Część V


Seks, miłość, modlitwa

Opisz nam duchowe znaczenie energii seksu. Jak możemy wysubtelnić seks i uczynić go duchowym? Czy możliwe jest praktykowanie seksu, kochania się, jako medytacji, jako odskoczni ku wyższym poziomom świadomości? Nie ma czegoś takiego jak energia seksu. Energia jest jedna i ta sama. Seks jest jednym z jej ujść, jednym z jej kierunków, jednym z zastosowań tej energii. Energia życia jest jedna, a przejawiać się może w wielu kierunkach. Seks jest jednym z nich. Gdy energia życia staje się biologiczna, staje się energią seksu.
Seks to tylko zastosowanie energii życia. Nie ma kwestii wysubtelnienia. Gdy energia życia płynie w innym kierunku, nie ma seksu. Ale to nie jest wysubtelnienie, jest to przemiana.
Seks jest naturalnym, biologicznym przepływem energii życia i jej najniższym zastosowaniem. Jest to naturalne, bo życie bez niego nie może istnieć, i najniższe, bo jest on podstawą, nie szczytem. Gdy seks staje się totalnością, całe życie zostaje po prostu zmarnowane. Przypomina to położenie fundamentu i dalsze kładzenie fundamentu, bez budowania domu, dla którego ten fundament przeznaczono.
Seks jest po prostu okazją do wyższej przemiany energii życia. Pod tym względem wszystko jest w porządku, ale gdy seks staje się wszystkim, gdy staje się jedynym ujściem dla energii życia, staje się destruktywny. Może on być tylko środkiem, nie celem. A środki mają sens tylko wtedy, gdy cele zostają osiągnięte. Gdy człowiek robi niewłaściwy użytek ze środka, cały cel ulega zniszczeniu. Gdy seks staje się centrum życia, jak to się stało, środki zamienia się w cele. Seks tworzy biologiczną podstawę istnienia, trwania życia. Jest środkiem - nie powinien stać się celem. Gdy seks staje się celem, ginie wymiar duchowy. A gdy seks staje się medytacyjny, kieruje się ku wymiarowi duchowemu. Staje się stopniem, odskocznią.
Nie ma potrzeby wysubtelniania, gdyż energia jako taka nie jest ani seksualna, ani duchowa. Energia zawsze jest neutralna. Sama w sobie nie ma nazwy. Nazwa pochodzi od drzwi, przez które płynie. Ta nazwa nie jest nazwą energii, jest nazwą formy przyjmowanej przez energię. Gdy mówisz "energia seksualna", oznacza to energię, która płynie ujściem seksualnym, ujściem biologicznym. Gdy ta sama energia płynie ku boskości, jest energią duchową. Energia jako taka jest neutralna. Wyrażana biologicznie, jest seksem. Wyrażana emocjonalnie, może stać się miłością, może stać się nienawiścią, może stać się złością. Wyrażana intelektualnie, może stać się naukowa, może stać się literacka. Gdy porusza się przez ciało, staje się fizyczna. Gdy przemieszcza się przez umysł, staje się mentalna. Różnice nie są różnicami energii jako takiej, ale jej użytych przejawień.
Stąd mówienie o "wysubtelnieniu energii seksu" nie ma podstawy. Kiedy nie korzysta się z ujścia seksu, energia znowu staje się czysta. Energia zawsze jest czysta. Gdy przejawia się drzwiami boskości, staje się duchowa, ale ta forma to tylko przejaw energii.
Słowo "wysubtelnienie" wywołuje bardzo niewłaściwe skojarzenia. Wszystkie teorie wysubtelniania to teorie tłumienia. Zawsze, gdy mówisz "wysubtelnienie seksu" stajesz się mu przeciwny. Twoje potępienie zawiera się w samym słowie.
Pytasz co można zrobić z seksem. Wszystko, co robi się wprost z seksem, jest tłumieniem. Istnieją tylko pośrednie metody, w których nie zajmujesz się w ogóle energią seksualną, raczej zmierzasz do otwarcia drzwi do boskości. Gdy drzwi do boskości będą otwarte, wszystkie energie w tobie zaczynają płynąć ku tym drzwiom. Seks jest wchłonięty. Gdy tylko możliwa jest wyższa błogość, niższe formy błogości stają się nieistotne. Nie masz ich tłumić, ani walczyć z nimi. One po prostu zanikają. Seks nie jest wysubtelniany, zostaje przekroczony.
