przyp. M. GG.] może to skończyć. Po drugie, najlepszą formą studiów w języku polskim to są studia w Polsce. Jakby mi nikt nie mówił tam będą kursy, szkoła polska w Wołkowysku czy w Grodnie, to nie zmieni faktu, że najlepszą formą języka polskiego, poznania polskości są studia w Polsce. Tak że trzeba to kumulować. Byłoby błędem z punktu widzenia władz polskich, gdyby oni się na to zdecydowali, czyli zlikwidowali formy stypendialne dla tych studentów naszych w Polsce. To będzie błędem niesamowitym i o tym srogo pożałują, stracą bardzo wiele. (...) Trzeba rozmawiać, jakie kierunki, ale to już inna sprawa. Kształcenie w jakimś celu, bo normalną rzeczą jest tak, że przedsiębiorstwa, jeżeli ktoś kogoś sponsoruje: czy państwo, czy przedsiębiorstwo tzn. w studiach i on wysyła na studia: „Ty masz skończyć. Ty wracasz, ty będziesz czymś zajmować się” A jeżeli rząd polski sponsoruje studia, bo sponsoruje i potem mówi: „Rób co chcesz”, to po co takie sponsorowstwo. Każde sponsorowstwo jest inwestycją. Najlepszą inwestycją jest inwestycja w studia, w wykształcenie, jest najlepsza inwestycja. Natomiast ta inwestycja musi komuś być potrzebna, jeżeli nie jest potrzebna to nie ma sensu. Jest potrzebna, tylko trzeba zmienić zasady.” (wyw. 3). O zmianie zasad funkcjonowania systemu stypendialnego mówi zdecydowana większość absolwentów, którzy jednocześnie wytykają Polsce brak zdecydowania co do tego, co naprawdę chce poprzez te stypendia osiągnąć oraz brak kontroli nad całym programem, pozostawienie go samemu sobie, nie doprowadzenie do końca: „Zależy, co Polska przez to [przez system stypendialny – przyp. M. GG.] chce osiągnąć, bo znaczy, ja w sumie przed wyjazdem nad tym się nie zastanawiałem, ale podam jako punkt, jako przykład do porównania, np. mój wyjazd do Stanów. Przed wyjazdem do Stanów ja miałem jasno napisane, że rok tam jesteś, rok dostajesz tam jakieś tam stypendium, jest ci zapewniona rodzina, przez rok masz szkołę itd., a potem masz obowiązek wrócić do swego kraju, poza tym masz taką wizę, która nie pozwala ci później w ciągu dwóch lat wrócić do Stanów. To jest bardzo konkretne, a natomiast tutaj jest taka sytuacja, że studiujesz i w sumie później nie wiadomo, czy ty masz obowiązek wrócić czy raczej masz ułatwione zostanie w Polsce, właśnie, przez to nie wiadomo… znaczy nie widziałem papieru, w którym jasno było by określone.” (wyw. 7).

Część absolwentów uważa jednak, że konieczna jest zmiana nie tyle sposobu realizacji, ile w ogóle założeń całego programu. Ich zdaniem najrozsądniejszą drogą byłoby kształcenie młodych Polaków na Białorusi i dokształcanie ich potem w Polsce. Tymczasem wyrywanie młodzieży ze swych środowisk oraz brak konsekwencji w prowadzeniu programu stypendialnego (przejawiająca się w braku możliwości kontynuowania nauki w Polsce) powoduje, że niektórzy zaczynają uważać czas spędzony w Polsce za, przynajmniej częściowo, zmarnowany. Dotyczy to jednego z respondentów, któremu mimo zgody uczelni na jego naukę na studiach doktoranckich MEN odmówił przyznania na nią stypendium: „Nie warto [studiować w Polsce – przyp. M. GG.] z bardzo prostej przyczyny, bo te studia nie są studiami jako studiami (...) przyjeżdżał taki pan z Biura Współpracy i on powiedział, że Polska po prostu chciała pomóc sobie, a nie nam, oni chcieli, żeby ludzie postudiowali i wrócili tutaj. Tylko że studia to czasami muszą być studia takie prawdziwe – jak człowiek zaczyna studiować to kończy studia i jak chce studiować dalej (...) on ma zarąbane na samym początku. Jak idziesz po studiach od razu albo nawet w trakcie studiów ostatniego roku i mówisz, że będziesz robić doktorat to ci od razu mówią – nie. No to co to za studia, jak ja nie mogę studiować i zrobić poważnego stopnia naukowego. A druga sprawa, że po prostu człowiek jak tam wyjeżdża na kilka tam lat sześć czy tam np. więcej siedem to jest wyrwany ze środowiska do którego ma wrócić. On już z tej komórki, która dla niego jest przyszykowana jak on się urodził, (...) jak tutaj wraca, to on wraca w pustotę, nie ma dla niego miejsca. Dyplomu nie chcą uznawać, nu i w ogóle wiadomo – płacić trzeba wszędzie i już. (...) najlepsza forma studiów to studiowanie, jeżeli już Polska chce płacić, pomagać nam, (...) niech pieniądze dają i Polacy tu studiują w Mińsku. Oni są na miejscu, zawsze z realiami tymi, zawsze mogą rodzice im pomóc – to po pierwsze, a po drugie, że stypendium to nie musi wynosić taką ilość pieniędzy jak w Polsce utrzymać tego studenta. To może być jedna piąta i to będzie dobrze i to będą bardzo duże pieniądze (...) I zawsze będą na nich patrzyć ci, co tutaj mieszkają, jak na coś takiego lepszego. A stamtąd człowiek wraca, w sumie to nie chce wracać, po jakichś tam 6 latach takiego okresu życiowego, kiedy składa się jego los i w ogóle wzgląd na różne rzeczy i stosunek do świata. Wracać w ogóle w inny świat to nie ma sensu.” (wyw. 6)

Wszyscy absolwenci są zgodni, że w kształceniu polskiej młodzieży z Białorusi na poziomie studiów wyższych musi koniecznie pomagać Polska, gdyż inaczej zdobycie wykształcenia dla większości będzie po prostu niewykonalne. Zatem program stypendialny jest konieczny, ale należy go zreformować: „60% młodzieży polskiej nie wraca. To nie znaczy, że nie trzeba wysyłać, tylko zmienić formę. Potem tą młodzież, która tu kończy studia wysyłać na doktoraty, na studia podyplomowe, na staże do Polski.” (wyw. 11). Respondenci na własnej skórze przekonali się, że chociaż zdobyli wykształcenie to jednak nie mogą być do końca zadowoleni ze studiów w Polsce i z tego, jakie perspektywy życiowe im one dały. Także obserwacje innych osób wyjeżdżających na studia oraz tego, co dzieje się w lokalnych środowiskach Polaków na Białorusi prowadzi ich do wniosku, że system stypendialny nie realizuje wszystkich założonych celów i że powinny w nim zajść poważne zmiany.

 

OCENA POMOCY POLSKI DLA POLAKÓW NA BIAŁORUSI

Tylko jedna z badanych osób uważała, że pomoc dla Polaków na Białorusi nie jest potrzebna: „Nie mają żadnych problemów [Polacy na Białorusi – przyp. M. GG.]. Jest Związek, są organizacje, które popierają działalność Polaków – działalność społeczną. Są szkoły letnie przy kościele, są biblioteki. Jest bardzo duża pomoc z fundacji różnych i jest możliwość spotykania się razem. Jest chór, wyjazdy. Wszystko, wszystko. Proszę bardzo – tylko bądźcie razem i korzystajcie z okazji.” (wyw. 10). Jest to jednak opinia odosobniona. Pozostali rozmówcy, zarówno ci, którzy należą do Związku Polaków i aktywnie w nim działają, a nawet są we władzach tej organizacji, jak i ci, którzy nie angażują się w żadną działalność uważają, że Polacy na Białorusi nie poradzą sobie bez wsparcia państwa polskiego. Chodzi głównie o wsparcie materialne: „Jesteśmy braćmi biedniejszymi, nu to wiadomo, materialna pomoc chyba. Tylko, że to nie musi być: dajcie nam. tylko że: dajcie nam możliwość, a my sami sobie poradzimy.” (wyw. 6). Absolwenci są jednak dalecy od biernego oczekiwania na finansowe dotacje, oczekują raczej wsparcia własnej aktywności: „Moim zdaniem pomoc dla Polaków na Białorusi powinna być... nie jakieś takie bezpośrednie inwestycje, nu można coś takiego zrobić, jak kupić Dom Polski, nie możemy tego zrobić sami, nie możemy tego sfinansować, bo to jest gruba kasa, ale, moim zdaniem, taką prawdziwą dobrą pomocą to by była... jakieś spółki, jakieś firmy polsko-białoruskie, które by zatrudniały tych ludzi, żeby ten człowiek wiedział, że dostaje kasę, ale nie dostaje tej kasy za darmo tylko, że zarabia ją i to pewnie kształciłoby w ludziach odpowiedzialność.” (wyw. 8). Pomoc w rozwijaniu własnej działalności gospodarczej polskich społeczności i tworzenie miejsc pracy dla powracających ze studiów w Polsce absolwentów to najczęściej wymieniane w wywiadach formy oczekiwanej pomocy. Wynika to z podstawowego problemu, z jakim stykają się absolwenci – braku satysfakcjonującej pracy. Absolwenci jawią się jako ludzie aktywni, którzy pomoc dla swych społeczności widzą nie tyle w jej dotychczasowej, tradycyjnej formie, ale w pobudzaniu społecznej aktywności, co jest w dziedzinie wspierania Polaków na Wschodzie kierunkiem zupełnie nowym.

Ponieważ absolwenci wywodzą się ze środowisk, gdzie bardzo mało osób zna język polski istotny jest dla nich także kontakt z tym językiem. Kontakty międzyludzkie – wyjazdy do Polski – są najlepszą metodą na utrwalenie języka na tym poziomie, na jakim władało się nim podczas studiów oraz na przekazywanie go własnym dzieciom. „Tak żeby był kontakt z językiem, żeby to się nie traciło, bo ja nauczę w jeden dzień w tygodniu – to nie jest za dużo, a jeżeli ja wyjeżdżam z dziećmi gdzieś – po pierwsze oni mają zainteresowanie i oni będą mieli kontakt i mogą jeszcze nauczyć się więcej (...) kiedyś odwiedzałam taką jedną panią w Łochiszynie, taka wielkanocna paczka rozłożona była i ona mówi: „Nie potrzebna mi jest ta paczka, najgłówniejsze jest, żeby ktoś do mnie przyszedł i porozmawiał ze mną po polsku.”.” (wyw. 1) – mówi jedna z respondentek prowadząca fakultatywne zajęcia z języka polskiego.

Ułatwienie kontaktów z Polską, ułatwienie wyjazdów jest bardzo często przewijającym się postulatem. Wyjazdy do Polski są wartością samą w sobie, nie tylko okazją do nauki języka czy prowadzenia interesów. Inicjatywy władz polskich mające na celu ułatwienie tych kontaktów nie spotykają się z aprobatą respondentów, szczególnie, że nie przynoszą żadnych odczuwalnych rezultatów: „Po pierwsze tej Karty nigdy nie będzie, bo nikomu to nie jest potrzebne. Co to znaczy Karta Polaka? Jeżeli poczytamy projekty, przewidują, żeby Polacy tu zamieszkujący mogli uczestniczyć w głosowaniu w Polsce, przecież to jest nonsens. Nie, trzeba stworzyć normalnie... stawiać wizy bezpłatnie. Decydować na podstawie działalności, metryk polskich. Człowiek będzie wjeżdżał tam, itd. O ubezpieczeniu to jeszcze trzeba pomyśleć, żeby było, prawda. Natomiast stawiać wizy, bo o co chodzi, żeby myśmy wjeżdżali, Polacy, którzy tu mieszkają, do Polski jak do własnego kraju.” (wyw. 3).

Absolwenci, z którymi prowadzone były wywiady widzą w Polsce siłę, która mogłaby pobudzić rozwój środowisk polskich na Białorusi, co przyniosłoby korzyści także im samym – nowe, atrakcyjne miejsca pracy, ułatwione przyjazdy do Polski. Przyzwyczajeni do mieszkania w Polsce przez kilka lat studiów chcą z nią ciągle mieć łatwy kontakt tak, by nie czuć się Polakami drugiej kategorii i by czuć się kimś odrębnym od innych mieszkańców Białorusi. Poza tym świadomość, że Polska nie tylko chce im pomagać, ale także umie to zrobić tak, by odpowiedzieć na rzeczywiste zapotrzebowanie wspólnot polskich na Wschodzie byłaby dla wszystkich bardzo krzepiąca. Absolwenci chcą być aktywnym ogniwem związków z Polska, a nie tylko biernymi odbiorcami charytatywnej pomocy.

 

POLSKOŚĆ NA BIAŁORUSI I IDENTYFIKACJA WŁASNA RESPONDENTÓW

Wszyscy respondenci wywodzą się ze środowisk polskich, ale ich identyfikacja narodowa jest zróżnicowana. Część z nich określa się po prostu jako Polacy, część jako Polacy z Białorusi, a część jako pół Polacy, pół Białorusini. Tym ostatnim osobom najtrudniej się określić i zdarza się, że w ogóle uciekają od określeń w kategoriach narodowych: „Znaczy mogę powiedzieć prawie na 100%, że nigdy się nad tym nie zastanawiałem. (...) Ja do końca sam nie zdecydowałem się, znaczy, wypływa to z tego, że jestem na pół Białorusinem, na pół Polakiem.” (wyw. 7). Takie osoby wśród badanych respondentów stanowią jednak zdecydowaną mniejszość. Dominują dwie pierwsze identyfikacje.

Zdecydowana większość z nich, bez względu na rodzaj identyfikacji deklaruje, że pobyt w Polsce nie wpłynął na to, w jaki sposób określają swoją narodowość. Okazało się jednak, że często ani poczucie, że jest się Polakiem, ani spełnianie bardziej obiektywnych kryteriów polskości (pochodzenie, znajomość języka) nie jest, w oczach Polaków z Polski, podstawą do uznania absolwenta z Białorusi za Polaka. Jest to szczególnie bolesne dla osób, dla których zawsze oczywiste było, że są Polakami i którzy swą polskość świadomie kultywowali: „Tutaj dlatego, że mieszkałeś w środowisku odrębnym, bo to Rosjanie, Białorusini zawsze musiałeś wiedzieć, kim ty jesteś, a po drugie już w Polsce musiałeś utwierdzać się Polakiem, (...) i musiałem im mówić, że jestem Polakiem, bo oni…bo dla nich jestem Ruski, oni patrzą na ciebie nie z pochodzenia narodowościowego, a z kraju jakiego jesteś (...) Lepiej się czułem od Polaków tam mieszkających, bo oni np. nawet nie wiedzą gdzie się Kościuszko urodził, a to dla mnie jest podstawa. Spytać każdego Ruskiego, gdzie się Lenin urodził, chociaż on nic dobrego nie zrobił to każdy zna, prawda. A Polak motywuje się tym, że jego nie uczono. A to jaki ty jesteś Polak?” (wyw. 6).

Prawie wszyscy absolwenci (z jednym wyjątkiem) spotkali się w Polsce z kwestionowaniem ich polskiej narodowości, polskiej samoidentyfikacji – byli traktowani przez Polaków z Polski jako „Ruscy”. Dotyczy to szczególnie początków studiów oraz osób postronnych, np. przechodniów na ulicy. W trakcie pobytu w Polsce i nawiązywania kolejnych znajomości w środowisku studentów zmieniało się natomiast, w odczuciu respondentów, nastawienie do nich rówieśników na zdecydowanie bardziej przychylne. Jedni absolwenci wiązali tendencję do nazywania ich „Ruskimi” z niewielką wiedzą historyczną obywateli Polski, czy też z brakiem dobrego wychowania, a nawet marginesem społecznym. Byli też tacy, którzy zwracali uwagę, że za ten stan rzeczy odpowiadają także sami studenci z Białorusi: „Znam ten problem, że w Polsce nie wszyscy traktują nas jako Polaków. Nu, przyjechałaś skądś, wiadomo, że Polak to ten, kto ma paszport. (...) Jeżeli człowiek się kontaktuje, przepraszam bardzo, z ludźmi, którzy mówią tylko po rosyjsku nawet w Polsce, rosyjskim językiem, studiują, którzy się zachowują w sposób rosyjski to takich ludzi nigdy się nie będzie traktować jako Polaków. Po prostu zależy od postawy. Ja się zachowywałem jako Polak i nikt nie miał wątpliwości, że jestem Polakiem. (...) Tak, że tu jest sprawa już bardziej osobista. To znaczy trzeba pokazać, że jesteś Polakiem, bo ludzie tak cię przyjmą.” (wyw. 3). Na plan pierwszy znów wysuwa się istotna w przypadku badanych absolwentów z Białorusi kwestia słabej znajomości języka polskiego przed studiami. Studentom pochodzącym z tego kraju łatwiej jest mówić po rosyjsku, co sprawia, że mogą nie być odbierani jak Polacy w Polsce. To samo może dotyczyć także Białorusi – tam także silne jest przekonanie, że Polak powinien mówić po polsku, znać ten język. Zetknęła się z tym jedna z absolwentek: „Ja nie wiem, ja zawsze wiedziałam, że jestem Polką, więc czułam się Polką. Ja wiem? Kiedyś tak po studiach prawie to zetknęłam się z takim wypowiedzeniem, że: „Nie jesteś Polką, tylko jesteś katoliczką.” (...) Była taka pielgrzymka, rozmowa zaszła o to kim jestem i powiedziałam, że jestem Polką. „Nie, ty jesteś katoliczką”. Ja mówię: „Dlaczego jestem katoliczką? Przecież katoliczką można być i w innym kraju.” „Bo ty nie rozmawiasz po polsku.” Ja mówię: „Nu to co, jak nie rozmawiam po polsku. Akurat rozmawiałam. Nie rozmawiam po polsku, ale czuję się Polką to dlaczego nie mogę siebie uznawać za Polkę.”  „Chodzisz do kościoła, wierzysz w jednego...wierzysz w Boga, modlisz się tak i tak, więc raczej jesteś katoliczką.” „Owszem jestem katoliczką, jestem Polką.” Więc zawsze powtarzam i mówię teraz tak: „Jestem katoliczką, jestem Polką.”.” (wyw. 1).

Respondenci są ludźmi, którzy często stykają się z tym, że ktoś ocenia ich świadomość i poczucie narodowe. Dzieje się tak w czasie studiów w Polsce, ale także po ich ukończeniu, już na Białorusi. Sprawia to, że chcąc nie chcąc zaczynają zastanawiać się nad własną identyfikacją i kwestią polskości. Zaczynają dostrzegać, jak ważną kwestią jest to, jakiej jest się narodowości i jak wiele czynników o tej narodowości może decydować. Czas studiów jest często, jeśli nie czasem zmian we własnej świadomości narodowej, to przynajmniej czasem zwiększonej świadomości swej narodowości, tego, kim się jest. „Pewnego razu, na jednym z wykładów na uniwersytecie, rozmawiałem ze studentami o obywatelstwie i narodowości. Powiedziałem wtedy studentom, że obywatelstwo to sudba - los, a narodowość to dostoinstwo - godność człowieka. Ja się czuję godnie. Ja czuję się Polakiem. (...) Studia i czas wpłynęły na to, że zacząłem świadomie myśleć o sprawie polskości. Wszędzie na studiach trzeba było wpisywać narodowość i przed dostaniem się na studia też. (...) Nikt w trakcie studiów nie domyślał się, że jestem spoza Polski, bo mam polskie imię i nazwisko. W czasie studiów kandydowałem do rady mieszkańców w akademiku. Na liście obok mojego nazwiska było nazwisko jakiegoś Polaka, którego imię i nazwisko brzmiało z rosyjska. Chyba Igor miał na imię. Wszyscy studenci patrząc na listę kandydatów mówili: Igor jakiś tam to chyba jakiś Rusek, więc głosujmy na Polaka – Marka. Imię i nazwisko miałem polskie i wszyscy mnie odbierali jak Polaka.” (wyw. 2) – opowiada jeden z absolwentów, który nie przestał czuć się Polakiem ani w czasie studiów, ani po ich ukończeniu, zaczął natomiast uświadamiać sobie, czym to poczucie jest dla niego jako człowieka.

Studia w Polsce i reakcje polskich obywateli w kontaktach z Polakami z Białorusi dla jednych były ciężkim okresem, w czasie którego spotykali się ze złym traktowaniem jako nie-Polacy, ale „Ruscy”; dla innych były okazją do lepszego zrozumienia własnej polskości, a nawet utwierdzenia się w niej. Jest także grupa osób, u których wykształca się lub wzmacnia poczucie odrębności własnej sytuacji jako Polaków. Nazywają siebie Polakami z Białorusi – nie mają żadnych wątpliwości, jakiej są narodowości, ale bliższy im kraj to Białoruś, gdzie czują się u siebie: „Mam korzenie tutaj i wiesz, po tylu latach, po sześciu latach tam mieszkania w Polsce zrozumiałam, że jestem Polką z Białorusi raczej.” (wyw. 5)

 Niektórzy wskazują też na to, że łatwiej im być Polakami na Białorusi, gdzie nie tylko czują się swojsko we własnych środowiskach, ale także w pełni czują się Polakami – jest to dla nich powód do dumy, a nie do wstydu z powodu odmienności ich polskości od tej, jaka jest udziałem mieszkańców Polski: „Czułam się Polką, ale taką, która mieszka za granicą Polski i w ogóle ten kraj, gdzie studiowałam to był tak, to jest rodzinny kraj Polaków itd., ale moja ojczyzna to tam, gdzie ja mieszkałam (...) Tu na Białorusi kiedy jestem to czuję się wyższa, no, jakąś większą wartość odczuwam od tego, pod tym względem, że jestem polskiej narodowości, a kiedy byłam w Polsce to trochę takim intruzem czułam, no, bo...czasem patrzono na nas nie tak jakby się chciało. Tak trochę wrogo.” (wyw. 4). Inna respondentka wspomina trudności, jakie mieli inni ze zrozumieniem dlaczego dzieli Polaków na „swoich”, czyli z Białorusi i „innych”, czyli z Polski: „Zawsze w domu pytano: „Nu, to co, znalazłaś tam jakiegoś, kogoś tam z Polaków?” Ja mówię „Ja znalazłam Polaka, tylko swojego.” Bo, wiesz, to odczucie swoje raczej, gdzie się urodził tam jest twoje. Bo pytano mnie zawsze w Krakowie, pani promotor, pytała: „Dlaczego uważasz, że za Polaka wyszłaś swojego?” Dlaczego tak określiłam. Nu, to wiesz, mówiłam, gdzie się urodziłam tam jest bliżej.” (wyw. 5).

