ARYSTOTELES |
ARYSTOTELES ...porządniś,
który chciał zaprowadzić ład wśród pojęć... Matka
drzemała po obiedzie, a Zofia poszła do Zaułka. Do różowej koperty wsunęła
kostkę cukru i napisała na wierzchu „Dla Alberta”. Żadnego nowego listu nie
było, ale już po kilku minutach Zofia usłyszała psa. - Hermes! - zawołała i w następnej chwili pies przedarł się do Zaułka
z dużą żółtą kopertą w pysku. - Dobry piesek! Zofia objęła
go za kark; dyszał i sapał jak maszyna parowa. Dziewczynka wyjęła różową
kopertę z kostką cukru i włożyła mu do pyska. Pies wyczołgał się z Zaułka i
pobiegł do lasu. Otwierając
kopertę Zofia była odrobinę zdenerwowana. Czy będzie tu coś o chatce i łodzi? W kopercie,
jak zwykle, były arkusiki spięte spinaczem. Ale była też jedna luźna kartka.
Zofia zaczęła od niej. Droga
Panno Detektyw! A raczej,
żeby być bardziej dokładnym, panno włamywaczko. Sprawa została już zgłoszona
policji... Nie, nie,
aż tak bardzo się nie gniewam. Jeśli taką samą ciekawość wykazujesz w szukaniu
odpowiedzi na zagadki filozofii, to bardzo obiecujące. Szkoda tylko, że będę
zmuszony się wyprowadzić. No cóż, to naturalnie moja wina. Powinienem wiedzieć,
że należysz do tych, którzy pragną dotrzeć do samego sedna. Pozdrowienia,
Alberto Zofia
odetchnęła z ulgą. A więc nie jest na nią zły. Ale dlaczego musi się
wyprowadzić? Zabrała duże
kartki i pobiegła na górę do swego pokoju. Lepiej być w domu, kiedy matka się
obudzi. Ułożyła się wygodnie na łóżku i zaczęła czytać o Arystotelesie. Filozof i uczony Droga Zosiu! Na pewno
zastanowiła Cię teoria idei Platona. I nie Ciebie pierwszą. Nie wiem, czy
przyjęłaś ją bez zastrzeżeń, czy też nasunęły Ci się jakieś wątpliwości. Jeśli
jednak masz jakieś uwagi krytyczne, możesz być pewna, że takie same wysunął już
ARYSTOTELES (384-322 r. p.n.e.), który był uczniem Akademii Platona przez całe
dwadzieścia lat. Arystoteles
nie był Ateńczykiem. Pochodził z Macedonii, ale przybył do Aten i wstąpił do
Akademii, kiedy Platon miał sześćdziesiąt jeden lat. Był synem poważanego
lekarza, a więc uczonego-przyrodnika. Już takie pochodzenie może nam coś
powiedzieć o filozoficznym założeniu Arystotelesa. Najbardziej interesowała go
żywa przyroda. Był nie tylko ostatnim z wielkich greckich filozofów, lecz także
pierwszym wielkim biologiem Europy. Choć może
zabrzmi to zbyt ostro, wyrażę się następująco: Platon tak bardzo zajęty był
wiecznymi „formami” czy „ideami”, że nie zwracał szczególnej uwagi na zmiany w
przyrodzie. Arystoteles natomiast zajmował się właśnie tymi zmianami, czy - jak
powiemy dzisiaj - procesami zachodzącymi w przyrodzie. Mówiąc
jeszcze wyraźniej, możemy stwierdzić, że Platon zupełnie odwrócił się od świata
dostępnego zmysłom i na wszystko wokół siebie patrzył mrużąc oczy. (Chciał
przecież wydostać się z jaskini. Pragnął zajrzeć do wiecznego świata idei!)
Arystoteles czynił całkiem odwrotnie: na czworakach obserwował ryby i żaby,
anemony i maki. Możesz
powiedzieć, że Platon posługiwał się tylko swoim rozumem. Arystoteles
wykorzystywał także i zmysły. Różnica
między nimi widoczna jest także w sposobie pisania. Podczas gdy Platon był
twórcą, którego dzieła pełne są przenośni i poetyckich obrazów, pisma
Arystotelesa są suche i szczegółowe jak leksykon. Natomiast bardzo często za
tym, co pisze, kryją się autentyczne studia przyrody. W różnych
starożytnych przekazach wymienionych jest aż 170 tytułów pism Arystotelesa;
zachowało się z nich tylko 47. Nie chodzi tu o gotowe książki; są to głównie
notatki do wykładów. Również w czasach Arystotelesa filozofii nauczano przede
wszystkim ustnie. Arystoteles
stworzył profesjonalny język, którym nauka posługuje się do dzisiaj, i to jest
jego największy wkład do kultury europejskiej. Był wielkim systematykiem, który
uporządkował podstawowe pojęcia z różnych dziedzin wiedzy. Arystoteles
pisał o niemal wszystkich naukach, ja zadowolę się omówieniem tylko tych
najważniejszych. Ponieważ tak wiele opowiedziałem Ci o Platonie, najpierw
dowiesz się, jak Arystoteles traktuje naukę Platona o ideach. Następnie
przyjrzysz się, jak formułuje swą własną filozofię przyrody. To przecież właśnie
Arystoteles podsumował to, co przed nim powiedzieli filozofowie przyrody.
