KANT


KANT

...niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie...

 

Dopiero około północy major Albert Knag zadzwonił do domu, by złożyć Hildzie życzenia z okazji piętnastych urodzin. Telefon odebrała matka.

- To do ciebie, Hildo.

- Halo?

- Mówi tatuś.

- Zwariowałeś? Już prawie dwunasta.

- Chciałem ci tylko złożyć życzenia...

- Robiłeś to przez cały dzień.

- ...ale chciałem zaczekać aż dzień się skończy.

- Dlaczego?

- Nie dostałaś prezentu?

- Dostałam. Bardzo dziękuję.

- Nie dręcz mnie. Co o nim myślisz?

- Fantastyczny! Prawie nic dzisiaj nie jadłam.

- Musisz jeść.

- Ale to takie pasjonujące.

- Jak daleko dotarłaś? Musisz mi to wreszcie powiedzieć, Hildo.

- Weszli do Chaty Majora, bo zacząłeś ich drażnić wężem morskim...

- Oświecenie.

- I Olympe de Gouges.

- W takim razie aż tak bardzo się nie pomyliłem.

- Jak to „pomyliłem”?

- Wydaje mi się, że zostały już tylko jedne życzenia. Będzie do nich melodia.

- Przeczytam trochę w łóżku przed snem.

- Rozumiesz coś z tego?

- Więcej się nauczyłam przez ten dzień niż... niż kiedykolwiek przedtem. To niewiarygodne, że nie upłynęła nawet doba od chwili, kiedy Zofia wróciła do domu ze szkoły i znalazła pierwszą kopertę.

- To dziwne, jak niewiele potrzeba.

- Ale trochę mi jej szkoda.

- Mamy?

- Nie, skąd! Zofii.

- Ooo...

- Wszystko jej się pomieszało, biedaczce.

- Ale przecież ona jest tylko... To znaczy...

- Chcesz powiedzieć, że jest tylko czymś, co wymyśliłeś.

- Coś w tym rodzaju.

- Ale ja myślę, że Zofia i Alberto istnieją.

- Porozmawiamy, kiedy wrócę do domu.

- Dobrze.

- I życzę ci nadal dobrego dnia.

- Co powiedziałeś?

- To znaczy dobrej nocy.

- Dobranoc.

 

Pół godziny później, kiedy Hilda położyła się, na dworze wciąż było tak jasno, że mogła popatrzeć na ogród i na zatokę. O tej porze roku nie robiło się naprawdę ciemno.

Przez chwilę bawiła się myślą, że znajduje się w środku obrazu zawieszonego na ścianie w małej leśnej chatce. Czy można wyjrzeć z tego obrazu na świat, który jest poza nim?

Przed snem postanowiła przeczytać jeszcze choć parę kartek z segregatora.

 

Zofia odłożyła list ojca Hildy na półeczkę nad kominkiem.

- To z ONZ może rzeczywiście być ważne - powiedział Alberto. - Ale nie podoba mi się, że się wcina w moje opowiadanie.

- Nie przejmuj się tym aż tak.

- Postanowiłem od tej chwili nie zwracać uwagi na te nadzwyczajne zjawiska, węże morskie i temu podobne. Siądźmy przy oknie, opowiem ci o Kancie.

Na stoliczku między dwoma fotelami Zofia dostrzegła parę okularów. Zauważyła, że szkła są czerwone. Czy to jakieś specjalne okulary słoneczne?

- Dochodzi druga - stwierdziła. - Muszę być w domu przed piątą. Mama na pewno ma jakieś plany związane z urodzinami.

- To znaczy, że mam trzy godziny.

- Zaczynaj!

- IMMANUEL KANT urodził się w roku 1724 w rodzinie siodlarza w Królewcu. Spędził w tym wschodniopruskim mieście prawie całe życie, aż do śmierci, a umarł mając osiemdziesiąt lat. Odebrał surowe religijne wychowanie. Na kształt filozofii Kanta bez wątpienia wywarły wpływ jego przekonania chrześcijańskie. Podobnie jak Berkeley, Kant chciał ratować podstawy wiary chrześcijańskiej.

- O Berkeleyu nasłuchałam się już dość, dziękuję bardzo.

- Kant, jako jedyny wśród filozofów, o których do tej pory mówiliśmy, był zatrudniony na uniwersytecie w roli profesora filozofii. Był „zawodowym filozofem”.

- Zawodowy filozof?

- Słowa „filozof” używa się dzisiaj w dwóch nieco różniących się od siebie znaczeniach. „Filozof” to przede wszystkim ktoś, kto stara się sformułować własne odpowiedzi na pytania filozoficzne. Ale „filozof” to także ktoś, kto jest ekspertem z dziedziny historii filozofii i wcale nie musi koniecznie tworzyć własnych systemów.

- I Kant był właśnie takim zawodowym filozofem.

- I tym, i tym. Gdyby był tylko profesorem, a więc znawcą poglądów innych myślicieli - nie zająłby miejsca w historii filozofii. Ale ważne jest również, by pamiętać, że Kant doskonale orientował się w poprzedzającej go tradycji filozoficznej. Dobrze znał poglądy zarówno Kartezjusza i Spinozy, jak empirystów, Locke’a, Berkeleya i Hume’a.

- Prosiłam cię, żebyś nie wspominał więcej o Berkeleyu.

- Jak pamiętamy, racjonaliści uważali, że podstawa wszelkiego ludzkiego poznania tkwi w ludzkiej świadomości. Pamiętamy także twierdzenie empirystów, że wszelka wiedza o świecie pochodzi ze zmysłów. Hume wskazał ponadto, że istnieją wyraźne granice tego, jakie wnioski możemy wysnuć z naszych postrzeżeń zmysłowych.

- Z kim zgadzał się Kant?