Przywiązanie do Białorusi jest przywiązaniem nie tylko do własnego lokalnego środowiska polskiego i do miejsca, w którym się urodziło jako do prywatnej ojczyzny, ale także do państwa jako miejsca, w którym przyszło żyć, a zatem trzeba zrobić wszystko, żeby w tym państwie jak najlepiej się odnaleźć: „Teraz może powiem tak, że dużo nic się nie zmieniło: jak czułam się Polką tak się i czuję, ale zmieniłam punkt zdania, np. swoją córkę chcę koniecznie do polskiej szkoły oddać (...) po drugie zmieniłam jeszcze zdanie na temat tego, że polskim dzieciom, np. będąc nauczycielem w szkole albo w przedszkolu i ucząc polskich dzieci, narodowości polskiej, nie wmawiać im, że są Polakami i tyle, że są Polakami na Białorusi – to też jest jakaś mniejszość, bo wcześniej, przed studiami albo w czasie studiów pierwszy, drugi, tam trzeci rok, to myślałam, że jak są Polakami to już wpajać wszystko, tylko od polskości i tyle, ale ja myślę, że trzeba dzieciom pokazać, że uczyć, że w Białorusi mieszkają, czyli są też trochę Biało..., nu nie Białorusinami, ale nu żeby czuli się swobodnie tutaj w naszej republice.” (wyw. 5). Można powiedzieć, że ten typ przywiązania do kraju jest niejako przywiązaniem z konieczności. Taka postawa może być nazwana postawą pozytywną wobec tego, czego nie da się zmienić. Absolwenci starają się być pełnoprawnymi obywatelami – nie tylko takimi, którzy mogą czuć się w kraju swobodnie, ale także takimi, którzy są jakoś przydatni społeczeństwu, mają w nim zagwarantowane swoje miejsce. Cytowana powyżej respondentka nie jest jedynym przypadkiem absolwenta, który o Polakach na Białorusi zaczyna już myśleć w nowoczesnych kategoriach mniejszości narodowej – mającej swoje prawa, ale też i obowiązki, będącej, mimo wszystkich różnic, integralną częścią państwa, w którym mieszkają.

 

PRZYCZYNY POWROTÓW NA BIAŁORUŚ

Respondenci dzielą się na dwie grupy: tych, którzy wrócili na Białoruś, gdyż nie udało im się zostać w Polsce lub po prostu od razu uznali, że jest to za trudne i tych, którzy są przywiązani do własnego miejsca pochodzenia tak silnie, że nigdy nie myśleli o wyjechaniu z niego na stałe. Powszechna jest opinia, że w Polsce nie zostaje się „przez przypadek”, ale że jest to świadomy wybór drogi życiowej: „Oni [absolwenci z Białorusi, którzy po studiach zostają w Polsce – przyp. M. GG.] nie decydują się zostać w Polsce, oni wyjeżdżają z zamiarem zostać w Polsce, po to żeby zostać w Polsce, bo to jest jedyna możliwość w ogóle stąd.” (wyw. 6). Pozostanie w Polsce jest przez wszystkich postrzegane jako bardzo trudne: „Moim zdaniem nie jest łatwo zostać, tak że jest takie zamknięte koło jest z tym wszystkim. Nie masz pracy to nie będziesz miał gdzie mieszkać, jeśli nie masz gdzie mieszkać, nie jesteś gdzieś tam zarejestrowany, to nie będziesz miał pracy.” (wyw. 4). Bardzo trudno jest dostać pracę, szczególnie taką, która umożliwiałaby utrzymanie się w Polsce. Poza tym niektórych zniechęca negatywny stosunek do osób z byłego ZSRR, z jakim spotykali się w Polsce: „Jak człowiek pochodzi na drugim roku po tych urzędach polskich, żeby zostać w Polsce to łatwo się zdecyduje, tzn. on nie musi się decydować – po prostu zostaje na Białorusi i tyle. Ja z drugiego roku jak pochodziłem to jak zobaczyłem, jak mnie się traktuje, kim ja jestem dla nich, bo jestem nikim – to nie wiem trzeciej albo czwartej kategorii Polakiem. Najpierw jest kategoria pierwsza to jest Polak amerykański, potem jest Polak weźmy z Europy Zachodniej, potem jest Polak z Polski, potem dopiero gdzieś tam na końcu to my.” (wyw. 6). Wszystko to zniechęca często nawet do podjęcia próby osiedlenia się w Polsce. W tej sytuacji pozostaje tylko powrót na Białoruś: „Chyba raczej już skazana jestem na to, żeby być na Białorusi. Bo gdzie wyjechać? Do Polski wyjechać to powiedzmy też trzeba mieć i zakwaterowanie jakieś, prawda, i pracę trzeba mieć dobrą, żeby opłacało się, żeby zapłacić za wszystko. A tu na razie to mam niby wszystko mniej więcej. I rodzinę mam, i krewnych mam też.” (wyw. 1). Zatem dla części absolwentów wybór Białorusi na miejsce stałego zamieszkania nie jest wyborem pozytywnym, ale negatywnym. Często nie jest to nawet wybór, ale po prostu jedyna możliwość, gdyż w Polsce nie można by się było utrzymać.

Niektórzy absolwenci zostali jeszcze przed studiami zobligowani do powrotu: „I później takie miałam skierowanie, można powiedzieć, przez naszego obecnego biskupa. Napisałyśmy z koleżanką, (...) to, że my wracamy na Białoruś pracować. Po ukończeniu Studium my musimy... Nie musimy, tylko obiecujemy, że wrócimy tutaj do naszego miasta i będziemy uczyć języka polskiego. Więc to postanowienie takie było już w środku chyba i wycofać się z tego ja, powiedzmy, nie mogłam. Ja obiecywałam, obiecałam nie tylko sobie, ale i ludziom, które mnie skierowali właśnie tam i biskupu, czyli obecnie, wtedy on jeszcze był księdzem, więc wypada.” (wyw. 1). Są to jednakże jednostkowe przypadki.

Wszyscy respondenci, zarówno ci, którzy chcieli zostać w Polsce, jak i ci, którzy chcieli wrócić na Białoruś zgadzają się, że o wyborze Polski najczęściej decydują względy finansowe i chęć zamieszkania w kraju, w którym życie jest choć trochę łatwiejsze, który ma więcej do zaoferowania, w którym człowiek ma większe możliwości. Jest to tak silny magnes, że niektórzy chcą wyjechać do Polski nie zdając sobie sprawy, jak im tam, jako Polakom z Białorusi, często nieznającym polskiego, trudno będzie żyć: „Przecież teraz dużo osób chce wyjechać, żeby przyjąć obywatelstwo polskie, bo tam jest życie lepsze, łatwiejsze, ale po prostu mi się wydaje, że to mówią ci, którzy na co dzień nie wiedzą co to jest, jak to jest mieszkać w obcym kraju, obcować sobie z innymi ludźmi i w ogóle jak ja słyszę, że osoba, która w ogóle nie mówi po polsku, nie rozumie nic po polsku chcę wyjechać do Polski tylko, żeby tam mieszkać, żeby przyjąć obywatelstwo to mi żal tej osoby jest.” (wyw. 1). Absolwenci, z którymi prowadzone były wywiady to osoby, które, dzięki kilkuletniemu doświadczeniu, często krytycznie patrzą na szanse powodzenia osób przeprowadzających się do Polski z Białorusi.

 Część osób ciągle jest rozdarta – nie może się zdecydować, gdzie woleliby osiąść na stałe. Każdy kraj ma bowiem swoje zalety i wady. „Ja zawsze mówię wolałabym pracować tam, a mieszkać tutaj.” (wyw. 1) – mówi jedna z respondentek. W grę wchodzi nie tylko kwestia pracy, czy rodziny, ale także przywiązanie do obydwu krajów – i w jednym i w drugim mieszkało się bowiem na tyle długo, by takie związki mogły się wykształcić: „Jestem związany i z Polską, i z Białorusią. Nie mogę tego podzielić i wybrać tylko jeden kraj. (...) Niektórzy uważają, że jeżeli ktoś wraca na Białoruś to jest w czymś niedobry. To wszystko jest indywidualne. Powrót, sprawa studiów. Ja wróciłem, bo chciałem. Stęskniłem się za rodzicami. Myślałem, że wrócę, posiedzę parę miesięcy w domu, ale bieda była i zacząłem szukać pracy i zostałem.” (wyw. 2). Osobiste przyczyny powrotów – tęsknota za rodzicami czy też założenie własnej rodziny są też często wymieniane przez innych respondentów.

Duża część badanych absolwentów to ludzie, którzy nigdy o opuszczeniu Białorusi na stałe nie myśleli lub nawet jeśli myśleli to tęsknota i przywiązanie do „prywatnej ojczyzny” zwyciężały. Często pojawiał się wśród nich argument, że wybór między Polską a Białorusią nie jest wyborem narodowościowym, gdyż wracając na Białoruś wracają przecież w polskie środowiska: „Spotkałam bardzo dużo życzliwych osób, które naprawdę kiedy wracałam do domu można powiedzieć, że płakały, żebym nie wracała do domu, Źle robisz ponieważ jesteś Polką. Ja mówiłam, że miałam tam rodzinę też po ojcu z Polski, z Warszawy nawet, że ja po prostu zdradzam swoich dziadków, że wracam tutaj. Tłumaczyłam im, że tutaj też jest Polska, tereny polskie, a może, może coś się stanie, na lepsze zmieni się.” (wyw. 1). Najsilniejsze jest jednak wśród nich poczucie swojskości: „W tej chwili to na pewno zostanę na Białorusi, bo uważam, że to jest mój kraj. Zresztą przecież Brześć nie do końca jest miastem białoruskim, powiedzmy sobie szczerze. (...) No, to nie był powrót. Tu właściwie to zawsze byłem. Ja tylko czasowo wyjechałem na studia. Normalnie to zawsze mieszkałem.” (wyw. 3). Poglądy osób, które świadomie wróciły na Białoruś, gdyż chciały tam wrócić wyraża najlepiej wypowiedź jednego z respondentów: „Chociaż nie jest to kraj miodem i mlekiem płynący, ale czuję się tu swojo.” (wyw. 4).

Przyczyny powrotów są zróżnicowane. W równym stopniu decyduje niemożność pozostania w Polsce, jak i przywiązanie do lokalnej społeczności i samego państwa białoruskiego – rozumianego nie jako pewna ideologia państwowa, ale znane warunki życia, do których respondent przyzwyczaił się i w których czuje się swojsko.

 

 

ABSOLWENCI Z LITWY

 

ŚRODOWISKO POCHODZENIA RESPONDENTÓW

Wszyscy respondenci pochodzą z rodzin czysto polskich, w których zawsze mówiło się po polsku. Nigdy nie mieli problemów ze znajomością języka polskiego, kłopoty sprawiał im i ich rodzinom natomiast język litewski. Polacy mieszkają w zwartych skupiskach na Wileńszczyźnie, co ułatwia posługiwanie się na co dzień wyłącznie językiem polskim. Zdarza się, że w starszym pokoleniu mówi się prawie wyłącznie w tym języku: „Moja mama to wszędzie po polsku i w Niemenczynie i w Wilnie. Ona nawet po rosyjsku nie bardzo.” (wyw. 1) – twierdzi jeden z respondentów. W młodszym pokoleniu, pokoleniu respondentów, taka sytuacje nie była już możliwa – konieczne było posługiwanie się językami państwowymi – w początkowym okresie nauki szkolnej (a dla niektórych absolwentów, którzy wyjechali na studia jeszcze w czasach Związku Radzieckiego nawet przez cały okres nauki) językiem rosyjskim, a później językiem litewskim: „Moje pokolenie i wcześniejsze to mówi swobodnie w trzech językach: po polsku, rosyjsku i litewsku. To jest mus.” (wyw. 8).

Wszyscy badani mówią swobodnie po polsku, a języka tego uczyli się w domu od najmłodszych lat, najczęściej to właśnie tym językiem posługują się najlepiej. Wychowanie w takim środowisku językowym, w polskich rodzinach spowodowało, że wszyscy respondenci zostali posłani przez swoich rodziców, przynajmniej na część nauki, do szkoły polskiej. Zdarzało się, że niektórzy przez pewien czas uczęszczali do szkół rosyjskich, ale i tak w ich drodze edukacyjnej dominowała nauka w języku polskim. Szkoły polskie prowadziły ponadto działalność kulturalną – istniały tam zespoły folklorystyczne, a wszyscy badani absolwenci byli ich członkami.

Środowisko polskie, z którego wywodzą się respondenci było silnie związane z Kościołem katolickim. Religia odgrywała w życiu polskiej społeczności tak dużą rolę, że tradycje religijne były utożsamiane z tradycjami polskimi i z polskością w ogóle: „My nie byliśmy rodziną, która jakoś aktywnie się włączała w to życie polonijne. My byliśmy Polakami i tyle. Chodziliśmy do kościoła, święta takie tradycyjne, polskie.” (wyw. 6) – mówi jeden z absolwentów. Inna respondentka wprost wypowiada się o powiązaniu tradycji z religią: „Przede wszystkim kościół tutaj kojarzy się z tradycją. Babcia ciągle się modliła. Przede wszystkim z tradycją mi się kojarzy kościół, modlitwa i święta.” (wyw. 9).

Absolwenci, z którymi przeprowadzano wywiady pochodzą z bardzo podobnych środowisk lokalnych i z podobnych polskich rodzin. Wszyscy doskonale znają język polski, który słyszeli od dzieciństwa w domu. Posługiwali się nim także w trakcie nauki w polskich szkołach. Z wypowiedzi respondentów wynika, że zdecydowana większość Polaków na Litwie żyje w takich właśnie warunkach – stykając się w wielu dziedzinach życia z językiem polskim oraz polską kulturą i tradycją.

 

PRZYCZYNY PRZYJAZDU NA STUDIA

Dla większości absolwentów wyjazd na studia do Polski był logiczną konsekwencją nauki w polskiej szkole. Respondenci wspominają, że byli przyzwyczajeni do uczenia się w języku polskim i właśnie ten język znali najlepiej. Obawiali się nauki w języku litewskim, w którym nie czuli się pewnie, a zatem studia na litewskiej uczelni byłyby dla nich dużo trudniejsze. „Ludzie jadą do Polski, bo tutaj mają problemy z językiem, a tam jest po polsku. Z polskim nie mają problemów jak są po polskich szkołach.” (wyw. 1) – twierdzi jeden z badanych. Studia w języku, który się najlepiej zna to często przywoływany argument, ale ważne jest też to, że osoby kończące polskie szkoły mają stwarzane dodatkowe możliwości wyboru – egzaminy na studia do Polski są wcześniej niż egzaminy na uczelnie litewskie, co dodatkowo zachęca do spróbowania swoich sił: „Kończyłem polską szkołę, uczyłem się po polsku i kiedy w 1990 roku powstała taka możliwość wyjazdu na studia do Polski wybrałem taki dziwny kierunek dziennikarstwo i studiować dziennikarstwo na Litwie po polsku absolutnie nie było takiej możliwości. A ponieważ egzaminy na studia do Polski były wcześniej niż na Litwie, więc postanowiłem spróbować.” (wyw. 3). Niektóre szkoły polskie, na przykład szkoła rolnicza w Białej Wace miały podpisaną umowę z warszawską SGGW, dzięki której duża część jej absolwentów mogła studiować w Polsce. Dodatkowe możliwości studiowania dawało także uczestnictwo i pozytywne rezultaty osiągnięte w olimpiadach polonistycznych. Laureaci mieli zapewnione miejsce na polskich uczelniach i wielu zdecydowało się na wyjazd nawet jeśli wcześniej o tym nie myśleli. Tak było w przypadku jednego z respondentów: „To było przez przypadek. Polonistka namówiła mnie do udziału w olimpiadzie języka polskiego i ku mojemu zdziwieniu zostałem laureatem i to mi dawało indeks, więc już na nic nie zdawałem, skoro już się dostałem.” (wyw. 6).

Do wyjazdu często zachęcało także wysokie stypendium: „Pierwszy powód to jest bardzo duże stypendium, które jest równe wynagrodzeniu nauczyciela, który pracuje pierwszy rok bez stażu. Drugie, żeby studiować w języku ojczystym, bo zdawałam sobie sprawę, że jeżeli pójdę na studia tutaj to będą przedmioty w języku litewskim. No i żeby bliżej poznać kulturę, tradycję kraju.” (wyw. 8). Aspekt ekonomiczny był ważny głównie dla osób, które decydowały się na wyjazd na początku lat 90-tych. Różnica poziomu życia między Polską a Litwą (czy też Związkiem Radzieckim w jego schyłkowym okresie) była ogromna: „Przeważnie wszyscy jechali ze względu na stypendium duże, bo to było 300 dolarów, czyli 3000 rubli, a mój ojciec zarabiał chyba 200. Czyli jawnie ekonomiczny powód wyjazdu. Poza tym nie znali wtedy litewskiego na tyle dobrze, żeby – powiedzmy psychologii bym nie mógł po litewsku studiować.” (wyw. 2) – wspomina jeden z absolwentów.

Respondenci kończący szkołę w czasach kształtowania się niepodległego państwa litewskiego odczuwali niechęć Litwinów w stosunku do osób chcących podtrzymywać swą polską tożsamość i obawiali się, że nie będzie dla nich miejsca w nowym państwie. Stąd też widzieli dla siebie szanse w wyjeździe do Polski: „Po pierwsze jestem Polką. Poza tym było nas dużo po polskiej szkole (...) to był czas, kiedy nacjonalizm litewski się zaczął przejawiać i z językiem polskim nie miało się żadnych szans.” (wyw. 5).

Obawy przed ograniczeniem możliwości studiowania i pracowania dla osób narodowości polskiej, chęć kontynuowania nauki w języku ojczystym, a także zachęcające warunki finansowe były głównymi argumentami za wyjazdem na studia do Polski. Nie bez znaczenia był także fakt, że Polska była uznawana za kraj zachodni, czy też zbliżony do zachodniego. Niektórzy absolwenci wspominają, że poszukiwali kontaktu z dającym więcej możliwości życiowych światem Europy Zachodniej właśnie poprzez Polskę: „Zastanawiałem się czy w ogóle jechać do Polski, bo niby po co – obcy kraj, trochę inna mentalność ludzi, trochę daleko, nie wiadomo, czy się opłaca i w ogóle (...) I już byłem zdecydowany, że jednak będę studiować na Litwie i za dwa tygodnie do wyjazdu przyjechał mój sąsiad z Zachodu i przywiózł dwa samochody, żeby tu sprzedać i tak sobie z nim pogadałem. I myślę, co ja tu będę robił na Litwie, pojadę do Polski to jest i tak trochę bliżej Zachodu.” (wyw. 2).

Dla respondentów, którzy wyjeżdżali w późniejszym okresie bardzo ważne, jak sami wspominają, były opinie ich starszych kolegów: „Ja pojechałem na studia w 1997 roku, kiedy pierwsza fala tych studentów już pojechała i już wróciła i kiedy były jakieś refleksje i z tych doświadczeń, bo znałem mnóstwo osób z mojej szkoły, które wyjechały i wspominały te czasy pozytywnie.” (wyw. 9). Zachęcające opowiadania o studiach w Polsce i świadomość, że powracający wtedy studenci znajdowali dobre miejsca pracy na Litwie spowodowały, że dużo młodych absolwentów szkół polskich zaczęło myśleć o wyjeździe na studia do Polski. Były one postrzegane jako łatwiejsze od studiów na Litwie (ze względu na język i atmosferę), a także dające więcej możliwości i szanse na lepsze życie, przynajmniej przez kilka lat.

 

SYTUACJA RESPONDENTÓW W CZASIE STUDIÓW

Respondenci często wspominają, że w czasie studiów trzymali się razem z kolegami, którzy przyjechali z Litwy. Ułatwiało to pierwsze kroki, szczególnie, że władze uczelni nie miały zamiaru opiekować się studentami w pierwszych dniach ich pobytu w Polsce: „Pani w dziekanacie jak przyjechaliśmy to powiedziała, że wasze dokumenty jeszcze nie dotarły i radźcie sobie sami. I tu właśnie pomogli ci koledzy, którzy już studiowali.” (wyw. 6). Starsi koledzy, często uczniowie tej samej polskiej szkoły z Litwy stanowili ważne i potrzebne oparcie dla początkującego studenta. Niektórzy respondenci narzekają jednak na pewne zamknięcie się we własnym środowisku ludzi pochodzących ze Wschodu: „To środowisko ze Wschodu – z nimi obcowałem częściej niż ze studentami z Polski. Mieszkałem w akademiku tam, gdzie też mieszkali obcokrajowcy. Ale mieszkałem też w pokoju z kolegami z Polski. Do dziś utrzymujemy kontakty. Bardzo się z tego cieszę. (...) Ale jednak było tak, w moim wypadku było tak, że większość czasu spędzałem jednak ze studentami ze Wschodu.” (wyw. 3). Przebywanie ciągle w towarzystwie osób z byłego Związku Radzieckiego powodowało, że językiem rozmów najczęściej był rosyjski: „Kiedyś ze Wschodu wszystkich razem wrzucali, tam polskiego nie usłyszysz” (wyw. 1) – wspomina jeden z absolwentów. Inni z kolei wiążą ten fakt raczej z przyjazdami coraz większej liczby studentów z Ukrainy i z Białorusi, którzy nie mówili tak dobrze po polsku, jak osoby z Litwy: „Było też tak, że od razu trafiliśmy w środowisko polskojęzyczne, więc nie rozmawialiśmy... Tak jak często się słyszy, inni narzekają, że po studiach nie znaleźli się, bo byli odizolowani, między sobą tylko w swojej skorupie. Myślę, że środowisko, które przyjeżdżało później z Białorusi, z Ukrainy – raczej środowisko rosyjskojęzyczne było.” (wyw. 4). Większość respondentów negatywnie ocenia zamknięcie się we własnym środowisku, szczególnie jeśli wiązało się to także z izolacją językową, a duża część podkreśla także, że dążyli do tego, by takich sytuacji unikać i nawiązywać jak najwięcej kontaktów z kolegami z Polski.