Cokolwiek czyni się z seksem negatywnie, nic zmieni to tej energii. Wręcz przeciwnie, stworzy w tobie konflikt, który będzie destruktywny. Walcząc z energią, walczysz sam ze sobą. Tej walki nikt nie może wygrać. W jednej chwili czujesz, że wygrałeś, w następnej chwili czujesz, że to seks wygrał. Stale tak będzie. Czasami nie będzie seksu i będziesz czuł, że nad nim zapanowałeś, a w następnej chwili znów czujesz przyciąganie seksu i wszystko, co zyskałeś, zostaje utracone. Nikt nie może wygrać walki toczonej przeciw swojej własnej energii.
Gdy twoich energii potrzeba gdzie indziej, gdzieś, gdzie jest więcej błogości, seks zaniknie. I nie jest tak, że energia została wysubtelniona, nie jest tak, że coś z nią zrobiłeś. Raczej otworzyła się przed tobą nowa droga wiodąca ku większej błogości i energia automatycznie, spontanicznie zaczyna płynąć ku tym nowym drzwiom.
Gdy trzymasz w dłoniach kamienie i nagle na swej drodze napotykasz diamenty, nawet nie zauważysz, że upuściłeś kamienie. Same upadną, jakbyś ich nie trzymał. Nawet nie będziesz pamiętał wyrzeczenia się ich, tego, że je wyrzuciłeś. Nawet nie będziesz tego świadomy. I nie jest tak, że coś zostało wysubtelnione. Otworzyło się większe źródło szczęścia, a mniejsze źródła same z siebie odpadły.
Jest to tak automatyczne, spontaniczne, że nie potrzebne jest żadne pozytywne działanie przeciw seksowi. Zawsze, gdy robisz coś przeciwko jakiejkolwiek energii, jest to negatywne. Prawdziwe, pozytywne działanie, nawet nie dotyczy seksu dotyczy medytacji. Nawet nie poznasz, że seks odszedł. Po prostu został wchłonięty przez to, co nowe.
Wysubtelnienie jest brzydkim słowem. Ma w sobie nutę antagonizmu, konfliktu. Seks trzeba przyjmować takim, jaki jest. Jest jedynie biologiczną podstawą umożliwiająca istnienie życia. Nie nadawaj mu żadnego duchowego czy antyduchowego znaczenia. Zrozum po prostu fakt jego istnienia.
Gdy traktujesz go jako fakt biologiczny, w ogóle się nim nie zajmujesz. Zajmujesz się nim tylko, gdy nadajesz mu jakieś duchowe znaczenie. Nie nadawaj mu więc żadnego znaczenia, nie stwarzaj wokół niego żadnej filozofii. Tylko zobacz fakty. Nie rób nic przeciw niemu, ani na jego korzyść. Niech będzie taki, jaki jest; zaakceptuj go jako coś normalnego. Nie przyjmuj jakiegoś nienormalnego nastawienia do niego.
Tak samo jak masz oczy i dłonie, tak samo powinieneś mieć seks. Nie jesteś przeciwny swoim oczom czy dłoniom, nie bądź więc przeciwny seksowi. Wtedy kwestia co masz zrobić z seksem staje się nieistotna. Tworzenie rozdwojenia za czy przeciw seksowi nie ma sensu. Jest on faktem. Przyszedłeś do egzystencji przez seks i masz wbudowany program dawania życia dalej przez seks. Jesteś częścią wielkiej ciągłości. Twoje ciało umrze, ma więc wbudowany program stworzenia innego ciała, które je zastąpi.
Śmierć jest pewna. Dlatego seks jest taki obsesyjny. Nie będziesz na zawsze, musisz więc zostać zastąpiony nowszym ciałem, repliką. Seks jest tak ważny, bo cała natura go podkreśla - inaczej człowiek nie mógłby istnieć. Gdyby seks był dobrowolny, na ziemi nikt by nie pozostał. Seks jest tak obsesyjny, tak nieodparty, popęd seksualny jest tak silny, gdyż cała natura opowiada się po jego stronie. Bez niego życie nie może istnieć.
Seks jest tak istotny dla religijnych poszukujących, gdyż jest tak przymusowy, tak nieodparty, tak naturalny. Stał się wyznacznikiem poznania czy energia życia w konkretnym człowieku dotarła do boskości. Nie możemy poznać wprost, że ktoś napotkał boskość, nie możemy poznać wprost, że ktoś ma diamenty, możemy jednak bezpośrednio poznać czy ten ktoś wyrzucił kamienie, bo kamienie są nam znane. Możemy poznać wprost, że ktoś wykroczył poza seks, ponieważ seks jest nam znany.
