ŚREDNIOWIECZE |
ŚREDNIOWIECZE ...pójść
drogą tylko kawałek to nie to samo, co wybrać złą drogę... Upłynął
tydzień, a Zofia nie miała żadnych wiadomości od Alberta Knoxa. Nie dostała też
więcej pocztówek z Libanu, ale w rozmowach z Jorunn ciągle powracały do
widokówek, które znalazły w Chacie Majora. Jorunn nadal była przerażona, ale
kiedy nic więcej się nie wydarzyło, lęk w końcu rozpłynął się pośród odrabiania
lekcji i gry w badmintona. Zofia wiele
razy czytała listy od Alberta, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie znajdzie
czegoś, co rzuciłoby trochę światła na całą sprawę z Hildą. Przy okazji
przetrawiła filozofię antyku. Przestała mieć problemy z odróżnieniem Demokryta
od Sokratesa, a Platona od Arystoteles a. W piątek, 25
maja, stała przy kuchence i przygotowywała obiad dla matki i dla siebie, miały
go zjeść razem. Taka była tradycyjna piątkowa urnowa. Dzisiaj gotowała zupę
rybną, klopsiki rybne i marchewkę. Bardzo proste dania. Na dworze
zerwał się wiatr. Mieszając w garnku Zofia spojrzała przez okno. Brzozy
pochylały się jak źdźbła trawy. Nagle coś
uderzyło o szybę. Zofia odwróciła się jeszcze raz i dostrzegła kartonik, który
przykleił się do szyby. Dziewczynka
podeszła do okna i zobaczyła, że to widokówka. Przez szybę przeczytała: „Hilda Moller
Knag, c/o Zofia Amundsen... No tak, cóż
innego by to mogło być? Otworzyła okno i wyjęła kartkę. Nie przywiało jej chyba
tutaj aż z samego Libanu? I ta
pocztówka datowana była 15 czerwca. Zofia zdjęła garnek z płytki i usiadła przy
kuchennym stole. Przeczytała: Kochana Hildo! Nie wiem,
czy kiedy będziesz czytać tę kartkę, nadal będą Twoje urodziny. W pewnym sensie
mam taką nadzieję, a przynajmniej mam nadzieję, że nie upłynęło od nich zbyt
wiele dni. Jeśli dla Zofii minął tydzień lub dwa, nie musi to wcale znaczyć, że
i dla nas upłynęło tyle samo czasu. Wracam do domu w wigilię świętego Jana.
Usiądziemy wtedy na ogrodowej huśtawce i razem będziemy patrzeć na morze,
Hildo. Wiele mamy sobie do powiedzenia. Pozdrowienia od ojca, który czasami
wpada w rozpacz na myśl o tysiącletniej walce między żydami, chrześcijanami i
muzułmanami. Stale muszę sobie przypominać, że wszystkie te trzy religie
wywodzą się od Abrahama! A to chyba znaczy, że modlą się do tego samego Boga? W
każdym razie tutaj Kain i Abel nie zaprzestali jeszcze bratobójczej walki. PS Czy
mogę Cię prosić, żebyś pozdrowiła Zofię? Biedne dziecko, ciągle jeszcze nie
rozumie, jak to wszystko się ze sobą splata. Ale może Ty już zrozumiałaś? Zofia
załamana oparła się o stół. Pewne było, że ona nie rozumie, jak to się łączy. A
czy Hilda rozumie? Jeśli ojciec
Hildy prosił córkę, by pozdrowiła Zofię, musiało to znaczyć, że Hilda wie
więcej o Zofii niż Zofia o Hildzie. Całość wydała jej się tak zagmatwana, że
powróciła do gotowania. Kartka, która
sama z siebie uderzyła o kuchenne okno. Poczta powietrzna, i to dosłownie... Kiedy tylko
znów postawiła garnek na płytce, zadzwonił telefon. Może to
tatuś! Gdyby wrócił do domu, opowiedziałaby mu, co jej się przydarzyło przez
ostatnie tygodnie. Ale to na pewno była tylko Jorunn albo mama... Zofia
pobiegła do aparatu. - Halo, tu Zofia Amundsen. - To ja - usłyszała z drugiego końca linii. Zofia była
pewna trzech rzeczy: Po pierwsze, to nie był ojciec. Po drugie, w słuchawce
rozległ się męski głos. A po trzecie, była przekonana, że już gdzieś ten głos