Szokujące, szczególnie dla osób, które przyjechały na studia jako pierwsze było odkrycie, że studenci z Polski nie tylko nie wiedzą nic o Polakach na Wschodzie, ale czasem, jak wspomina jeden z respondentów, nie mają nawet pojęcia, gdzie leży Wilno. Polscy obywatele nie byli też skłonni uznawać kolegów z Litwy za Polaków. „Ja nigdy nie słyszałem, żeby nas nazywali jakimiś Ruskimi, ale jak później rozmawiałem z kolegami to mówili, że nas po cichu tak nazywali, ale później stwierdzili, że my nie jesteśmy żadnymi Ruskimi i zaczęli nas Litwinami nazywać – z Litwy.” (wyw. 4) – wspomina absolwent polonistyki. Część absolwentów przyznaje, że starali się, by koledzy z Polski odróżniali ich od innych przybyszów ze Wschodu i uważali za swoje osiągnięcie, gdy nie nazywano ich Ruskimi, ale Litwinami, gdyż było to w ich odczuciu mniej obraźliwe. Respondenci podkreślają, że w każdym ośrodku akademickim panowała inna atmosfera: „W każdym mieście było inaczej. Komuś drzwi podpalono – w Lublinie chyba – koleżanka mówiła. Byłem zaskoczony, bo jednak Wrocław – inna atmosfera. Tam dużo ludzi jest z Kresów, praktycznie całe miasto to jest ludność napływowa, powojenna. I rodzice tych naszych rówieśników jak się dowiadywali – a to moi rodzice, babcia czy dziadek też pochodzą z Kresów, ze Lwowa lub z Wilna. No i zapraszano nas bardzo chętnie do domów, bo rodzice tak bardzo proszą, na weekend wyjeżdżamy, bo rodzice chcą się spotkać z nami. Naprawdę bardzo miło wspominam.” (wyw. 4) – mówi absolwent polonistyki. W większości przypadków jednak atmosfera nie była najlepsza: „W Gdańsku i w Szczecinie było bardzo nieprzychylne nastawienie. Tam moja koleżanka nie wytrzymała i wyjechała (...) U nas to się też wyczuwało.” (wyw. 5) – twierdzi absolwentka jednej z białostockich uczelni.

Pewna grupa respondentów twierdzi jednak, że próbowała tłumaczyć swym kolegom dlaczego są dumni ze swego pochodzenia i kim tak naprawdę są i przynosiło to dobre rezultaty: „Ja zawsze jak ktoś mnie pytał skąd jestem to mówiłam, że z Wilna. I było czuć, jak to mówiłam, że jestem dumna, że jestem z Wilna, że wcale nie jestem z gorszego państwa. I był na roku chłopak, który chyba wstydził się, że jest z Wilna. I jego traktowali gorzej niż mnie. Dlatego, że on się wstydził, a Wilno jest tak znanym miastem, że nie ma się czego wstydzić. (wyw. 8). Także wśród innych absolwentów pochodzących z Wilna zauważyć można dumę ze swojego miasta, która powodowałam, że nie mieli żadnych kompleksów w stosunku do polskich obywateli, a nawet czuli się od nich lepsi: „Nie było czegoś takiego, że Ruski czy Litwin. Ale jak ktoś miał jakieś wątki to z nim bardzo spokojnie rozmawiałem i mówiłem: „No dobrze, ile znasz języków obcych? (...) No dobrze, a skąd był Mickiewicz i Piłsudski?” A koronnym argumentem było to – jeżeli masz jakieś wątki to powiedz Niemcowi, że ty jesteś lepszy. I po paru takich spokojnych, poważnych rozmowach nie miałem żadnych problemów narodowościowych. (...) Miałem bardzo dobrych kolegów Polaków, do dzisiaj, minęło 12 lat, utrzymujemy ciągle dobre kontakty.” (wyw. 2). Poczucie własnej wartości jako Polaka i świadomość szczególnego charakteru miejsca pochodzenia sprawiała, że nawet jeśli respondenci z Litwy spotykali się z niechęcią to umieli sobie z nią psychicznie poradzić, a nawet zmienić nieprzychylne nastawienie innych. Badani wspominają w większości, że reagowali raczej politowaniem dla niewiedzy kolegów z Polski niż negatywnym myśleniem o swej polskości. Jednocześnie byli przekonani o swej wyjątkowości nie tylko w stosunku do osób z Polski, ale i do osób z innych części byłego ZSRR.

Z czasem okazywało się także, że wykształcenie odebrane w polskiej szkole na Litwie jest na bardzo dobrym poziomie. Doświadczali tego szczególnie studenci polonistyki, którzy przypuszczali, że będą mieli trudności w dogonieniu rówieśników z Polski, a tymczasem okazywało się, że często lepiej od nich znają tak gramatykę, jak i literaturę polską: „Ja przez długi czas nie zabierałem głosu. Nie chodziło o język, ale miałem poczucie, że moja wiedza jest minimalna. Ale później okazywało się, że nasza wiedza jest większa niż ludzi po liceach w Polsce.” (wyw. 6) – mówi absolwent polonistyki.

Wielu respondentów wspominało, że chciało przyjechać do Polski, by zetknąć się z inną, bardziej zachodnią kulturą. Zetknęli się w Polsce z odmienną mentalnością ludzi, co często ich bardzo pozytywnie zaskakiwało, jak wspomina jeden z nich: „Pamiętam jak przyjechałem na studia i jechałem na zajęcia w autobusie w tłoku i ktoś mi na nogę nadepnął i powiedział przepraszam. Myślę sobie: Jezus, Maria! Tu jest zupełnie inna mentalność ludzi.” (wyw. 6). Polska spełniła oczekiwania osób chcących zetknąć się z innym stylem życia i z bardziej zachodnią mentalnością widoczną nie tylko w codziennych sprawach, ale i w sposobie kształcenia na wyższych uczelniach. Pierwsi studenci przyjeżdżający z Litwy dostrzegali jeszcze duże różnice cywilizacyjne między ich krajem a Polską. Kolejne grupy ich kolegów miały jednak odmienne odczucia: „Kiedyś wydawało mi się, że te zmiany to w Polsce wolniej idą. Litwa jednak bardzo prężnie ruszyła po 90 roku.” (wyw. 1). Świadomość, że także pod względem ekonomicznym Litwa zbliża się do Polski (a niektórzy rozmówcy twierdzą, że nawet ja przegania) dodatkowo wzmacniała poczucie własnej wartości i sprawiała, że badani stopniowo pozbywali się kompleksów w stosunku do mieszkańców Polski, a najmłodsze pokolenia respondentów w ogóle się do takich kompleksów nie przyznaje, co, jak sami twierdzą, ułatwiało im zaaklimatyzowanie w Polsce.

 

OBECNA SYTUACJA RESPONDENTÓW I ICH PRACA

Wszyscy respondenci, którzy wyjechali na studia na początku lat 90-tych znaleźli pracę i w większości są z niej zadowoleni; uważają, że robią na Litwie karierę. Inaczej wygląda los późniejszych absolwentów – dla nich znalezienie pracy było dużo trudniejsze i często nie są do końca zadowoleni z tego, co obecnie robią. Jedna i druga grupa podkreśla, że rzeczywiście wcześniej było łatwiej o pracę, późniejsze roczniki znajdowały miejsca pracy już zajęte przez starszych kolegów. „Ci, którzy wracali wcześniej mieli trochę łatwiej (...) Inni znaleźli sobie pracę w zagranicznych spółkach, które potrzebowały ludzi inteligentnych po studiach w Polsce. Teraz jest zupełnie inaczej. Te osoby, które kończyły razem ze mną – niektóre osoby próbują zaczepić się na Zachodzie i im się to udaje, część została w Polsce, ale też różnie im się powodzi.” (wyw. 6) – mówi jeden z młodszych absolwentów.

Część respondentów, niezależnie od wieku, podkreśla także, że nie mają równych szans w dostępie do stanowisk w porównaniu do Litwinów. Szanse te ograniczają trzy kwestie. Po pierwsze jest to niedocenianie kształcenia na polskich uczelniach, a często także brak wiedzy na temat polskich uczelni. „Jak na państwową posadę to przegrywa z litewską [uczelnią – przyp. M. GG.]. Czasem wygrywa ten, kto ma dyplom uczelni co ma 10 lat tradycji z SGH.” (wyw. 1) – stwierdza jeden z absolwentów. Po drugie coraz częściej, w związku z podobnym do polskiego problemem bezrobocia, o zatrudnieniu danej osoby decydują znajomości: „Na Litwie teraz jest, jak to mówią Litwini, kraj szwagrów i bratanków – trzeba mieć kontakty.” (wyw. 2) – jest to dość powszechna opinia wśród badanych. Ostatnia kwestia dotyczy bezpośrednio problemu narodowości – respondenci zwracają uwagę, że litewscy pracodawcy niechętnie zatrudniają nie-Litwinów: „Przy wstąpieniu na studia czy przyjęciu do pracy to nazwisko odgrywa taką negatywną rolę. Jak się ma polskie czy rosyjskie nazwisko to pracodawca może niechętnie przyjmować. I dlatego ci, co wracają po studiach w Polsce, szukają w takich polskich firmach, w radiu, w gazetach. Tam kierują pierwsze kroki.” (wyw. 7). Respondentka zwraca tu uwagę na ważne zjawisko, jak wynika z wypowiedzi innych badanych, dość powszechne: osoby powracające po studiach w Polsce zaczynają szukanie pracy od instytucji polskich. Liczba tego typu instytucji jest ograniczona, a miejsca w nich często już zajęte, co sprawia, że początki szukania pracy są często nieudane. Wybór polskich instytucji i firm nie wynika tylko ze strachu przed odrzuceniem przez litewskiego pracodawcę, ale także z chęci pracowania w tym samym środowisku językowym, w jakim się uczyło. Ponad połowa badanych pracowała właśnie w polskich firmach i instytucjach.

Badani podkreślają, że Litwa nie różni się zbytnio od Polski pod względem ekonomicznym, a niektórzy uważają wręcz, że sytuacja na Litwie jest lepsza niż w Polsce. Ci, którzy tak twierdzą dodają jednak, że dotyczy to samej stolicy: „Ja rozróżniam Wilno i Litwę. Wilno się rozwija. Po pięciu latach jest ogromny postęp. A reszta Litwy to jest taka stagnacja, szczególnie na wsi.” (wyw. 9). Polacy są najczęściej mieszkańcami wsi i w związku z tym żyją dość biednie. Tereny wiejskie dotyka też w większym stopniu poważny litewski problem – bezrobocie. Respondenci zdają sobie sprawę, że z podobnymi trudnościami ma do czynienia społeczeństwo polskie, a zatem nie ma większego znaczenia, czy mieszka się na Litwie, czy w Polsce. Badani absolwenci silnie akcentują ten fakt i często zwracają uwagę na podobieństwa życia na Litwie i w Polsce oraz na podobne perspektywy, jakie mają przed sobą oba kraje w związku z wejściem do Unii Europejskiej.

Niektórzy respondenci podkreślają, że trudno jest powrócić do życia w środowisku polskim, jakie wiedli przed studiami. Nawet jeżeli pracują w polskich instytucjach to i tak w kręgu ich najbliższych znajomych dominują Litwini. „Teraz mam dużo więcej znajomych Litwinów. Większość moich znajomych Polaków albo została po studiach w Polsce albo wyjechała gdzieś jeszcze dalej.” (wyw. 6) – stwierdza jeden z rozmówców. Także inni są zgodni, że można zaobserwować pewne rozbicie środowiska, w którym się obracali w czasach nauki szkolnej. Po powrocie ze studiów nie ma już powrotu do tego typu kontaktów, gdzie przeważali znajomi pochodzenia polskiego. Wyjazd na studia i późniejsze poszukiwania pracy i swego miejsca czy w Polsce czy w świecie powoduje, że kontakty z czasów szkolnych urywają się, a nowe znajomości nie są już w takiej przewadze zakorzenione w środowisku polskim.

 

OCENA PRZYDATNOŚCI STUDIÓW W POLSCE

Badani absolwenci to ludzie świadomi sytuacji własnej grupy narodowościowej. Zdają sobie sprawę, że wykształcenie Polaków na Litwie jest dość niskie i stanowi to dla nich problem, gdyż uniemożliwia zajmowanie wyższych pozycji społecznych i obniża pozycję i prestiż całej grupy, a także jej możliwości działania. „Cała inteligencja została wywieziona lub wyjechała. Niestety tak jest, że na Litwie ludzi – Polaków z wykształceniem wyższym jest bardzo mało. Ja bym zachęcał do wyjazdu na studia, do rozszerzania swego światopoglądu. A do powrotu – to już jest sprawa indywidualna.” (wyw. 9) – stwierdza jeden z rozmówców. Przyczyny złego stanu rzeczy leżą zatem z jednej strony w historii Polaków z terenów Wileńszczyzny, a z drugiej strony w utrudnionym dostępie do wyższych uczelni w czasach obecnych: „Przecież kiedyś inteligencja wyjechała, wyjechali ludzie z wykształceniem, przeważnie wyjeżdżali, a według spisu ludności to my jesteśmy koło Cyganów, a może nawet przeganiamy ich (...) A teraz to się zmieniło, że na Litwie mamy studia płatne.” (wyw. 1). Koszty studiowania sprawiają, że niewiele osób może sobie pozwolić na naukę, stąd też studia w Polsce są dla młodych Polaków niezwykle ważną możliwością. Duża część absolwentów ceni sobie także poziom nauczania w Polsce, jakiego, ich zdaniem, nie zapewniły by im uczelnie litewskie: „W moim przypadku studia w Polsce bardzo dużo mi dały, bo studia są na wyższym poziomie niż na Litwie, w każdym razie ja tak uważam.” (wyw. 2) – stwierdza jeden ze starszych respondentów.

Niestety studia w Polsce dla części badanych nie stały się przepustką do dobrej pracy na Litwie: „Na Litwie to chyba nie ma żadnego znaczenia, że ja skończyłem studia w Polsce. No może poza pracodawcami Polakami (...) Natomiast wśród Litwinów to nie robi żadnego..., że ja mam studia w Polsce, że przyjechałem z zagranicy.” (wyw. 9). Niektórzy absolwenci uważają, że dla przyszłej kariery na Litwie, w instytucjach spoza środowiska polskiego korzystniejsze jest studiowanie właśnie w tym kraju: „Jeżeli ktoś chciałby robić karierę na Litwie, to lepiej studiować tutaj, bo nie ma tego oderwania od języka.” (wyw. 2). Są to jednak odosobnione opinie.

Kolejną sprawą, która zmusza absolwentów do szukania pracy głównie w wąskim gronie polskich instytucji jest wachlarz kierunków, jakie oferuje system stypendialny: „Za dużo jest specjalistów – takie humanistyczne kierunki – polonistyka, historia, już nie znajdują pracy. Poza tym tutaj jeszcze się kształci polonistów. Może przedmioty ścisłe byłyby bardziej potrzebne.” (wyw. 4). Polonista czy historyk to osoba, która musi szukać pracy w polskich szkołach czy instytucjach kulturalnych, jeżeli chce pracować w zawodzie. Tutaj niestety większość miejsc jest już zajętych. Z kolei poza zawodem pracę jest mu bardzo ciężko znaleźć. Stąd też padające licznie w rozmowach uwagi na temat rozszerzenia palety kierunków i dostosowania ich do bieżącej sytuacji na Litwie. „Generalnie kierunki, z którymi można się znaleźć w Europie, ale także dziennikarstwo, nauki polityczne. Musimy tutaj kształcić kadrę samorządową, to muszą być młodzi ludzie właśnie, wolni od uprzedzeń, z dala od tych wszystkich rozgrywek politycznych, którzy potrafili by wnieść jakąś nową jakość do tego świata.” (wyw. 6) – uważa jeden z młodszych absolwentów.

Okres studiów w Polsce wszyscy respondenci oceniają pozytywnie, głównie jeżeli chodzi o warunki studiowania i poziom nauczania. Ważną sprawą jest także konieczność usamodzielnienia się i „szkoła życia” z daleka od domu: „Na pewno dużo dało takie usamodzielnienie się. Bo jak masz 17 lat to jesteś rzucony na głęboką wodę, a wszyscy dookoła mają 19 lat (...) Dużo dają kontakty, które mają w Polsce, a także na Litwie, kontakty z Litwy można zaoferować w Polsce.” (wyw. 2). Doceniane są zatem także kontakty, jakie ma młody absolwent w dwóch krajach, co sprawia, że może być atrakcyjnym pracownikiem dla firm nastawionych na międzynarodową współpracę. Najczęściej o tym aspekcie studiów wspominają osoby pracujące poza instytucjami polskimi.

Najpoważniejszym minusem studiowania w Polsce, omawianym przez wszystkich respondentów z dużą dozą goryczy jest „zapominanie” o polskich absolwentach natychmiast po zakończeniu wypłacania stypendium. W opinii badanych urzędnicy ministerialni nie są świadomi, że ukończenie studiów to często dopiero początek drogi do zawodu, a także początek naukowego rozwoju człowieka. Taka sytuacja wielu oburza: „Nie może być tak, że nas zapraszano na studia i porzucano. MEN powinien prowadzić jakiś monitoring. Ten kontakt musi trwać, musi być wymiana, umysły muszą kursować między Polską a Litwą.” (wyw. 6). Najwięcej problemów mają absolwenci uczelni medycznych pozostawiani po studiach bez prawa wykonywania zawodu i często bez możliwości odbycia stażu. Trudno jest wytłumaczyć urzędnikom, że zawody medyczne wymagają szczególnego przygotowania: „Trzeba chodzić, poniżać się w tym ministerstwie. A ja mówię: nie trzeba mi waszego stypendium, ale dajcie mi chociaż staż odbyć (...) A jedna taka pani szanowna to mówi: Bo wy to tylko pieniążki chcecie.” (wyw. 5) – mówi z oburzeniem jedna z respondentek.

Respondenci, wszyscy po polskich szkołach, postrzegają studia w Polsce jako kontynuację rozpoczętej na Litwie nauki w języku polskim. Są też świadomi wzajemnych związków między funkcjonowaniem polskich szkół na Litwie a programem stypendialnym polskiego rządu: „Program stypendialny – uważam, że byłoby dużym ciosem w polskie szkolnictwo gdyby tego programu nie było, bo to jest jeden z takich argumentów, który zachęca ludzi, żeby swoje dzieci kierowali do polskich szkół. Uważam, że zrezygnowanie z tego byłoby bardzo dużym błędem.” (wyw. 3). Dla oceny studiów istotne są zatem kryteria ogólnospołeczne mające związek z codziennym życiem Polaków na Litwie jako mniejszości i z instytucjami tejże mniejszości. Same studia są oceniane pozytywnie, a program stypendialny jako niezbędny dla funkcjonowania zbiorowości Polaków na Litwie jako zwartej społeczności. Problemem jest jednak wyjście poza formułę programu ograniczającą się jedynie do finansowania kilku lat studiów do formuły szerokiego ciągłego kształcenia i budowania związków między Polakami z Litwy i Polską poprzez wykształconych ludzi odnajdujących się doskonale w obydwu krajach.

 

OCENA POMOCY POLSKI DLA POLAKÓW NA LITWIE

Wszyscy respondenci podkreślają, że Polska bardzo dużo pomaga Polakom na Litwie i że są za tą pomoc bardzo wdzięczni. Jednocześnie mówią o często nie najszczęśliwszym ulokowaniu tej pomocy. Są ponadto bardzo krytyczni w stosunku do organizacji mniejszości polskiej na Litwie. Wszyscy wyrażają podobne opinie – wskazują, że większość organizacji nie robi nic konkretnego, a życie polskiej społeczności toczy się niemrawo, jest nieciekawe i miałkie. „Działa tutaj dużo organizacji. Się ich namnożyło od licha, ale większość powstała tylko po to, żeby ściągać kasę z Polski.” (wyw. 6) – stwierdza jeden z młodszych respondentów. Także jego starszy kolega podziela tą opinię: „Polacy mają na Litwie bardzo dobrze, bo jest Polska. Można założyć organizację, mieć jednego prezesa i trzech członków, bo są takie organizacje, zebrać się tam raz na pół roku, a jak jest silne stowarzyszenie w Polsce to wesprze, pomoże, ale to nie jest autentyczne (...) Polska pomaga bardzo dużo, ja jestem bardzo wdzięczny, bo Polacy nie byliby taką silną społecznością, gdyby nie Polska. (...) Natomiast czy Polska musi wspierać i pomagać tym wszystkim organizacjom, temu jednemu prezesowi – uważam, że nie. Potrzebna jest jakaś selekcja.” (wyw. 3). Badani przyznają, że drażni ich wspomaganie organizacji, które nie robią nic pożytecznego – nie tylko jest to niepotrzebne wydawanie pieniędzy, ale także obniżanie prestiżu strony polskiej, która zdaje się nie znać dokładnie sytuacji Polaków na Litwie. Respondenci są generalnie krytyczni wobec organizacji polskich; jedyną organizację, o której wszyscy mają dobre zdanie jest Macierz Szkolna.

Polska pomaga bardzo dużo, ale niektórzy badani uważają, że w pewien sposób „rozpieszcza” to polskich działaczy i nie zmusza ich do wykazywania się własną inicjatywą. Taka sytuacja powoduje, że polskie organizacje nie znajdują uznania w oczach młodych ludzi: „My jesteśmy jak dziecko przy piersi matki i ta sytuacja jakby się pogłębia. Wydaje mi się, że potrafilibyśmy sami o siebie się zatroszczyć, choć nie bardzo się komuś chce. My sami musimy określić swoje potrzeby i sami się zaopiekować sobą. Generalnie są programy pomocowe z Unii Europejskiej, są różne fundacje i my sami też musimy uderzyć do nich, a nie stać z wyciągniętą ręką: Polska pomoże.” (wyw. 6). Organizacje te są krytykowane także za sposób wykorzystywania pomocy z Polski. Często pojawiają się zarzuty o brak przejrzystości ich działania. Absolwentom brakuje jawności w rozdziale środków pomocowych, co dotyczy także kwestii przyznawania stypendiów na studia w Polsce. „Jak jakaś fundacja zbiera na dzieci głodujące na Litwie to potem nie wiadomo, gdzie te pieniądze idą. W konsulacie też. To musi być jawne. Jasna procedura przyznawania stypendiów. Wszystko jawnie – co, gdzie, ile. (...) Żeby każdy wiedział, publicznie w prasie i kto jest za to odpowiedzialny.” (wyw. 2) – stwierdza jeden z badanych.

Życie społeczne i organizacyjne Polaków na Litwie jest przez młodą inteligencję krytykowane także z innego powodu. Jest ono ich zdaniem miałkie, nikt nie stara się, by działo się w nim coś interesującego, coś na czasie. Brak jest prezentacji polskiej kultury współczesnej, wszystko skupia się wokół kultury ludowej, często w nienajlepszym wydaniu: „Dom Polski to są pieniądze wyrzucone w błoto. Już budowa obfitowała w wiele skandali (...) Tam wiele się dzieje, ale to są generalnie tak miałkie rzeczy, po najniższej linii oporu. Zaprasza się jakieś tandetne zespoły, które przyjeżdżają z chęcią bezpłatnego wyżywienia i noclegu (...) Generalnie króluje wszystko co ludowe, jakaś cepeliada jedna wielka.” (wyw. 6). Z tego powodu młodzi ludzie nie znajdują dla siebie miejsca w życiu kulturalnym polskiej społeczności. Ich aktywność skupia się co najwyżej na pracy w polskich szkołach czy w radiu lub w polskich firmach, co jednak dotyczy tylko części absolwentów, oraz na uczęszczaniu do kościoła. To jednak nie jest wystarczające i wywołuje uczucie rozczarowania i rezygnacji: „Ja też byłam taką społeczniczką. Ta polskość, tak się chciało, uczyli nas... A myśmy sami zepsuli wszystko, a później tylko walka o te stołki, tych gazet nikt nie kupuje naszych polskich, bo szczerze mówiąc nie ma tam co przeczytać, też jakieś tam przedruki (...) Na pewno nie rozpieszczać tak tymi pieniążkami, bo nikt nie kontroluje, gdzie one znikają.” (wyw. 5). Młodym ludziom nie wystarczy już działalność ujęta w tradycyjne ramy. Chcą by także kwestie działalności mniejszościowej były rozwiązywane w sposób nowoczesny. Obecny sposób działania nie zachęca młodych ludzi do aktywnego włączania się w życie polskie na Litwie. „Ja wyraźnie odczuwam brak organizacji, która zajęłaby się sprawami młodzieży. To jest czasami na poziomie szkolnictwa, kwestia dofinansowania, problem polskości, jakieś zespoły. A to nie to. Ja widzę sporo młodzieży, która nie tylko wyjeżdża na studia do Polski, sporo młodzieży inteligentnej, światowej, która mieszka tutaj. Są to ludzie polskiego pochodzenia. I oni są wchłaniani przez środowisko litewskie.” (wyw. 6) – stwierdza jeden z absolwentów.