- Uważał, że obie strony mają nieco racji, lecz był zdania, że obie także trochę się mylą. Wszyscy szukali odpowiedzi na jedno pytanie: co możemy wiedzieć o świecie. Po Kartezjuszu założenie filozofów było wspólne. Wskazywano dwie możliwości: albo świat jest dokładnie taki, jakim postrzegamy go dzięki zmysłom, albo też taki, jakim rysuje się w naszym rozumie.

- A jakie było zdanie Kanta?

- Kant uważał, że zarówno zmysły, jak i rozum odgrywają ważną rolę w procesie poznawania świata. Uważał jednak, że racjonaliści posunęli się za daleko, przykładając tak wielką wagę do roli rozumu, a empiryści zbyt jednostronnie ufali tylko zmysłom.

- Jeśli nie podasz mi zaraz jakiegoś trafnego przykładu, będą to jedynie puste słowa.

- W punkcie wyjścia Kant zgadza się z Hume’em i empirystami, że cała nasza wiedza o świecie pochodzi z doświadczeń uzyskanych za pomocą zmysłów. Ale - i tu podaje rękę racjonalistom - również w naszym rozumie tkwią istotne właściwości, mające wpływ na sposób, w jaki pojmujemy otaczający nas świat. W rozumie ludzkim są więc właściwości, biorące udział w naszym pojmowaniu świata.

- Czy to miał być przykład?

- Zrobimy raczej drobne ćwiczenie. Weź te okulary ze stolika, o tak. A teraz je załóż!

Zofia wsadziła okulary na nos. Wszystko dookoła zabarwiło się na czerwono. Jasne kolory zrobiły się jasnoczerwone, a ciemne - ciemnoczerwone.

- Co widzisz?

- Dokładnie to, co poprzednio, tyle że teraz wszystko jest czerwone.

- To dlatego, że szkła okularów wyznaczają sposób, w jaki odbierasz rzeczywistość. Wszystko, co widzisz, pochodzi ze świata zewnętrznego, ale sposób, w jaki to postrzegasz, ma związek z okularami. Nie możesz przecież powiedzieć, że świat jest czerwony, choć tak właśnie go widzisz.

- Oczywiście, że nie.

- Gdybyś poszła teraz do lasu albo do domu przy Zakręcie Kapitańskim, widziałabyś wszystko dokładnie tak jak zawsze. Ale bez względu na to, co byś widziała, i tak byłoby to czerwone.

- Owszem, dopóki nie zdejmę okularów.

- I właśnie tak, Zosiu, uważał Kant - że w naszym rozumie tkwią pewne dyspozycje, które wywierają wpływ na wszelkie nasze doświadczenia.

- O jakich dyspozycjach jest tu mowa?

- Bez względu na to, co widzimy, postrzegamy to przede wszystkim jako zjawiska w czasie i przestrzeni. Kant określił „czas” i „przestrzeń” jako dwie „formy oglądu” człowieka. Podkreśla, że te dwie „formy” poprzedzają w naszej świadomości wszelkie doświadczenie. Oznacza to, że zanim czegoś doświadczymy, możemy z góry założyć, że postrzeżemy to jako zjawisko w czasie i przestrzeni. Nie potrafimy bowiem zdjąć „okularów rozumu”.

- Uważał, że postrzeganie rzeczy w czasie i przestrzeni jest cechą wrodzoną?

- W pewien sposób tak. To, co widzimy, zależy od tego, czy żyjemy w Indiach czy na Grenlandii. Ale wszędzie postrzegamy rzeczywistość jako zbiór procesów zachodzących w czasie i przestrzeni. To coś, co możemy stwierdzić z góry.

- Ale czy czas i przestrzeń nie jest czymś, co istnieje poza nami?

- Nie, zdaniem Kanta czas i przestrzeń są właśnie częścią konstytucji człowieka. Czas i przestrzeń to właściwości naszego rozumu, a nie właściwości świata.

- To całkiem nowe spojrzenie.

- Świadomość człowieka nie jest więc bierną „tablicą”, która jedynie przyjmuje wrażenia zmysłowe z zewnątrz. Ona je od razu formuje. Świadomość ma wpływ na nasze pojmowanie świata. Możesz porównać to z sytuacją, gdy wlewasz wodę do szklanego dzbana. Woda „układa się” zgodnie z kształtem dzbanka. Podobnie nasze wrażenia zmysłowe dopasowują się do naszych „form zmysłowości”.

- Chyba już rozumiem.

- Kant twierdził, że nie tylko świadomość dopasowuje się do rzeczy, lecz także rzeczy dopasowują się do świadomości. Sam Kant określał to jako „przewrót kopernikański” w dziedzinie ludzkiego poznania. Bo był to zupełnie nowy sposób myślenia, tak radykalnie różniący się od starego, jak kopernikańska teoria, że Ziemia krąży wokół Słońca, od teorii geocentrycznej.

- Rozumiem teraz, o co mu chodziło, gdy mówił, że zarówno racjonaliści, jak i empiryści mieli po trosze rację. Racjonaliści w pewnym sensie zapomnieli o znaczeniu doświadczenia, a empiryści przymknęli oczy na wpływ naszego rozumu na postrzeganie świata.

- I sama przyczynowość, której zdaniem Hume’a człowiek nie może doświadczyć, jest według Kanta częścią ludzkiego rozumu.

- Wyjaśnij!

- Pamiętasz, że Hume twierdził, iż to tylko nasze przyzwyczajenie sprawia, że dostrzegamy konieczny związek przyczynowy we wszystkich procesach zachodzących w przyrodzie. Zdaniem Hume’a nie możemy postrzec zmysłami, że to czarna kula bilardowa jest przyczyną ruchu białej. Dlatego też nie możemy udowodnić, że czarna kula zawsze wprawi w ruch białą.

- To pamiętam.