słyszała. - Kto mówi? - zapytała. - Tu Alberto. - Och... Zofia nie
wiedziała, co mówić. Pamiętała ten głos z filmu wideo o Atenach. - Wszystko w porządku? - Tak, tak... - Od tej pory nie będzie już więcej listów! - Ale przecież nie dotknęłam nawet żadnej żaby! - Musimy się spotkać osobiście, Zosiu. Zrozum, trzeba zacząć się
spieszyć. - Ale dlaczego? - Ojciec Hildy próbuje nas osaczyć. - Jak to osaczyć? - Ze wszystkich stron, Zosiu. Musimy teraz współpracować. - Jak... - Ale nie możesz zbyt wiele pomóc, dopóki nie opowiem ci o
średniowieczu. Musimy też zdążyć z renesansem i wiekiem XVII. Kluczową rolę
odgrywa ponadto Berkeley... - Ten, którego portret wisiał w Chacie Majora? - Ten sam. Być może o jego filozofię rozegra się główna bitwa. - Czy tu chodzi o jakąś wojnę? - Nazwałbym to raczej walką duchową. Musimy przykuć uwagę Hildy i
przeciągnąć ją na naszą stronę, zanim jej ojciec wróci do domu, do Lillesand. - Nic z tego nie rozumiem. - Być może filozofowie otworzą ci oczy. Spotkaj się ze mną w
kościele Świętej Marii, jutro, raniutko, o czwartej. Ale pamiętaj, moje dziecko,
przyjdź sama. - Mam przyjść w środku nocy? ...klik! - Halo? Co za
spryciarz! Odłożył słuchawkę. Zofia biegiem wróciła do kuchenki. Niewiele
brakowało, a zupa by wykipiała. Wrzuciła do garnka klopsiki rybne i marchewkę i
zmniejszyła grzanie. W kościele
św. Marii? To stary, średniowieczny kościół z kamienia. Zofii wydawało się, że
wykorzystywano go tylko na koncerty i specjalne nabożeństwa. Latem czasami
otwierano go dla turystów. Ale chyba nie w środku nocy? Zanim matka
wróciła do domu, Zofia wsadziła pocztówkę z Libanu do szafy wraz z innymi
rzeczami od Alberta i Hildy. Po obiedzie poszła do Jorunn. - Musimy zawrzeć dość szczególną umowę - oznajmiła, kiedy tylko
przyjaciółka wpuściła ją do środka. Nie
powiedziała nic więcej, dopóki nie zamknęły się za nimi drzwi do pokoju Jorunn. - To trochę nie w porządku - ciągnęła Zofia. - Dalej, mówże wreszcie, o co chodzi! - Będę zmuszona powiedzieć mamie, że dziś przenocuję u ciebie. - Bardzo fajnie! - Ale zrozum, tak tylko powiem! Będę zupełnie gdzie indziej. - To już trochę gorzej. Czy to jakaś historia z chłopakiem? - Nie, to historia z Hildą. Jorunn
gwizdnęła cichutko, a Zofia surowo popatrzyła jej w oczy. - Przyjdę do ciebie wieczorem - powiedziała. - Ale około trzeciej
będę się musiała wymknąć. Przygotuj się na to, żeby mnie kryć, dopóki nie
wrócę. - Ale dokąd się wybierasz? Co będziesz robić, Zosiu? - Sorry. Otrzymałam surowe rozkazy. Nocowanie u
przyjaciółki nie stanowiło żadnego problemu, raczej wprost przeciwnie. Czasami
Zofia miała wrażenie, że matka chce mieć dom tylko dla siebie. - Wrócisz chyba jutro przed południem na leguminę? - zapytała i
było to jedyne upomnienie, jakie usłyszała przed wyjściem. - Jeśli nie, to wiesz, gdzie mnie szukać. Dlaczego tak
powiedziała? Przecież to właśnie był najsłabszy punkt. Odwiedziny z
noclegiem rozpoczęły się tak, jak to zwykle bywa z podobnymi wizytami, czyli od
długich zwierzeń do późnej nocy. Ale gdy wreszcie koło pierwszej
postanowiły iść spać, Zofia musiała nastawić budzik na kwadrans po trzeciej. Kiedy dwie
godziny później Zofia wyłączała budzik, Jorunn ledwie się przebudziła. - Bądź ostrożna - powiedziała tylko. Zofia ruszyła
w drogę. Kościół św. Marii usytuowany był w odległości kilku kilometrów.