Badani starają się myśleć całościowo o Polakach na Litwie jako o zwartym środowisku. Temu środowisku potrzebni są nowocześni przywódcy, nowa polska inteligencja, która połączyłaby nowoczesne, współczesne spojrzenie na świat z przywiązaniem do polskości. Wobec zachodzących, niekorzystnych zmian potrzeba istnienia takiej grupy staje się coraz bardziej wyraźna: „Z inteligencją jest problem. Bo dużo zostało po studiach w Polsce albo wyjechało na Zachód. To starsze pokolenie tutaj jest, ale też się powoli wykrusza z racji wieku. A teraz jak oprowadzałem wycieczkę z najlepszej polskiej szkoły to byłem w ciężkim szoku, bo oni nie mówią po polsku. Ciężko im się po polsku wysłowić.” (wyw. 6).

Niepodległa Litwa musi przestrzegać międzynarodowych ustaleń dotyczących praw mniejszości narodowych w państwie, co daje Polakom możliwość realnego wpływu na sytuację swojej grupy. Z drugiej jednak strony działalność taka wymaga istnienia odpowiednio przygotowanych przedstawicieli: „Potrzeba ludzi mądrych, wykształconych, którzy mieliby wpływy w tym państwie, bo w takich kwestiach najważniejszych zawsze będą się kierowali interesem polskości i Polski, nie zrezygnują z tego.” (wyw. 3). Niektórzy badani wskazują, że to właśnie oni są ludźmi najlepiej przygotowanymi do pełnienia tego rodzaju funkcji przedstawicielskich, że to właśnie oni łączą w sobie przywiązanie do polskości z nowoczesną mentalnością. Niestety nie zawsze mają możliwość wykorzystania tych umiejętności, co sprawia, że zniechęcają się do życia społecznikowskiego, a odchodząc od niego siłą rzeczy izolują się także od środowiska polskiego.

W zgodnej opinii wszystkich badanych najważniejszym miejscem skupienia polskiej społeczności są polskie szkoły. Jest to przedmiot szczególnej troski Polaków z Litwy i jednocześnie jedyna sprawa, która nie podlega dyskusji i jest jednoznacznie pozytywnie oceniana. Szkoły przeżywają obecnie duże trudności wobec nieprzychylności władz litewskich, a co za tym idzie – ograniczonego finansowania. „To wszystko sprowadza się do pieniążków. Teraz jest konkurencja. Wcześniej nie prosiliśmy na szkoły, bo wystarczało od państwa. (...) Rodzice posyłają do szkoły litewskiej, bo myślą, że dzieci będą miały lepszą przyszłość (...) Ale z litewskim, mi się wydaje, ludzie mieli problemy w moich czasach, bo wszystka władza była po rosyjsku (...) I myślą [rodzice polskich uczniów – przyp. M. GG.], że będą miały lepszą przyszłość po litewskiej szkole. Kiedyś tak było po rosyjskiej (...) Bo z tym litewskim też tak dziwnie – idzie gdzieś pracować sprzątaczką i musi zdać egzamin z litewskiego państwowy, żeby sprzątać. I żeby to za darmo było. A tu płacić trzeba.” (wyw. 1) – stwierdza jeden z respondentów, który sam jest nauczycielem w polskiej szkole. Niebezpieczeństwo dla szkół polskich kryje się zatem także w postawach samych rodziców uważających, że dla przyszłości ich dzieci szkoła polska nie jest tak ważna, jak szkoła litewska. Absolwenci pracujący w tych szkołach wskazują jednak, że sytuacje mogłaby naprawić duża pomoc finansowe ze strony państwa polskiego – dobrze wyposażona szkoła jest bardziej atrakcyjna. Atrakcyjność tą podnosi także perspektywa studiowania w Polsce wobec czego program stypendialny powinien być, zdaniem badanych, bezwzględnie utrzymany.

Osobną kwestią związana z pomocą ze strony polskiego państwa jest sprawa urzędowego uznania polskości Polaków z Litwy, czyli spawa podwójnego obywatelstwa i Karty Polaka. Podwójne obywatelstwo jest postrzegane jako bardzo wygodne rozwiązanie dla osób, które znajdują się w ciągłym ruchu między jednym i drugim państwem: „Ja to bym chciał mieć obywatelstwo. Nie chciałbym mieszkać, ale żeby mieć paszport litewski i polski i sobie wyjeżdżać. Mój kolega wyjechał do Niemiec, bo znalazł jakiegoś tam przodka i dali mu paszport niemiecki i mieszkanko socjalne i jakiś tam intensywny kurs języka niemieckiego. (...) Podwójne obywatelstwo to jakoś tą tożsamość polską podkreśla.” (wyw. 1). Przykład niemiecki jest dla niektórych respondentów wzorcowym przykładem troski o rodaków mieszkających poza granicami państwowymi. Tymczasem Polacy nie mogą uzyskać nawet namiastki obywatelstwa, jaką miałaby być Karta Polaka. Dla większości respondentów ma ona wymiar symboliczny: „Chciałabym mieć Kartę Polaka, bo to jest taki dowód, że jestem doceniana, że jestem Polką mieszkającą zagranicą.” (wyw. 8). Opinia wyrażona przez jedną z absolwentek jest dość często artykułowana, stała się osobną kwestią poza rozważaniami o przeprowadzkach na stałe do Polski. „Czy się wyjedzie czy nie to już jest inna kwestia, ale ja bym się lepiej czuł, gdybym miał taką możliwość. Karta Polaka byłaby takim atutem – że Polska o nas dba, o nas pamięta.” (wyw. 3) – zauważa jeden z badanych. Rozmówcy zdają sobie sprawę, że uchwalenie ustawy o Karcie Polaka jest bardzo mało prawdopodobne, wręcz niemożliwe, co budzi u nich uczucie rozgoryczenia. Obawy przed masowym napływem Polaków z Wileńszczyzny do Polski są postrzegane jako wyraz niezrozumienia i niewiedzy na temat ich życia na Litwie. „To przecież nie będzie tak, że wszyscy Polacy z Wilna nagle zechcą wyjechać. Przecież niedługo będziemy razem w Unii Europejskiej, człowiek gdzie zechce będzie pracował – czy na Litwie, w Hiszpanii, czy w Polsce. Ale na przykład moi rodzice – to starsze pokolenie, które jeszcze miało obywatelstwo polskie – to po prostu zadośćuczynienie moralne powinno być. Ale młodzi – ja też nie wiem, czy wszyscy zaraz polecą do konsulatu po Kartę Polaka.” (wyw. 4). W dobie integracji obydwu krajów z Unią Europejską obawy strony polskiej wydają się być przestarzałe, a sprawa Karty Polaka nabiera znaczenia symbolicznego podkreślenia polskości danej osoby. Niestety, dla absolwentów symbolem jest także brak Karty, jest smutnym wskaźnikiem braku zrozumienia w Macierzy.

Respondenci dostrzegają pomoc ze strony polskiej i doceniają ją. Negatywne oceny dotyczące wykorzystania tej pomocy wiążą się z nie najlepszą oceną wystawianą własnym, miejscowym organizacjom, a nie stronie polskiej.

 

POLSKOŚĆ NA LITWIE I IDENTYFIKACJA WŁASNA RESPONDENTÓW

Pytani o kryteria polskości uznawane w ich środowisku wszyscy respondenci odpowiadają w ten sam sposób: „Za Polaka jest uznawana ta osoba, która mówi po polsku, chodzi do polskiej szkoły, zachowuje tradycje.” (wyw. 7). Wypowiedź ta obrazuje zgodne poglądy wszystkich absolwentów. Oprócz kryteriów językowo – kulturowych istotne jest także pokazanie swej polskości w działaniu, czyli posłanie dziecka do polskiej szkoły. Wokół szkół tworzy się zwarta społeczność, a bycie jej członkiem jest ważną podstawą do uznania kogoś za „swojego”, za Polaka. Ten społeczny aspekt pojawia się bardzo często w różnorodnych wypowiedziach odnoszących się do problematyki polskości.

Podobna jednomyślność panuje także w kwestii autoidentyfikacji respondentów. Wszyscy twierdzą, że czują się Polakami, ale także obywatelami Litwy. Obywatelstwo jest dla nich ważnym aspektem własnej tożsamości, nie jest jedynie niezależnym od nich przypisaniem do państwa pochodzenia, ale także wyrazem prawdziwego związku z litewskim państwem. „Ja czuję się Polakiem, ale czuję się obywatelem Litwy i bardziej czuję się związany z Litwą niż z Polską. (...) Tu jest moja ojczyzna. Ciężko, trudno, uciskają, ale tu jest moja ojczyzna. Jeżeli ja się tu urodziłem to widocznie mam jakieś powołanie, żeby coś tutaj zrobić.” (wyw. 3) – stwierdza jeden z badanych absolwentów. Jego koledzy i koleżanki podkreślają swoje przywiązanie do Litwy, do Wilna czy innych rodzinnych miejscowości. Czują się Polakami, ale nie oznacza to automatycznie, że czują się związani z Polską. Są respondenci, którzy w Polsce wręcz przestają się czuć Polakami. Przyzwyczajeni do tego, że całe życie byli w mniejszości, byli „innymi” podkreślają tą swoją inność także po przyjeździe do Polski – tym razem litewską stronę swej inności. Najszerzej mówi o tym jedna z młodszych absolwentek: „Czułam się Polką i jak wróciłam to też czuję się Polką, ale jak byłam w Warszawie to czułam się Litwinką. Dlatego, że tutaj właściwie dominuje język litewski i ja jestem inna i to podkreślam, a w Polsce, mimo że w paszporcie mam i czuję się Polką nie byłam być może taką Polką, jaką chcieliby i zaraz pytali na początku: „A skąd, a kim jesteś?” I czułam się trochę obco i czułam się bardziej Litwinką. Cały czas zwracano na to uwagę i może przez to. Zawsze mówią, że tutaj Polacy z Wileńszczyzny mają podwójną narodowość, tożsamość. To jest dziwne, trudne. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam tutaj. W szkole nigdy nie zastanawiałam się, że tak jest, ale tak jest. (...) W Polsce szczyciłam się tym, że jestem Litwinką. Jakaś inność, oryginalność, a że lubię coś takiego to zawsze, kiedy pytali się kim jestem, to mówiłam, że Litwinką.” (wyw. 7). Także inni badani twierdzili, że właściwie dopiero na studiach w Polsce zdali sobie sprawę ze swej szczególnej sytuacji stawiającej ich między dwoma identyfikacjami: polską i litewską. W zwartej polskiej społeczności kwestia identyfikacji była oczywista. W Polsce brak było takiej społeczności, która jednoznacznie pozwoliłaby się określić młodym Polakom z Litwy i zaakceptowała ich własny wybór. Często po powrocie absolwenci nie trafiali z powrotem do swego poprzedniego środowiska i kłopoty identyfikacyjne, a raczej świadomość własnej szczególnej sytuacji wzmacnia się. Niektórzy absolwenci ze smutkiem dostrzegają to zjawisko nazywając je odchodzeniem od polskości. „Trzeba zaznaczyć, że tych Polaków, którzy trwają w swojej polskości jest naprawdę bardzo niewiele. Zresztą najlepszym dowodem jest tutaj funkcjonowanie naszego radia. Jest tutaj takie Ruskoje Radio. Przynajmniej co trzecia osoba uznająca się za Polaka słucha tamtego radia. I z tą polskością też jest tak na bakier. Starsze pokolenie jeszcze trwa przy polskości. Ale młodsze pokolenie – czy ty jesteś Polakiem czy Litwinem to już nie przywiązują do tego takiej wagi.” (wyw. 6) – twierdzi respondent, dla którego unikanie wyborów narodowościowych jest jednoznaczne z rozmywaniem się polskości na Litwie. Zjawisko to zauważają także inni badani, ale nie wszyscy oceniają je negatywnie. Dla części z nich jest to normalne we współczesnym świecie zjawisko, które pozwala myśleć o wyeliminowaniu narodowościowych konfliktów.

 

PRZYCZYNA POWROTÓW NA LITWĘ

Większość respondentów wyjeżdżając na studia wiedziała, że będzie chciała wrócić na Litwę lub zdecydowała się na ten powrót jeszcze w trakcie nauki: „Już na piątym roku wiedziałam, że chcę wrócić. Po pierwsze rodzina, a po drugie mam tu masę przyjaciół i nie chciałabym tego stracić. Poza tym lubię Wilno i chciałabym tu mieszkać bardziej niż w Warszawie.” (wyw. 7). Respondentka wskazuje tu na dwie najważniejsze przyczyny powrotów – więzi rodzinne i przywiązanie do własnej miejscowości, co szczególnie podkreślają osoby z Wilna wskazując, że jest to miasto, w którym mieszka się dużo przyjemniej niż w jakimkolwiek dużym mieście w Polsce. Najczęściej jednak w grę wchodzi chęć powrotu do rodziny: „Ja wróciłam, bo dziecko, mąż. Trzeba mieć jakieś korzenie, a nie przygód po świecie szukać.” (wyw. 5) – stwierdza jedna z absolwentek.

Bardzo istotne jest też przywiązanie do lokalnej społeczności i tęsknota za rodzinnym środowiskiem. Wraz z innymi czynnikami tworzą więź tak silnie spajającą danego człowieka z własnym miejscem pochodzenia, że trudno jest mu wyobrazić sobie życie poza nim. Tak było w przypadku jednego z badanych, który szczegółowo opisał przyczyny swego powrotu na Litwę: „Wyjeżdżając na studia wiedziałem, że wrócę. Bardzo chciałem wrócić. I wiedziałem, że jednak wrócę na Litwę. I do dzisiaj często się z tym spotykam, bardzo często zadają mi to pytanie: dlaczego nie zostałeś. Dlaczego chciałem wrócić? Po pierwsze uważałem, że tutaj też można żyć, można zrobić karierę, można zarobić pieniądze i można coś osiągnąć. Po drugie, może niemodne, ale poczucie patriotyzmu też jest. I jak często mi zadają pytanie czemu nie zostałeś to ja pytam, czy byłeś kiedyś dłużej niż trzy tygodnie poza domem. Czy uczucie nostalgii jest ci znajome. Dla mnie to jest znajome i to bardzo. Może dlatego, że pochodzę z takiego małego miasteczka, gdzie wszyscy się znają, gdzie żyje się taką małą społecznością (...) No i jeszcze jedna przyczyna, że miałem dziewczynę tutaj miejscową i wiedziałem, że jeśli będę chciał się ożenić to na pewno z nią, a szukać czegoś dla rodziny... Polska jest Macierzą, ale to jest obcy kraj. Byłoby z pewnością o wiele trudniej niż tutaj. Tyle faktów się zebrało do kupy i ja wiedziałem, że chcę wrócić i nie miałem żadnych wątpliwości. Nie próbowałem tam się zaczepić. Wiedziałem, że wracam, dlatego miałem o wiele łatwiej, nie musiałem dokonywać wyboru stale, bo wybór ten był dokonany trochę wcześniej.” (wyw. 3). Ważnym elementem jest też postrzeganie Litwy jako kraju, w którym można zrobić karierę, realizować się zawodowo i osiągnąć pewną pozycję społeczną czy też finansową stabilizację. Litwa jest ponadto krajem, który się zna, w którym jest się „u siebie”, którego jest się obywatelem. Polska pod tym względem jest obca – bez dokładnej znajomości realiów rynku pracy, bez kontaktów, bez obywatelstwa trudno jest myśleć o stabilizacji życiowej i zawodowej.

Nie znaczy to, że zamieszkanie w Polsce nie jest pociągające. Podstawowa zaleta to możliwość posługiwania się na co dzień językiem, który się najlepiej zna, a nie takim, w którym, jak w litewskim, dużo absolwentów ciągle nie czuje się całkowicie pewnie: „Wolałabym mieszkać na Litwie ze względu na rodzinę. Bo moja rodzina nie wyjechałaby. A w Polsce byłoby dobrze mieszkać, bo mówiłabym w swoim ojczystym języku.” (wyw. 8). Większość badanych myśli o wyjeździe do Polski przynajmniej na jakiś czas, choć dla niektórych wyjazd ten jest mało realny. Nawet osoby silnie związane z Wileńszczyzną nie wykluczają takiej możliwości: „Nie wiem, czy wszyscy Kresowiacy tak się czują, ale ja jestem bardzo tradycyjnym mieszkańcem, wątpię, że gdzieś czułabym się lepiej. Ale nie wykluczam możliwości, że kiedyś wyjadę.” (wyw. 9). Nie ma jednak nikogo, kto chciałby opuścić Litwę na zawsze i przenieść się na stałe do Polski: „Na stałe w Polsce nie myślałem, może rok, dwa, potem coś innego” (wyw. 1) – mówi jeden z respondentów.

Im dłużej dana osoba mieszka na Litwie po studiach tym trudniej jest jej wyobrazić sobie swoją powtórną przeprowadzkę do Polski, chociaż myśl o tym sprawia, że badani mają poczucie, że zawsze mogą tam wrócić, mają jakąś alternatywę w stosunku do życia na Litwie. Najbardziej jednak zniechęcają do zamieszkania w Polsce problemy ze znalezieniem legalnej pracy; jest to też często podawany powód powrotów na Litwę, chociaż nie mający największego znaczenia: „Do tej pory nie wiem, czy nie wyjadę do Polski jeszcze raz. Za bardzo mi się nie chce, bo tam bym zaczynał od zera, a tu mam pewną pozycję społeczną, nie chciałbym stracić tej pozycji. W Polsce byłbym jakimś tam ze Wschodu, co zabiera Polakom miejsca pracy. Nie osiągnę tej pozycji społecznej co tutaj. Będę więcej zarabiać, ale wcale nie będę z tego zadowolony (...) Jednym z powodów, dla którego wyjechałem to jest to, że trzeba mieć zezwolenie, żeby mieć pracę, a żeby mieć zezwolenie to trzeba mieć pracę. W pewnej chwili pracodawca mówi: „Ty jesteś fajny chłopak, ale mamy z tobą dużo problemów i kosztów i wolę zatrudnić Polaka.” (wyw. 2). Także inni respondenci wskazują na to, że byliby w Polsce, ich zdaniem, postrzegani jako intruzi: „Gdybym wyjechał tam, każdy Polak mógłby powiedzieć: Ty przyjechałeś tutaj, ty zająłeś miejsce mego dziecka.” (wyw. 3).

Zamieszkanie i urządzenie się w Polsce po studiach wymaga wiele wysiłku i nie każdemu chce się go podejmować, szczególnie, gdy udało mu się osiągnąć już coś na Litwie, znaleźć dla siebie jakieś miejsce: „Trudno jest w Polsce zacząć żyć na poważnie, bo studia to jednak był taki okres bim – bam. (...) Zamierzam zostać na Litwie. Już nie chce mi się próbować w Polsce się zaczepić w żaden sposób. Już mnie to za bardzo nie pociąga. Ja jestem raczej domatorem, zasiedziałem się.” (wyw. 6). Czasami zniechęcający jest też przykład kolegów, którzy zdecydowali się na pozostanie w Polsce i teraz ich sytuacja jest dość trudna. Każdy badany twierdzi, że ma wśród znajomych osoby, które zostały w Polsce po studiach, a zatem wie, co to oznacza i z jakimi poświęceniami i kłopotami się to wiąże.

Wszyscy respondenci twierdzą, że zetknęli się z negatywnymi ocenami ze strony polskiej faktu pozostawania po studiach w Polsce. Mimo że sami w Polsce nie zostali rozumieją tych, co tak zrobili i nie widzą w tym nic złego. Reprezentują w tym względzie często nowoczesny sposób myślenia, przejawiający się w docenianiu potencjału intelektualnego, jaki stanowią młodzi absolwenci. Najpełniej wyartykułował ten pogląd jeden ze starszych rozmówców: „Polska bardzo dużo korzysta z tych, co zostają. Bo jak z Polski wyjeżdżają mózgi, tak i z Litwy uciekają – zostają w Polsce. Ten potencjał – Polska powinna być wdzięczna, że ludzie chcą tam zostać, ci, co z Litwy przyjechali. Oni na pewno bardzo dobrze sobie radzą. W każdym razie ci, co ja znam (...) Ci, którzy zostaną w Polsce to nie będą stracone pieniądze – Polska na tym zyska, bo ma tanim kosztem bardzo dobrego człowieka, bo nie musi go w szkole kształcić i ma po 5 latach bardzo dobrego specjalistę.” (wyw. 2). Niestety, jak twierdzą niektórzy absolwenci, Polska nie myśli w ogóle w ten sposób o młodych ludziach z byłego ZSRR, których sama kształci.