Seks jest tak kompulsywny, tak przymusowy, jest taką wielką siłą, że nic można wyjść poza niego póki nie dostąpi się boskości. Dlatego brahmacharya stało się kryterium poznania czy jakiś człowiek dotarł do boskości. Dla niego seks taki, jak istnieje w normalnych ludziach, nie istnieje. Nie znaczy to, że porzucając seks dostąpisz boskości. Odwrotność jest fałszem. Człowiek, który znalazł diamenty, rzuca kamienie, które niósł, ale odwrotna sytuacja nie jest prawdą. Możesz wyrzucić kamienie, ale nie znaczy to, że dostaniesz coś od nich większego.
Wtedy będziesz pośrodku. Umysł będziesz miał stłumiony, nie taki, który wykroczył ponad. Seks będzie się w tobie gotował i wywoła wewnątrz piekło. Nie będzie to wyjście poza seks. Gdy seks staje się stłumiony, staje się brzydki, chorobliwy, neurotyczny. Staje się perwersyjny.
Tak zwane religijne nastawienie do seksu stworzyło seksualność perwersyjną, kulturę, która seksualnie jest zupełnie neurotyczna. Nie opowiadam się po jej stronie. Seks to fakt biologiczny, nie ma w nim nic złego. Nie walcz więc z nim, bo ulegnie perwersji - a seks perwersyjny nie jest krokiem naprzód. Jest spadnięciem poniżej normalności, krokiem ku szaleństwu. Gdy stłumienie staje się tak intensywne, że nie możesz dłużej z nim trwać, eksploduje i w tej eksplozji ty zostaniesz zatracony.
Jesteś wszystkimi cechami ludzkości, jesteś wszystkimi możliwościami. Normalny fakt seksu jest zdrowy, ale kiedy staje się nienormalnie stłumiony, staje się niezdrowy. Przejść od normalności do boskości możesz bardzo łatwo, ale przejście z boskości od umysłu neurotycznego jest żmudne i w pewnej mierze niemożliwe. Najpierw musisz stać się zdrowy, normalny. Wtedy, w końcu, jest taka możliwość, że można wykroczyć ponad seks.
Co więc trzeba robić? Poznaj seks! Wejdź w niego świadomie! Oto sekret otwarcia nowych drzwi. Wchodząc w seks bez świadomości, będziesz jedynie instrumentem w rękach ewolucji biologicznej - ale jeśli zdołasz być świadomy w akcie seksu, sama ta świadomość staje się głęboką medytacją.
Akt seksu jest tak przymusowy i tak kompulsywny, że trudno jest być w nim świadomie, ale nie jest to niemożliwe. A jeśli zdołasz być świadomy w akcie seksu, nie będzie w życiu żadnego takiego faktu, w którym nie będziesz mógł być świadomy, bo żaden akt nie jest tak głęboki jak seks.
Jeśli zdołasz być świadomy w akcie seksu, będziesz świadomy nawet w śmierci. Głębia aktu seksu i głębia śmierci są takie same, analogiczne. Docierasz do tego samego punktu. Jeśli więc zdołasz być świadomy w akcie seksu, osiągnąłeś coś wielkiego. Jest to bezcenne.
Użyj więc seksu jako aktu medytacji. Nie walcz z nim, nie występuj przeciw niemu. Nie możesz walczyć przeciw naturze - jesteś jej nierozdzielną częścią. Musisz wobec seksu mieć nastawienie przyjaźni, sympatii. Jest to najgłębszy dialog między tobą i naturą.
Tak naprawdę akt seksu w rzeczywistości nie jest dialogiem między mężczyzną i kobietą. Jest to dialog mężczyzny z naturą, przez kobietę, i kobiety z naturą, przez mężczyznę. Jest to dialog z naturą. Przez chwilę jesteś w kosmicznym przepływie, jesteś w niebiańskiej harmonii, jesteś w harmonii z całością. Tak mężczyzna jest spełniony dzięki kobiecie, a kobieta dzięki mężczyźnie.
Mężczyzna nie jest całością i kobieta nie jest całością. Oboje są dwoma fragmentami całości. Dlatego zawsze, gdy tylko stają się jednością w akcie seksualnym, mogą znaleźć się w harmonii z najgłębszą naturą wszystkiego, z Tao. Ta harmonia może być biologicznymi narodzinami nowego istnienia. Jeśli jesteś nieświadomy, jest to jedyna możliwość. Ale jeśli jesteś świadomy, ten akt może stać się narodzinami dla ciebie, duchowymi narodzinami. Dzięki niemu staniesz się "dwakroć narodzony".