Chociaż spała zaledwie dwie godziny czuła się całkiem przytomna. Nad wzgórzami
na wschodzie malowała się czerwona smuga. Kiedy stanęła
wreszcie przed wejściem do starego kamiennego kościoła, dochodziła czwarta.
Zofia pchnęła ciężkie wrota kościoła. Były otwarte! W środku
panowała niezwykła cisza, wrażenie pustki, jakby stare ściany od stuleci
odgradzały wnętrze od świata. Przez witraże wpadało niebieskawe światło, które
odkrywało tysiące maleńkich drobinek kurzu wznoszących się w powietrze z
drewnianych belek. Zofia przycupnęła na jednej z ławek w nawie. Siedziała
wpatrzona w ołtarz i stary krucyfiks pomalowany wyblakłymi farbami. Upłynęło
kilka minut. I nagle ciszę przerwała gra organów. Zofia nie miała odwagi
odwrócić głowy. Melodia przypominała stary psalm, na pewno także
średniowieczny. Po chwili
znów zapadła cisza. Wkrótce jednak za plecami usłyszała odgłos zbliżających się
kroków. Czy powinna się teraz odwrócić? Wolała trwać nieruchomo ze wzrokiem
wbitym w Jezusa na krzyżu. Ktoś ją
minął, zobaczyła postać idącą środkiem kościoła, ubraną w mniszą opończę. Zofia
gotowa była przysiąc, że to średniowieczny mnich. Bała się, ale
nie była porażona strachem. Przed ołtarzem mnich skręcił i wszedł na ambonę.
Oparł się o jej krawędź, popatrzył z góry na Zofię i zaczął mówić po łacinie: - Gloria patri et filio et spiriti sancto. Sicut erat in principio
et nunc et semper in saecula saeculorum. - Mów po norwesku, ty wariacie! - wykrzyknęła Zofia. Słowa
poniosły się echem wśród kamiennych ścian starego kościoła.. Zrozumiała,
że mnichem jest Alberto Knox. A mimo to żałowała, że tak nieuroczyście odezwała
się w starym kościele. Ale bała się, a kiedy człowiekiem owładnie strach,
trochę pomaga przełamanie wszelkich reguł. - Ciiicho! Alberto
uniósł dłoń w górę, jak czynią to księża, nakazując wiernym usiąść. - Która godzina, moje dziecko? - zapytał. - Za pięć czwarta - odpowiedziała Zofia, która zupełnie przestała
już się bać. - To znaczy, że czas już nadszedł. Teraz zaczyna się
średniowiecze. - Średniowiecze zaczyna się o czwartej? - spytała zdumiona Zofia. - Tak, mniej więcej około czwartej. Mija godzina piąta, szósta i
siódma, ale czas jakby zatrzymał się w miejscu. Mija ósma, dziewiąta i
dziesiąta, a średniowiecze wciąż trwa. Pomyślisz może, że najwyższy czas wstać
i przywitać nowy dzień. Tak, tak, rozumiem, o co ci chodzi. Ale jest święto,
jedno długie święto. Bije godzina jedenasta, dwunasta i trzynasta. To czas,
który nazywamy rozkwitem średniowiecza. O tej porze zbudowano w Europie wielkie
katedry. Dopiero około godziny czternastej zaczyna piać pierwszy kogut. I
wtedy, dopiero wtedy następuje zmierzch długiego średniowiecza. - To znaczy, że średniowiecze trwało przez dziesięć godzin - stwierdziła
Zofia. Alberto
odrzucił kaptur brunatnej opończy, wystawił głowę i popatrzył na zgromadzenie
wiernych, które w tym momencie składało się tylko z jednej czternastoletniej
dziewczynki. - Jeśli jedną godzinę przyjmiemy za sto lat, to tak. Załóżmy, że Jezus
narodził się o północy. Paweł rozpoczął swe podróże misyjne nieco przed pół do
pierwszej i zmarł w Rzymie kwadrans później. Do godziny trzeciej
chrześcijaństwo było mniej lub bardziej zakazane, ale w roku 313 stało się w
cesarstwie rzymskim uznaną religią. Nastąpiło to pod rządami cesarza
Konstantyna. Sam cesarz przyjął chrzest dopiero na łożu śmierci, wiele lat
później. Od roku 3 80 chrześcijaństwo stało się religią państwową w całym
cesarstwie. - Czy cesarstwo rzymskie się nie rozpadło? - Owszem, zaczęło trzeszczeć w szwach. Stoimy w obliczu
najważniejszych przemian kulturowych, jakie dokonały się w dziejach ludzkości.