Pozostanie po studiach w Polsce traktuje się jako prawo każdego człowieka o decydowaniu o miejscu swego zamieszkania i wyborze drogi życiowej. Respondenci wskazują jednak także na różne przyczyny, które sprawiają, że powrót na Litwę jest utrudniony. Przede wszystkim są to problemy z językiem litewskim: „Dlaczego ludzie zostają tam? [w Polsce – przyp. M. GG]. Pierwsza i jedyna przyczyna to brak znajomości języka litewskiego. Na studia przeważnie wyjeżdżają Polacy – oni nie znają tak dobrze języka litewskiego. (...) I brak pewności czy znajdą pracę. Brak również przekonania, że tu można coś osiągnąć, można zarobić.” (wyw. 3). Niektórzy wręcz odradzają z tego powodu studia w Polsce osobom planującym szukanie pracy na Litwie: „Jeżeli osoba jedzie na studia do Polski, a ma zamiar na pewno wrócić na Litwę to odradzałabym na 100%. Traci się kontakt z przyjaciółmi, język litewski się trochę zapomina. Poza tym ci, co studiują tutaj to już na trzecim, czwartym roku mają pracę. A jak się przyjeżdża po pięciu latach studiów w Polsce i znowu trzeba coś zaczynać od nowa. A to jest trudne.” (wyw. 7). Czasami wydaje się, że mimo wszystkich trudności lepiej jest szukać pracy w kraju, w którym się ostatnio przebywało, a zatem jest się na bieżąco zorientowanym w jego sytuacji. Poza tym większość osób w chwili wyjazdu na studia nie myśli jeszcze o swej przyszłej pracy. Zaczynają się nad tym zastanawiać już w Polsce, w trakcie studiów, a zatem Polska staje się pierwszym terenem dla poszukiwania zatrudnienia. Czasami absolwenci są wręcz zmuszeni do pozostania w Polsce jeżeli chcą pracować w swoim zawodzie, jak to ma miejsce w przypadku znających polskie prawo prawników, czy też lekarzy nie mających prawa wykonywania zawodu na Litwie: „Z 25 osób studiujących na medycynie ogólnej z tego naszego rocznika to nie skłamię, ale 4, 5 tylko wróciło – ani specjalizacji, ani zawód na Litwie (...) za specjalizację trzeba płacić – 15 tysięcy rocznie przy naszej średniej krajowej 250 litów miesięcznie to jest bajeczna suma.” (wyw. 5) – wyjaśnia absolwentka Akademii Medycznej. W takich sytuacjach negatywna ocena tych absolwentów z polskiej strony jawi się rozmówcom jako niesprawiedliwa i niezrozumiała.

            Wśród badanych absolwentów nie ma nikogo kto żałowałby swego powrotu na Litwę, chociaż niektórzy myślą o ponownym wyjeździe do Polski. Nigdy jednak nie mówią o wyjeździe na stałe. O powrocie decyduje głównie poczucie silnego związku z miejscową polską społecznością oraz z rodziną. Ważną rolę odgrywa także poczucie, że Litwa jest miejscem, gdzie można się samorealizować w pracy zawodowej, można żyć na dobrym poziomie przy jednoczesnym odczuciu, że w Polsce nie byłoby to możliwe w przypadku osób bez polskiego obywatelstwa.

 

 

ABSOLWENCI Z UKRAINY

 

ŚRODOWISKO POCHODZENIA RESPONDENTÓW

Ponad połowa respondentów pochodzi z mieszanych rodzin, najczęściej polsko – ukraińskich. Postrzegają oni stosunki narodowościowe na Ukrainie jako bezkonfliktowe, czego wyrazem jest właśnie, w ich oczach, duża liczba mieszanych małżeństw w tym kraju: „Ukraińcy, Polacy, też takie pomieszane rodziny. On jest Polak, ona jest Ukrainką, czyli ukraińsko-polskie, polsko-ukraińskie rodziny. Już takie pomieszanie, pomieszane rodziny. Konfliktów nie było, nie sądzę, że ktoś jakieś stwarzał konflikty, problemy, skoro rodzina się stwarza.” (wyw. 3). Wszyscy respondenci zgadzają się, że obecnie nie można mówić o niechęci w stosunku do Polaków, pamiętają jednakże takie sytuacje z czasów swego dzieciństwa. Jedna z respondentek na pytanie o to, jakie są stosunki między Polakami a innymi narodowościami na Ukrainie odpowiada: „Teraz dobre. Kiedyś były takie trochę, ale to też zależy od wychowania tego człowieka, np. jeszcze w szkole byłam i do mnie taki facet mówi, a nazwisko polskie: a co ty tutaj robisz, ty idź do swojej Polski. Ale to pierwszy raz tak spotkałam się z takim, ja po prostu powiedziałam, że dobrze, ja pojadę, ale komu będzie gorzej, a komu będzie lepiej. Ale bardzo rzadko, naprawdę. U mnie w pracy, ja mam takie przezwisko „Pani”. Bo szef jest właśnie na pół Ukraińcem, na pół Rosjaninem: „o, Pani!”. Ale to nie to, on po prostu zapytał się, czy to nie obraża, ja mówię, nie, odwrotnie. Miło, normalnie. Nie spotykałam się, żeby ktoś mówił, o, ty jesteś Polką, a ja jestem Ukraińcem.” (wyw. 2). Respondenci podobnie dostrzegają zainteresowanie sobą jako Polakami i jest to dla nich miłe, nie odczuwają w związku z tym żadnego zagrożenia: „Nie jest to jakieś, jakaś złośliwość ze strony, na odwrót, takie zaciekawienie. Ponieważ, no, Polska to jest sąsiadem Ukrainy, to jest blisko, że nie ma tu nienawiści jakiejś, czyli myślę, że jest dobrze.” (wyw. 3).

Polacy, według opowiadań respondentów, nigdy, jak sięga ich pamięć, nie musieli ukrywać swojej narodowości; wszyscy wiedzieli, kim są i nie stanowiło to żadnego problemu: „Wszyscy wiedzieli, jak ktoś przyjeżdżał, ktoś szukał naszego mieszkania, nie znał dokładnie adresu, jak się ludzi, czasami sąsiedzi, powiedzmy nie znali z nazwiska, kojarzyli właśnie, jak ktoś pytał o Polaków, a Polacy mieszkają w tym mieszkaniu. Wiedzieli, ale powiedzmy, normalnie tak to przyjmowali. Nie było to czymś egzotycznym albo, nie wiem, drażliwym jakimś.” (wyw. 9). Tylko jeden respondent uważa, że obecnie nastawienie do Polaków jest niezbyt dobre – w każdym razie zetknął się z tym problemem w swoim rodzinnym mieście. Tłumaczy to w następujący sposób: „Oni [Polacy – grupa zwana Mazurami – przyp. MGG] trzymali się razem, bo zawsze oni byli zamknięci. Ale jak były te zmiany, zaczęli ci Mazurzy jeździć do Polski na handel, zaczęli mieć kasę, mieli potężne budynki... Zaczęli kręcić się. Właśnie od tego to poszło, że Polak, to nie chce robić, a chce handlować. Ukraińcy to pracują ciężko, a Polacy to handlują. Zarabiają na nas pieniążki. Właśnie od tego to poszło.” (wyw. 6). Pozostali respondenci nie odczuwają natomiast żadnej niechęci ze strony innych obywateli Ukrainy.

Na podstawie wypowiedzi respondentów można zatem wnioskować, że nie czują się obecnie zagrożeni na Ukrainie ze względu na swoją narodowość – nie dostrzegają wokół siebie przejawów nietolerancji czy wrogości. W przeciwieństwie do czasów ich dzieciństwa, kiedy to polskie pochodzenie mogło być przyczyną kłopotów nie tylko w pracy, ale i w codziennym życiu, we współczesnej Ukrainie Polacy mogą nawet spotkać się życzliwością i z zaciekawieniem ich odrębnością. Większość respondentów twierdzi jednak, że kwestie narodowości po prostu nie mają dla mieszkańców Ukrainy większego znaczenia, a duża liczba mieszanych związków świadczy o braku jakichkolwiek narodowościowych napięć. Sami respondenci, pochodzący często z mieszanych rodzin lub będący w takim związku są tego, we własnych oczach, świadectwem.

            Większość respondentów miała do czynienia z językiem polskim od czasów dzieciństwa: „Od dzieciństwa. Od pierwszych słów. Tato był Polakiem, więc nigdy nie było problemu z językiem.” (wyw. 7). Co prawda rzadko zdarzało się, by cała rodzina znała ten język, zawsze jednak był ktoś, kto nim na codzień mówił: „Babcia mnie uczyła języka polskiego. Babcia mówiła po polsku, tylko i wyłącznie po polsku.” (wyw. 1). Dla niektórych absolwentów, szczególnie tych pochodzących ze Lwowa i okolic, język polski był pierwszym językiem, językiem rodzinnym, podczas gdy innych języków dana osoba uczyła się dopiero później: „Polski to był język, w którym się rozmawiało z rodzicami, z najbliższą rodziną, itd., a właśnie ukraiński czy rosyjski był wtedy jeszcze więcej, to na ulicy, z koleżankami jakoś się człowiek musiał porozumieć, to jakoś się nauczył.” (wyw. 9).

            Drugim sposobem uczenia się języka polskiego na Ukrainie było uczestniczenie w życiu kościoła katolickiego – dla niektórych było to wręcz jedyne źródło znajomości tego języka: „Pierwszy kontakt [z językiem polskim – przyp. MGG] to był w kościele. Jako dziecko chodziłam zawsze do kościoła i tam msza była w języku polskim.” (wyw. 4). Kościół katolicki był też istotnym pomostem do polskości dla osób z mieszanych małżeństw, czasami odkrywanym dopiero w latach młodości, nawet wbrew rodzicom: „Pierwszy [kontakt z językiem polskim – przyp. MGG] to w kościele. Wiadomo. (...) chodziłem do kościoła od 16 roku życia dopiero. (...) Fajny język, podobał mi się, taki język szśś, szeleszczący, fajny, fajny język, w ogóle podoba mi się, jak dzieci małe mówią po polsku. Pięknie. U nas taki język „ha!”„szo!”, taki gruby trochę, a tam taki fajny.” (wyw. 6). Ostatni wątek z wypowiedzi tego respondenta przewija się także przez inne wywiady – wielu absolwentów mówi, że język polski jest bardzo ładny, podoba się i to też przemawia za uczeniem się go. Chodzi tu o polski język literacki. Posługiwanie się właśnie tą wersja języka jest dla absolwentów ważną umiejętnością i powodem do dumy, gdyż ich język wyniesiony z domu jest, w ocenie wielu z nich, niepoprawny. Jest to po prostu język gwarowy. Jedna z respondentek wspomina: „Od dzieciństwa rozmawiałam z babcią, z dziadkiem, w takim mazurskim języku, ale wiedziałam, że to nie jest taka poprawna polszczyzna. Jeździliśmy do Polski, do rodziny tam mieszkającej w Warszawie, we Wrocławiu i słyszałam ten język polski, bardzo mi się podobał.” (wyw. 3). Chociaż część respondentów uważała język polski wyniesiony z dzieciństwa za „niepoprawny”, byli też tacy, którzy cenili go jako swoistą, ich własną odmianę języka polskiego. Często dopiero po przyjeździe do Polski uświadamiali sobie niektóre różnice, jak to miało miejsce w przypadku jednej z respondentek. W tym jednak wypadku porównanie wypadło na korzyść polszczyzny „kresowej”: „Byłam zdziwiona, jak mnie wykładający, to był dyrektor wówczas, zapytał, jakie są zasady pisowni samego h i ch. I ja byłam zdziwiona, myślę sobie, o co ci chodzi, przecież słychać! Jakie reguły, przecież to jest tak oczywiste. Jak można się zastanawiać, jak napisać historia czy herbata. Przecież to jest takie oczywiste. My mamy tę zdolność rozróżniania w wymowie i w słuchu.” (wyw. 9).

            Większość respondentów mówiła po polsku przed przyjazdem na studia, a źródłem znajomości tego języka była najczęściej najbliższa rodzina – rodzice i dziadkowie. Działo się tak, mimo że część osób pochodzi z rodzin mieszanych. Wszyscy zdają sobie sprawę, że ich język różni się od literackiej polszczyzny, jest jego szczególną wersją. Drugim źródłem znajomości języka wśród Polaków na Ukrainie był kościół katolicki. Bez względu na sposób przyswojenie sobie języka polskiego absolwenci określają go jako język ładny, taki, który bardzo się im podoba, a upodobanie to staje się czasami pretekstem do poszerzania swojej znajomości tego języka.

            W zgodnych opiniach respondentów Polacy są na Ukrainie identyfikowani przez przynależność do kościoła katolickiego. Przyznają to nawet respondenci, którzy nie zgadzają się z takim, ich zdaniem, uproszczonym określeniem, a także respondenci prawosławni. Nie zmienia to faktu, że nawet prawosławni absolwenci szukają kontaktu z kościołem katolickim i starają się bagatelizować znaczenie różnic religijnych. Dla tych osób duże znaczenie, jeżeli chodzi o sprawy religii, miał pobyt w Polsce, gdzie, jak można domniemywać, stwierdzili, że im jako Polakom winien być bliższy raczej kościół katolicki: „Do kościoła chodziłam, ale jest różnica w tym, że ja jestem prawosławnej wiary. Ale to nie tak, że ja to chciałam, nie chciałam, ponieważ ja w Polsce też chodziłam do kościoła ze wszystkimi studentami, ale to nie tak, że trzeba tak, ja po prostu dla siebie chodziłam. Bo ja wierzę w Boga. A my jesteśmy Słowianie, to nie jest taka różnica, że ktoś jest katolikiem, a ktoś jest prawosławnym, po prostu nie wiem, dlaczego tak się stało, ponieważ babcia w tym czasie była dyrektorem szkoły. A w 70-tych latach nie wolno było w ogóle chrzcić dziecka lub chodzić do kościoła lub do cerkwi. Mnie po prostu wywieźli do innej wioski cichutko i ochrzcili. W cerkwi. Także ja jestem prawosławna. Mnie nikt nie pytał.” (wyw. 2). Pobyt w Polsce wpłynął także na osoby, które wcześniej nie przywiązywały dużej wagi do religii: „Spotykałam się, kiedy studiowałam, z ludźmi takimi bardziej wierzącymi. U nich taka właśnie mocniejsza wiara i to takie, taka modlitwa wspólna, to wszystko, jednak wpłynęła to, że też chciałabym, żeby moja rodzina na tyle była wierząca, na ile tam są polskie te rodziny wierzące, że niedziela, rodzina idzie do kościoła, dzieci idą do kościoła. No i myślę, że jednak to wpłynęło na mnie tam i teraz w niedzielę chodzimy do kościoła, i dziecko idzie, i mąż idzie, chociaż on jest, jego ojciec Grek, a mama Rosjanka, ale jednak braliśmy ślub w kościele i chodzimy razem do kościoła. Ja go nauczyłam czytać po polsku, modlić się po polsku, czyli w języku polskim i te wszystkie modlitwy on umie i już czyta i chodzi do kościoła i uważa, że on, no, też jest już katolikiem. Czyli naprawdę tak wpłynęła, ta taka mocniejsza wiara.” (wyw. 3). Na podstawie wyżej cytowanych wypowiedzi można powiedzieć, że u części respondentów powiązanie polskości z katolicyzmem zaczęło się pojawiać dopiero w trakcie pobytu w Polsce i wiązało się ze zbliżeniem się do kościoła pod wpływem religijności spotkanych w czasie studiów ludzi.

Absolwenci, z którymi prowadzone były wywiady pamiętają, że w czasach ich dzieciństwa mieli bardzo słaby kontakt z kościołem, gdyż często po prostu nie było świątyni w ich najbliższej okolicy. Wtedy źródłem wiedzy o tradycjach religijnych było najczęściej pokolenie dziadków i babć: „Tak pamiętam, że moja babci jeździła do tego Hostomela, znaczy, nawet do nich dzwoniła, pytała, kiedy święta polskie, bo nie wiem, dlaczego oni pamiętali. W Kijowie to tak nie było podtrzymywane te tradycje polskie, może dlatego, że nie mieliśmy tu znajomych Polaków, a tam niedaleko tej miejscowości była kapliczka polska zawsze. Może dlatego oni tak zawsze podtrzymywali tradycje i pamiętam, że babcia zawsze przywoziła na Wielkanoc jajka i baranki też wielkanocne. (...) No, do kościoła nie chodziliśmy, bo nie było.” (wyw. 1). Respondenci często mówią, że mimo opinii o tym, że każdy Polak jest katolikiem, bardzo mało osób brało udział w praktykach religijnych w czasach ich dzieciństwa, gdyż były one albo bardzo utrudnione, albo nieakceptowane przez pracodawców czy władze szkolne: „Msze po polsku, ksiądz taki, no, gdzieś z Latwii przyjechał do nas, prowadził te msze, taki stary ksiądz już. Czyli to trochę było wstyd iść, bo pan dyrektor zobaczy, czyli to było takie chodzenie z taką niepewnością. Bo w szkole mówią nie wolno, a babcia mówi, że chodźmy do kościoła. Nie to, że trzeba, chodźmy do kościoła na modlitwę. I chciało mi się tam pójść, zobaczyć, jak tam i posłuchać, i było na Boże Narodzenie, tam, gdzie choinka, gdzie to było ciekawie dla dzieci, no i taka niepewność była tej wiary.” (wyw. 3). Z wypowiedzi dużej części respondentów można było wywnioskować, że z powodu ograniczania działalności Kościoła w czasach ZSRR oraz dużej ilości mieszanych małżeństw Polacy na Ukrainie nie są gorliwymi, praktykującymi katolikami, choć tradycja religijna, a szczególnie ważne święta postrzegane jako święta polskie są dla nich bardzo ważne. Pojawiły się jednak także opinie przeciwne. Po konfrontacji sytuacji na Ukrainie z tą zastaną w Polsce niektórzy stwierdzili, że w kraju ich pochodzenia wiara jest silniejsza i traktowana jest poważniej, bardziej „serio”: „Wiadomo, no jak w Polsce uważano się 90% za katolików. A w sumie okazało się, że nawet do kościoła nie chodzą. (...) Nie tylko na Ukrainie właśnie ta wiara trzymała tych ludzi cały czas. (...) Oni tak trzymają się tej Polski, tej swojej polskiej wiary. Teraz to już przychodzi taka zmiana mentalności, ale tak... Właśnie szanują słowa księdza.” (wyw. 6).

Środowiska pochodzenia respondentów są pod względem religijnym bardzo zróżnicowane – od rodzin prawosławnych lub częściowo prawosławnych poprzez niepraktykujących, z różnych przyczyn, katolików, aż po rodziny silnie z Kościołem związane. Część osób z dwóch pierwszych grup zmieniła swoje nastawienie do religii pod wpływem pobytu w Polsce, a nawet stara się obecnie zmienić swoje rodzinne środowisko.

 

PRZYCZYNY PRZYJAZDU NA STUDIA

O przyjeździe na studia do Polski decydowały bardzo różne względy. Czasami decydowała chęć poznania kraju przodków i w ogóle zobaczenia świata: „Po pierwsze, byłem ciekawy poznać inny kraj, czy sąsiadów, czy korzenie swoje, bo to inna mentalność taka, inni ludzie, ciekawie to było poznać.” (wyw. 6). Zdarzało się nawet, ale jedynie na początku funkcjonowania programu stypendialnego, że młodzi ludzie dostawali się na studia zupełnie przypadkowo, nawet się o to nie starając: „Nigdy nie zapomnę tej historii, jak akurat była lekcja języka ukraińskiego i przychodzi mój nauczyciel chemii i pyta się, no, przecież wie, -ska ja, jak wszystkie nazwiska polskie, i pyta, kto chce jechać na studia do Polski.  A ja akurat rozmawiałam coś, jakaś taka przerwa była, rozmawiałam z koleżanką i po prostu nie chciałam, bo ja miałam kierunek już ekonomię, miałam jechać tam na studia, ojciec wszystko załatwił już, (...) i nauczyciel powiedział: dobrze, u kogo rodzina jest polskiego pochodzenia, dziadkowie, rodzice, ja tak po prostu podniosłam rękę i tymczasem rozmawiałam z koleżanką. On mówi: chodź ze mną. Będziesz studiować w Warszawie. Koniec. Ty jesteś przedstawicielem naszej szkoły.” (wyw. 2). Tacy absolwenci stanowią jednak niewielką grupę wśród respondentów. W większości przypadków o wyjeździe do Polski decydowały zupełnie inne względy.

Wielu respondentów twierdzi, że studia w Polsce były dla nich jedyną możliwością podjęcia studiów w ogóle, gdyż na Ukrainie było to bardzo trudne. Część absolwentów kończyła polskie szkoły i obawiała się, że nie będzie w stanie podjąć studiów w języku ukraińskim czy rosyjskim: „W ogóle to mnie zachęcili do tego rodzice. Przede wszystkim ja się bałam tego, bo zdawałam sobie sprawę z różnic w wykształceniu po szkole naszej średniej, a po maturze w Polsce i uważałam, że sobie nie dam rady. Ale że to się pojawiło akurat rok przed moim zdawaniem matury, taka możliwość dostawania się na studia, to była jedyna szansa, żeby w ogóle podjąć studia, dlatego że po 10 latach uczenia się terminologii w większości przedmiotów w języku polskim, to trudno nawet, chociażby z tego powodu, dostać się na studia tutaj.” (wyw. 9). Respondentka ta mówi także o innej ważnej sprawie – o swoich rodzicach, którzy nie tylko pozytywnie odnosili się do możliwości studiowania w Polsce, ale nawet podejmowali różne wysiłki, by takie studia swoim dzieciom umożliwić i zachęcić je do studiowania. Rodzice zdają się odgrywać ważną rolę przy wyborze studiów właśnie w Polsce w przypadku wielu innych respondentów: „Zdecydowałam się, ponieważ ja jestem Polką po ojcu, po dziadku i chciałam zobaczyć. Po prostu ja chciałam w sumie, jak kończyłam szkołę, ja chciałam zdawać egzaminy do miasta Równo w Zachodniej Ukrainie, ekonomiczne studia. (...) A ojciec powiedział, że nie. Jesteś Polką, w końcu ambasada zaprosiła, zdałaś egzaminy wstępne.” (wyw. 2). Marzenia rodziców miały duże znaczenie, chociaż nie tylko one decydowały – część respondentów wierzyła, że studia w Polsce będą dla nich atutem przy poszukiwaniu pracy na Ukrainie nie tylko w polsko – ukraińskich firmach, w których część z nich pracuje, ale także w „kluczowym” dla całego programu stypendialnego zawodzie – nauczyciela języka polskiego: „Gdy kończyłam szkołę średnią to tutaj powstały początkowe klasy z polskim językiem nauczania, było zapotrzebowanie na nauczycieli z językiem polskim. I mam rodzeństwo, było nas w domu 6, i ojciec zawsze marzył, żeby ktoś jeden z dzieci został po prostu w Polsce lub doskonale rozmawiał w języku polskim, a życzeniem ojca było, iżby ktoś tam i to było tak związane.” (wyw. 10). Inna respondentka dodaje: „Podobał mi się język polski, chciałabym rozwijać kulturę naszych przodków tu na Ukrainie, uczyć później dzieci polskiego, takiej poprawnej polszczyzny, bo u nas tu wiadomo na Ukrainie, takim językiem mazurskim, to jest taki pomieszany język ukraiński, rosyjski i polski.” (wyw. 3).

            Nawet jeżeli dana osoba nie kończyła szkoły polskiej to i tak miała duże problemy z dostaniem się na studia. Jedna z respondentek została odrzucona jako potencjalna studentka ze względu na swoje pochodzenie: „Po prostu nie miałam wyboru. Po technikum złożyłam podanie na studia na Ukrainie do wyższej szkoły inżynieryjnej, ale oni powiedzieli że nie chcą po prostu kształcić, uczyć osoby, która i tak wyjedzie na Zachód, bo w paszporcie miałam wpisane narodowość polską. Po prostu odrzucili moje podanie. I po kilku dniach z mamą byłyśmy, nie w ambasadzie, jeszcze nie było ambasady, był konsulat generalny. I konsul dowiedział się o tym, zaproponował wyjazd na studia do Polski.” (wyw. 1). Taka sytuacja miała miejsce na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Później młodych ludzi ograniczały inne względy: coraz trudniej było dostać się na studia bez łapówki, a w końcu, zdaniem respondentów, stało się to wręcz niemożliwe.