Zobaczymy również, w jaki sposób porządkuje nowe pojęcia i daje podstawy logice
jako nauce. Na koniec przedstawię Ci poglądy Arystotelesa na człowieka i
społeczeństwo. Jeśli akceptujesz
te warunki, to zakasujemy rękawy i zabieramy się do pracy. Nie ma wrodzonych idei Tak jak jego
poprzednicy, Platon wśród bezustannie zachodzących zmian pragnął odnaleźć coś
wiecznego i niezmiennego. Dla niego tym czymś okazały się idee stojące ponad
światem zmysłowym. Platon uważał ponadto, że idee są bardziej rzeczywiste od
zjawisk przyrody. Najpierw pojawiła się idea „koń”, a dopiero później nadbiegły
kłusem konie ze świata zmysłów, jak cienie na ścianie jaskini. Idea „kura” była
więc wcześniejsza niż kura i jajko. Arystoteles
uznał, że Platon postawił wszystko na głowie. Zgadzał się ze swym nauczycielem,
że konkretny koń „płynie” oraz że żaden koń nie żyje wiecznie. Zgadzał się
także, że sama forma konia jest wieczna i niezmienna. Ale idea „koń” jest
jedynie pojęciem, które my, ludzie, stworzyliśmy sobie po tym, jak zobaczyliśmy
pewną liczbę koni. Tak więc idea czy „forma” konia nie istnieje sama w sobie.
Forma „koń” to dla Arystotelesa cechy konia, czyli to, co dzisiaj określamy
jako gatunek - koń. Sprecyzuję:
przez „formę” konia Arystoteles rozumie to, co wspólne jest dla wszystkich
koni. I tu okazuje się, że przykład z pierniczkami nie pasuje, bo formy
pierniczków istnieją przecież całkiem niezależnie od konkretnych pierniczków.
Arystoteles nie wierzył w istnienie takich właśnie form, które, powiedzmy, leżą
gdzieś na odrębnej półce poza przyrodą. Dla Arystotelesa bowiem „formy” tkwią w
samych rzeczach, jako cechy wyróżniające je spośród innych rzeczy. Arystoteles
nie zgadza się więc z Platonem, że idea „kura” jest wcześniejsza od samej kury.
To, co Arystoteles nazywa „formą” kury, obecne jest w każdej kurze jako jej
szczególne cechy, na przykład znoszenie jajek. Tak więc kura i „forma” kury są
nierozłączne jak ciało i dusza. Właściwie powiedzieliśmy
już sobie najważniejsze o krytyce teorii idei Platona przeprowadzonej przez
Arystotelesa. Ale pamiętaj, Zosiu, że mówimy teraz o dramatycznym zwrocie w
sposobie myślenia. Dla Platona najwyższym stopniem rzeczywistości jest to, co myślimy
z użyciem rozumu. Dla Arystotelesa równie oczywiste było, że najwyższym
stopniem rzeczywistości jest to, co postrzegamy za pomocą zmysłów.
Platon twierdzi, że przyroda, jaką wokół nas widzimy, to tylko odbicie czegoś,
co istnieje w sposób bardziej rzeczywisty w świecie idei. Arystoteles wyrażał
pogląd dokładnie przeciwny: to, co jest w ludzkiej duszy, to tylko odbicia
przedmiotów istniejących w przyrodzie. Prawdziwym światem jest więc przyroda.
Zdaniem Arystotelesa Platon zachował mityczny obraz świata, w którym ludzkie
wyobrażenia plączą się z rzeczywistym światem. Arystoteles
twierdził, że w świadomości nie istnieje nic, czego przedtem nie
doświadczylibyśmy zmysłami. Platon mógłby powiedzieć, że w naturze nie istnieje
nic, czego przedtem nie było w świecie idei. Arystoteles uważał, że Platon w
ten sposób „podwaja liczbę przedmiotów”. Wyjaśnia istnienie konkretnego konia,
wskazując na ideę „koń”. Ale co to za wyjaśnienie, Zosiu? Skąd wzięła się idea „koń”?