WIV wieku Rzymowi zagrażały zarówno plemiona napierające od północy, jak i
rozpad wewnętrzny. W roku 330 cesarz Konstantyn przeniósł stolicę cesarstwa
rzymskiego do Konstantynopola, miasta, które sam założył przy cieśninie wiodącej
na Morze Czarne. Przez niektórych było ono traktowane jako „nowy Rzym”. W roku 395
cesarstwo rzymskie rozpadło się na cesarstwo zachodniorzymskie z ośrodkiem w
Rzymie i cesarstwo wschodniorzymskie z nowym miastem Konstantynopolem jako
stolicą. W roku 410 Rzym został splądrowany przez plemiona barbarzyńskie, a w
476 nastąpił upadek państwa rzymskiego. Cesarstwo wschodniorzymskie jako twór
państwowy przetrwało do roku 1453, kiedy Turcy podbili Konstantynopol. - I wtedy miasto otrzymało nazwę Stambuł? - To prawda. Kolejną datą, którą powinniśmy zapamiętać, jest rok
529. Wówczas to zamknięto Akademię Platona w Atenach. W tymże roku założono zakon
benedyktynów. Był to pierwszy duży zakon. Tym samym rok 529 stał się
symbolem zwycięstwa chrześcijaństwa nad filozofią grecką. Od tej chwili
klasztory miały monopol na nauczanie, refleksje i dociekania. Wskazówka zegara
zbliżała się do pół do szóstej... Zofia dawno
już zrozumiała, o co chodzi Albertowi z tymi wszystkimi godzinami. Północ - to
rok 0, godzina pierwsza to 100 lat po narodzeniu Chrystusa, szósta - 600 lat po
Chrystusie, a czternasta -1400 lat po Chrystusie... Alberto mówił
dalej: - „Średniowiecze” oznacza właściwie okres pomiędzy dwiema innymi
epokami. Określenie to powstało w renesansie. Uważano wówczas, że średniowiecze
to jedna długa „tysiącletnia noc”, która zapadła nad Europą pomiędzy antykiem a
renesansem. Nadal używa się określenia „średniowieczny” w pejoratywnym
znaczeniu, na określenie wszystkiego co autorytarne i skostniałe. Są jednak i
tacy, którzy uważają średniowiecze za „tysiąc lat wzrostu”. W średniowieczu na
przykład ukształtował się system szkolnictwa. Już na początku tej epoki
powstały pierwsze szkoły przy klasztorne. Od XII wieku pojawiają się szkoły
katedralne, a około roku 1200 zakładane są pierwsze uniwersytety. Jeszcze
dzisiaj przedmioty podzielone są na różne grupy czy „fakultety”, tak jak w
średniowieczu. - Tysiąc lat to bardzo długi okres. - Ale chrześcijaństwo potrzebowało czasu, by dotrzeć do głębi świadomości
ludzkiej. Poza tym właśnie w średniowieczu kształtowały się narody, z miastami
i twierdzami, muzyką ludową i ludowymi podaniami. Czym byłyby baśnie i piosenki
ludowe bez średniowiecza? Tak, Zosiu, czym bez średniowiecza byłaby Europa?