- Ale właśnie to, czego zdaniem Hume’a nie możemy udowodnić, Kant uważa za cechę ludzkiego rozumu. Przyczynowość działa zawsze i wszędzie po prostu dlatego, że ludzki rozum postrzega wszystko, co się dzieje, jako związek przyczyny i skutku.

- I znów byłabym raczej skłonna przypuszczać, że zasada przyczynowości tkwi w przyrodzie, a nie w nas, ludziach.

- Kant uważa, że na pewno w nas. W pewnym sensie zgadza się z Hume’em, że nie możemy mieć pewności co do tego, jaki jest świat „sam w sobie”. Możemy wiedzieć jedynie, jaki jest „dla mnie” - czyli dla wszystkich ludzi. Przeprowadzone przez Kanta oddzielenie „das Ding an sich” od „das Dingfur mich” jest jego najważniejszym wkładem w filozofię.

- Nie jestem aż tak obkuta z niemieckiego.

- Kant wprowadził istotny podział między „rzeczą w sobie” a „rzeczą dla mnie”. Nigdy nie możemy osiągnąć pewnej wiedzy o rzeczy samej w sobie. Wiemy tylko, jak rzeczy „nam się ukazują”. Natomiast możemy z góry, przed jakimkolwiek doświadczeniem, powiedzieć, jak rzeczy będą postrzegane przez ludzki rozum.

- Naprawdę możemy?

- Zanim wyjdziesz rano z domu, nie możesz wiedzieć, co tego dnia zobaczysz czy przeżyjesz. Ale możesz być pewna, że to, co zobaczysz i przeżyjesz, zostanie postrzeżone jako zdarzenie w czasie i przestrzeni. Możesz poza tym być pewna, że działa zasada przyczynowości, dlatego po prostu, że nosisz ją w sobie jako część swojej świadomości.

- Ale moglibyśmy zostać stworzeni inaczej?

- Tak, moglibyśmy mieć całkiem inny aparat zmysłów. Moglibyśmy mieć także inne poczucie czasu i inne poczucie przestrzeni. Poza tym moglibyśmy zostać stworzeni tak, że nie doszukiwalibyśmy się przyczyn otaczających nas zdarzeń.

- Podasz mi jakiś przykład?

- Wyobraź sobie, że w pokoju na podłodze leży kot. Nagle do izby wtacza się piłeczka. Jak myślisz, co zrobi wtedy kot?

- Próbowałam tego wielokrotnie. Kot pobiegnie za piłeczką.

- Dobrze. A wyobraź sobie, że to ty siedzisz w pokoju na miejscu kota. Jeśli nagle zauważysz toczącą się piłeczkę, to też od razu za nią pobiegniesz?

- Przede wszystkim odwrócę się, żeby sprawdzić, skąd wzięła się ta piłeczka.

- Tak, ponieważ jesteś człowiekiem, pragniesz koniecznie dotrzeć do przyczyn każdego zdarzenia. Wiązanie zdarzeń w związki przyczynowe jest więc częścią twojej konstytucji.

- Czy naprawdę tak jest?

- Hume twierdził, że praw przyrody nie możemy ani postrzec zmysłami, ani udowodnić. Zaniepokoiło to Kanta. Uznał on, że jednak można wykazać nieuchronność praw przyrody, pokazując, że tak naprawdę mówimy o prawach ludzkiego poznania.

- Czy małe dziecko także odwróci się, żeby sprawdzić, kto rzucił piłeczkę?

- Być może nie. Kant uważał, że rozum u dziecka nie rozwinie się w pełni, dopóki nie otrzyma od zmysłów dostatecznej ilości materiału, nad którym może pracować. Mówienie o pustym rozumie nie ma żadnego sensu.

- To musiałby rzeczywiście być niezwykły rozum.

- Możemy teraz przeprowadzić pewne podsumowanie. Zdaniem Kanta wpływ na sposób, w jaki człowiek postrzega świat, mają dwa czynniki. Jednym są warunki zewnętrzne, o których nie możemy nic wiedzieć, dopóki nie postrzeżemy ich zmysłami. Możemy je nazwać materią poznania. Drugim są wewnętrzne warunki tkwiące w samym człowieku, na przykład fakt, że postrzegamy wszystko jako zdarzenia w czasie i przestrzeni, a poza tym jako procesy podlegające nieuchronnemu prawu przyczynowości. Nazywamy je formą poznania.

Alberto i Zofia przez chwilę siedzieli zapatrzeni w okno. Nagle między drzewami po drugiej stronie jeziora Zofia dostrzegła małą dziewczynkę.

- Spójrz! - zawołała Zofia. - Kto to jest?

- Nie wiem, naprawdę nie wiem.

Dziewczynkę widać było zaledwie przez kilka sekund, wkrótce zniknęła. Zofia zauważyła, że miała ona na głowie coś czerwonego.

- Za nic nie pozwolimy, żeby jakieś takie nas rozpraszały.

- No, to mów dalej.

- Kant wskazał także, że istnieją wyraźne granice tego, co człowiek może poznać rozumem. Sama możesz pewnie stwierdzić, że „okulary” rozumu stwarzają ograniczenia.

- Jak to?

- Pamiętasz, że filozofowie przed Kantem zastanawiali się nad prawdziwie wielkimi problemami filozoficznymi - na przykład: czy człowiek ma nieśmiertelną duszę, czy istnieje jakiś bóg, czy przyroda składa się z niepodzielnych, najmniejszych cząstek albo czy wszechświat gdzieś się kończy, czy też jest bezkresny?

- Tak.

Kant uważał, że człowiek nie może w tych sprawach osiągnąć pewnej wiedzy. Nie oznacza to wcale, że odrzucał ten rodzaj problemów. Przeciwnie, gdyby odrzucił takie pytania, nie można by go nazwać prawdziwym filozofem.

- No, to co zrobił?