A może istnieje jeszcze jakiś trzeci koń, którego idea „koń” jest tylko
odbiciem? Arystoteles
uważał, że wszystkie myśli i idee, jakie w sobie nosimy, przedostały się do
naszej świadomości dzięki temu, co widzimy i słyszymy. Posiadamy jednak rozum,
z którym się rodzimy. Mamy wrodzoną zdolność porządkowania wrażeń zmysłowych w
rozmaite grupy i klasy. W taki sposób powstają pojęcia: kamień, roślina,
zwierzę, człowiek. Tak powstają pojęcia: koń, homar, kanarek. Arystoteles
nie zaprzecza temu, że człowiek posiada przyrodzony mu rozum. Przeciwnie, jest
zdania, że rozum jest najbardziej charakterystyczną cechą człowieka. Ale nasz
rozum jest całkiem pusty, dopóki nie poznamy czegoś zmysłami. Człowiek nie
posiada więc żadnych wrodzonych idei. Formy są
właściwościami rzeczy Wyjaśniwszy
swój stosunek do platońskiej teorii idei, Arystoteles konstatuje, że
rzeczywistość składa się z rozmaitych konkretnych rzeczy, które stanowią
jedność formy i materii. Materia to materiał, z którego rzecz jest
zrobiona, podczas gdy forma to szczególne właściwości rzeczy. Przed Tobą,
Zosiu, trzepocze skrzydłami kura. Formą kury jest właśnie to, że trzepocze
skrzydłami, gdacze i znosi jajka. Przez formę kury rozumie się więc właściwości
szczególne dla tego gatunku - czyli to, co kura robi. Kiedy kura zdycha -
a więc przestaje gdakać - przestaje także istnieć forma kury. Jedyne, co
zostaje, to materia kury (przykra sprawa, Zosiu!), ale to nie jest już kura. Jak już
mówiłem, Arystoteles interesował się zmianami zachodzącymi w przyrodzie. W
materii zawsze tkwi możliwość osiągnięcia określonej formy. Możemy powiedzieć,
że materia dąży do urzeczywistnienia tkwiącej w niej możliwości. Według
Arystotelesa każda zmiana w przyrodzie jest przekształceniem z „możliwości” w „rzeczywistość”. Dobrze,
dobrze, Zosiu. Zaraz Ci to wyjaśnię. Opowiem Ci pewną zabawną historyjkę. Był
sobie raz rzeźbiarz, który stał pochylony nad wielkim blokiem granitu. Każdego
dnia rzeźbił i rył w bezkształtnym kamieniu. Któregoś ranka odwiedził go mały
chłopczyk. „Czego szukasz?” - zapytał. „Poczekaj, to zobaczysz” - odparł
rzeźbiarz. Chłopiec wrócił po kilku dniach, a w tym czasie rzeźbiarz wykuł już
w granicie pięknego konia. Chłopiec wpatrywał się w niego z rozdziawioną buzią.
Potem odwrócił się do rzeźbiarza i zapytał: „Skąd wiedziałeś, że on tam jest?”. No właśnie, skąd
mógł to wiedzieć? Rzeźbiarz w pewien sposób widział formę konia w bloku
granitu, bo w tym akurat kawałku kamienia tkwiła możliwość, by nadać mu tę
formę. Arystoteles uważał, że tak samo w każdej rzeczy w przyrodzie tkwi
możliwość realizacji czy osiągnięcia określonej formy. Wróćmy do
kury i jajka. W kurzym jajku tkwi możliwość, by kiedyś stało się kurą. Nie
znaczy to wcale, że wszystkie kurze jajka będą kiedyś kurami, bo przecież
niektóre trafiają na stół nakryty do śniadania - jako jajko na miękko, omlet
czy jajecznica - bez urzeczywistnienia tkwiącej w jajku formy. Wiadomo także,
że z kurzego jajka nigdy nie wykluje się gęś. Taka możliwość nie tkwi w kurzym
jajku. Forma jakiejś rzeczy mówi więc coś o możliwości tkwiącej w tej rzeczy, a
także o ograniczeniach, które tej rzeczy dotyczą. Kiedy
Arystoteles mówi o formie i materii rzeczy, ma na myśli nie tylko żywe
organizmy. Tak jak formą kury jest gdakanie, trzepotanie skrzydłami oraz
składanie jaj, tak formą kamienia jest to, że spada na ziemię. Naturalnie
możesz podnieść kamień i wyrzucić go wysoko w powietrze, ale ponieważ w naturze
kamienia leży spadanie na ziemię, nie zdołasz dorzucić go do księżyca.
(Przeprowadzając ten eksperyment musisz być bardzo ostrożna,
bo kamień może się zemścić. Będzie starał się powrócić na ziemię jak
najszybciej, i niech się strzeże ten, kto stanie mu na drodze!) Przyczyna celowa Zanim
zakończymy rozważania o tym, że wszystkie żywe i nieożywione rzeczy posiadają
formę, mówiącą coś o możliwej „działalności” rzeczy, muszę dodać, że
Arystoteles miał dość niezwykły pogląd na przyczyny działające w przyrodzie. Dzisiaj,
kiedy mówimy o przyczynie tego czy tamtego, chodzi nam o to, w jaki sposób coś
się dzieje. Szyba jest rozbita dlatego, że Petter rzucił w nią kamieniem; but
powstaje, ponieważ szewc zeszywa kawałki skór. Arystoteles uważał jednak, że w
przyrodzie jest kilka typów przyczyn. W sumie wymienia cztery różne typy.