Gdy bierzesz w tym udział świadomie, stajesz się świadkiem. A jeśli staniesz się świadkiem w akcie seksu, wykroczysz ponad seks, bo w byciu świadkiem stajesz się wolny. Teraz nie będzie kompulsji. Nie będziesz już nieświadomym uczestnikiem. Gdy w tym akcie staniesz się świadkiem, wykroczysz ponad niego. Teraz wiesz, że nie jesteś jedynie ciałem. Siła bycia świadkiem poznała coś spoza tego aktu.
To "poza" można poznać tylko wtedy, gdy jesteś głęboko we wnętrzu. Nie jest to powierzchowne spotkanie. Gdy targujesz się na rynku, twoja świadomość nie może wejść bardzo głęboko, gdyż sam ten akt jest powierzchowny. Jeśli chodzi o człowieka, akt seksu jest jedynym aktem, przez który może on stać się świadkiem wewnętrznych głębi.
Im bardziej wchodzisz w medytację przez seks, tym seks będzie miał mniejsze oddziaływanie. Powstanie z niego medytacja, a z tej powstającej medytacji otworzą się nowe drzwi i seks zaniknie. Nie będzie to wysubtelnienie. Przypomni to sytuację, gdy suche liście opadają z drzewa. Drzewo nie pozna, że liście opadają. Tak samo i ty nie poznasz, że odchodzi mechaniczna potrzeba seksu.
Uczyń z seksu medytację, uczyń seks przedmiotem medytacji. Traktuj go jak świątynię, a wtedy wykroczysz ponad niego i dokona się twoja przemiana. Wtedy seksu nie będzie, i nie będzie tłumienia, wysubtelniania. Seks będzie po prostu nieistotny, bez znaczenia. Wyrosłeś ponad niego. Dla ciebie nie ma on sensu.
Przypomina to sytuację dorastającego dziecka. Zabawki nie mają teraz sensu. Ono niczego nie wysubtelniało, niczego nie tłumiło. Po prostu dorosło, stało się dojrzałe. Zabawki nie mają teraz znaczenia. Są dziecinne, a teraz dziecko nie jest już dzieckiem.
Tak samo, im więcej medytujesz, tym seks będzie słabiej na ciebie oddziaływał. I stopniowo, spontanicznie, bez świadomego wysiłku mającego wysubtelnić seks, energia znajdzie nowe źródło, do którego będzie płynąć. Ta sama energia, która płynęła przez seks, teraz będzie płynąć przez medytację. A kiedy płynie ona przez medytację, otwierają się drzwi boskości. Jeszcze jedno. Używasz słów "seks" i "miłość" Zwykle używamy tych dwóch słów tak, jakby miały jakieś wewnętrzne powiązanie. Nie mają. Miłość przychodzi dopiero wtedy, gdy seks odszedł. Wcześniej miłość to tylko przynęta, gra wstępna i nic innego. Jest tylko przygotowaniem gruntu do aktu seksu. Jest tylko wprowadzeniem do seksu, przedmową, niczym innym. Dlatego im więcej seksu między dwojgiem ludzi, tym mniej miłości, bo przedmowa jest niepotrzebna.
Gdy dwoje ludzi jest w miłości i nic ma między nimi seksu, będzie wielka miłość romantyczna. Ale gdy wkroczy seks, miłość znika. Seks jest taki nagły. Sam w sobie jest taki gwałtowny. Potrzeba mu wprowadzenia, potrzeba gry wstępnej. Miłość, jak my ją znamy, jest tylko okryciem nagiego faktu seksu. Jeśli wejrzysz głęboko w to, co nazywasz miłością, znajdziesz seks czający się do skoku. Zawsze jest tuż za rogiem. Miłość przemawia. Seks się przygotowuje.
Ta tak zwana miłość łączy się z seksem, ale jest tylko przedmową. Gdy seks przychodzi, ta miłość odpadnie. Dlatego małżeństwo zabija miłość romantyczną, i zabija ją absolutnie. Dwoje ludzi zapoznaje się ze sobą i gra wstępna, miłość, staje się niepotrzebna.
Prawdziwa miłość nie jest przedmową jest aromatem. Nie przychodzi przed seksem, a po nim. Nic jest prologiem, a epilogiem. Jeśli przejdziesz przez seks i odczuwasz do tej osoby współczucie, rozwija się miłość. A jeśli medytujesz, będziesz czuł się współczujący. Gdy medytujesz w akcie seksu, twój partner seksualny nie będzie tylko przedmiotem służącym twojej fizycznej przyjemności. Będziesz czuł wdzięczność do niego czy do niej, ponieważ oboje doszliście do głębokiej medytacji.