 

SYTUACJA RESPONDENTÓW W CZASIE STUDIÓW

Wszyscy respondenci cieszyli się z tego, że jadą do Polski i uważali, że będzie im tam dobrze, gdyż w Polsce żyje się lepiej niż na Ukrainie. Dla części była to wiedza realna wynikająca z ich kontaktów z rodziną w Polsce. Dla innych były to tylko wyobrażenia: „Wiedziałam, że Polska jest krajem o wyższej stopie życiowej, niż u nas. Wiedziałam, na pewno zauważałam też te plusy tego, że wszędzie człowiek po polsku, słyszy język polski. Że nie trzeba co chwilę się przestawiać z jednego języka na drugi. Wiedziałam, że jest to kraj też bogaty. Że jest dużo ładnych miast. Że ludzie raczej właśnie tak silni duchem i że były też te zmiany w Polsce i Solidarność i tak dalej.” (wyw. 9). Nie tylko ta respondentka zwracała uwagę nie jedynie na stronę materialną różnic między Polską a Ukrainą, ale także na różnice w mentalności. Czasami jednak te wyobrażone różnice okazywały się nie aż tak wielkie: „Myślałem, że jadę niby to do Ameryki. Takie miałem wyobrażenie. Zupełnie coś innego. Inni ludzie. A później okazało się, że są bardzo podobni, mentalność, że Polacy lubią sobie wypić, lubią wypić, i bimberek, bimberek nasz piją dobrze, tylko czekają, mamy czarne chlebki, bimberek, słoninkę, której nie lubią, niby nie lubią, a jak przywożę, to wszyscy lubią. Tak że mają bardzo dużo wspólnego z Ukrainą. A myślałem, myślałem, że to zupełnie inni ludzie. A jeszcze bardziej ciekawe było, że najpierw taki Polak uparty, później: wiesz co, a ta moja babcia też była Ukrainka, a mój dziad... Taka jeszcze inna strona.” (wyw. 6). Są jednak absolwenci, dla których różnice w mentalności były bardzo widoczne i zaskoczyły ich pozytywnie. Bardzo wiele osób podkreśla także, że w Polsce po prostu żyło im się lepiej, gdyż mieli stypendium, nie musieli się martwić ani o mieszkanie, ani o byt: „Brakuje mi tego stypendium. Brakuje stypendium, brakuje kultury, tej, z którą tam się spotkałam, kultury takiej, no, wychowania, kultury... bo jednak tu spotkasz, no, różnych ludzi, i ktoś cham jest, a tam takiego nie było w Polsce, tam kultura międzyludzka taka, na takim wysokim poziomie. To mnie zaskoczyło i do tej pory wspominam to, bardzo to cenię.” (wyw. 3).

Wszyscy respondenci mówią, że w Polsce czuli się bardzo dobrze. Decydowało o tym także polskie środowisko: fakt, że można wszędzie porozumieć się po polsku, przebywać wśród Polaków: „Jeżeli ktoś czuje się Polakiem, to jak wyjeżdża do Polski to czuje się bardziej dowartościowany. Mi się wydaje. Lepiej poznaje kulturę. No, pewnie, że ma większy kontakt z tą polskością, z Polakami. Czuje się w swoim środowisku. Lepiej czuje się w ogóle.” (wyw. 1). Nie znaczy to, że życie Polaków z Ukrainy w Polsce było zupełnie bezproblemowe. Spotykali się z różnymi przejawami niechęci do nich jako do „Ruskich”. Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy bez wyjątku wspominają swój pobyt w Polsce i okres studiów jako wspaniały czas, a do Polski mają ogromny sentyment, a spora ich część chciałaby jeszcze w Polsce pomieszkać. Streszczeniem opinii wszystkich respondentów mogą być słowa jednej z nich: „I te 4 lata studiów w Polsce wspaniale wspominam, to były najpiękniejsze lata, chciałoby się jeszcze wyjechać, postudiować.” (wyw. 3).

 

OBECNA SYTUACJA RESPONDENTÓW I ICH PRACA

Większość respondentów pracuje, ale podkreślają, że pracę na Ukrainie jest trudno znaleźć. Zdają sobie jednak sprawę, że podobna sytuacja jest także w Polsce: „Jak tu, tak i tam jest ciężko o pracę. Tym bardziej ludziom po studiach, którzy są bez doświadczenia.” (wyw. 7). Jednakże dla Polaka z Ukrainy znalezienie pracy w Polsce jest szczególnie trudne, gdyż polscy pracodawcy niechętnie zatrudniają absolwentów ze Wschodu, a na legalną pracę w ogóle nie ma co liczyć: „Wydaje mi się, że w Polsce łatwiej znaleźć pracę, ale taką dorywczą pracę. Na stałe w sumie nikt cię nie zatrudni, Ukraińca nie. Ale pracę tutaj też można znaleźć. Jak ktoś chce, to znajdzie pracę, jak ktoś nie chce, to nie znajdzie.” (wyw. 6). To przekonanie jest jednak odosobnione – częściej zdarza się, że respondenci narzekają na trudną sytuację na rynku pracy. Sytuacja ta wynika, ich zdaniem, z dwóch przyczyn. Po pierwsze ciężko jest zatrudnić się bez czyjejś protekcji: „Wiele kolegów czy koleżanek do tej pory nie znalazło pracy w zawodzie po ukończeniu studiów w Polsce. Jeden kolega po 4 latach dzięki swojemu koledze właśnie znalazł pracę, czyli ktoś go rekomendował, że można go wziąć, a tak to, żeby tak z ulicy albo z ogłoszenia to raczej trudno.” (wyw. 9), a niektórzy rozmówcy przytaczają nawet przykłady osób, które musiały dać łapówkę, by dostać pracę i to często nawet wyższą niż późniejsza pensja. Druga przyczyna to, w opinii respondentów, nadmiar osób kończących studia, także studia w Polsce, gdyż na Ukrainie, nawet w największych miastach nie potrzebują tak dużo osób z dobrą znajomością języka polskiego: „W Kijowie też jest ciężko z pracą, naprawdę. Dlatego, że bardzo dużo studentów wraca. I bardzo dużo osób ma język polski, ponieważ jeszcze wykładają u nas w Szewczenka Instytut. Też wykładają i ludzie znają i angielski, i polski. I oni, jak skończą studia też chcą znaleźć pracę.” (wyw. 2). Część respondentów twierdzi, że bardzo zależy im właśnie na takiej pracy, w której mogliby wykorzystać znajomość języka polskiego, gdyż w ten sposób ich studia stają się bardziej przydatne: „Jestem zadowolona ze swojej pracy. Jestem zadowolona przede wszystkim z tego, że mam kontakt z językiem polskim, że jednak ta nauka mi nie przeszła tylko tak.” (wyw. 4). Stąd też dodatkowa trudność przy szukaniu odpowiedniej pracy.

            Trudności w znalezieniu pracy to nie jedyny problem. Niektórym respondentom kłopoty sprawia posługiwanie się językiem ukraińskim: „Jak wyjeżdżałam do Polski to ja i większość ludzi rozmawiało w języku rosyjskim jednak. Teraz, kiedy przyjechałam, to prawie wszyscy już rozmawiają po ukraińsku i rosyjski odszedł. I mnie tak było nawet ciężko, zawsze rozmawiałam w języku rosyjskim, wyjechałam rozmawiałam po polsku, wracam i tutaj wszyscy po ukraińsku, także trochę mam problem.” (wyw. 4). Dotyczy to jednak głownie starszych absolwentów; młodsi nie mają już takich problemów.

Problemem są też pensje nie wypłacane na czas, często z dużym opóźnieniem oraz ich wysokość. Szczególnie po powrocie ze studiów w Polsce dostrzega się zmianę swojej sytuacji materialnej: „W porównaniu z Polską, to w ogóle sytuacja tragiczna. Sytuacja tragiczna nauczycieli na Ukrainie. Z mojej rodziny to pracują wszyscy. I mama, i ojczym, i ja, i mój mąż, ale nie możemy niczego się dopracować. Taki paradoks, tak jest, że kiedy ja byłam studentką, to więcej otrzymywałam stypendium niż teraz mam pensji. To jest normalne? To jest nienormalna sytuacja. Chociaż mam już 5 lat stażu, a wtedy studentką. Co mogłam kupić z ubrania, z jedzenia, to teraz albo z ubrania, albo z jedzenia. Jedno albo drugie. Czyli człowiek musi wybierać. To nie jest normalna sytuacja.” (wyw. 3). Nawet osoby, które pracują na wyższych stanowiskach czy w renomowanych miejscach pracy nie otrzymują dużych pensji i, według własnej oceny, żyją gorzej niż żyliby w Polsce: „Myślę, że różni się tylko wysokością wynagrodzenia, pensji, praca na Ukrainie i w Polsce. Że pracujemy jednakowo, specjaliści pracują jednakowo na Ukrainie i w Polsce, ale na Ukrainie np. taki specjalista dostaje 200$, a w Polsce o jedno 0 więcej. No, niestety, ponieważ poziom cen jest taki sam. No, może trochę za mieszkanie mniej płacimy, ale ceny...”  (wyw. 1). Większość respondentów nie mówi wprost, że jest niezadowolonych ze swojej sytuacji na Ukrainie, mimo że twierdzą, że w Polsce żyłoby im się o wiele lepiej, oczywiście pod warunkiem, że byliby polskimi obywatelami. Zdają sobie jednak sprawę, że ich sytuacja jest stosunkowo dobra: zdecydowana większość ma pracę, a spora część pracuje nawet w swoich zawodach. Jednakże fakt, że mogą porównywać życie w Polsce i na Ukrainie sprawia, że dostrzegają wiele minusów, głównie finansowych, swojej sytuacji. Studia w Polsce dostarczyły zatem nowego punktu widzenia co do tego, co znaczy „dobra sytuacja”, a z drugiej strony to właśnie ich ukończenie sprawiło, że sytuacja ta jest stosunkowo dobra, jak na ukraińskie warunki.

 

OCENA PRZYDATNOŚCI STUDIÓW W POLSCE

Absolwenci zgodnie bardzo dobrze oceniają swoje studia w Polsce. Przede wszystkim inna jest jakość studiowania oraz życia w trakcie studiów: „Takie życie studenckie, trochę inne od naszego, bo u nas życie studenckie to przeważnie polega na piciu, słyszałem właśnie, że Polacy lubili podróżować, że to jest taka cecha trochę, pozwiedzać, po górach gdzieś połazić. U nas takie studia to trochę były za pieniążki, za wszystko trzeba płacić, umiesz, nie umiesz. A tam przynajmniej wiedziałem, że czegoś się nauczę, to będzie to moje.” (wyw. 6). Niektórzy absolwenci, szczególnie ci, którym w wyborze kraju studiowania pomógł głos rodziców deklarują, że nie tylko są zadowoleni ze swoich studiów, ale wręcz dumni z ich ukończenia: „Jestem dumna, że ukończyłam studia właśnie w Polsce. I mam dyplom ukończenia studiów wyższych z takim orłem, nie każdy taki ma dyplom i od tego jestem dumna.” (wyw. 3). Między innymi z tego powodu większość respondentów zachęcałaby osoby kończące obecnie szkołę do starania się o wyjazd na studia do Polski: „Niech zobaczą trochę świata, niech zobaczą, jak na Zachodzie człowiek ma do czynienia ze studiami, jakie są wymagania, troszeczkę inne niż tu, inaczej się studiuje w Polsce niż tutaj.” (wyw. 7). Pojawiają się jednak także wątpliwości dotyczące szans na późniejsze zatrudnienie, bowiem im więcej osób kończy studia, tym trudniej jest coraz to nowym rocznikom absolwentów o pracę, szczególnie taką, gdzie wykorzystywali by w dobry sposób wiedzę zdobytą w Polsce – to znaczy, gdzie przydatna byłaby znajomość języka polskiego: „Nie wiem, jak dużo jest potrzebnych takich ludzi na Ukrainie, no bo co tutaj, z językiem polskim tutaj. Kilka osób, kilkadziesiąt, nie więcej, tutaj jednak już ukraińskie wszystko.” (wyw. 4).

Respondenci zauważają także, że ukończenie uczelni wyższej w Polsce nie daje żadnych gwarancji na pracę, nie daje nawet lepszego punktu wyjścia w jej szukaniu. Fakt ukończenia studiów w Polsce zdaje się nie mieć większego znaczenia dla potencjalnych pracodawców: „Myślę, że nie ma żadnego wpływu, nie ma żadnej różnicy, jedyna różnica polega na tym, że lepiej, że studiujesz za granicą, ale to nie daje żadnych plusów, absolutnie. Znają tylko bardzo dobrze język polski, bardzo otwarte te osoby, lepiej adaptują się w ogóle w firmie, lepiej nawiązują kontakty i myślę, że takie osoby są pomocne w firmach polsko-ukraińskich, bo mogą być pośrednikami między zarządem polskim a personelem ukraińskim. Znają mentalność i ukraińska, i polską i bardzo pomocne w takich firmach. Ale szanse mają jednakowe z absolwentami uczelni ukraińskich.” (wyw. 1). Studia w Polsce nie zawsze są zatem pomocne w znalezieniu pracy, szczególnie w swoim zawodzie, ale zawsze są źródłem zadowolenia i satysfakcji.

Zupełnie inaczej wygląda jednak ocena całego systemu stypendiów dla Polaków z byłego ZSRR. Respondenci stawiają mu dwa podstawowe zarzuty: po pierwsze nie można studiować tego, czym się dana osoba interesuje, ale to, co zostanie jej narzucone przez komisję egzaminacyjną, a po drugie – prawie nie ma możliwości kontynuowania nauki, gdyż władze polskie odmawiają przyznawania stypendiów na ten cel. Wybór kierunków jest mocno zawężony, a dominuje wśród nich pedagogika i filologia polska. Przyszli studenci często decydują się na studiowanie tego, co ich nie interesuje, gdyż jest to jedyna możliwość podjęcia studiów w ogóle: „To jest pomoc wielka dla tych Polaków, którzy tutaj są, którzy się nie dostają na te studia, a z drugiej strony czasami człowiek jest przed kolejnym wyborem postawiony. Jeżeli rodziców nie stać, żeby tutaj wykształcić dziecko, no to musi jechać do Polski. Skoro muszę jechać do Polski, mam tylko to, to muszę się zdecydować. Dobrze, jeżeli ktoś trafi na dziedzinę, która rzeczywiście interesuje, ale raczej, nie wiem, czy są takie przypadki, że ktoś idzie, kto w ogóle się czymś tam nie interesuje, na siłę na to idzie” (wyw. 9).

Narzekania na brak możliwości wyboru wpisują się w szerszy nurt krytyki sposobu organizowania programu stypendialnego – nieliczenia się z osobami, które mają być jego uczestnikami. Jedna z respondentek opisuje swoją historię będącą wymowną ilustracją tego sposobu postępowania z Polakami z Ukrainy: „Ja chciałam jechać na studia do Polski i było powiedziane, że jest tylko filologia polska, tak napisano mi. Zgodziłam się już na to. Ponieważ pierwszy rok był, gdy jechałam na studia, to były nabrane dwie grupy. Później akurat przed wyjazdem na studia powiedziano, że druga grupa nie jedzie. I przez cały rok byłam w domu. I ten drugi rok godziłam się. To niezbyt przyjemne było. Ponieważ całkiem śmiało mogłam zdawać wtedy na studia na Ukrainę. Ten rok mi przepadł. Było powiedziane tak: druga grupa jedzie na następny rok. I te papierki były już wypełniane nie z naszą zgodą. I było powiadomione przed wyjazdem, jadę do Krakowa na filologię. A w pociągu okazało się całkiem co innego. To znaczy takich dziewczyn, jak ja to było kilka w pociągu. Tylko różne kierunki tam. To znaczy, ja byłam nauczona, co było mi przeznaczone – tak powinno być.” (wyw. 10). Najcięższej krytyce poddawana jest jednak niechęć polskich władz do przedłużania stypendiów na kontynuowanie studiów – stąd też trudno jest niektórym skończyć studia na poziomie magistra lub rozpocząć studia doktoranckie. Ratunkiem są wtedy stypendia prywatne, których liczba jest jednakże bardzo niewielka: „Miałam iść niby na ten trzeci rok pedagogiki, okazało się to właśnie tylko teorią. Obiecankami nierealnymi. A później wcale to nie było możliwe. To znaczy, miałam właśnie kłopoty z uzyskaniem stypendium. Stwierdzili, że mam zawód, mogę wracać do Lwowa, między innymi Ministerstwo w Warszawie. Właśnie usłyszałam, że po co siedzieć, można już pracować. Ja wróciłam, pogodziłam się z losem. Trudno, nie wszyscy muszą mieć wyższe wykształcenie. Ale właśnie dzięki temu, że udało mi się uzyskać prywatne stypendium, skończyłam w czerwcu, a pod koniec września uzyskałam stypendium, w dwa dni załatwianie dokumentów i znowu wyjazd na studia.” (wyw. 9). Najwięcej problemów mają osoby, które chcą uzyskać tytuł doktora – respondenci, którzy zetknęli się z tym problemem twierdzą, że władze polskie niechętnie patrzą na przyszłych doktorantów ze Wschodu: „A jeszcze też moja koleżanka, która w Żytomierzu studiowała (...) przyjechała do ambasady i jej powiedzieli: a wie pani, ile kosztuje utrzymanie takiego studenta w Polsce na studiach doktoranckich, a przecież my płacimy to. Przepraszam, ale było takie wrażenie, że on z kieszeni płaci za nas.” (wyw. 2).

            Wszyscy respondenci są zadowoleni ze swoich studiów, nawet jeśli trudno im było znaleźć po nich pracę. Jak sami przewidują, sytuacja kolejnych roczników będzie coraz trudniejsza po tym względem, gdyż miejsc pracy dla absolwentów kończących studia w Polsce brakuje. Szczególnie ciężko jest o taką pracę, w której absolwent mógłby wykorzystać swoją bardzo dobrą znajomość języka polskiego. Respondenci są też jednomyślni w krytyce sposobu traktowania kandydatów na studia oraz osób chcących przedłużyć swoją naukę. Z wypowiedzi absolwentów wyłania się obraz programu stypendialnego jako programu minimum dla Polaków z Ukrainy, którego władze polskie nie chcą za bardzo poszerzać.

 

OCENA POMOCY POLSKI DLA POLAKÓW Z UKRAINY

Zdania wśród respondentów na temat pomocy, jakiej potrzebują Polacy na Ukrainie są mocno podzielone. Część uważa, że winna to być głównie pomoc materialna, inni – że nie jest to najważniejsze, natomiast lepiej jest wspomagać rozwój inicjatyw własnych wspólnot polskich. Poza tym Polacy na Ukrainie mają wiele specyficznych problemów, które niestety nie zawsze przyciągają uwagę organizacji pomocowych. Większość respondentów nie należy do żadnych organizacji ani stowarzyszeń polskich, a te, które znają oceniają krytycznie. Krytyka ta dotyczy nie tylko ich działalności, ale i całego pomysłu na ich wspieranie: „Niepotrzebna jest taka, ta forma, kupowania. Myślę, że trzeba no, dać wędkę, a nie rybkę. Nauczyć ludzi zarabiać na siebie, te organizacje. Nie muszą ciągle brać. (...) Myślę, że bardzo dużo pieniędzy idzie na takie zupełnie niepotrzebne rzeczy. Ta miejscowość, w której urodziłam się, to jest praktycznie strefa czarnobylska, bardzo dużo ludzi tam choruje na raka i bardzo dużo jest chorych dzieci też, polskich dzieci. I niestety, czasami też o takich malutkich miejscowościach te organizacje centralne zapominają niestety. Organizują jakieś koncerty, zupełnie, uważam, niepotrzebne, jakieś głupie, zupełnie niepotrzebne konferencje, a uważam, że powinni więcej czasu poświęcić osobom starszym, dzieciom, tym osobom, które nie mogą zarobić. Które nie mają takiej możliwości, które nie mogą dojechać do tej Polski, nie mają pieniędzy na jakiś lepszych lekarzy czy jakieś ośrodki rehabilitacyjne, prawda? Ale potrzebują tego.” (wyw. 1). Niezadowolenie z pomocy ze strony polskiej i z działalności miejscowych organizacji wiąże się także z inną kwestią. Podobnie jak w przypadku innych sfer życia także sfery pomocowej nie ominął problem korupcji i załatwiania wszystkiego po znajomości: „Naprawdę, żeby dziecko wyjechało [na kolonie do Polski – przyp. M. GG.] z prawdziwej rodziny polskiej, to bardzo ciężko bez łapówki, a nie każda rodzina może sobie na to pozwolić.” (wyw. 2). Trudności są spowodowane także brakiem dostępu do informacji, co odbiło się niekorzystnie na przykład na osobach chcących skorzystać z procedury repatriacyjnej: „To znaczy, była możliwość, tylko to było tak, że nie każdy wiedział o tym, można powiedzieć, elita, która była związana z konsulatem spokojnie dostała się na repatriację, wiedziała o tym. (...) Nie było to powiadomione w prasie polskiej, jak trzeba sprawy załatwić, bardzo przykre, tak w sumie jest to dla ludzi, ale nie dla wszystkich.” (wyw. 10).

Większość respondentów wspomina w rozmowach o tym, że nie wszyscy Polacy mają jednakowe możliwości dostępu do pomocy ze strony państwa polskiego, nie zawsze korzystają z niej naprawdę osoby polskiego pochodzenia. Narzekania na tą ostatnią sytuację są w wywiadach powszechne. Tym też zapewne można tłumaczyć ostrożność respondentów jeżeli chodzi o działalność w organizacjach polskich oraz ich pogląd na kwestię polskości na Ukrainie. Jak to już było wspomniane, dla respondentów istotne jest, by ten, kto chce być uznawany za Polaka przyznawał się do swego pochodzenia zawsze, a nie tylko w ostatnich czasach. Można także zauważyć, że wyrażane przez absolwentów opinie wpisują się w całokształt ich poglądów na sytuację na Ukrainie. Z ich wypowiedzi można wnioskować, że jest to kraj, gdzie prywatne znajomości i łapówki są głównym sposobem załatwiania wszelkich spraw – od znalezienia pracy poprzez korzystanie z pomocy strony polskiej należnej Polakom.