Najważniejsze jest zrozumienie, co miał na myśli mówiąc o przyczynie
celowej. Jeśli chodzi
o wybijanie szyb, nasuwa się oczywiście pytanie, dlaczego Petter rzucił
w okno kamieniem. Pytamy, jaki miał w tym cel. Nie mamy także wątpliwości, że
zamiar czy cel odgrywa również bardzo ważną rolę przy szyciu buta. Arystoteles
uważał jednak, że mamy do czynienia z ową przyczyną celową także wtedy, gdy
chodzi o wszystkie procesy zachodzące w przyrodzie. Wystarczy nam jeden
przykład. Dlaczego pada
deszcz, Zosiu? Na pewno w szkole uczyłaś się, że pada dlatego, iż para wodna w
chmurach schładza się i gęstnieje w krople wody, które spadają na ziemię z
powodu siły ciążenia. Arystoteles zgodnie pokiwałby głową. Dodałby jednak, że
wymieniłaś dopiero trzy przyczyny. Przyczyna materialna to ta, że para
wodna (czyli chmury) znalazła się akurat w tym miejscu, gdzie powietrze było
chłodne. Przyczyna sprawcza to fakt, że para wodna ochładza się i przyczyna
formalna to to, że formą czy naturą wody jest spadanie na ziemię. Gdybyś
nic już więcej nie dodała, Arystoteles uzupełniłby Twoją wypowiedź
stwierdzeniem, że pada dlatego, ponieważ rośliny i zwierzęta potrzebują
wody deszczowej, aby mogły rosnąć. To właśnie nazwał przyczyną celową. Jak
widzisz, Arystoteles przypisywał kroplom wody życiodajne zamiary. My pewnie
postawilibyśmy to wszystko na głowie i powiedzielibyśmy, że rośliny rosną
dlatego, że istnieje wilgoć. Dostrzegasz różnicę, Zosiu? Arystoteles uważał, że
celowość istnieje w całej przyrodzie. Deszcz pada po to, by rośliny mogły
rosnąć, pomarańcze i winogrona rosną po to, by ludzie mogli je jeść. Dzisiejsza
nauka stoi na odmiennym stanowisku. Mówimy, że pożywienie i wilgoć to warunki,
które muszą być spełnione, aby zwierzęta i ludzie mogli żyć. Gdyby było
inaczej, nie moglibyśmy istnieć. Karmienie nas nie jednak celem wody czy
pomarańczy. Jeśli chodzi
o pogląd na przyczyny, może ogarnąć nas ochota, by stwierdzić, że Arystoteles
się pomylił. Ale nie spieszmy się zbytnio. Wielu ludzi wierzy, że Bóg stworzył
świat takim, jaki jest, właśnie po to, by ludzie i zwierzęta mogli na nim żyć.
Na takiej podstawie można naturalnie twierdzić, że w rzekach płynie woda
dlatego, że ludzie i zwierzęta potrzebują jej do życia. Mówimy jednak wtedy o
celu czy zamiarze Boga. A więc nie krople deszczu czy woda w rzece chcą naszego
dobra, lecz Bóg. Logika Rozdział
między formą a materią odgrywa istotną rolę również wtedy, gdy Arystoteles
opisuje sposób, w jaki ludzie poznają świat. Gdy coś
poznajemy, porządkujemy rzeczy w różne grupy, czyli kategorie. Widzę konia,
później jeszcze jednego konia, i jeszcze jednego. Konie nie są wcale
identyczne, ale we wszystkich tkwi coś takiego samego, i właśnie to, co wspólne
dla wszystkich koni, jest formą konia. To, co różni konie od siebie - cechy
indywidualne - należy do materii konia. Tak właśnie
my, ludzie, chodzimy po świecie i sortujemy rzeczy, wkładając je do różnych
przegródek. Umieszczamy krowy w oborze, konie w stajni, świnie w chlewie, a
kury w kurniku. To samo się dzieje, kiedy Zofia Amundsen sprząta w swoim
pokoju. Wkłada książki na półkę z książkami, podręczniki do plecaka, a tygodniki
do szuflady w komodzie. Starannie składa ubrania i układa je w szafie - na
jednej półce majtki, na drugiej swetry, a skarpety w oddzielnej szufladzie.
Zwróć uwagę, że to samo robimy w naszych głowach: rozróżniamy przedmioty
zrobione z kamienia, przedmioty zrobione z wełny, przedmioty zrobione z gumy.
Odróżniamy rzeczy żywe od nieożywionych, rozróżniamy rośliny, zwierzęta i
ludzi. Nie pogubiłaś
się, Zosiu? Arystoteles pragnął więc zrobić gruntowne porządki w panieńskim
pokoiku przyrody. Starał się udowodnić, że wszystkie rzeczy w przyrodzie należą
do różnych grup i podgrup (Hermes to żywa istota, dokładniej - zwierzę,
dokładniej - kręgowiec, dokładniej - ssak, dokładniej - pies, dokładniej -
labrador, dokładniej - samiec labradora). Pójdź do
swojego pokoju, Zosiu. Podnieś z podłogi jakikolwiek przedmiot. Bez względu na
to, co weźmiesz do ręki, przekonasz się, że to, co podniosłaś, należy do
jakiejś klasy. W dniu, kiedy ujrzałabyś coś, czego nie umiałabyś sklasyfikować,
przeżyłabyś prawdziwy szok. Gdybyś na przykład zobaczyła jakiś mały kłębek
czegoś i nie mogła z pewnością orzec, czy należy on do królestwa roślin,
królestwa zwierząt czy królestwa minerałów, myślę, że bałabyś się tego dotknąć. Powiedziałem:
królestwo roślin, królestwo zwierząt i królestwo minerałów. Przypomina mi się
gra towarzyska, w której jakiegoś nieboraka albo nieboraczkę wygania się na
korytarz, a reszta towarzystwa ustala, o czym będzie myśleć. Ów nieborak, kiedy
wróci do pokoju, ma odgadnąć, o czym myślą pozostali. Towarzystwo
postanawia myśleć o kotku Monsie, który właśnie w tej chwili siedzi w ogrodzie
sąsiadów. Nieborak wraca z przedpokoju i zaczyna zgadywać. Zebrani mogą mu
tylko odpowiadać „tak” lub „nie”. Jeśli nieborak jest dobrym arystotelikiem - a
w takim razie wcale nie jest nieborakiem - zabawa może przebiegać następująco:
Czy to coś konkretnego? (Tak!) Czy to należy
do królestwa minerałów? (Nie!) Czy to coś żywego? (Tak!) Czy to należy do
królestwa roślin? (Nie!) Czy to zwierzę? (Tak!) Czy to ptak? (Nie!) Czy to
ssak? (Tak!) Czy to całe zwierzę? (Tak!) Czy to kot? (Tak!) Czy to Mons?