Prowincją rzymską? Ale ton, jaki dźwięczy w nazwach takich jak Norwegia, Anglia
i Niemcy - to właśnie owa bezdenna głębia zwana średniowieczem. W tej głębi
pływa wiele tłustych ryb, chociaż nie zawsze potrafimy je dojrzeć. Snorri był
postacią średniowiecza, a także święty Olaf i Karol Wielki, nie wspominając już
o Romeo i Julii, Tristanie i Izoldzie, Robin Hoodzie. Plus cała sfora dumnych
książąt i pełnych majestatu królów, walecznych rycerzy i cud-dziewic,
anonimowych witrażystów i genialnych budowniczych organów. A nie wspomniałem
jeszcze o braciach zakonnych, krzyżowcach i czarownicach. - Nie wspomniałeś też o księżach. - Masz rację. Do Norwegii chrześcijaństwo dotarło dopiero w XI wieku,
ale przesadą byłoby twierdzenie, że Norwegia stała się krajem chrześcijańskim
po bitwie pod Stiklestad. Pod powierzchnią nowej religii żyły dawne pogańskie
wierzenia i wiele elementów przedchrześcijańskich wymieszało się z wiarą
chrześcijańską. Na przykład w norweskich obchodach świąt Bożego Narodzenia
tradycje chrześcijańskie wzięły ślub z obyczajami staro skandynawskimi. I
sprawdza się tu stara zasada, która mówi, że małżonkowie upodabniają się do
siebie. Kołacz, prosiak i piwo przygotowywane na Boże Narodzenie zaczynają
kojarzyć się z trzema mędrcami ze Wschodu i stajenką w Betlejem. Trzeba jednak
podkreślić, że z czasem światopogląd chrześcijański stał się jedynym i
dominującym. Dlatego właśnie o średniowieczu mówimy często jako o „kulturze
jednorodnej”. - I nie było ono wcale tylko smutne i ponure? - Pierwsze stulecia po roku 400 były rzeczywiście okresem
kulturalnego upadku. Okres rzymski to czas „wysokiej kultury”, z miastami,
które posiadały system ścieków, publiczne łaźnie i publiczne biblioteki. Nie
mówiąc już o okazałej architekturze. W pierwszych stuleciach średniowiecza
kultura ta upadła. Taki sam los spotkał handel i gospodarkę pieniężną. W
średniowieczu rozpowszechniła się gospodarka naturalna i handel wymienny. To
czas feudalizmu. Wielcy panowie feudalni posiadali ziemię, na której chłopi
musieli niewolniczo pracować, by zarobić na życie. W ciągu pierwszych stuleci
zmalała też znacznie liczba ludności. Wspomnę tylko, że Rzym w starożytności
był milionowym miastem, a już w VII wieku liczba mieszkańców dawnej „stolicy
świata” spadła do 40 000, a więc zaledwie ułamka. Nieliczni rzymianie wałęsali
się wśród ruin majestatycznych budowli powstałych w okresie świetności miasta.
Kiedy potrzebowali budulca, dość było wokół gruzów, z których można było
czerpać. Budzi to, rzecz jasna, ogromny żal współczesnych archeologów, którzy
woleliby, by ludzie średniowiecza pozostawili dawne zabytki nietknięte. - Łatwo jest być mądrym po szkodzie. - Okres potęgi politycznej Rzymu minął już w końcu IV wieku. Ale
biskup Rzymu został wkrótce głową całego Kościoła rzymskokatolickiego. Nadano mu
miano „papież” - ojciec; z czasem zaczął być uważany za zastępcę Jezusa na
Ziemi. W ten sposób Rzym pozostał stolicą Kościoła niemal przez całe
średniowiecze. Niewielu znalazło się takich, którzy ośmielili się „sprzeciwić
Rzymowi”. Co prawda z czasem królowie i książęta tworzących się państw zdobyli tak
wielką władzę, że niektórzy z nich odważyli się przeciwstawić silnej władzy
Kościoła. Jednym z nich był norweski król Sverre... Zofia z uwagą
popatrzyła na uczonego mnicha. - Powiedziałeś, że Kościół zamknął Akademię Platona w Atenach. Czy
zapomniano o wszystkich greckich filozofach? - Tylko częściowo. Znano trochę pism Arystotelesa i trochę pism
Platona. Ale dawne cesarstwo rzymskie podzieliło się na trzy obszary kulturowe.
W Europie Zachodniej dominowała chrześcijańska kultura łacińskojęzyczna ze
stolicą w Rzymie. W Europie Wschodniej - chrześcijańska kultura grekojęzyczna
ze stolica w Konstantynopolu. Później miasto otrzymało grecką nazwę
Bizancjum. Dlatego mówimy o „średniowieczu bizantyjskim” w odróżnieniu od
średniowiecza rzymskokatolickiego. Ale do cesarstwa rzymskiego należała także
Afryka Północna i Środkowy Wschód, a na tym obszarze w średniowieczu rozwinęła
się arabskojęzyczna kultura muzułmańska. Po śmierci Mahometa w roku 632
islam podbił zarówno Środkowy Wschód, jak i Afrykę Północną. Do muzułmańskiego
obszaru kulturowego dołączyła wkrótce także Hiszpania. Islam miał swoje święte