- Poczekaj, troszeczkę cierpliwości. Gdy chodzi o takie wielkie pytania filozoficzne, rozum operuje, według Kanta, poza granicami tego, co my, ludzie, możemy poznać. A jednocześnie w naturze człowieka - albo w rozumie człowieka - tkwi podstawowa potrzeba zadawania sobie takich właśnie pytań. Kiedy jednak pytamy o to, czy wszechświat jest skończony czy nieskończony, zadajemy pytanie o całość, której sami jesteśmy częścią. Dlatego właśnie tej całości nie możemy poznać.

- Dlaczego?

- Przypomnij sobie oglądanie świata przez czerwone okulary. Zdaniem Kanta, do uzyskania naszej wiedzy o świecie przyczyniają się dwa elementy.

- Tak, doświadczenie, jakie dają nam zmysły, i rozum.

- Materiał naszego poznania napływa przez zmysły, ale formuje się według własności rozumu. Do własności rozumu należy na przykład pytanie o przyczynę zdarzenia.

- Na przykład, dlaczego piłeczka toczy się po podłodze.

- Owszem. Ale kiedy zastanawiamy się, skąd wziął się świat, rozważając możliwe odpowiedzi, to w pewnym sensie rozum pracuje na jałowym biegu. Nie ma wówczas „do obróbki” żadnego materiału dostarczanego przez zmysły, nie ma żadnych doświadczeń, na których mógłby się oprzeć. Nigdy bowiem nie doświadczyliśmy całej tej ogromnej rzeczywistości, której sami stanowimy zaledwie cząstkę.

- Jesteśmy jakby maleńką cząstką piłeczki, która toczy się po podłodze. I nie możemy wiedzieć, skąd się wzięła piłka.

- Ale właściwością ludzkiego rozumu jest pytanie, skąd taka piłka się toczy. Dlatego ciągle pytamy, wysilamy się, by znaleźć odpowiedź na ostateczne pytania. Nie mamy jednak nic pewnego, czego moglibyśmy się uchwycić, nigdy nie otrzymamy żadnej pewnej odpowiedzi, ponieważ rozum pracuje na jałowym biegu.

- Dziękuję, akurat to uczucie świetnie znam.

- Gdy chodzi o takie wielkie pytania, dotyczące całej rzeczywistości, Kant pokazał, że dwa przeciwne stanowiska zawsze będą, według kryteriów ludzkiego rozumu, równie prawdopodobne lub równie nieprawdopodobne.

- Proszę o przykład.

- Równie sensowne jest twierdzenie, że świat musi mieć początek w czasie, jak i to, że nie ma takiego początku. Obie te możliwości są jednak równie niemożliwe do wyobrażenia dla rozumu. Możemy twierdzić, że świat istniał zawsze, ale czy coś może istnieć od zawsze, bez momentu, który byłby początkiem? Zmuszeni więc jesteśmy zająć stanowisko przeciwne. Mówimy, że świat musiał kiedyś powstać, a wobec tego musiał powstać z niczego. Gdyby było inaczej, mówilibyśmy tylko o przejściu z jednego stanu w drugi. Ale czy coś może powstać z niczego, Zosiu?

- Nie, obie te możliwości są równie niepojęte. A jednocześnie któraś z nich musi być prawdziwa, a któraś błędna.

- Pamiętasz, że Demokryt i materialiści twierdzili, że przyroda musi składać się z najmniejszych cząstek, z których zbudowane są wszystkie rzeczy. Inni - na przykład Kartezjusz - uważali, że rozciągła rzeczywistość zawsze daje się podzielić na coraz mniejsze cząsteczki. Ale która ze stron miała rację?

- Obie... Żadna.

- Następnie wielu filozofów wskazywało na wolność człowieka jako jedną z jego najważniejszych właściwości. Jednocześnie zetknęliśmy się z filozofami - na przykład ze stoikami i Spinozą - którzy twierdzili, że wszystko się dzieje z racji koniecznych praw przyrody. I tu także, zdaniem Kanta, ludzki rozum nie może wydać żadnego pewnego wyroku.

- Oba twierdzenia są równie rozumne, jak nierozumne.

- Nieźle się też zapłaczemy, gdy przy użyciu rozumu będziemy próbowali udowodnić istnienie Boga. Racjonaliści - na przykład Kartezjusz - starali się wykazać, że musi istnieć jakiś Bóg po prostu dlatego, że mamy ideę „istoty doskonałej”. Inni - jak Arystoteles czy Tomasz z Akwinu - doszli do tego, że Bóg istnieje, ponieważ wszystko musi mieć pierwszą przyczynę.

- A co sądził Kant?

- Odrzucał oba te dowody na istnienie Boga. Ani rozum, ani doświadczenie nie dają żadnych pewnych podstaw, by twierdzić, że Bóg istnieje. Dla rozumu jest równie prawdopodobne jak nieprawdopodobne, że istnieje Bóg.

- Ale zacząłeś od stwierdzenia, że Kant pragnął ocalić podstawy wiary chrześcijańskiej.

- Tak, wykazując ograniczenia poznania, zostawił miejsce na boski wymiar. Tam, gdzie doświadczenie i rozum nie wystarczają, powstaje pustka, którą może wypełnić wiara religijna.

- I w ten sposób uratował chrześcijaństwo.

- Owszem. Warto jednak zauważyć, że Kant był protestantem. Już od czasów reformacji cechą protestanckiego odłamu chrześcijaństwa było odwoływanie się do wiary. Kościół katolicki od czasów wczesnego średniowiecza większe zaufanie pokładał w rozumie, który miał wspierać wiarę.

- Rozumiem.

- Ale Kant nie poprzestał na twierdzeniu, że ostateczne pytania należy pozostawić wierze. Uważał, że dla istnienia moralności konieczne jest założenie, że człowiek ma nieśmiertelną duszę, że Bóg istnieje i że człowiek ma wolną wolę.