Jeśli medytujesz w seksie, powstanie między wami nowa przyjazność, gdyż dotarliście dzięki sobie do komunii z naturą. Dzięki sobie macic chwilowy wgląd w nieznane głębiny rzeczywistości. Będziecie czuli dla siebie wdzięczność i współczucie - współczucie dla cierpienia, współczucie dla poszukiwania, współczucie dla towarzysza lub towarzyszki, kompana podróży, współczucie dla błądzącego po omacku przyjaciela.
Gdy seks staje się medytacyjny, dopiero wtedy zjawia się idący za nim aromat, uczucie nie będące grą wstępną seksu, ale dojrzałością, wzrastaniem, medytacyjnym urzeczywistnieniem. Dlatego, gdy akt seksu staje się medytacyjny, odczujesz miłość. Miłość jest połączeniem wdzięczności, przyjazności i współczucia. Gdy są te trzy uczucia, jesteś w miłości. Gdy rozwinie się ta miłość, wyjdziesz ponad seks. Miłość rozwija się poprzez seks, ale wykracza poza niego. Jest jak kwiat - wychodzi z korzeni, ale wykracza poza nie. I nie wróci, powrotu nie ma. Gdy rozwinie się miłość, nie będzie seksu. Tak naprawdę jest to jeden ze sposobów poznania, że rozwinęła się miłość. Seks jest jak skorupka jajka, skorupka, z której ma wyjść miłość. Gdy wyjdzie, skorupki nie będzie. Będzie rozbita, wyrzucona.
Seks może dojść do miłości tylko wtedy, gdy jest medytacja, nigdy inaczej. Gdy nie ma medytacji, ten sam seks będzie powtarzany i znudzi cię to. Seks będzie coraz bardziej nużący i nie będziesz czuł wdzięczności do tamtej osoby. Raczej poczujesz się oszukany, poczujesz do niej wrogość. Ona nad tobą dominuje. Dominuje przez seks, bo stał się on dla ciebie potrzebą. Stałeś się niewolnikiem, gdyż nie możesz żyć bez seksu. A nie możesz poczuć przyjaźni do kogoś, wobec kogo stałeś się niewolnikiem.
I oboje czują to samo - że drugi człowiek jest panem. Ta dominacja będzie negowana i zwalczana, ale seks nadal będzie powtarzany. Staje się rutyną dnia. Walczysz z partnerem w seksie, potem wszystko naprawiasz. Potem znów walczysz, potem znów naprawiasz. Miłość w najlepszym przypadku jest ledwie dostosowaniem. Nic możesz czuć przyjaźni, nie ma współczucia. Zamiast tego jest okrucieństwo i przemoc, czujesz się oszukany. Stałeś się niewolnikiem. Seks nie zdoła rozwinąć się w miłość. Pozostanie tylko seksem.
Przejdź przez seks! Nie bój się go, bo lęk donikąd nie prowadzi. Jeśli człowiek ma się bać czegokolwiek, to tylko samego lęku. Nie bój się seksu i nie walcz z nim, bo to też jest pewnego rodzaju lęk. Walka lub ucieczka, walka lub odejście, to dwie drogi lęku. Nie uciekaj więc od seksu, nie walcz z nim. Zaakceptuj go, przyjmij go za fakt życia. Wejdź w niego głęboko, poznaj go totalnie, zrozum go, medytuj w nim, a wyjdziesz ponad niego. Jeśli w akcie seksu medytujesz, otwierają się nowe drzwi. Napotykasz nowy wymiar, bardzo nieznany, niesłyszany, i przepływa większa błogość.
Napotkasz coś tak błogiego, że seks stanie się nieistotny i samoistnie wygaśnie. Teraz twoja energia przestaje płynąć w tym kierunku. Energia zawsze płynie ku błogości. Ponieważ błogość pojawia się w seksie, energia płynie ku niemu, ale jeżeli szukasz więcej błogości - błogości, która wykracza ponad seks, która wychodzi ponad seks, błogości, która daje większe spełnienie, głębsze - wtedy, sama z siebie, energia przestanie płynąć w kierunku seksu.
Kiedy seks staje się medytacją, rozkwita w miłość, i ten rozkwit jest ruchem ku boskości. To dlatego miłość jest boska. Seks jest fizyczny, miłość jest duchowa. A gdy zjawi się kwiat miłości, przyjdzie modlitwa, przyjdzie za nim. Teraz nie jesteś już daleko od boskości. Jesteś blisko domu.
