Przebudzenie


Czy Pomogę Wam Podczas Tych Rekolekcji

Myślicie, że zamierzam Wam dopomóc? Nie. Po stokroć nie. Nie spodziewajcie się, aby to, co mówię, pomogło komukolwiek. Mam jednak nadzieje, że tym, co powiem, również nikomu nie zaszkodzę. Jeśli moje rozważania miałyby wyrządzić ci jakąś szkodę - to przyczyna tej szkody tkwi w tobie. Jeśli udałoby się w czymś tobie dopomóc - to sam tego dokonałeś. Naprawdę, to ty sam sobie pomogłeś. Nie ja. Czy uważasz, że ludzie są w stanie ci pomoc? Jeśli tak myślisz, to jesteś w błędzie. Czy sądzisz, że ludzie dadzą ci oparcie? Wierz mi, nie mogą ci tego dostarczyć.

Pamiętam pewną kobietę biorącą udział w prowadzonej przeze mnie grupie psychoterapeutycznej. Była to bardzo religijna siostra zakonna. W trakcie posiedzenia powiedziała mi:

    - Nie czuje wsparcia ze strony przełożonej.

    Zapytałem ja zatem:

    - Co przez to rozumiesz?

    A ona na to:

    - Moja przełożona, stojąca na czele prowincji, nigdy nie pojawia się wśród nowicjuszek, które mi podlegają. Nigdy. Z jej ust nigdy też nie padły słowa uznania.

    Odpowiedziałem jej na to:

    - Dobrze, odegrajmy małą scenkę. Załóżmy, że znam przełożona prowincji. Przypuśćmy, że wiem, co ona myśli na twój temat. A więc mówię ci (jako osoba grająca role przełożonej prowincji): "Wiesz, Mary, nie pojawiam się nigdy u ciebie, gdyż jest to jedyne miejsce w prowincji, które nie przysparza mi kłopotów. Wiem, że podlega ono tobie, a więc wszystko musi być w porządku". Jak się teraz czujesz? - zapytałem.

    - Wspaniale - odpowiedziała.

    Wówczas jej powiedziałem:

    - Czy zgodzisz się na chwile opuścić ten pokój? Będzie to część zadania.

    Wyszła. Podczas jej nieobecności powiedziałem do reszty uczestników sesji:

    - Nadal jestem przełożona prowincji. Mary jest jak dotąd najgorsza ze wszystkich podległych mi mistrzyń nowicjatu. Nie pojawiam się u niej, gdyż nie mogę znieść widoku tego, co ona tam u siebie wyprawia. To jest po prostu straszne. Jeśli jednak powiem jej prawdę, biedne nowicjuszki jeszcze bardziej na tym ucierpią. Za rok, dwa zamierzam zastąpić ja kimś innym. Przygotowuje już kogoś na jej miejsce. Na razie pomyślałam, że powiem jej kilka miłych słów, aby jej pomoc przetrwać. Co o tym sądzicie? -

    Odpowiedzieli:

    - No, tak. To jedyne, co mogłaś w tej sytuacji zrobić.

    Zawołałem Mary i zapytałem ja, czy nadal czuje się wspaniale.

    - O tak - odpowiedziała.

Biedna Mary! Sądziła, że otrzymuje wsparcie od przełożonej, a w rzeczywistości było to zupełnie coś innego. Jest bowiem tak, iż to, co czujemy i myślimy, stanowi zazwyczaj iluzje wyprodukowana przez nasze głowy, łącznie z tym wszystkim, co dotyczy pomocy udzielanej nam przez innych ludzi.

Myślisz, że pomagasz ludziom, bo ich kochasz. Jeśli tak, to chciałbym cię powiadomić, że w nikim nie jesteś zakochany. Kochasz jedynie swą z góry przyjętą i pełną nadziei wizję tej osoby. Pomyśl o tym przez chwile. Nigdy nie byłeś zakochany w rzeczywistej osobie, byłeś natomiast zakochany w swojej a priori przyjętej wizji tej osoby. I czy to nie jest właśnie powód, dla którego się odkochujesz? Twoja wizja uległa zmianie, prawda? "Jak mogłeś mnie do tego stopnia zawieść, skoro ja tobie tak ufałem?" - mówisz komuś. Czy rzeczywiście ufałeś mu? Nigdy nikomu nie ufałeś! Przestań w to wierzyć! To część prania mózgu, ufundowanego ci przez społeczeństwo. Przecież nigdy nikomu nie ufasz. Za jednym wyjątkiem: ufasz jedynie swemu sadowi na temat danej osoby. Na co więc się żalisz? Prawda jest taka, że nie lubisz przyznawać się do tego, że "mój sąd był nieprawdziwy". To cię zbytnio nie zachwyca. Wolisz powiedzieć: "Jak mogłeś sprawić mi taki zawód".

A więc podsumujmy. Ludzie tak naprawdę nie chcą dojrzeć, nie chcą się zmienić, nie chcą być szczęśliwi. Jak to mi kiedyś ktoś mądrze powiedział: "Nie staraj się ich uszczęśliwiać na sile, bo narobisz sobie kłopotów. Nie próbuj uczyć świni śpiewu. Stracisz swój czas, a i świnię zdenerwujesz". Przypomina mi się tu jeszcze inna historia o biznesmenie, który wszedł do baru, usiadł i zobaczył faceta z bananem w uchu. Wyobraź sobie, z bananem w uchu! I myśli sobie: "Czy ja czasem nie powinienem mu jakoś o tym powiedzieć? Nie, przecież to nie moja sprawa". Ale myśl ta nie daje mu spokoju. Po jednym czy dwóch drinkach zwraca się do faceta:

    - Przepraszam, hmm, ma pan banana w uchu.

    Facet na to:

    - Przykro mi, ale nie wiem, o co panu chodzi.

    Biznesmen powtarza:

    - Ma pan banana w uchu!

    Na co indagowany:

    - Głośniej, proszę, bo mam banana w uchu!

 

Takie działanie nie ma sensu. "Przestań, przestań i jeszcze raz przestań" - mówię do siebie. Powiedz swoje i zmykaj stad. Jeśli skorzystają z tego, to dobrze. Jeśli nie, to trudno!