(Taaak! Śmiech...) A więc tę
zabawę towarzyską wymyślił Arystoteles. Zasługą Platona jest wymyślenie zabawy
w chowanego. Uznanie dla Demokryta za wynalezienie klocków Lego już
wyraziliśmy. Arystoteles
był pedantycznym porządnisiem, pragnącym zaprowadzić ład wśród pojęć, którymi
posługują się ludzie. On to właśnie dał podstawy logice jako nauce.
Podał wiele surowych zasad ustalania, jakie sądy i pojęcia są logicznie
udowodnione. Znów wystarczy nam jeden przykład: jeśli stwierdzę najpierw, że „wszystkie
żywe istoty są śmiertelne” (pierwsze założenie), a później, że „Hermes jest
żywą istotą” (drugie założenie), to mogę z tego wyciągnąć elegancką konkluzję, że
„Hermes jest śmiertelny”. Przykład ten
pokazuje, że logika Arystotelesa dotyczy stosunku między pojęciami, w tym
przypadku pojęciami „żywej istoty” i „śmiertelności”. Choć musimy przyznać
Arystotelesowi rację, że powyższy wniosek jest w stu procentach prawdziwy,
musimy także powiedzieć sobie, że nie wnosi on niczego nowego. Z góry
wiedzieliśmy, że Hermes jest śmiertelny (jest przecież psem, a wszystkie psy to
żywe istoty, w przeciwieństwie do kamieni na Mount Evereście). Tak, Zosiu,
wiedzieliśmy to już wcześniej. Nie zawsze jednak stosunek między grupami rzeczy
może wydawać się równie jasny. Czasami konieczne jest uporządkowanie naszych
pojęć. Podam Ci
jeszcze jeden przykład: czy to naprawdę możliwe, że maleńkie myszki ssą mleko
matki tak jak jagnięta i prosięta? Niewątpliwie brzmi to nieco dziwnie, ale
zastanówmy się. W każdym razie myszy nie składają jaj (kiedy ostatnio widziałaś
mysie jajko?). To znaczy, że rodzą żywe dzieci - tak jak świnie i owce.
Zwierzęta, które rodzą żywe młode, nazywamy ssakami, a ssaki to zwierzęta,
które ssą mleko matki! Tym samym dotarliśmy do celu. Nosiliśmy odpowiedź w
sobie, ale musieliśmy się
zastanowić. W biegu zapomnieliśmy, że małe myszki
naprawdę piją mleko matki. Może dlatego, że nigdy nie obserwowaliśmy karmienia
mysich dzieci, a to oczywiście dlatego, że myszy nie lubią pokazywać ludziom,
jak opiekują się młodymi. Drabina natury „Porządkując”
świat Arystoteles wskazuje przede wszystkim na fakt, że rzeczy w przyrodzie
można podzielić na dwie główne grupy. Z jednej strony mamy rzeczy
nieożywione - takie jak kamienie, krople wody, grudki ziemi. One pozbawione
są wrodzonej możliwości zmian. Zdaniem Arystotelesa, takie nieożywione rzeczy
mogą zmienić się jedynie pod wpływem oddziaływań z zewnątrz. Z drugiej strony
mamy rzeczy ożywione, w których tkwi możliwość zmian. Jeśli chodzi
o rzeczy ożywione, Arystoteles wskazuje, że można je podzielić na dwie różniące
się od siebie główne grupy. Z jednej strony mamy żywe rośliny, z drugiej
żywe istoty. Wreszcie żywe istoty można podzielić na dwie podgrupy - zwierzęta
i ludzi. Musisz
przyznać Arystotelesowi rację; podział ten jest jasny i przejrzysty. Między
rzeczami ożywionymi a nieożywionymi, na przykład między różą a kamieniem, jest
istotna różnica. Rośliny i zwierzęta, na przykład róża i koń, także znacznie
się różnią od siebie. Jestem również zdania, że istnieje pewna rozbieżność
między kamieniem a człowiekiem. Ale na czym polegają te różnice? Czy możesz mi
na to odpowiedzieć? Nie mam,
niestety, czasu czekać, aż mi odpiszesz i włożysz odpowiedź do różowej koperty
razem z kostką cukru, sam więc powiem: dzieląc zjawiska przyrody na różne grupy
Arystoteles za podstawę podziału przyjmuje właściwości poszczególnych rzeczy,
czyli to, co mogą lub robią. Wszystkie
rzeczy ożywione (rośliny, zwierzęta i ludzie) posiadają zdolność do pobierania
pokarmu, rośnięcia i rozmnażania. Wszystkie żywe istoty (zwierzęta i ludzie)
mają również zdolność wyczuwania świata zewnętrznego i poruszania się w
naturze. Wszyscy ludzie mają poza tym zdolność myślenia, a więc porządkowania
wrażeń zmysłowych w grupy i klasy. Jednak w
przyrodzie nie ma żadnych naprawdę ostro zarysowanych granic. Możemy
zaobserwować gładkie przejście od bardzo prostych roślin do bardziej
skomplikowanych. Na samym szczycie tej „drabiny” stoi człowiek, który - zdaniem