Teraz zacznij medytować z miłością. To jest drugi krok. Gdy jest ta chwila komunii, gdy jest ta chwila miłości, zacznij medytować. Wejdź w nią głęboko, bądź jej świadom. Teraz nie spotykają się ciała. W seksie spotykają się ciała, w miłości spotykają się dusze. Nadal jest to spotkanie, spotkanie dwojga osób.
Zobacz teraz miłość tak, jak widziałeś seks. Zobacz tę komunię, to wewnętrzne spotkanie, ten wewnętrzny stosunek seksualny. Wtedy wykroczysz nawet ponad miłość i dojdziesz do modlitwy. Ta modlitwa jest drzwiami. Nadal jest to spotkanie, ale nie spotkanie dwojga osób. Jest to komunia ciebie i całości. Teraz ta druga strona, jako człowiek, odpadła. Jest to strona bezosobowa - cała egzystencja - i ty.
Ale modlitwa nadal jest spotkaniem, więc w końcu też musi zostać przekroczona. W modlitwie wierny i boskość są oddzielni, bhakta i bhagwan są oddzielni. Nadal jest to spotkanie. To dlatego Meera czy Teresa, opisując swoje doznania modlitewne, mogły używać określeń seksualnych.
W chwilach pełnych modlitwy trzeba medytować. Znów bądź temu świadkiem. Zobacz tę komunię siebie z całością. Wymaga to najsubtelniejszej z możliwych świadomości. Jeśli zdołasz być świadomy spotkania siebie z całością, wyjdziesz ponad siebie i ponad całość, jedno i drugie. Wtedy jesteś całością. A w tej całości nie ma dualizmu, jest tylko jedność.
Tej jedności poszukuje się w seksie, w miłości, w modlitwie. Właśnie ta jedność jest tym, do czego tęsknimy. Nawet w seksie, ta tęsknota dotyczy jedności. Błogość przychodzi, bo na jedną chwilę stajecie się jednością. Seks pogłębia się w miłość, miłość pogłębia się w modlitwę, a modlitwa pogłębia się w totalne wykroczenie ponad, totalną jedność.
To pogłębienie zawsze przychodzi z medytacji. Metoda jest zawsze taka sama. Poziomy się różnią, wymiary się różnią, kroki się różnią, a metoda zawsze jest ta sama. Wejdź w seks, a znajdziesz miłość. Wejdź głęboko w miłość, a dojdziesz do modlitwy. Wejdź w modlitwę, a eksplodujesz w jedność. Ta jedność jest totalna, ta jedność jest błogością, ta jedność jest ekstazą. Dlatego tak ważne jest, by nie przyjmować nastawienia walki. W każdym fakcie obecna jest boskość. Może być wystrojona, może być ubrana; musisz ją rozebrać, zdjąć jej ubranie. Znajdziesz jeszcze więcej subtelnych ubrań. Znów, zdejmij je. Dopóki nie napotkasz jedności w jej totalnej nagości, nie znajdziesz zaspokojenia, nie poczujesz się spełniony.
Gdy dochodzisz do nieubranej jedności, jedności pozbawionej szat, stajesz się z nią jednym, bo gdy poznasz tę nagość, nie będzie to nikt inny, tylko ty sam. W istocie rzeczy każdy poszukuje sam siebie przez innych ludzi. Pukając do cudzych drzwi, trzeba znaleźć swój własny dom.
Gdy z rzeczywistości zdjęte zostaną okrycia, jesteś z nią jednym, bo różnicą są tylko szaty. Ubrania są barierą, nie możesz więc rozebrać rzeczywistości dopóki sam się nie rozbierzesz. Dlatego medytacja jest bronią obosieczną, rozbiera rzeczywistość i równocześnie rozbiera ciebie. Rzeczywistość staje się naga i ty stajesz się nagi. A w chwili totalnej nagości, totalnej pustki, stajesz się jednością.
Nie jestem więc przeciw seksowi. Nie znaczy to, że opowiadam się za seksem. Znaczy to, że opowiadam się za głębokim wejściem w niego i odkryciem tego, co jest poza nim. To poza zawsze jest, ale zwykły seks jest seksem dorywczym, nikt więc nie wchodzi głęboko. Jeśli zdołasz wejść głęboko, poczujesz wdzięczność do boskości za to, że dzięki seksowi otworzyły się inne drzwi. A jeśli seks jest tylko dorywczy, nie poznasz, że byłeś blisko czegoś większego.
