Prolog


W dalszej ich podróży
przyszedł do jednej wsi.
Tam pewna kobieta
imieniem Marta przyjęta Go
do swego domu.
Miała ona siostrę
imieniem Maria, która siadła
u nóg Pana i przysłuchiwała się
Jego mowie.
Natomiast Marta uwijała się
koło rozmaitych posług.
Przystąpiła więc do Niego i rzekła:
- Panie, czy Ci obojętne,
że moja siostra zostawiła
mnie sarną przy usługiwaniu?
Powiedz jej, żeby mi pomogła".
Pan odpowiedział:
- Marto, Marto, troszczysz się
i niepokoisz o wiele,
a mato potrzeba, albo jednego.
Maria najlepsza cząstkę obrała,
której nie będzie pozbawiona".
Łukasz, 10, 38 - 42


(wg Biblii Tysiąclecia)


Prolog

Alchemik wziął do ręki książkę, którą przyniósł ze sobą ktoś z karawany. Tom nie miał wprawdzie okładki, jednak bez trudu rozpoznał autora - byt to Oskar Wilde. Przerzucając pobieżnie kartki natknął się na historie Narcyza.
Alchemik dobrze znał mit o Narcyzie, owym urodziwym młodzieńcu, który chodził codziennie podziwiać własne odbicie w tafli jeziora. Był on tak pochłonięty swoim obrazem, że pewnego dnia wpadł do jeziora i utonął. W miejscu, gdzie wpadł do wody, wyrósł kwiat, który nazwano narcyzem.
Ale Oskar Wilde nie zakończył na tym swej historii.
On opowiedział, jak po śmierci Narcyza leśne boginie, Oready, przybyły nad brzeg tego słodkiego ongiś jeziora i zastały je przemienione w czarę gorzkich łez.
- Dlaczego płaczesz? - spytały Oready.
- Płaczę za Narcyzem - odrzekło jezioro.
- Wcale nas to nie dziwi - powiedziały wówczas. - Całymi dniami uganiałyśmy się za nim po lasach, ale jedynie ty mogłeś z bliska rozkoszować się jego urodą.
- Narcyz był zatem piękny? - zdziwiło się jezioro.
- Któż lepiej od ciebie mógłby to wiedzieć? - wykrzyknęły zaskoczone Oready. - To przecież nad twoim brzegiem pochylał się każdego dnia.
Jezioro zamilkło na chwilę, po czym rzekło:
- Opłakuje Narcyza, ale nie dostrzegłem nigdy, że jest piękny. Opłakuję Narcyza, bo za każdym razem, kiedy pochylał się nade mną, mogłem dojrzeć na dnie jego oczu odbicie mojej własnej urody.
- Oto ładna opowieść - powiedział Alchemik.