- Postąpił niemal tak samo jak Kartezjusz. Z początku krytycznie oceniał ludzką zdolność rozumienia. A później tylnym wejściem przemyca Boga.

- Ale w przeciwieństwie do Kartezjusza stara się jak najwyraźniej podkreślić, że do takiego przekonania nie przywiódł go rozum, lecz wiara. Wiarę w nieśmiertelność duszy, istnienie Boga i wolną wolę człowieka nazwał postulatami praktycznymi.

- A to znaczy...?

- Postulat to założenie, które przyjmuje się bez dowodu. Kant przez „postulat praktycznego rozumu” rozumie coś, co należy przyjąć dla „praktycznych celów” człowieka, czyli dla jego moralności. „Moralną koniecznością jest zakładać istnienie Boga” - powiedział.

 

Nieoczekiwanie rozległo się pukanie do drzwi. Zofia natychmiast się poderwała, ale ponieważ Alberto nie uczynił żadnego gestu wskazującego, że ma zamiar wstać, powiedziała:

- Chyba musimy otworzyć?

Alberto wzruszył ramionami, ale wreszcie i on się podniósł. Otworzyli drzwi i zobaczyli w nich dziewczyneczkę w letniej sukience i czerwonym kapturku na głowie. To ją właśnie widzieli po drugiej stronie jeziora. W jednej ręce trzymała koszyczek z jedzeniem.

- Cześć! - przywitała ją Zofia. - Kto ty jesteś?

- Nie widzisz, że jestem Czerwony Kapturek?

Zofia popatrzyła na Alberta, on pokiwał głową.

- Słyszałaś, co powiedziała.

- Szukam domku babci - oznajmiła dziewuszka. - Ona jest stara i chora, a ja niosę jej jedzenie.

- Źle trafiłaś - odparł Alberto. - Musisz szukać gdzie indziej.

Zofia zauważyła, że Alberto cały czas machał ręką, jakby odganiał natrętną muchę.

- Ale miałam zostawić tu list - mówiła dalej dziewczynka w czerwonym kapturku.

Wyjęła małą kopertę i podała ją Zofii, a w następnej chwili już dreptała dalej.

- Strzeż się wilka! - zawołała za nią Zofia.

Alberto już wycofywał się do pokoju. Zofia poszła za nim, usadowili się tak jak poprzednio.

- Pomyśl tylko, to był Czerwony Kapturek - nie przestawała dziwić się Zofia.

- Ostrzeganie jej nie ma najmniejszego sensu. Pójdzie do chatki babci i tam zje ją wilk. Ona się nigdy nie nauczy, wszystko będzie powtarzać się przez całą wieczność.

- Ale nigdy nie słyszałam, żeby przed pójściem do babci po drodze zapukała do innej chaty.

- To bagatelka, Zosiu.

Dopiero teraz Zofia zerknęła na kopertę, którą dostała. Napisano na niej „Dla Hildy”. Otworzyła kopertę i zaczęła czytać na głos:

 

Kochana Hildo! Gdyby ludzki mózg był tak prosty, że moglibyśmy go zrozumieć, bylibyśmy wtedy tak głupi, że nie zrozumielibyśmy go i tak.

Ucałowania,

Ojciec

 

Alberto skinął głową.

- To prawda. I myślę, że Kant także mógłby powiedzieć coś podobnego. Nie możemy oczekiwać, że zrozumiemy to, czym jesteśmy. Być może uda nam się w pełni zrozumieć kwiat albo owada, ale nigdy nie zrozumiemy samych siebie. W jeszcze mniejszym stopniu możemy się spodziewać, że zrozumiemy cały wszechświat.

Zofia musiała przeczytać owo dziwne stwierdzenie jeszcze parę razy, a Alberto mówił dalej:

- Nie możemy pozwolić, by węże morskie i temu podobne zakłócały nam spokój. Zanim się dziś rozstaniemy, opowiem ci o etyce Kanta.

- Tylko się pospiesz, niedługo muszę wracać do domu.

- Powątpiewanie Hume’a w to, co mogą nam powiedzieć zmysły i rozum, sprawiło, że Kant od nowa przemyślał wiele istotnych kwestii życiowych. Dotyczyło to zwłaszcza moralności.

- Hume stwierdził, że nie da się udowodnić, co jest dobre, a co złe, bo nie możemy przechodzić od zdań „jest” do zdań „powinien”.

- Zdaniem Hume’a o różnicy pomiędzy dobrem a złem nie decydują ani rozum, ani też doświadczenia, lecz po prostu nasze uczucia. Według Kanta takie twierdzenie opierało się na zbyt chwiejnych podstawach.

- Owszem, mogę się z nim zgodzić.

- Kant od samego początku żywił silne przeświadczenie, że różnica pomiędzy dobrem a złem jest czymś jak najbardziej realnym. Zgadzał się z racjonalistami, którzy twierdzili, że cechą ludzkiego rozumu jest rozróżnienie między dobrem a złem. Wszyscy ludzie wiedzą, co jest dobre, a co złe, i wiemy to nie tylko dlatego, że się tego nauczyliśmy, ale ponieważ to tkwi w naszym rozumie. Zdaniem Kanta wszyscy ludzie mają praktyczny rozum, czyli taką zdolność rozumu, która w każdym momencie pozwala nam dokonać oceny moralnej, powiedzieć co jest dobre, a co złe.

- A więc to wrodzone?

