Posłaniec cd.


W tej chwili pragnąłem, aby Petrus miał rację - aby naprawdę istniał Posłanieć, z którym można dyskutować o praktyce życia, którego można poprosić o pomoc w sprawach doczesnych. Z niecierpliwością czekałem, aż zapadnie zmrok. Tymczasem Petrus nieustannie mówił o kelnerze. W końcu, raz jeszcze sięgając po chrześcijański argument, zdołał przekonać samego siebie, że postąpił słusznie.

- Chrystus wybaczył jawnogrzesznicy, przeklął jednak figowiec, który poskąpił mu figi. Ja również nie muszę być zawsze pełen życzliwości.

Słusznie. Nękający go problem został rozwiązany. Raz jeszcze ocaliła go Biblia. Do Estelli dotarliśmy około dziewiątej wieczorem. Wziąłem kąpiel, a potem poszliśmy na kolację. Autor pierwszego przewodnika po szlaku wiodącym do Composteli, Aymeri Picaud, opisał Estellę jako skrawek "żyznej ziemi, gdzie nie brakuje dobrego chleba, wybornego wina, mięsa oraz ryb. Wody Egi są łagodne, zdrowe i smaczne". Nie skosztowałem wody z rzeki, lecz jeśli idzie o strawę, opinia Picauda pozostaje prawdziwa nawet po ośmiu stuleciach. Podano nam plastry jagnięciny, karczochy i doskonałe rioja. Popijając wino i gawędząc o tym i owym, spędziliśmy przy stole długie chwile. W końcu Petrus oznajmił, że to dobry moment, abym nawiązał pierwszy kontakt z Posłańcem.

Wstaliśmy i zaczęliśmy szybko przemierzać uliczki miasta. Kilka wiodło prosto nad rzekę - jak w Wenecji - i właśnie przy jednej z nich postanowiłem usiąść. Petrus powiedział, że od tej chwili ja jestem mistrzem ceremonii, trzymał się więc nieco na uboczu.

Długo wpatrywałem się w rzekę. Jej wody, jej szmer stopniowo odgradzały mnie od świata i napawały głębokim spokojem. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie pierwszy słup ognia. Pojawił się po chwili.

Wypowiedziałem rytualne słowa i po lewej stronie buchnął drugi słup ognia. Przestrzeń, która je dzieliła, rozświetlona ich blaskiem, była zupełnie pusta. Stałem, wpatrując się w tę pustkę i starając się nie myśleć, aby mógł się pojawić Posłaniec. Zamiast niego jednak ujrzałem egzotyczne scenki - wejście do piramidy, kobietę odzianą w czyste złoto, czarnych mężczyzn, którzy tańczyli wokół ogniska. Obrazy zmieniały się błyskawicznie, a ja pozwoliłem im się przesuwać, nie usiłując ich nawet kontrolować. Stanęły przede mną także liczne sceny z kolejnych etapów Drogi, którą przemierzałem z Petrusem -krajobrazy, restauracje, lasy. Aż nagle, bez uprzedzenia, między słupami ognia wyrosła pustynia popiołów, którą widziałem rankiem. Pośród niej stał sympatyczny mężczyzna, a w jego oczach połyskiwały iskierki perfidii.

Roześmiałem się, wprawiony w trans. Pokazał mi zamkniętą sakiewkę, potem ją otworzył i zajrzał do środka, ale z miejsca, w którym stałem, nie mogłem niczego zobaczyć. Wtedy na myślprzyszło mi pewne imię: Astrain*. Wyobraziłem sobie to imię, sprawiłem, że zadrgało między słupami ognia, a Posłaniec z własnej woli przytaknął; odgadłem jego imię.

Nadszedł czas, by zakończyć ćwiczenie. Wypowiedziałem rytualne słowa i ugasiłem słupy ognia - najpierw po lewej, potem po prawej. Otworzyłem oczy - przede mną znów płynęła Ega.

- To było znacznie trudniejsze, niż się spodziewałem - przyznałem, opowiedziawszy Petru-sowi, co się wydarzyło.

- To był twój pierwszy kontakt. Kontakt wzajemnego zrozumienia, wzajemnej przyjaźni. Rozmowa z Posłańcem stanie się owocna, jeśli będziesz go wzywał codziennie, jeśli będziesz dzielił się z nim problemami i nauczysz się doskonale odróżniać prawdziwą pomoc od zasadzek. Podczas spotkań z nim nigdy nie trać z oczu swego miecza.

- Ale przecież nie mam jeszcze miecza - odburknąłem.

- Dlatego nie będzie mógł ci wyrządzić wielkiej krzywdy. Jednak lepiej nie ułatwiać mu zadania.

Rytuał dobiegał końca. Życząc Petrusowi dobrej nocy, wróciłem do hotelu. Leżałem w łóżku i rozmyślałem o nieszczęsnym kelnerze, który obsługiwał nas przy obiedzie. Miałem ochotę tam To imię jest oczywiście nieprawdziwe.

wrócić, spotkać się z nim, nauczyć go rytuału Posłańca i powiedzieć, że jeśli tego pragnie, wszystko może odmienić. Ale nie warto było podejmować próby ocalenia świata - nie zdołałem jeszcze ocalić nawet siebie .