Arystotelesa - żyje całym życiem przyrody. Człowiek rośnie i pobiera pokarm jak
rośliny, ma uczucia i zdolność poruszania się jak zwierzęta, a w dodatku
posiada szczególną właściwość, która jest charakterystyczna tylko dla niego, a
mianowicie zdolność racjonalnego myślenia. Tym samym
człowiek posiada iskrę boskiego rozumu. Tak, tak, Zosiu, boskiego. W kilku
miejscach Arystoteles wskazuje, że musi istnieć Bóg, który wprawił w ruch
wszelkie zmiany w przyrodzie. W ten sposób Bóg stanowi absolutny szczyt „drabiny”
przyrody. Arystoteles
wyobrażał sobie, że ruchy gwiazd i planet rządzą ruchem na Ziemi. Musi jednak
istnieć coś, co wprawia w ruch również ciała niebieskie. Arystoteles nazwał to „pierwszym
poruszającym”, czyli Bogiem. Pierwszy poruszający sam pozostaje w bezruchu, ale
jest „pierwszą przyczyną” ruchów ciał niebieskich, a tym samym wszelkich ruchów
w przyrodzie. Etyka Wrócimy teraz
do człowieka, Zosiu. Formą człowieka jest według Arystotelesa to, że ma on
zarówno „duszę roślinną”, „duszę zwierzęcą”, jak i „duszę myślącą”. Arystoteles
zadaje więc pytanie: Jak powinien żyć człowiek? Co jest potrzebne, by życie
człowieka było szczęśliwe? Krótko odpowiem: człowiek będzie szczęśliwy jedynie
wtedy, gdy wykorzysta wszystkie swoje zdolności i możliwości. Arystoteles
uważał, że istnieją trzy formy szczęścia. Pierwszą formą szczęścia jest życie
wśród namiętności i przyjemności. Drugą - życie wolnego i odpowiedzialnego
obywatela, a trzecią - życie badacza i filozofa. Arystoteles
podkreśla, że aby człowiek był naprawdę szczęśliwy, spełnione muszą być te trzy
warunki jednocześnie. Gdyby żył dzisiaj, być może stwierdziłby, że człowiek,
który troszczy się wyłącznie o swoje ciało, żyje niepełnie i ułomnie, tak samo
jak ten, który wykorzystuje tylko głowę. Obie te skrajności są wyrazem
skrzywionego stylu życia. Również jeśli
chodzi o stosunek do innych ludzi, Arystoteles zaleca drogę „złotego środka”:
mamy nie być ani tchórzliwi, ani zuchwali, lecz mężni (zbyt mało męstwa to
tchórzostwo, zbyt dużo - zuchwalstwo). Nie powinniśmy też być ani skąpi, ani
rozrzutni, lecz hojni (zbyt mało hojności to skąpstwo, zbyt dużo -
rozrzutność). To dokładnie
tak jak z jedzeniem. Niebezpiecznie jest jeść za mało, ale zbyt dużo jedzenia
także szkodzi. Zarówno etyka Platona, jak i Arystotelesa przypomina grecką
medycynę: jedynie zachowując równowagę i umiar mogę być szczęśliwym, „harmonijnym”
człowiekiem. Polityka Stwierdzenie,
że człowiek nie może bez reszty oddać się jednej dziedzinie życia, pojawia się
także w poglądach Arystotelesa na społeczeństwo. Arystoteles powiedział, że
człowiek jest „istotą polityczną”. Uważał, że bez otaczającego nas
społeczeństwa nie bylibyśmy prawdziwymi ludźmi. Był zdania, że rodzina i wioska
lub miasteczko mogą zaspokoić potrzeby życiowe niższego rzędu, takie jak
pożywienie i ciepło, małżeństwo i wychowanie dzieci. Najwyższą jednak formą
ludzkiej wspólnoty jest państwo. Czas więc na
pytanie, w jaki sposób powinno być zorganizowane państwo. (Pamiętasz chyba „państwo
filozofów” Platona?) Arystoteles wymienia trzy różne formy państwa. Jedną z
nich jest monarchia - co znaczy, że jest tylko jeden najwyższy szef
państwa. Aby ta forma państwa była dobra, nie może przekształcić się w „tyranię”,
a więc w taki stan, gdzie jedynowładca rządzi państwem, kierując się wyłącznie
własnym dobrem. Drugą dobrą formą państwa jest arystokracja. W państwie arystokratycznym
rządzi mniejsza lub większa grupa przywódców. Ta forma państwa powinna wystrzegać
się, by nie przeobrazić się w „oligarchię”, dziś nazwalibyśmy to juntą. Trzecią
dobrą formę państwa Arystoteles nazwał politeją, co oznacza demokrację.
Również ta forma państwa ma złą stronę. Demokracja może szybko przerodzić się w
„ochlokrację”, czyli rządy tłumu (nawet gdyby tyran Hitler nie był szefem
państwa w Niemczech, wszyscy drobniejsi naziści mogliby stworzyć straszliwą „ochlokrację”). Pogląd na kobiety Na koniec
powiemy sobie co nieco o poglądach Arystotelesa na kobiety. Nie były one niestety
równie budujące jak Platona. Arystoteles uważał, że kobiecie czegoś brakuje.