- Zdolność do odróżniania dobra od zła jest tak samo wrodzona, jak wszystkie inne właściwości rozumu. Tak jak wszyscy ludzie posiadają te same formy rozumu - na przykład postrzegamy każdą rzecz jako skutek innej - tak wszyscy podlegają także temu samemu uniwersalnemu prawu moralnemu. Owo prawo moralne obowiązuje w taki sam absolutny sposób jak fizyczne prawa przyrody. Jest ono równie podstawowe dla naszego życia moralnego, jak podstawowe dla naszego życia umysłowego jest to, że wszystko ma swoją przyczynę, czy też, że 7 plus 5 równa się 12.

- A co mówi to prawo moralne?

- Stoi ponad wszelkim doświadczeniem, jest zatem „zasadą formalną”. Oznacza to, że nie wiąże się z żadnymi określonymi sytuacjami wyboru. Dotyczy wszystkich ludzi we wszystkich społeczeństwach i we wszystkich czasach. Nie mówi więc, że masz robić to i to, gdy znajdziesz się w takiej a takiej sytuacji. Mówi, jak masz postępować we wszystkich sytuacjach.

- Ale jaki cel ma noszenie w sobie „prawa moralnego”, jeśli nie mówi ono, co mamy robić w określonych sytuacjach?

- Kant określa prawo moralne jako imperatyw kategoryczny. Prawo moralne jest „kategoryczne”, to znaczy obowiązuje bezwarunkowo we wszystkich sytuacjach. Poza tym jest „imperatywem”, co znaczy, że jest „nakazem” absolutnie nie do odrzucenia.

- Aha...

- Kant formułuje imperatyw kategoryczny na wiele sposobów. Po pierwsze, powiada: Postępuj wedle takiej tylko zasady, co do której mógłby i jednocześnie chcieć, aby stała się prawem powszechnym.

- To znaczy, że kiedy coś robię, zawsze muszę upewnić się, czy pragnę, by inni ludzie postępowali tak samo, gdy znajdą się w podobnej sytuacji.

- Właśnie. Tylko wtedy będziesz działać zgodnie z prawem moralnym, które masz w sobie. Kant określił także imperatyw kategoryczny mówiąc, że: Zawsze masz traktować człowieka jako cel sam w sobie, a nie tylko środek do celu.

- Nie możemy więc wykorzystywać innych ludzi, by osiągnąć korzyści.

- Tak, bo wszyscy ludzie są celem sami w sobie. Ale dotyczy to nie tylko innych ludzi, lecz także ciebie samej. Nie wolno ci „wykorzystywać” samej siebie jako środka do osiągnięcia celu.

- To przypomina co nieco „złotą zasadę”, która mówi, że musisz postępować wobec innych tak, jak chciałbyś, by oni postępowali wobec ciebie.

- Tak, i to także jest „formalny” postulat, który obejmuje wszystkie sytuacje wyboru etycznego. Możesz powiedzieć, że „złota zasada” wyraża to, co Kant nazwał „prawem moralnym”.

- Ale to przecież tylko hipotezy. Hume miał chyba rację, że nie potrafimy udowodnić rozumem, co jest dobre, a co złe.

- Zdaniem Kanta prawo moralne jest równie absolutne i powszechne jak na przykład związki przyczynowe, których nie da się udowodnić za pomocą rozumu, a mimo to żaden człowiek im nie zaprzeczy.

- Mam wrażenie, że właściwie rozmawiamy o sumieniu. Bo chyba wszyscy ludzie mają sumienie.

- Owszem, Kant opisując prawo moralne, opisuje ludzkie sumienie. Nie potrafimy udowodnić słuszności tego, co mówi nam sumienie, ale i tak to wiemy.

- Może się zdarzyć, że będę dobra i miła dla innych tylko dlatego, że to leży w moim interesie. To może być na przykład sposób zdobycia popularności.

- Ale jeśli dzielisz się z innymi tylko po to, by zyskać popularność, nie działasz z poszanowaniem dla prawa moralnego. Być może działasz zgodnie z prawem moralnym, i to dobrze, ale by nazwać coś czynem prawdziwie moralnym, musi to być rezultatem samoprzezwyciężenia się. Jedynie kiedy robisz coś, bo uważasz za swój obowiązek przestrzeganie prawa moralnego, możesz mówić o czynie moralnym. Dlatego etykę Kanta nazywa się często etyką obowiązku.

- Mogę czuć, że moim obowiązkiem jest zbieranie pieniędzy na Czerwony Krzyż lub głodujących w Afryce.

- Tak i decydujące znaczenie ma tu fakt, że robisz to, ponieważ uważasz to za właściwe. Nawet gdyby pieniądze, które zebrałaś, zaginęły po drodze i nie nakarmiły nikogo, to usłuchałaś prawa moralnego. Postąpiłaś z właściwych pobudek, a zdaniem Kanta właśnie nastawienie decyduje o tym, czy możemy nazwać coś czynem moralnie właściwym. Konsekwencje działania nie są wcale decydujące. Etykę Kanta można określić jako etykę intencji.

- Dlaczego tak ważne jest dla niego, aby wiedzieć, kiedy postępuje się zgodnie z prawem moralnym? Czy nie jest najważniejsze, by to, co robimy, służyło innym ludziom?

- O, tak! Kant z pewnością by nie protestował. Ale tylko wtedy, kiedy świadomie postępujemy w imię prawa moralnego, działamy jako ludzie wolni.

- Tylko gdy przestrzegamy jakiegoś prawa, działamy jako ludzie wolni? Czy to nie jest trochę dziwne?

- Zdaniem Kanta - nie. Pamiętasz, postulował on, że człowiek ma wolną wolę. To bardzo ważny punkt, bo Kant przecież uważał także, że we wszystkim działa przyczyn owość. Jak więc możemy mieć wolną wolę?

- Mnie o to nie pytaj.