Jesteśmy tak sprytni, że stworzyliśmy fałszywą miłość, która nie przychodzi po seksie, ale przed nim. Jest czymś kultywowanym, sztucznym. Miłość była tylko przedmową, ale teraz ta przedmowa nic jest już potrzebna. A prawdziwa miłość zawsze jest poza seksem - kryje się za seksem. Wejdź w niego głęboko, medytuj w nim religijnie, a rozkwitniesz w miłujący stan umysłu.
Nie jestem przeciwny seksowi i nie opowiadam się za miłością. Musisz wykroczyć nawet poza nią. Medytuj na niej, wyjdź poza nią. Przez medytację rozumiem, że musisz przejść przez nią w pełnej uważności, świadomości. Nie wolno przejść przez nią ślepo, nieświadomie. Jest wielka błogość, a ty możesz przejść na ślepo i przegapić ją. Tą ślepotę trzeba przemienić. Musisz stać się człowiekiem mającym otwarte oczy. Gdy masz otwarte oczy, seks może zaprowadzić cię na ścieżkę jedności.
Kropla może stać się oceanem. W sercu każdej kropli jest to pragnienie. W każdym działaniu, w każdym pragnieniu, znajdziesz tę samą tęsknotę. Odkryj ją, idź za nią. To wielka przygoda! Tak, jak dzisiaj przeżywamy nasze życia, jesteśmy nieświadomi. Ale choć tyle można zrobić. Jest to żmudne, ale nie niemożliwe. Było możliwe dla Jezusa, dla Buddy, dla Mahavira, i jest możliwe dla każdego innego.
Jeżeli wchodzisz w seks z intensywnością, z uważnością, z wrażliwością, wykraczasz ponad niego. Nie będzie w tym żadnego wysubtelnienia. Gdy wykraczasz ponad, nie będzie seksu, nawet wysubtelnionego. Będzie miłość, modlitwa i jedność.
Takie są trzy etapy miłości: miłość fizyczna, miłość psychiczna i miłość duchowa. A gdy te trzy etapy zostaną przekroczone, jest boskość. Gdy Jezus rzekł: "Bóg jest miłością", była to najbliższa możliwa definicja, ponieważ ostatnim, co znamy na drodze do Boga, jest miłość. Poza tym jest nieznane, a nieznanego nie można zdefiniować. Możemy jedynie wskazać na boskość przez nasze ostatnie urzeczywistnienie: miłość. Poza punktem miłości nie ma już doznawania, gdyż nie ma doznającego. Kropla stała się oceanem! Idź krok po kroku, ale z przyjaznym nastawieniem. Bez napięcia, bez walki. Po prostu idź uważnie. Uwaźność to jedyne światło w ciemnej nocy życia. Mając to światło, wejdź w nią. Szukaj w każdym kącie. Boskość jest wszędzie, nie bądź więc przeciwny niczemu.
Ale i nie pozostawaj po którejkolwiek stronie. Idź dalej, bo czeka cię jeszcze większa błogość. Ta podróż musi trwać. Jeśli jesteś blisko seksu, użyj seksu. Jeśli jesteś blisko miłości, użyj miłości. Nie myśl kategoriami tłumienia lub wysubtelniania, nie myśl kategoriami walki. Boskość może kryć się we wszystkim; nie walcz więc, nie uciekaj przed niczym. Tak naprawdę, jest ona ukryta we wszystkim, gdziekolwiek więc jesteś, wejdź najbliższymi drzwiami i idź przed siebie. Nie zatrzymuj się, a dotrzesz - bo życie jest wszędzie.
Jezus rzekł: "Pod każdym kamieniem znajdziesz Pana" a ty widzisz tylko kamienie. Musisz przejść przez kamienny stan umysłu. Gdy widzisz seks jak wroga, staje się on kamieniem. Staje się nieprzezroczysty, nie widzisz tego, co jest za nim. Użyj go, medytuj na nim, a kamień stanie się jak szkło. Zobaczysz co jest za nim, i zapomnisz o szkle. Będziesz pamiętał o tym, co jest za szkłem. Jeśli coś staje się przezroczyste, znika. Nie czyń więc z seksu kamienia, uczyń go przezroczystym. A przezroczystym staje się on dzięki medytacji.