miejsca, miasta takie jak Mekka, Medyna, Jerozolima i Bagdad. Ze względu na
znaczenie kulturowo-historyczne warto zauważyć, że Arabowie podbili także dawne
hellenistyczne miasto Aleksandrię. Przejęli oni wiele z dziedzictwa nauki
greckiej. Przez całe średniowiecze właśnie Arabowie przewodzili w takich
naukach jak matematyka, chemia, astronomia i medycyna. Do dzisiaj przecież
posługujemy się cyframi „arabskimi”. W wielu dziedzinach kultura arabska
przewyższała znacznie chrześcijańską. - Pytałam, jak potoczyły się losy filozofii greckiej. - Czy potrafisz wyobrazić sobie szeroką rzekę, która na pewnym odcinku
rozgałęzia się na trzy odnogi, by później znów popłynąć jednym korytem? - Owszem, potrafię. - Więc tak właśnie kultura grecko-rzymska została przechowana częściowo
przez rzymskokatolicką kulturę Zachodu, częściowo przez bizantyjską kulturę
Wschodu, a częściowo przez arabską kulturę Południa. To wprawdzie wielkie
uproszczenie, ale możemy powiedzieć, że neoplatonizm popłynął na zachód, Platon
na wschód, a Arystoteles do Arabów - na południe. W każdej jednak z tych trzech
odnóg znalazło się coś nowego. A najważniejsze, że w końcu średniowiecza wszystkie
rzeki łączą się ze sobą w północnych Włoszech. Wpływy arabskie docierają
tu poprzez Arabów z Hiszpanii, wpływy greckie z Grecji i Bizancjum. I teraz
zaczyna się renesans, rozpoczyna się odrodzenie kultury antycznej. W
pewnym sensie więc kultura antyku przeżyła długie średniowiecze. - Rozumiem. - Nie uprzedzajmy jednak biegu wydarzeń. Najpierw pomówimy trochę
o filozofii średniowiecznej, moje dziecko. Ale nie będę już przemawiał z
ambony. Schodzę na dół. Zofia pod
powiekami czuła, że tej nocy spała zaledwie kilka godzin. Kiedy ujrzała, jak
ten niezwykły mężczyzna schodzi z ambony w kościele św. Marii, miała wrażenie,
że to sen. Alberto
podszedł do balustrady przy prezbiterium. Spojrzał najpierw na ołtarz ze starym
krucyfiksem, później odwrócił się ku Zofii, wolnym krokiem zbliżył do niej i
usiadł na kościelnej ławce. Po raz
pierwszy Zofia znalazła się tak blisko niego i poczuła się nieswojo. Pod
kapturem dostrzegła parę piwnych oczu. Należały do mężczyzny w średnim wieku, o
ciemnych włosach i szpiczastej brodzie. Kim jesteś? -
pomyślała. Dlaczego wdarłeś się w moje życie? - Z czasem na pewno lepiej się poznamy - powiedział, jakby czytając
w jej myślach. Gdy tak
siedzieli, a światło wpadające przez witraże stawało się coraz ostrzejsze,
Alberto Knox zaczął opowiadać o filozofii średniowiecza. - Średniowieczni filozofowie przyjmowali niemal za pewnik, że nauka
chrześcijańska jest prawdziwa - rozpoczął. - Pozostawało tylko pytanie, czy
musimy wierzyć w chrześcijańskie objawienie, czy też możemy zbliżyć się
do prawd wiary za pomocą rozumu. Jak ma się filozofia grecka do tego, co
napisano w Biblii? Czy Biblia jest przeciwieństwem rozumu, czy też wiarę i
wiedzę da się ze sobą połączyć? Właściwie cała filozofia średniowieczna obracała
się wokół jednego problemu. Zofia z
niecierpliwością pokiwała głową. Na pytanie o wiarę i wiedzę odpowiedziała
przecież na klasówce z religii. - Zobaczymy, jak ten problem pojmowali dwaj najważniejsi
filozofowie średniowiecza. Zaczniemy od AUGUSTYNA, który żył w latach 354 -
430. W historii życia tego człowieka możemy prześledzić przejście od późnego
antyku do początków średniowiecza. Augustyn urodził się w małym mieście Tagasta
w Afryce Północnej, ale już jako szesnastolatek wyruszył do Kartaginy na
studia. Później przyjechał do Rzymu i Mediolanu, a ostatnie lata życia spędził
jako biskup Hippony, miasta w pobliżu Kartaginy. Nie przez całe życie jednak
był chrześcijaninem. Zanim nim został, fascynowało go wiele innych prądów
religijnych i filozoficznych. - Jakich, na przykład? - Przez pewien czas był manichejczykiem. Manichejczycy to
jedna z sekt religijnych, typowa dla późnego antyku. Głosili na wpół religijną,
na wpół filozoficzną naukę o zbawieniu. Przyjmowali oni, że świat podzielony
jest na dobro i zło, światłość i ciemność, ducha i materię. Duchem człowiek
może wznieść się ponad świat materialny i przygotować podstawy do zbawienia
duszy. Ale ostry rozdział dobra od zła nie dawał spokoju młodemu Augustynowi.