- Kant dzieli człowieka na dwoje - może to przypominać twierdzenie Kartezjusza, że człowiek jest „istotą podwójną”, ponieważ ma zarówno ciało, jak i rozum. Zdaniem Kanta, jako istoty postrzegające zmysłami, w pełni podlegamy niezłomnym prawom przyczynowym. Nie decydujemy o tym, co postrzegamy, spostrzeżenia napływają nieuchronnie i wywierają na nas wpływ bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie. Ale człowiek jest nie tylko istotą zmysłową. Jesteśmy także istotami rozumnymi.

- Wyjaśnij!

- Jako istoty zmysłowe w pełni należymy do porządku przyrody i podlegamy prawu przyczyn owości. Tak na to patrząc, nie mamy także żadnej wolnej woli. Ale jako istoty rozumne należymy do świata „rzeczy samych w sobie” - czyli świata takiego, jakim jest sam w sobie, niezależnie od naszych postrzeżeń zmysłowych. Gdy kierujemy się naszym „rozumem praktycznym”, który sprawia, że możemy dokonać moralnego wyboru, mamy wolną wolę. Kiedy bowiem uginamy się przed prawem moralnym, to sami wyznaczamy prawo, którym się kierujemy.

- Tak, to w pewnym sensie prawda. To przecież ja sama, coś co we mnie tkwi i mówi, że nie powinnam postępować podle w stosunku do innych.

- Kiedy decydujesz, że nie będziesz działać podle, choć to może być sprzeczne z twoim interesem, wówczas korzystasz z wolności.

- Nie jest się też szczególnie wolnym i samodzielnym, gdy folguje się tylko własnym żądzom.

- Łatwo można stać się „niewolnikiem”. Tak, można nawet stać się niewolnikiem własnego egoizmu. Natomiast przezwyciężenie własnych żądz i zachcianek wymaga samodzielności i wolności.

- A co ze zwierzętami? One słuchają jedynie swoich żądz i potrzeb. Nie mają wolności, by słuchać prawa moralnego?

- Nie, to właśnie owa wolność czyni z nas ludzi.

- Teraz to zrozumiałam.

- Na koniec jeszcze mogę ci powiedzieć, że Kantowi udało się wskazać drogę na bezdrożach, w które zapędziła się filozofia w walce racjonalistów z empirystami. Wraz z Kantem kończy się pewna epoka w historii filozofii. Kant zmarł w roku 1804, tuż przed rozkwitem romantyzmu. Na jego grobie w Królewcu wyryto jedną z jego bardziej znanych wypowiedzi. „Są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”. I dalej: „Są to dla mnie dowody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie”.

 

Alberto oparł się wygodnie w fotelu.

- Więcej nie napływa - oznajmił. - Myślę, że powiedzieliśmy sobie najważniejsze rzeczy o Kancie.

- Poza tym jest już kwadrans po czwartej.

- Ale jest coś jeszcze. Proszę, zostań jeszcze przez chwilę.

- Nigdy nie wychodzę z lekcji, dopóki nauczyciel nie powie, że już się skończyła.

- Czy mówiłem, że zdaniem Kanta nie mamy żadnej wolności, jeśli żyjemy tylko jako istoty zmysłowe?

- Tak, powiedziałeś coś takiego.

- Ale jeśli będziemy słuchać uniwersalnego rozumu, to będziemy wolni i samodzielni. Czy o tym także mówiłem?

- Tak. Dlaczego to teraz powtarzasz?

Alberto pochylił się nad Zofią, spojrzał jej głęboko w oczy i szepnął:

- Nie ufaj wszystkiemu, co widzisz, Zosiu.

- O co ci chodzi?

- Po prostu się odwróć, moje dziecko.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi.

- Zwykle się mówi: „Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę”. Ale ty i wtedy nie powinnaś wierzyć.

- Powiedziałeś już kiedyś coś podobnego.

- Tak, o Parmenidesie.

- Aleja nadal nie rozumiem, o co ci chodzi.

- Widzisz, siedzieliśmy sobie w pokoju i rozmawialiśmy. I naraz jakiś „wąż morski” wynurzył się z wody.

- Czy to nie dziwne?

- Wcale nie. A potem w drzwiach stanął Czerwony Kapturek. „Szukam chatki babci”. To wprawia w zakłopotanie, Zosiu. Ale to wszystko to tylko kolejny pokaz sztuczek majora. Jak list w bananie i nienormalna burza.

- Myślisz...

- Mówiłem ci, że mam plan. Dopóki słuchamy własnego rozumu, nie uda mu się wywieść nas w pole. Wtedy w pewnym sensie będziemy wolni. Bo on może sprawić, byśmy „postrzegali zmysłami” to czy tamto, i nic mnie już nie zdziwi. Kiedy niebo zaciągnie się latającymi słoniami, w najlepszym razie się uśmiechnę. Ale siedem plus pięć jest dwanaście. To wiedza, która przeżyje wszystkie te efekty z filmów rysunkowych. Filozofia jest przeciwieństwem baśni.

Zofia przez chwilę siedziała nieruchomo, przypatrując mu się ze zdziwieniem.

- Możesz już iść - rzekł wreszcie. - Wezwę cię na spotkanie o romantyzmie. Usłyszysz wtedy o Heglu i Kierkegaardzie. Ale do chwili, gdy major wyląduje na lotnisku Kjevik, został tylko tydzień. Do tego czasu musimy wyrwać się z jego lepkiej fantazji. Niczego więcej nie zdradzę, Zosiu, ale wiedz, że pracuję nad cudownym planem dotyczącym nas obojga.

- No, to idę.

- Poczekaj, zapomnieliśmy o tym, co może najważniejsze.

- O czym znów?

- O piosence urodzinowej, Zosiu. Dzisiaj Hilda kończy piętnaście lat.

- Ja też.

- Tak, ty też. No to zaśpiewajmy.

Wstali oboje i zaczęli śpiewać.

- Happy birthday to youl Happy birthday to you! Happy birthday to Hilda! Happy birthday to you!