Jest „zdeformowanym mężczyzną”. Podczas zapłodnienia kobieta pozostaje bierna,
przyjmująca, podczas gdy mężczyzna jest stroną aktywną, dającą. Dziecko
dziedziczy jedynie cechy mężczyzny. Arystoteles wierzył, że wszelkie cechy
dziecka tkwią gotowe w nasieniu mężczyzny. Kobieta jest jak rola uprawna, która
tylko przyjmuje w siebie ziarno i nosi je w sobie, aż wyrośnie, podczas gdy
mężczyzna jest „siewcą”. Mówiąc to w sposób prawdziwie Arystotelesowy,
mężczyzna daje „formę”, a kobieta „materię”. Że człowiek
tak rozumny jak Arystoteles mógł się tak mylić, gdy chodziło o stosunek do
płci, jest oczywiście zdumiewające, a poza tym godne ubolewania. Wskazuje nam
to jednak na dwie rzeczy: po pierwsze, że Arystoteles nie mógł mieć zbyt dużego
doświadczenia, jeśli chodzi o życie kobiet i dzieci. Po drugie, jak zły obrót
mogą przyjąć sprawy, kiedy mężczyźni mają wyłączność na filozofię i naukę. Stosunek
Arystotelesa do kobiet został niestety utrwalony, gdyż to jego poglądy, a nie
Platona, rozpowszechniły się w średniowieczu. W ten sposób Kościół przejął
stosunek do kobiet, który właściwie nie znajduje żadnego uzasadnienia w Biblii.
Jezus także nie był wrogiem kobiet! Na razie na
tym kończę, ale obiecuję, że jeszcze się do Ciebie odezwę. Przeczytawszy
rozdział o Arystotelesie półtora raza, Zofia włożyła kartki do żółtej koperty i
zaczęła rozglądać się po pokoju. Na podłodze przewalały się książki i
segregatory. Z szafy wystawały skarpetki i bluzki, rajstopy i dżinsy. Na
krześle przy biurku kłębiła się bezładna plątanina brudnych ciuchów. Zofię
ogarnęła nagle nieprzeparta ochota, by wprowadzić ład. Zaczęta od
opróżnienia z ubrań wszystkich półek w szafie. Wyrzuciła rzeczy na podłogę. To
ważne, by zacząć od samego początku. Teraz zabrała się do mozolnej pracy
polegającej na starannym składaniu każdej części garderoby i wybieraniu dla
niej miejsca. W szafie było siedem półek. Zofia przeznaczyła oddzielną półkę na
majtki i koszulki, inną na skarpety i rajstopy, a jeszcze inną na długie
spodnie. W ten sposób po kolei zapełniła całą szafę. Nie miała wątpliwości,
gdzie powinna umieścić jakąś część ubrania. To, co kwalifikowało się do prania,
wsadziła do plastykowej torby, znalezionej na najniższej półce. Zjedna tylko
rzeczą miała problem, nie wiedziała, gdzie ją umieścić. Była to dość zwyczajna
biała podkolanówka. I wcale nie o to chodziło, że drugiej do pary brakowało. Ta
podkolanówka nigdy nie należała do Zofii. Dziewczynka
przez kilka minut na wszystkie strony oglądała skarpetkę. Nie była oznaczona
żadnym imieniem, ale Zofia miała swoje podejrzenia, do kogo mogła należeć.
Rzuciła ją na najwyższą półkę razem z torbą pełną klocków Lego, kasetą wideo i
czerwoną jedwabną apaszką. Teraz
przyszła kolej na podłogę. Zofia posortowała książki i segregatory, tygodniki i
plakaty - dokładnie tak, jak nauczyciel filozofii opisał w rozdziale o
Arystotelesie. Kiedy uporała się z podłogą, zaścieliła łóżko, a następnie
wzięła się za biurko. Na koniec
zebrała wszystkie kartki wykładu o Arystotelesie w porządny stosik. Znalazła
pusty segregator, wyciągnęła dziurkacz, przedziurkowała kartki i włożyła je do
segregatora. Segregator wsunęła na górną półkę w szafie, tam gdzie wcześniej
wrzuciła białą podkolanówkę. Postanowiła, że później przyniesie z Zaułka puszkę
po ciastkach. Od tej pory będzie panował porządek. Zofia nie myślała tylko o przedmiotach
w pokoju. Po przeczytaniu o Arystotelesie zrozumiała, że równie ważne jest
utrzymywanie porządku w pojęciach i wyobrażeniach. Na podobne zagadnienia
zarezerwowała najwyższą półkę w szafie. Było to jedyne miejsce w pokoju, nad
którym nie miała pełnej kontroli. Matka od
kilku godzin nie dawała o sobie znać. Zofia zeszła na dół. Przed obudzeniem
matki musiała nakarmić swoje zwierzaki. W kuchni
pochyliła się nad akwarium ze złotymi rybkami. Jedna rybka była czarna, druga
pomarańczowa, a trzecia biało-czerwona. Dlatego właśnie nazwała je Czarny
Piotruś, Złotowłosa i Czerwony Kapturek. Sypiąc pokarm do wody powiedziała: - Należycie do ożywionej części przyrody, a to znaczy, że możecie
pobierać pokarm, rosnąć i rozmnażać się. Określając bliżej, należycie do
królestwa zwierząt, a więc możecie się poruszać i patrzeć na świat. A mówiąc
jeszcze dokładniej, jesteście rybami, a więc oddychacie skrzelami i pływacie