Był pochłonięty tym, co nazywamy „problemem zła”, czyli pytaniem, skąd bierze
się zło. Przez pewien okres pozostawał pod wpływem filozofii stoickiej, a
według stoików nie istniał wyraźny podział między dobrem a złem. Przede
wszystkim jednak na Augustyna wywarł wpływ inny ważny kierunek filozofii
późnego antyku - a mianowicie neoplatonizm. Zetknął się w nim z myślą, że
wszelkie istnienie ma boską naturę. - A potem został neoplatońskim biskupem? - Tak, tak chyba można to określić. Przede wszystkim był
chrześcijaninem, ale poglądy Augustyna pozostają pod wpływem myśli platońskiej.
A to znaczy, Zosiu, że początki chrześcijańskiego średniowiecza nie oznaczają
wcale dramatycznego zerwania z filozofią grecką. Wiele z filozofii greckiej
przenieśli w nowe czasy Ojcowie Kościoła, tacy jak Augustyn. - Chcesz powiedzieć, że Augustyn był w pięćdziesięciu procentach
chrześcijaninem, a w pięćdziesięciu neoplatończykiem? - On sam, naturalnie, uważał, że jest w stu procentach
chrześcijaninem. Ale nie dostrzegał żadnych ostrych przeciwieństw między chrześcijaństwem
a filozofią Platona. Uważał, że zbieżność filozofii platońskiej z nauką
chrześcijańską narzuca się sama do tego stopnia, że zastanawiał się, czy
przypadkiem Platon nie znał części Starego Testamentu. To oczywiście bardzo
wątpliwe. Możemy raczej powiedzieć, że to Augustyn „schrystianizował” Platona. - W każdym razie nie powiedział „do widzenia” wszystkiemu, co
miało związek z filozofią, choć przyjął wiarę chrześcijańską? - Wskazał jednak, że dla ludzkiego rozumu istnieją granice poznania
w kwestiach religijnych. Chrześcijaństwo to także boskie misterium, do którego
zbliżyć się możemy jedynie przez żarliwą wiarę. Jeśli jednak oddamy się Bogu,
Bóg „oświeci” naszą duszę i wówczas będziemy mogli osiągnąć swoistą wiedzę
nadprzyrodzoną. Augustyn sam doświadczył, jak daleko może sięgać filozofia.
Dopiero kiedy stał się chrześcijaninem, jego dusza osiągnęła spokój. „Niespokojne
jest serce nasze, póki nie spocznie w Tobie” - pisał. - Nie bardzo rozumiem, jak można było połączyć naukę Platona o ideach
z chrześcijaństwem - wtrąciła Zofia. - A co z wiecznymi ideami? - Augustyn obstaje przy twierdzeniu, że Bóg stworzył świat z
niczego, a to myśl biblijna. Grecy bardziej skłonni byli uważać, że świat
istniał od zawsze. Ale Augustyn twierdził, że zanim Bóg stworzył świat, idee
istniały już w jego umyśle. Przypisał więc platońskie idee Bogu i w ten sposób
uratował platońskie wieczne idee. - Bardzo sprytnie. - Tu właśnie znakomicie widać, że Augustyn i wielu innych Ojców
Kościoła wysilali się do granic ostateczności, by połączyć grecki i żydowski
sposób myślenia. Byli oni w pewnym sensie obywatelami dwóch kultur. Również w
swoich poglądach na zło Augustyn nawiązuje do neoplatonizmu. Uważał, tak jak
Plotyn, że zło to „brak Boga”. Samo w sobie nie posiada żadnej samodzielnej
egzystencji, jest czymś, czego nie ma. Boskie dzieło stworzenia jest bowiem
tylko dobre. Augustyn uważał, że złu winne jest ludzkie nieposłuszeństwo. Albo
mówiąc jego własnymi słowami: „Dobra wola jest dziełem Boga, zła wola to odsunięcie
się od dzieła Bożego”. - Czy uważał także, że człowiek posiada boską duszę? - I tak, i nie. Augustyn twierdzi, że między Bogiem a człowiekiem
jest nieprzebyta otchłań. Trzyma się tutaj podstaw biblijnych i odrzuca tym
samym naukę Plotyna o tym, że wszystko stanowi jedność. Podkreśla jednak także,
że człowiek jest istotą duchową. Posiada materialne ciało, należące do świata
fizycznego, który drążą robaki i rdza, ale posiada także duszę, która może
poznać Boga. - A co dzieje się z ludzką duszą, kiedy umieramy? - Według
Augustyna po upadku pierwszych rodziców cała ludzkość skazała się na zagładę.