Było już pół do piątej. Zofia zbiegła nad wodę i przeprawiła się łodzią na drugą stronę jeziora. Wciągnęła łódkę w sitowie i popędziła przez las.

Kiedy wyszła na ścieżkę, dostrzegła nagle, że coś się rusza wśród pni. Przypomniał jej się Czerwony Kapturek wędrujący samotnie przez las do babci, ale postać migająca między drzewami była znacznie mniejsza.

Zofia podeszła bliżej. To coś nie było większe od lalki, brunatne, ale w czerwonym sweterku.

Zofia stanęła jak wryta, gdy zrozumiała, że to pluszowy miś.

Że ktoś zostawił w lesie pluszową zabawkę, nie było niczym dziwnym. Ale ten miś był jak najbardziej żywy i bardzo, bardzo czymś zajęty.

- Hej, hej! - powitała go Zofia.

Mały miś odwrócił się gwałtownie.

- Nazywam się Kubuś Puchatek - powiedział. - Niestety, zabłądziłem w lesie w tym dniu, który gdyby nie to, byłby taki piękny. Ciebie w każdym razie nigdy jeszcze nie widziałem.

- Może po prostu nigdy dotąd mnie tu nie było - powiedziała Zofia. - I wobec tego może nadal jesteś w domu, w Stumilowym Lesie.

- Nie, to za trudne dla mnie. Musisz pamiętać, że jestem Misiem o Bardzo Małym Rozumku.

- Słyszałam o tobie.

- To pewnie ty jesteś Alicja. Krzyś opowiadał mi kiedyś o tobie i pewnie w ten sposób się spotkaliśmy. Wypiłaś trochę z jednej butelki i zaczęłaś się zmniejszać, a potem upiłaś z drugiej butelki i wtedy znów zaczęłaś rosnąć. W ogóle trzeba uważać na to, co się bierze do ust. Ja sam zjadłem kiedyś tyle, że ugrzęzłem w norze Królika.

- Nie jestem Alicją.

- Nie ma znaczenia, kim jesteśmy. Najważniejsze, że jesteśmy. Tak mówi Sowa Przemądrzała, a ona ma bardzo duży rozum. Kiedyś, pewnego zwyczajnego słonecznego dnia powiedziała, że siedem plus cztery jest dwanaście. Kłapouchemu i mnie bardzo to zaimponowało, bo liczby są bardzo trudne do liczenia. O wiele łatwiej jest liczyć na pogodę.

- Mam na imię Zofia.

- Bardzo mi przyjemnie, Zosiu. Jak już mówiłem, musisz być nowa w naszych stronach. Ale teraz Mały Miś musi już iść. Bo muszę znaleźć drogę do Prosiaczka. Jesteśmy zaproszeni do Królika i jego Krewnych i Znajomych na przyjęcie w ogrodzie.

Pomachał jej łapką. Dopiero teraz Zofia odkryła, że miś w drugiej łapce trzyma kawałek papieru.

- Co tam masz?

Kubuś Puchatek podniósł papier do góry i odpowiedział:

- To właśnie przez to zabłądziłem!

- Ale to przecież zwykła karteczka!

- O nie, to nie jest wcale jakaś tam „zwykła karteczka”. To list do Lustrzanej Hildy.

- To znaczy, że ja go mogę wziąć.

- Ale to przecież nie ty jesteś dziewczynką z lustra?

- Nie, ale...

- Listy należy zawsze oddawać do rąk własnych. Krzyś uczył mnie tego nie dalej jak wczoraj.

- Ale ja znam Hildę.

- To nie ma żadnego znaczenia. Choćby się znało kogoś bardzo dobrze, to i tak nie powinno się czytać jego listów.

- Chodzi mi o to, że mogę przekazać list Hildzie.

- A, to zupełnie inna sprawa. Bardzo proszę, Zosiu. Jak się pozbędę tego listu, na pewno odnajdę także drogę do Prosiaczka. Żeby dotrzeć do Lustrzanej Hildy, musisz najpierw znaleźć wielkie lustro. A to w tych stronach nie jest wcale takie łatwe.

Oznajmiwszy to, mały miś wręczył Zofii kartkę, którą trzymał w łapce i na krótkich nóżkach pomaszerował przez las. Kiedy zniknął już całkiem za drzewami, Zofia rozwinęła karteczkę i przeczytała:

 

Kochana Hildo!

To wstyd, że Alberto nie powiędnął Zofii, iż Kant był zwolennikiem założenia „ligi narodów”. W artykule pt. „Do wiecznego pokoju” napisał, że wszystkie kraje powinny się zjednoczyć w ligę, która dbałaby o pokojowe współistnienie poszczególnych narodów. Praca ta ukazała się w roku 1795, a około 125 lat później, po pierwszej wojnie światowej, rzeczywiście powstała Liga Narodów. Po drugiej wojnie światowej zastąpił ją ONZ. Możesz więc powiedzieć, że Kant był jak gdyby ojcem chrzestnym idei ONZ. Kant uważał, że „praktyczny rozum” człowieka nakłada na państwa obowiązek odstąpienia od „stanu naturalnego „, który wywołuje coraz to nowe wojny, i założenia międzynarodowej organizacji, która by im zapobiegała. Choć droga do założenia takiej ligi narodów może być długa, naszym obowiązkiem jest praca dla zapewnienia powszechnego i trwałego pokoju. Dla Kanta założenie takiego związku było odległym celem, można chyba nawet powiedzieć, że było ostatecznym celem filozofii. Ja obecnie przebywam w Libanie.

Ucałowania, Ojciec

 

Zofia schowała kartkę do kieszeni i poszła dalej w stronę domu. To właśnie przed takimi spotkaniami w lesie ostrzegał ją Alberto. Ale przecież nie mogła pozwolić, by mały miś błąkał się w nieskończoność poszukując Lustrzanej Hildy.