Absolwenci bardzo dużo miejsca w rozmowach poświęcili kwestii kontaktów z Polską – wyjazdów, podejmowania pracy, a nawet przeniesieniu się tam na stałe. Jedna z respondentek twierdzi nawet: „Każda rodzina polska, która czuje się Polakiem w sercu, chciałaby wyjechać. Ale nie każda podejmie ryzyko, ponieważ niektóre rodziny nie znają języka polskiego.” (wyw. 2). Inni nie są aż tak radykalni w swych opiniach i uważają, że dużo Polaków, łącznie z nimi samymi pragnie pozostać na Ukrainie. Chodzi im o coś zupełnie innego, a mianowicie o możliwość nieskrępowanego wjazdu do Polski, a także życia w tym kraju na zasadach, które przysługują Polakom z polskim obywatelstwem: „Większość nie zdecydowałoby się np. mieszkać w Polsce. Tylko być pełnoprawnymi obywatelami i w każdej chwili sobie spokojnie przekroczyć granicę, odwiedzając. W tej chwili w sumie jest to umożliwione, ale bywa utrudnione. I wtedy jest możliwość tam pracy, wiadomo, nie będzie to może stała, niech będzie tymczasowa, ale legalna.” (wyw. 10). Taka wizja kontaktów z Polską podoba się szczególnie Polakom ze Lwowa i okolic, czyli z terenów przygranicznych, którzy wielokrotnie wspominali, że chcieliby mieszkać na Ukrainie, a pracować w Polsce. Dzięki temu rozwiązaniu nie musieli by opuszczać swych rodzinnych miejscowości i zrywać wielu przyjacielskich kontaktów, a jednocześnie mogliby poprawić sytuację życiową swoich rodzin: „Są ludzie, którzy chcieliby raczej właśnie mieć to podwójne, żeby ewentualnie, jeżeli ma problemy ze znalezieniem pracy, to żeby właśnie sobie w Polsce znaleźć tą pracę, gdzieś na terenie przygranicznym, ale żeby właśnie to nie było zerwanie kontaktu całkowicie, wyjechanie ze Lwowa.” (wyw. 9). Odpowiedzią na te postulaty mogłaby być Karta Polaka. Po pierwsze ułatwiałaby przekraczanie granicy – Polacy z Ukrainy bardzo obawiają się bowiem wiz, które Polska zamierza wprowadzić w 2003 roku: „Więcej kontaktów z Polską by było [po wprowadzeniu Karty Polaka – przyp. M. GG.], bo np. teraz wprowadzenie wizy to w ogóle się zamkną wyjazdy do Polski.” (wyw. 7). Po drugie Karta byłaby dodatkowym potwierdzeniem polskiej narodowości: „Pomogłoby to w mojej pracy przede wszystkim. I mojej dumności, że będę miała tą Kartę. Ponieważ ja uważam, że zasługuję.” (wyw. 2). Jednakże niektórzy obawiają się, że Kartę będą mogli dzięki łapówkom czy oszustwom uzyskać także ci, którzy Polakami nie są i w ten sposób, „boczną furtką”, wejść do polskiej społeczności.

Respondenci nie angażują się przeważnie w działalność organizacyjną Polaków na Ukrainie i są do niej nastawieni dość sceptycznie. W ich opinii niepokojące zjawiska, jakie obserwują w życiu społecznym Ukrainy dotarły także do spraw związanych z pomocą państwa polskiego dla rodaków ze Wschodu. Absolwenci nie korzystają z tej pomocy, ale mają bardzo konkretne wizje tego, co naprawdę byłoby potrzebne, by realnie im pomóc. Takie pożądane działania ze strony Polski winny się zatem koncentrować, w opinii respondentów, wokół ułatwiania przyjazdów do Polski, czy to na stałe czy tylko doraźnie oraz na zwiększaniu praw, jakie Polacy z Ukrainy mieliby w Polsce po przyjeździe – chodzi szczególnie o prawo do pracy. Badani zdają sobie jednak sprawę, że spełnienie tych postulatów będzie bardzo trudne, jeżeli nie niemożliwe.

 

POLSKOŚĆ NA UKRAINIE I IDENTYFIKACJA WŁASNA RESPONDENTÓW

Prawie wszystkim respondentom pytanie o to, kto jest na Ukrainie uznawany za Polaka sprawiło trudność. Część osób mówiła, że nie wie, co odpowiedzieć, a część wskazywała po prostu na aspekt autoidentyfikacyjny – Polakiem jest ten, kto się nim czuje. Innymi najczęściej wymienianymi kryteriami są: znajomość języka polskiego i używanie go na codzień oraz polskie pochodzenie: „Kto jest uznawany... [za Polaka – przyp. M. GG.]. Myślę, kto mówi po polsku, kto się nie wstydzi tego języka, kto jest z rodziny i ma korzenie takie polskie, kto jest dumny, że ma korzenie.” (wyw. 3). Część osób mówi też o panującym na Ukrainie stereotypie Polaka – Katolika: „Osoba, która utożsamia się ze swoimi korzeniami, która kultywuje te tradycje, czasami, chociaż często, nie wiem, czy to jest bezmyślne, że jest takie odruchowe też, że na katolików mówią: Polacy. Czasami, jak jest procesja, powiedzmy, dookoła katedry, ludzie, gapie, że tak powiem, z tłumu: a to polski biskup. Katolicy to są utożsamiani z Polakami.” (wyw. 9). Czynniki te są ważne dla określenia czyjejś polskiej narodowości, lecz często sami respondenci nie są przekonani co do tego, na ile są one istotne i czasami poddają nawet niektóre w wątpliwość: „Którzy rozmawiają w języku polskim. Którzy chodzą do kościoła też się liczą za Polaków. Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie...” (wyw. 7).

Wszyscy respondenci wskazywali na panującą na Ukrainie korupcję oraz oszustwa, które dotyczą różnych sfer życia. Niektórzy dostrzegają je nawet w kwestiach narodowościowych: „Ten, kto czuje się Polakiem, nie ten, kto, nie wiem, raptem dowiedział się, że można teraz dostać się na studia do Polski, przygotował jakieś fałszywe dokumenty, znam kilka takich osób, kilka takich rodzin, czy ma oświadczenia znajomych, że tak, faktycznie ta rodzina jest polska i dziecko jest polskiego pochodzenia. Osoby, które tego nie ukrywają. Uważam, że teraz, no, nie mamy czego bać się, prawda, na Syberię nie wyślą, czy tam nie zastrzelą. Nie musi mówić po polsku, uważam, że różnie to było, nie wszyscy zachowali kulturę, tradycje polskie, język też, nie wszyscy mieli możliwość nauczyć się języka polskiego.” (wyw. 1). Wyżej przytoczona wypowiedź nie jest odosobnionym głosem; także inni absolwenci zwracają uwagę na dwie poruszone tu kwestie: korzyści płynące z faktu bycia Polakiem, które sprawiają, że do polskości zaczynają się przyznawać osoby, które nigdy wcześniej tego nie robiły oraz na poczucie dumy z własnego pochodzenia. Można domniemywać, że są to kwestie powiązane ze sobą – im więcej osób zaczyna się nagle przyznawać do polskiego pochodzenia, tym cenniejsza jest autoidentyfikacja tych, którzy zawsze się do niego przyznawali. Tym samym zwraca się większą uwagę na poczucie dumy z własnego pochodzenia.

Historie Polaków na Ukrainie są bardzo różne – zależą od historii regionu, w którym zamieszkuje dana rodzina. Inaczej bowiem wygląda historia Lwowa, inaczej Żytomierszczyzny, a inaczej jeszcze wspólnoty Polaków w Kijowie. Tym samym bardzo zróżnicowane są kryteria bycia Polakiem – jedni uważają, że konieczna jest znajomość języka polskiego, inni, że nie jest to konieczny warunek; zróżnicowanie opinii dotyczy też wiary katolickiej, szczególnie, że niektórzy absolwenci są prawosławni. W tak zróżnicowanych warunkach naprawdę istotnymi kryteriami, na których można się oprzeć są właśnie samoidentyfikacja i pamięć o swoim pochodzeniu.

Badani absolwenci dzielą się na dwie grupy: tych, którzy zawsze zdecydowanie czuli się Polakami i nie mieli co do tego żadnych wątpliwości, nawet jeśli pochodzili z mieszanych rodzin oraz tych, którzy deklarują, że czują się przede wszystkim obywatelami Ukrainy i swoją identyfikację traktują właśnie w kategoriach przynależności państwowej starając się w ogóle nie odwoływać się do kategorii narodowych.

Pierwsza grupa jest zdecydowanie liczniejsza. Osoby te mówią nie tylko o tym, że są Polakami, ale także o dumie ze swojej narodowości. Niektórzy czuli się nawet z tego powodu lepsi od Ukraińców, szczycili się swoją wyjątkowością: „Zawsze to była rodzina polska, nigdy nie ukrywaliśmy tego, Zawsze tym szczyciłam się i zawsze w szkole mówiłam, że jestem Polką. Ja nawet mam do paszportu wpisane narodowość i nigdy tego nie ukrywałam, ja świadomie wybrałam tę narodowość (...) Zawsze czułam się Polką! Nawet tego pytania nie było. Nie powinnam o tym mówić, ale zawsze czułam się lepsza, bo ja zawsze szczyciłam się swoją narodowością, a Ukraińcy o swojej nie wspominali. Dla nich to było normalne, a dla mnie to było wyjątkowe.” (wyw. 1). Ci absolwenci nigdy nie mieli, jak wynika z ich wypowiedzi, problemów z samookreśleniem się, ale spotykali się z niezrozumieniem ich sytuacji po przyjeździe do Polski: „Zawsze, zawsze wiedziałam właśnie, kim jestem, nie miałam z tym problemów, żeby się utożsamiać, nawet powiedzmy mnie to raziło, jeżeli ktoś dla wyróżnienia, nazywali nas tam Ruski, chodziło im o to, że ze Wschodu dziewczyny, nie chodziło im tam, nie wiem, żeby nas obrazić. Powiedzmy, to dla nas było takie... no, raczej mało przyjemne. Powiedziałyśmy, że nie jesteśmy Ruskimi itd. To było, my mówiliśmy jedno, oni nam tłumaczyli drugie i nie mogliśmy się czasami zrozumieć.” (wyw. 9). Takie traktowanie ze strony osób mieszkających w Polsce nie miało jednak wpływu na ich samoidentyfikację; mimo że opinie o tym, że są „Ruskimi” były dla nich bardzo nieprzyjemne nie zmieniało to dla nich faktu, że są Polakami: „Czułam się tylko Polką. Do tej pory i nawet może, no, Polacy z tamtej strony tak nie uważali. Tak, było tak, że nie uważali Polką, bo Polka powinna mieszkać w Polsce. A nie na Ukrainie.” (wyw. 3) – wspomina jedna z respondentek.

Wpływ studiów na identyfikację narodową respondenta jest jednak zjawiskiem bardziej złożonym. Nie zawsze stosunek polskich obywateli był dla niej obojętny. Zdarzało się, że przyjazne przyjęcie w Polsce wręcz wzmacniało poczucie bycia Polakiem u danego absolwenta: „Uważam, że te studia bardzo dużo mi dały. Naprawdę. Po prostu tam czułam się Polką, czułam się wśród swoich. Nigdy nie słyszałam, nikt nie powiedział: „Rosjanka”, czy „Ruska”, czy „Ukrainka”, absolutnie. Wszyscy mówili „Lena”, „Lenka”, nikt nie wspominał o kraju mojego stałego zamieszkania.” (wyw. 1). Zdarzało się jednak, że wpływ ten był odwrotny – pod wpływem kwestionowania polskości respondenta zwracał się on bardziej w stronę identyfikacji opartej na przynależności państwowej: „Powiem szczerze, dopiero jak pojechałem do Polski na studia polubiłem swój kraj, zacząłem jakoś szanować bardziej, bo tu naprawdę czułem się bardziej Polakiem. Bardziej Polakiem. Ale później, jak wyjechałem, wiadomo, dla Polaków Polak z Ukrainy to nie jest Polak. Rzeczywiście, to było tak, że chciałem się czuć, ale tak naprawdę nie czułem, bo czułem się taki... a później w sumie – jaka to jest różnica? To właśnie nie jest mi to potrzebne. Wiem, że płynie we mnie krew polska i ukraińska, może i rosyjska, może jeszcze jakaś tatarska, a któż to wie, nie? Ale to bardzo pięknie. A tak patrzyć, dzielić, aha jestem Polakiem albo Ukraińcem.” (wyw. 6). Ten typ „państwowej” identyfikacji wiąże się z kwestionowaniem ważności identyfikacji narodowej: „W tej chwili nie ma [wpisywania narodowości w dokumenty – przyp. M. GG.] i jest bardzo dobrze. Jestem obywatelem Ukrainy, a narodowość nie jest ważna.” (wyw. 7).

            Wśród respondentów można dostrzec dwa typy samoidentyfikacji opozycyjne wobec siebie: narodową – polską oraz państwową – ukraińską. Znamienne, że drugi typ wykształca się pod wpływem niedobrych doświadczeń z czasów pobytu w Polsce, kiedy to koledzy ze studiów, czy też inne spotykane w tym czasie osoby odmawiały uznania danego absolwenta za Polaka właśnie ze względu na kraj jego stałego zamieszkania. Pod wpływem tych przeżyć nie następuje jednak przejście do identyfikacji narodowej – ukraińskiej, ale do kwestionowania znaczenia podziałów narodowych i opowiadanie się za podziałami innego typu: obywatelsko – państwowymi. Wpływ opinii środowiska respondenta z czasów studiów na jego identyfikację nie jest jednak jednoznaczny. Część absolwentów bowiem słyszących ciągle, że są „Ruskimi” wcale nie przestało się uważać za Polaków – ich samookreślenie pozostało zatem niezmienione.

Trudno jest stwierdzić, co decyduje o zmianie sposobu myślenia o samym sobie, bowiem w obu grupach znalazły się zarówno osoby z rodzin czysto polskich, jak i rodzin mieszanych. Należy zatem stwierdzić, że są to kwestie indywidualne, zależne od charakteru danego człowieka oraz historii jego życia – trudno bowiem stwierdzić dokładnie, jak wyglądały objawy niechęci, z jakimi się w Polsce spotykali.

 

PRZYCZYNY POWROTÓW NA UKRAINĘ

Większość respondentów żałuje, że wróciła na Ukrainę – w Polsce czuli się bardzo dobrze i woleliby tam zostać, ale z różnych powodów nie było to możliwe. Jeden z dwóch głównych powodów powrotów to więzi rodzinne na Ukrainie: „I mam taki żal, że dalej nie poszłam studiować, i wyszłam za maż, tu mąż, i co, on tu, a ja tam, już trzeba się wrócić tu i zacząć tu pracę, żeby tak rodzina się nie rozsypała. Gdyby była taka możliwość, wyjechać do Polski, to tak, wyjechałabym, tam gdzie rodzina, tam, gdzie lepiej. Amerykanie mówią, że rodzina, dom, tam gdzie lepiej jest, ojczyzna, tam gdzie lepiej jest. A u nas mówią inaczej, że ojczyzny nie wybierają, czyli to jest los. Nie wiem, jak to w przyszłości będzie, ale bym chętnie pojechała.” (wyw. 3). Drugi, bardzo często omawiany powód to niemożność „zaczepienia się” w Polsce – nieprzedłużenie stypendium, brak pracy: „Jednak tutaj jest dużo znajomych, więcej znajomych, jest cała moja rodzina, no, ale w Polsce też chciałabym mieszkać jakoś tak... no, nie wiem, trudno mi teraz odpowiedzieć. Nie myślałam długo i już wyjechałam. (...) Jednak ciągnie tam, gdzie się urodziłeś, rodzina, rodzice jeszcze, chłopak, dziewczyna. (...)Wrócić łatwiej jest oczywiście. A z pracą to jest jednak ciężko w Polsce, szczególnie dla nas. Myślę, że Polacy jednak szybciej znajdą pracę niż my.” (wyw. 4). Wszyscy respondenci, czy to mówiąc o swoich własnych planach czy też o swoich znajomych podkreślali, że najważniejsze jest, by móc zostać w Polsce „oficjalnie”, tzn. mieć legalną pracę, a docelowo także obywatelstwo lub kartę stałego pobytu. Ci, którzy decydują się na pracę nielegalną mają, w opinii respondentów, jeszcze gorszą sytuację niż gdyby wrócili na Ukrainę. Ponadto jest to sytuacja, w której nie można budować swojej przyszłości, a celem wyjazdów do Polski miałoby być właśnie osiągnięcie stabilizacji i ekonomicznego bezpieczeństwa.

            Respondenci, którym nie udało się zostać, choć tego chcieli mają często z tego powodu trochę żalu do siebie, że nie starali się o to bardziej lub żal do osób, które uniemożliwiły im to pozostanie – np. nie przyznając stypendium. Podkreślają jednak, że ci, co wracają na Ukrainę nie powinni być traktowanie jak nieudacznicy, gdyż powody powrotów są bardzo różne, nie zawsze „negatywne”: „Albo wychodzą za mąż albo żenią się [ci, którzy zostają w Polsce – przyp. M. GG.], ale też prześladują ten cel żeby zostać w Polsce oficjalnie. Myślą, że będzie lepiej, że będzie spokojniej, mają rację. Może nie tak związani z rodziną, z ojcem, z matką, jak ja na przykład. Nie mają takich więzi. Nie to, że – nie pamiętam w jakim to dzienniku kijowskim, ale było napisane, że wracają nieudaczniki. Że te osoby, którym nie udało się w Polsce. To nieprawda. Każdy miał swoje powody. I znam bardzo dużo osób, które wróciły na Ukrainę i pracują na bardzo wysokich stanowiskach. Jeżeli ktoś chce, to może zostać. Ale trzeba mieć jednak bardzo dobrych znajomych, kolegów, rodzinę, żeby pomogli w tych pierwszych krokach.” (wyw. 1). Pozostanie w Polsce jest zatem, w opinii respondentów, bardzo trudne. Jednakże niemniej trudny jest powrót na Ukrainę – bardzo trudno jest bowiem o pracę. Zrozumiałe jest w związku z tym, że młodzi absolwenci wolą raczej poszukać pracy w Polsce i spróbować zostać w tym kraju legalnie. Dla jednej z respondentek, która bardzo chciała i ciągle chce zamieszkać w Polsce, zagrażające młodym ludziom na Ukrainie bezrobocie jest jednym z najsilniejszych czynników „wypychających” z tego kraju: „Wracać nie chciałam naprawdę na Ukrainę, naprawdę bardzo nie chciałam. Ja po prostu jak dowiedziałam się, że odmówiono mi w doktoracie to przeżywałam strasznie długo. A później trzeba było szukać tutaj pracy i szukałam. I znalazłam w końcu. Naprawdę tęsknię za Polską, bardzo tęsknię i chciałabym naprawdę, częściej jeździć. I jak szef mój powiedział: tak, Wiktoria, ty musisz raz na pół roku być w Polsce. Ja tęsknię naprawdę, za rozmową, no, w ogóle za Polską. Szkoda, naprawdę, że nie dostałam się na studia. (...) Nie chcą wracać na Ukrainę, bo, jak mówiłam, u nas z Gródka, tam też 50, 60% polskiego pochodzenia dzieci mieszka. Dobrze, oni wrócą do tego Gródka, gdzie oni znajdą pracę? Dlatego właśnie oni szukają jakiegoś wejścia w Polsce. Dobrze, że ja trafiłam do Kijowa, ponieważ ja jeszcze w Polsce rozmawiałam z dziewczynami, one mówiły, że jeżeli będą wracać, to tylko do Kijowa. I wiem, że niektóre dziewczyny zostały tam, ponieważ pracują, zarabiają jakieś pieniądze, a tutaj wrócą – do tego Gródka, takie miasteczko, wioska i gdzie oni znajdą pracę. Dlatego zostają tam.” (wyw. 2).

W wielu przypadkach rodzice byli bardzo aktywni przy podejmowaniu decyzji o wyborze studiów w Polsce przez ich dzieci – namawiali ich do tego, często załatwiali sami konieczne formalności. Podobną postawę prezentują, jak wynika z rozmów z respondentami, w kwestii zamieszkania ich dzieci na stałe w Polsce. Wszyscy absolwenci, którzy chcą zostać w Polsce twierdza, że mają pełne poparcie swoich rodzin; niektórzy wręcz oczekują od swoich dzieci, że w Polsce zostaną – jest to postrzegane jako wielka szansa na lepsze życie: „Oni [rodzina – przyp. M. GG.] naprawdę chcieli, żebym ja w Polsce została. Wręcz do tego, żeby znaleźć pracę, założyć rodzinę i zostać tam. Do tej pory, ja mam 29 lat, ale zawsze mi przypominają, że ja wróciłam, że ja popełniłam błąd.” (wyw. 2). W niektórych przypadkach rodzice już w momencie wyjazdu na studia namawiali swoje dzieci, by próbowały zostać w Polsce, dla niektórych było to wręcz marzenie ich życia. Oczekiwania rodziny są zatem dodatkowym czynnikiem wzmacniającym chęć wyjazdu do Polski.