Medytacja i miłość

Takie są dwie biegunowości życia - medytacja i miłość. Jest to najwyższa polaryzacja. Całe życie składa się z biegunowości: pozytywne i negatywne, narodziny i śmierć, mężczyzna i kobieta, dzień i noc, lato i zima. Całe życie składa się z biegunowych przeciwieństw, ale te biegunowe przeciwieństwa nie są jedynie biegunowymi przeciwieństwami, są też komplementarnościami. Wspomagają się wzajemnie, wspierają się wzajemnie, przypominają cegły w łuku budowli.
W łuku budowli cegły ułożone są naprzeciw siebie. Wygląda to tak, jakby były ułożone naprzeciw siebie, ale dzięki ich biegunowemu przeciwieństwu łuk może zostać zbudowany i trwa. Siła łuku opiera się na biegunowości cegieł ułożonych naprzeciw siebie.
To jest najwyższa biegunowość: medytacja oznacza sztukę bycia w samotności, a miłość oznacza sztukę bycia razem. Całym człowiekiem jest ten, kto zna jedno i drugie, i kto potrafi możliwie najłatwiej przemieszczać się z jednego do drugiego. Przypomina to wdech i wydech, nie jest to trudne. Są to przeciwieństwa: gdy wdychasz, proces przebiega w jednym kierunku, gdy wydychasz, jest to dokładne jego przeciwieństwo. Ale wdech i wydech razem tworzą pełny oddech.
W medytacji wdychasz, w miłości wydychasz, a gdy miłość i medytacja są razem, twój oddech jest dopełniony, cały, pełny...
Moje rozumienie nie opiera się na jednym biegunie, moje rozumienie jest płynne. Posmakowałem prawdy z obu stron, kochałem totalnie i medytowałem totalnie. I to jest moje doświadczenie, że człowiek jest pełny tylko wtedy, gdy poznał jedno i drugie; inaczej pozostaje połową, czegoś w nim nadal brakuje.
Budda jest połową, tak jak i Jezus. Jezus wie czym jest miłość, Budda wie czym jest medytacja, ale gdyby się spotkali, porozumienie między nimi byłoby niemożliwe. Nie rozumieliby języka tego drugiego człowieka. Jezus opowiadałby o Królestwie Bożym, a Budda zacząłby się śmiać: "O jakich bzdurach opowiadasz, królestwo Boga?" Budda powiedziałby po prostu: "Ustanie jaźni, zniknięcie jaźni." A Jezus rzekłby:
"Zniknięcie jaźni? Ustanie jaźni? To dokonanie samobójstwa, ostatecznego samobójstwa. Co to za religia, z tym gadaniem o najwyższej jaźni?" Nie rozumieliby słów tego drugiego człowieka.
Gdyby kiedykolwiek się spotkali, potrzebowaliby kogoś takiego jak ja, do tłumaczenia, inaczej porozumienie między nimi byłoby niemożliwe. A ja musiałbym tłumaczyć w taki sposób, że nie byłbym wierny ani jednemu, ani drugiemu! Jezus powiedziałby "Królestwo Boże", a ja przetłumaczyłbym to jako nirvana. Wtedy Budda by zrozumiał. Budda rzekłby "nirvana" a Jezusowi powiedziałbym "Królestwo Boże", wtedy zrozumiałby.
Ludzkość potrzebuje teraz totalnie nowego spojrzenia. Za długo żyliśmy z połowicznymi spojrzeniami. W przeszłości było to koniecznością, ale teraz człowiek dojrzał. Moi sannyasini muszą wykazać, że potrafią równocześnie medytować i modlić się, że potrafią równocześnie medytować i kochać się, że potrafią być tak samo w ciszy jak w tańcu i świętowaniu. Ich cisza ma stać się ich świętowaniem, a ich świętowanie ma stać się ich ciszą. Daję im najtrudniejsze zadanie dane kiedykolwiek jakimkolwiek uczniom, ponieważ jest to spotkanie przeciwieństw. A w tym spotkaniu wszelkie przeciwieństwa stopią się i zleją się w jedność, Wschód i Zachód, mężczyzna i kobieta, materia i świadomość, ten świat i tamten świat, życie i śmierć. Wszystkie przeciwieństwa spotkają się i zleją się w jedność w tym jednym spotkaniu, ponieważ jest to najwyższa biegunowość, zawiera ona w sobie wszystkie biegunowości.
To spotkanie stworzy nowego człowieka - Zorbę Buddę. To jest moje imię dla nowego człowieka. I każdy z moich sannyasinów musi poczynić wszelkie możliwe starania, aby stać się taką płynnością, strumieniem, aby oba bieguny były twoje. Wtedy posmakujesz całości, a poznanie całości jest jedynym sposobem poznania tego, co jest świętością. Innego sposobu nie ma.