sobie tam i z powrotem w wodzie życia. Zofia
zakręciła wieczko naczyńka z pokarmem dla rybek. Zadowolona była z
umiejscowienia złotych rybek w porządku przyrody, a już szczególną przyjemność
sprawiło jej wyrażenie „woda życia”. Teraz przyszła kolej na papużki. Nasypała
trochę ziarenek do korytka i powiedziała: - Kochana Kruszynko i Okruszku! Jesteście ślicznymi małymi papużkami
dlatego, że rozwinęłyście się ze ślicznych małych papużkowych jajeczek, a
ponieważ w formie tych jajeczek tkwiła możliwość, że rozwiniecie się w papużki,
to na szczęście teraz nie jesteście wielkimi, skrzeczącymi papugami. Zofia
przeszła do dużej łazienki. Tu, w sporym pudle leżał leniwy żółw. Zdarzało się,
że kiedy matka brała prysznic, głośno wołała, że któregoś dnia go zamorduje. Na
razie jednak były to tylko czcze pogróżki. Zofia wyjęła ze słoika liść sałaty i
położyła go w pudełku. - Kochany Gowindo - przemówiła. - Nie należysz do najszybszych
zwierząt na świecie, ale w każdym razie jesteś zwierzęciem i możesz przeżywać
przynajmniej maleńką część ogromnego świata, w którym żyjemy. Niech cię
pocieszy to, że nie ty jeden nie umiesz przeskoczyć samego siebie. Shere Khan na
pewno był gdzieś na dworze, bo taka już jest kocia natura. Zofia skierowała się
do sypialni matki. Przeszła przez salon. Na stoliku stał wazon pełen żonkili.
Kiedy Zofia je mijała, żółte kwiaty jakby pochyliły się w ukłonie. Dziewczynka
przystanęła na moment i palcami delikatnie musnęła gładkie korony. - I wy także należycie do ożywionej części przyrody - powiedziała.
- Jesteście w pewien sposób uprzywilejowane w stosunku do wazonu, w którym
stoicie. Ale niestety nie potraficie tego zrozumieć. Teraz Zofia
wślizgnęła się do sypialni matki. Mama spała głęboko, ale Zofia położyła jej
rękę na głowie. - A ty należysz do największych szczęśliwców - powiedziała. - Nie
tylko żyjesz jak lilie na łące. I nie tylko jesteś żywą istotą jak Shere Khan i
Gowinda. Jesteś człowiekiem i posiadasz zdolność myślenia. - Co ty takiego mówisz, Zosiu? Najwyraźniej
mama obudziła się szybciej niż zwykle. - Mówię tylko, że przypominasz ospałego żółwia. Poza tym chciałam
poinformować, że posprzątałam w pokoju. Zabrałam się do dzieła z filozoficzną
dokładnością. Matka na wpół
uniosła się w łóżku. - Już wstaję - powiedziała. - Czy możesz zrobić kawę? Zofia uczyniła, o co ją poproszono, i niedługo siedziały z matką w
kuchni przy kawie, soku i czekoladzie. W pewnej chwili Zofia zapytała: - Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, mamo, dlaczego żyjemy? - Widzę, że się nie poddajesz. - Tak, bo znam już odpowiedź. Ludzie żyją na tej planecie po to, by
ktoś nazwał wszystkie rzeczy, które się tu znajdują. - Ach tak? Nigdy o tym nie myślałam. - To znaczy, że masz poważny problem, bo człowiek jest istotą myślącą.
Jeśli nie myślisz, to znaczy, że nie jesteś człowiekiem. - Zosiu! - Wyobraź sobie, że na Ziemi żyłyby tylko zwierzęta i rośliny. Nie
byłoby nikogo, kto mógłby wyodrębnić koty, psy, lilie, agrest. Rośliny i
zwierzęta także żyją, ale tylko my możemy uporządkować przyrodę w grupy i
klasy. - Doprawdy, jesteś najdziwniejszą z córek, jakie mam - stwierdziła
matka. - Coś podobnego! - odparła Zofia. - Wszyscy ludzie są mniej lub
bardziej dziwni. Jestem człowiekiem, a więc jestem mniej lub bardziej dziwna.
Ty masz tylko jedną córkę, a więc ja jestem najdziwniejsza. - Chodziło mi o to, że przeraża mnie to twoje... mówienie, które ostatnio
zaczęłaś. - To znaczy, że łatwo cię przestraszyć. Późnym
popołudniem Zofia wróciła do Zaułka. Udało jej się przemycić puszkę po
ciastkach do pokoju tak, że matka tego nie zauważyła. Najpierw
ułożyła wszystkie kartki w odpowiedniej kolejności, później przedziurkowała je
i wsadziła do segregatora przed rozdziałem o Arystotelesie. Na koniec wpisała
numer każdej strony w prawym górnym rogu. Miała ich już ponad pięćdziesiąt. W
ten sposób przygotowała swój własny podręcznik filozofii. Nie ona go napisała,
ale został napisany specjalnie dla niej. O lekcjach na
poniedziałek nie zdążyła nawet pomyśleć. Być może będzie klasówka z religii,
ale nauczyciel zawsze powtarzał, że ceni przede wszystkim osobiste
zaangażowanie i samodzielne opinie. Zofia miała wrażenie, że nareszcie zaczyna
mieć podstawy do jednego i drugiego. |