Jednakowoż część respondentów jest zadowolona z tego, że mieszka na Ukrainie i nie chce wyjeżdżać do Polski. Podstawowa przyczyna powrotów to poczucie obcości w trakcie pobytu w Polsce – motyw ten przewija się we wszystkich wywiadach, z osobami, które nie chciały zostać w Polsce. To poczucie obcości wynika nie tylko z trudności z pełnym przystosowaniem się do nowych warunków życia, ale także z odrzucenia przez polskich obywateli. Jeden z respondentów, który dopiero w wieku 16 lat zaczął uczyć się polskiego tak opisuje poczucie obcości, jakiego doświadcza w Polsce: „Ja od razu byłem zdania, że chcę wrócić tu do domu. I nie chciałem zostać w Polsce. Ja wiedziałem, że muszę tu przyjechać, nie wiem, czemu. Tak nas uczono, dlatego wracać tutaj, bo mogę pomóc tutaj więcej, niż np. tam. Jest takie przysłowie, lepiej być kimś na wsi niż nikim w mieście. Tam jak nikt. (...) Zaczynają [ci, co wracają – przyp. M. GG.] cenić swoją ojczyznę, właśnie tam mieszkać, tam gdzie się urodzili, tych ludzi, tęsknią też za językiem. Wiesz co, jednak to jest napięcie też trochę. W dzieciństwie wychowujesz się w jednym języku, jesteś wychowany na innych filmach, na innych, to jest obce tobie, wiadomo. A chcesz zobaczyć np. naszą dziewczynę, chcesz z nią pogadać po swojemu. Podrywać ją po swojemu. Chcesz się pokłócić po swojemu. I z pracą. Pochodzi, poszuka i nikomu nie jesteś potrzebny. A do domu przyjdziesz i znajomy, wujek, gdzieś załatwi jakąś pracę. A tam jest stereotyp Ukraińca: Ukraińcy pijacy, bandyci, mafia.” (wyw. 6). Badany opisał tu wiele rodzajów obcości: językowo – kulturową, dotycząca sfery związków międzyludzkich oraz negatywny, nieprawdziwy obraz własnej osoby, którego posiadanie przypisuje się otoczeniu. Szczególnie ta ostatnia kwestia jest wymieniana jako ten najbardziej przeszkadzający w zadomowieniu się w Polsce element: „To znaczy, wiedziałam, wiedziałam, że chcę wrócić. Proponowano mi zostać jeszcze na rok na uczelni sobie popracować, ale ja wiedziałam, że chcę wrócić zawsze do Lwowa (...) zdawałam sobie sprawę, że tak naprawdę zawsze się znajdzie ktoś, kto powie, że jednak jestem Ruska. Bo ze Wschodu to tak ludzi określają. Byłam świadoma, że wolę wrócić tu i najwyżej ktoś mi wytknie, że jestem Polką.” (wyw. 9). Lepiej zatem być Polakiem na Ukrainie niż „Ruskiem” w Polsce. Nie zmienia to jednak faktu, że niektórzy mogą nigdzie nie czuć się „u siebie”: „Jak tutaj jestem inna, tak jak tam, i koledzy określają, wyrzutek społeczeństwa tutaj, i tam w sumie też, tutaj jestem obca i tam jestem obca. Rzadko wynikają takie sytuacje, że: nie podoba ci się, to jedź tam. A będąc tam na studiach to: dla Rusków jest Rosja – o, coś takiego. To znaczy, było obraźliwe dla mnie to, że traktowano nas jako Rusków. Nie było to raczej złośliwe, tylko takie określenie obrażające raczej nas. Z ich strony nieświadomie. (...) Gdy jechałam na studia do Polski, to musiałam wtedy wypełnić jeszcze papiery, które potwierdzały, że na pewno wrócę na Ukrainę. Co prawda, później to się zmieniło, nie było aktualne, ale zachęcało... (...) Ojciec życzył sobie, żebym ja została w Polsce. Wcześniej brat na zaproszenie cioci, akurat wcześniej dostał papiery i brat już został w Polsce, natomiast ja chciałam zostać z nimi. To znaczy, gdyby była taka możliwość, właśnie praca, to myślę, że bym została.” (wyw. 10). Zarówno w tej wypowiedzi, jak i w kilku innych przewija się wiele argumentów przemawiających za pozostaniem w Polsce, jaki za powrotem na Ukrainę. Absolwenci czują się rozdarci, gdyż nie do końca czują się „u siebie” zarówno w jednym, jak i w drugim kraju, a na dodatek zdają sobie sprawę, że ich sytuacja ekonomiczna w obydwu miejscach byłaby tak samo ciężka, zważywszy na to, że niezmiernie trudno byłoby im zatrudnić się w Polsce legalnie. O Polsce jako o miejscu pobytu myślą tylko jako o kraju, którego byliby obywatelami lub przynajmniej mieliby prawo do pracy – tylko wtedy przeprowadzka miałaby sens. Część osób chciałaby żyć w dwóch krajach jednocześnie – w jednym mieszkać, w drugim pracować, ale oczywiście dotyczy to absolwentów ze Lwowa i okolic.

Na Ukrainie sytuacja jest trudna – co do tego wszyscy się zgadzają. Wszyscy też twierdzą, że bardzo dobrze wspominają swój pobyt w Polsce. Dla większości oznacza to marzenia o przeniesieniu się do Polski na stałe, z różnych powodów niezrealizowane. Dla części badanych jednak powrót na Ukrainę jest nie tylko życiową koniecznością, ale także powrotem w rodzinne, dobrze znane strony, ucieczką od nieprzychylnego nastawienia mieszkańców Polski i jedynym miejscem, gdzie, w swojej ocenie, mogą „być kimś”. Wedle własnych ocen bowiem nie udało by im się to w Polsce.

 

 

PODSUMOWANIE

 

            W poszczególnych krajach, z których pochodzą badani absolwenci różna jest historia i współczesna sytuacja Polaków, stąd też trzy grupy respondentów różnią się między sobą, czasami dość znacznie. Wszyscy pochodzą z polskich rodzin, ale zdecydowanie największy odsetek potomków mieszanych małżeństw jest wśród badanych z Ukrainy, podczas gdy wśród badanych z Litwy nie ma nikogo, kto pochodziłby z mieszanego pod względem narodowościowym związku. Respondenci wskazują, że na Ukrainie mieszane małżeństwa są bardzo częste i Polacy niczym się tu nie wyróżniają. W związki małżeńskie wchodzą tam nie tylko osoby różnej narodowości, ale także różnych wyznań, stąd też wśród badanych z Ukrainy pojawiają się osoby prawosławne, co nie zdarzyło się w przypadku respondentów z Litwy i Białorusi, którzy są rzymskimi katolikami.

Wszyscy wiążą polskość z katolicyzmem, ale związek ten jest widziany w odmienny sposób przez osoby z różnych krajów. Polacy z Litwy utożsamiają tradycje i święta polskie z tradycjami religijnymi, ale nikt z nich nie wspomniał nawet o tym, że dla Polaków cechą wyróżniającą jest katolicyzm, co jest zrozumiałe zważywszy na to, że Litwini także są katolikami. Utożsamienie Polaka z Katolikiem pojawia się natomiast we wszystkich wywiadach z absolwentami z Ukrainy i z Białorusi. O ile jednak dla osób z Ukrainy jest to uproszczenie nie zawsze mające pokrycie w rzeczywistości, to dla osób z Białorusi katolicyzm faktycznie jest wyznacznikiem polskości. Wyznanie jest dla nich najważniejszym kryterium pozwalającym uznać kogoś za Polaka, dużo ważniejszym niż posługiwanie się językiem polskim, którego zresztą większość nie zna lub zna bardzo słabo. Tymczasem na Litwie to właśnie znajomość języka jest decydująca. Wszyscy respondenci doskonale mówią po polsku, który jest ich pierwszym językiem wyniesionym z domu rodzinnego i którego uczyli się w polskich szkołach. Na Ukrainie sytuacja nie jest tak jednoznaczna – osoby z terenów wokół Lwowa wyniosły język polski z domu i czasami doskonaliły go w polskich szkołach, chociaż mają poczucie, że ich język nie jest „poprawny” (opinia taka nigdy nie pojawiła się wśród osób z Litwy). Absolwenci z innych części Ukrainy nie mówili zbyt dobrze po polsku przed studiami, a często i po studiach czują się pewniej posługując się językiem rosyjskim.

Badani podkreślają, że w czasach Związku Radzieckiego i pierwszych lat niepodległości powstałych po jego rozpadzie państw nie czuli się zbyt pewnie będąc Polakami. Spotykały ich różnorodne szykany, a nastawienie do nich ze strony większości było nieprzychylne. Obecnie sytuacja zmieniła się, a jak wynika z wypowiedzi mieszkańców poszczególnych krajów najmniej pewnie czują się Polacy na Białorusi, którzy też najczęściej wspominają nieprzyjemności, jakie ich spotykały w przeszłości.

Pytani o powody przyjazdu na studia do Polski respondenci z poszczególnych krajów wymieniają podobne przyczyny. Wszyscy mówią o atrakcyjnych warunkach finansowych, wyższym poziomie studiów i chęci zetknięcia się z inną mentalnością. Często też przewija się zdanie, że studia w Polsce były jedyną możliwością uzyskania wyższego wykształcenia, co szczególnie podkreślają osoby z Ukrainy. Dla absolwentów z Litwy bardzo ważne było kontynuowanie nauki w języku polskim – co jawi się jako zdecydowanie najlepszy wybór dla osób po polskich szkołach (także tych na Ukrainie). Kwestia poznania Ojczyzny w trakcie studiów jako czynnika zachęcającego do wyjazdu pojawia się prawie wyłącznie w wypowiedziach Polaków z Białorusi.

Zetkniecie się z polską rzeczywistością było sporym szokiem dla osób z Białorusi i z Ukrainy, ale było to uczucie o odmiennym zabarwieniu u obydwu grup. Absolwenci z Ukrainy zgodnie twierdzą, że w Polsce żyło im się bardzo dobrze, że miło zaskoczyły ich różnice między mentalnością ludzi z Ukrainy i z Polski. Byli co prawda nazywani Ruskimi, co było dla nich bardzo nieprzyjemne, ale w sumie swój pobyt w Polsce wspominają bardzo dobrze. Badani z Białorusi mówią natomiast często o pewnym rozczarowaniu sytuacją w Polsce. Po pierwsze spodziewali się „Ameryki”, mieli bardzo wyidealizowany obraz życia w Polsce, który okazał się nie do końca prawdziwy. Idealizacja ta dotyczyła także kwestii polskiego patriotyzmu; okazało się jednak, że dla obywateli współczesnej Polski nie stanowi on wartości dnia codziennego. Bardzo nieprzyjemny szok wywołało także nastawienie Polaków z Polski do rodaków z Białorusi traktowanych jako „Ruskich” – badani nie spodziewali się takiego przyjęcia i do dziś wspomnienie tych sytuacji wywołuje u nich uczucie rozgoryczenia. Diametralnie inne były odczucia absolwentów z Litwy, szczególnie tych młodszych. Podkreślali oni, że życie w Polsce i na Litwie nie różni się zbytnio, podobna jest sytuacja ekonomiczna i polityczna. Różnice dotyczą jedynie sfery mentalności, która w Polsce jest bardziej „zachodnia”. Badani podkreślali, że nie mieli kompleksów w kontaktach z mieszkańcami Polski, a czasami nawet czuli się od nich lepsi, czuli się lepszymi Polakami. Rzadziej też byli nazywani „Ruskimi”; co najwyżej nazywano ich „Litwinami”, co jednakże nie odbierali jako określenia pejoratywnego, jakim niewątpliwie jest słowo „Rusek”.

            Większość respondentów ze wszystkich trzech krajów pracuje, chociaż raczej nie w wyuczonych zawodach. Najlepsza sytuacja jest w tym przypadku na Litwie, gdzie jest stosunkowo najwięcej osób, którzy robią to, czego byli uczeni. Wszyscy mówią o bezrobociu i trudnościach ze znalezieniem pracy, szczególnie osoby z Ukrainy i z Białorusi. One też najczęściej narzekają na wyjątkowo niskie zarobki, dużo niższe niż w Polsce. Niezależnie od kraju pochodzenia badani twierdzą natomiast, że zdecydowanie za dużo kształci się polonistów i nauczycieli i to właśnie oni mają później największe problemy ze znalezieniem odpowiedniej pracy. Specyficznym problemem, który nie występuje na Białorusi jest także kwestia odpowiedniego opanowania języka państwowego – litewskiego lub ukraińskiego, z czym część respondentów ma ciągle problemy.

            Chociaż zdecydowana większość absolwentów jest zadowolona ze swoich studiów w Polsce, mają sporo uwag do funkcjonowania całości programu stypendialnego oraz do nastawienia urzędników do polskich studentów z byłego ZSRR. Respondenci ze wszystkich trzech krajów są zgodni, że najważniejsze mankamenty polityki stypendialnej rządu polskiego to po pierwsze niedostosowanie kierunków studiów do wymagań rynku pracy i zainteresowań młodych Polaków, a po drugie – zostawianie absolwentów samych sobie po wypłaceniu ostatniego stypendium. W ofercie edukacyjnej programu przeważa polonistyka i kierunki pedagogiczne, co powoduje, że na Białorusi, Litwie i Ukrainie jest, w opinii absolwentów, za dużo osób o takim wykształceniu. Mają one trudności ze znalezieniem pracy nie tylko w swoim zawodzie, ale jakiegokolwiek zajęcia – poza szkolnictwem polskim ich umiejętności są bowiem potrzebne w niewielu dziedzinach życia. Wszyscy respondenci postulują, by rząd polski rozszerzył paletę dostępnych kierunków studiów o kierunki najbardziej przydatne – ekonomię, marketing, nauki ścisłe. Wielkie rozgoryczenie, szczególnie u absolwentów z Ukrainy, budzi także fakt, że nie mogą studiować tego, czym się interesują, ale tylko to, co zaoferuje MEN, gdyż gdyby wybrali kierunek nie preferowany przez Ministerstwo nie mieliby w ogóle możliwości studiowania w Polsce – na płacenie za studia nie stać było bowiem nikogo z badanych.

            Badani bardzo dużo miejsca w trakcie wywiadu poświęcili na rozważania o sensie prowadzenia programu stypendialnego i pożądanej polityce rządu polskiego wobec młodych Polaków z ich krajów. Widać, że jest to dla nich problem ważny, a sposób, w jaki traktuje go strona polska budzi wiele emocji. Zdaniem respondentów, Polska nie jest zainteresowana podtrzymywaniem kontaktów z absolwentami po ukończeniu studiów, wymianą intelektualną ze środowiskami polskimi na Wschodzie, podnoszeniem kwalifikacji tak zawodowych, jak i naukowych młodej inteligencji polskiej z byłego ZSRR. Zdaniem respondentów strona polska nie dostrzega potencjału tkwiącego w ludziach, których sama wykształciła – stąd też krytycznie ocenia tych, którzy zostają w Polsce oraz nie podtrzymuje kontaktów z tymi, którzy wracają do krajów swego pochodzenia.

Większość absolwentów ocenia jednak swoje studia w Polsce bardzo dobrze, ceni ich poziom i możliwość zdobycia wykształcenia w ojczystym języku, a w związku z tym krytyka całego programu nie pociąga za sobą wniosków o jego zamknięcie. Wręcz przeciwnie – badani, do których dotarły pogłoski o planach zlikwidowania programu stypendialnego uważają, że byłaby to zła decyzja, wręcz tragiczna w skutkach dla szkolnictwa polskiego na Wschodzie oraz w ogóle dla społeczności tamtejszych Polaków. Domagają się zatem zreformowania całego systemu tak, by dawał on przydatny zawód zgodny z zainteresowaniami danego studenta oraz możliwość stałego kontaktu z Polską. Przez stały kontakt absolwenci rozumieją możliwość dokształcania się, odbywania stażów, możliwości pracowania od czasu do czasu w Polsce oraz zainteresowania się przez stronę polską rynkiem pracy w ich krajach. Ważnym postulatem, podnoszonym głównie przez respondentów z Ukrainy, jest też uświadomienie wszystkim urzędnikom, czy to konsulatów, czy Ministerstwa Edukacji, że studentom i kandydatom na studia pochodzącym z krajów byłego ZSRR należy się szacunek i poważne traktowanie – możliwość studiowania powinna być ich szansą i prawem, a nie rzuconym z łaski ochłapem. W swych propozycjach zmian w systemie stypendialnym wyróżniają się osoby z Białorusi, które chciałyby często, by strona polska mogła finansować studia młodych Polaków właśnie na Białorusi. Podobne postulaty można spotkać (ale dużo rzadziej) na Litwie.

            Podobne emocje budzi u respondentów kwestia pomocy strony polskiej dla społeczności Polaków na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Szczególnie zadowoleni są z niej absolwenci mieszkający na Litwie, ale inni także podkreślają swoją wdzięczność dla Polski. Nie obywa się jednak bez głosów mówiących o potrzebie ponownego przemyślenia zasad przyznawania tej pomocy. We wszystkich krajach pojawia się to samo hasło: trzeba dać wędkę, a nie rybę. Nie należy zdaniem badanych rozpieszczać organizacji polskich przesyłaniem pieniędzy, które są wydawane w nie do końca kontrolowany sposób i nie zawsze w zgodzie z najpilniejszymi potrzebami Polaków na Wschodzie. Znamienne, że zdecydowana większość respondentów jest bardzo krytycznie nastawiona do pracy organizacji polskich we własnym kraju. W związku z tym w  większości do nich nie należy. Wyjątkiem jest tu Macierz Szkolna na Litwie i na Białorusi – w swoich krajach obie te organizacje zdają się cieszyć ogromnym szacunkiem wśród młodej inteligencji. Respondenci widzą też dla siebie szansę w ewentualnych inwestycjach Polski w ich krajach – jest to szczególnie istotne dla młodzieży z Białorusi.

            Wszyscy zgodnie podkreślają, że bardzo ważnym elementem pomocy dla Polaków z byłego ZSRR byłoby po prostu umożliwienie nieskrępowanych przyjazdów do Polski, a także możliwość legalnego podejmowania tu pracy. Zdecydowana większość chciałaby mieć Kartę Polaka, z tym że osoby z Białorusi i Ukrainy podkreślają częściej jej praktyczny wymiar, a osoby z Litwy, której sytuacja gospodarczo – polityczna jest bardzo zbliżona do polskiej – wymiar symboliczny.

            Respondentom zadawano też pytania o kryteria polskości uznawane w ich społecznościach oraz o ich własną identyfikację narodową. Odpowiedzi bardzo różniły się w zależności od kraju pochodzenia respondentów. Najbardziej przejrzysta sytuacja jest na Litwie. Wszyscy badani stamtąd uważają się za Polaków, chociaż podkreślają też swoje związki z państwem, którego są obywatelami. Na Białorusi najważniejszym, a dla niektórych wręcz jedynym wyznacznikiem polskości jest wyznanie rzymsko – katolickie. Wszyscy respondenci podkreślają wagę czynnika religijnego, a dominującym typem identyfikacji jest samookreślenie „Polak z Białorusi”, które krystalizuje się u respondentów w czasie studiów w Polsce. Wyjeżdżając na studia wszyscy, jak sami wspominają, czuli się Polakami i nie mieli co do tego żadnych wątpliwości. Jednakże pod wpływem kontaktów z polskimi obywatelami określającymi ich jako „Ruskich” doszli do wniosku, że co prawda są Polakami, ale jednak Polakami szczególnymi. Tym, co ich takimi czyni jest właśnie kraj ich pochodzenia – Białoruś.

            Wśród absolwentów z Ukrainy sytuacja jest bardzo zróżnicowana – jedni uważają się za Polaków, inni odrzucają samookreślenie w kategoriach narodowych i podkreślają, że są przede wszystkim obywatelami Ukrainy. Respondentom z tego kraju trudno też było stwierdzić, jakie warunki trzeba spełnić by zostać uznanym przez innych za Polaka. Najczęściej ograniczali się do stwierdzenia, że osoba taka winna po prostu czuć się Polakiem.

            Bardzo ważną kwestią podejmowaną w wywiadach była także problematyka powrotów po studiach w Polsce do krajów pochodzenia. Odpowiedzi bardzo różnią się w poszczególnych krajach. Najbardziej zadowoleni z powrotu są absolwenci z Białorusi. Większość podkreśla, że zawsze myślała o powrocie, nie planowała pozostania w Polsce. Ciągnie ich na Białoruś rodzina oraz chęć życia w małej, zwartej społeczności polskiej, wśród „swoich”. Podkreślają też, że w Polsce zostać jest bardzo trudno, gdyż nie tylko ciężko o legalną pracę, ale przede wszystkim o akceptację Polaków, którą trudno uzyskać „Ruskim”. Zdecydowanie najmniej zadowoleni z faktu powrotu są absolwenci z Ukrainy, których ogromna większość żałuje, że nie udało im się zostać w Polsce. Wymieniają te same aspekty, co osoby z Białorusi, kiedy mówią o trudnościach, jakie pojawiają się przed osobami chcącymi zamieszkać w Polsce.

            Młodzi ludzie z Litwy w większości od początku studiów myśleli o powrocie, gdyż ciągnęły ich na Litwę rodzina i związki z lokalną społecznością. Niemniej jednak ciągle myślą o wyjeździe do Polski na jakiś czas – o popracowaniu tam czy studiowaniu. Bardzo zależy im na możliwości ułatwionego wjazdu do Polski w celu podjęcia pracy. Chcą mieszkać raz w jednym, raz w drugim kraju – w zależności od aktualnej sytuacji. Wszyscy badani bez względu na kraj pochodzenia są świadomi, że osoby pozostające po studiach w Polsce są bardzo krytycznie oceniane przez władze polskie oraz organizacje polskie z ich krajów, ale sami nie traktują ich tak surowo i nawet ci, którzy nigdy nie myśleli o zamieszkaniu w Polsce podkreślają, że rozumieją ich decyzję.

            W każdym kraju, z którego pochodzili badani absolwenci inna jest sytuacja historyczno – ekonomiczno – polityczna, a co za tym idzie – w innych warunkach mieszkają tam Polacy. W związku z tym respondenci bardzo się różnią – pochodzą z odmiennych środowisk, w których obowiązywały swoiste kryteria polskości. Sytuacja w kraju wpływa znacząco na przyczyny wyjazdów do Polski oraz późniejszych powrotów. Wszystko to razem oddziaływuje na samopoczucie respondentów w czasie pobytu w Polsce i ich samookreślenie. Najmniej zadowoleni z sytuacji we własnym kraju, a jednocześnie najbardziej zróżnicowani środowiskowo i poglądowo są absolwenci z Ukrainy. Najbardziej zgodni i homogeniczni są z kolei młodzi Polacy z Litwy. To właśnie oni są nastawieni na życie pomiędzy dwoma krajami – Polską i Litwą i mają nadzieję, że będą mogli je prowadzić po wstąpieniu obu krajów do Unii Europejskiej. Są pozbawieni kompleksów wobec Polaków mieszkających w Polsce – uważają, że sytuacja w ich kraju bardzo przypomina tą w Polsce, a znajomość historii pozwala im nawet czuć się lepszymi. Absolwenci z Białorusi z kolei są osobami najbardziej przywiązanymi do miejsca swego pochodzenia nie tylko poprzez swoje życiowe plany, ale nawet poprzez typ autoidentyfikacji. W większości trudno byłoby im, we własnej opinii, zadomowić się w Polsce, gdyż zawsze czuliby się niechciani i odrzuceni.

            Są jednak kwestie, w których wszyscy absolwenci są zgodni. Dotyczy to oceny i propozycji zmian w funkcjonowaniu programu stypendialnego i pomocy Polski dla rodaków na Wschodzie. Młodzi ludzie ze wszystkich trzech krajów reprezentują tu podobny, nowoczesny styl myślenia, daleki od tego, co ich zdaniem, prezentują obecnie zarówno ludzie zajmujący się tą pomocą, jak i jej główni odbiorcy – polskie organizacje. Można powiedzieć, że młoda polska inteligencja widzi się w roli partnerów Polski w swoich krajach, myśli raczej o wspólnych interesach, wymianie intelektualnej niż o biernym czekaniu na finansowe wsparcie. Martwi jedynie to, że we własnej opinii, nie znajduje ciągle partnerów po stronie polskiej. Stosunkowo najwięcej nadziei na zmianę tych stosunków jest na Litwie, z którą Polska będzie niedługo w Unii Europejskiej. Ogromny potencjał drzemie też w młodych Polakach na Ukrainie i Białorusi, jednakże oni zdają się uważać, że to Polska, jako silniejsza strona, powinna zrobić pierwszy krok w kierunku zmian we wzajemnych stosunkach Polaków na Wschodzie z Macierzą.

 

 

<<< powrót do spisu treści >>>

Strona główna