Mimo to Bóg postanowił, że niektórzy mogą zostać zbawieni od wiekuistego
zatracenia. - Uważam, że równie dobrze mógł postanowić, że żaden człowiek nie
będzie potępiony. - Ale w tym punkcie Augustyn odrzuca jakiekolwiek prawo człowieka
do krytykowania Boga. Wskazuje na to, co Paweł pisał w swoim liście do Rzymian:
„Człowiecze! Kimże ty jesteś, byś mógł spierać się z Bogiem? Czyż może naczynie
gliniane zapytać tego, który je ulepił: «Dlaczego mnie takim uczyniłeś?» Czyż
garncarz nie ma mocy nad gliną i nie może z tej samej zaprawy zrobić jednego
naczynia ozdobnego, drugiego zaś na użytek niezaszczytny?” - To znaczy, że Bóg siedzi w niebie i bawi się ludźmi? Gdy jest niezadowolony
z czegoś, co sam stworzył, wyrzuca to do śmieci? - Augustyn uważał, że żaden człowiek nie zasługuje na zbawienie, a
mimo to miłosierny Bóg wybrał takich, którzy zostaną zbawieni od zatracenia.
Dla niego nie jest tajemnicą, kto zostanie zbawiony, a kto skazany na
potępienie. Zostało to z góry określone. A więc tak, jesteśmy gliną w rękach
Boga. Jesteśmy w pełni zależni od jego łaski. - Czyli cofnął się jakby do dawnej wiary w przeznaczenie. - Może i coś w tym jest. Ale Augustyn nie zwalnia człowieka
od odpowiedzialności za swoje życie. Radzi, byśmy żyli tak, aby z przebiegu
własnego życia zorientować się, czy należymy do wybranych. Nie zaprzecza
bowiem, że posiadamy wolną wolę. Ale Bóg „z góry wyznaczył” nasz los. - Czy to nie jest trochę niesprawiedliwe? - zapytała Zofia. - Sokrates
uważał, że wszystkim ludziom dane są takie same możliwości, ponieważ wszyscy
mają taki sam rozum. A Augustyn podzielił ludzi na dwie grupy: jedni będą
zbawieni, drudzy skazani na wieczne zatracenie. - Owszem, poprzez teologię Augustyna oddaliliśmy się znacznie od
ateńskiego humanizmu. Ale to przecież nie Augustyn podzielił ludzi na dwie
grupy. Oparł się wszak na nauce Biblii o zbawieniu i zagładzie. Pogłębia to w
swym wielkim dziele O Państwie Bożym. - Opowiadaj! - Określenie Państwo Boże czy Królestwo Boże pochodzi ze Starego
Testamentu i nauki głoszonej przez Jezusa. Augustyn uważał, że całe dzieje
opisują walkę pomiędzy Państwem Bożym a państwem ziemskim. Owe dwa „państwa”
nie są państwami w sensie politycznym, wyraźnie od siebie oddzielonymi. Walczą
one o władzę w każdym człowieku. Obecność Państwa Bożego wyraźna jest w
Kościele, a państwa ziemskiego w politycznych tworach państwowych, na przykład
w cesarstwie rzymskim, którego upadek nastąpił właśnie w czasach Augustyna.
Taki pogląd głoszono coraz chętniej, gdy z czasem w średniowieczu rozpętała się
walka o władzę pomiędzy Kościołem a władzą świecką. „Nie ma zbawienia poza
Kościołem” - mówiono teraz. Państwo Boże Augustyna identyfikowano w końcu z
Kościołem jako organizacją. Dopiero w XVI wieku, w czasach reformacji, rozległy
się protesty przeciw temu, że człowiek musi przejść drogę przez Kościół, by
zyskać zbawienie Boże. - Był już na to chyba najwyższy czas. - Możemy też zauważyć, że Augustyn jest pierwszym myślicielem, z
jakim się stykamy, który do swej filozofii włącza historię. Walka między
dobrem a złem nie była niczym nowym. Nowością było, iż rozgrywa się ona w
dziejach. Trudno się w tym doszukać śladów Platona. Augustyn mocno trzyma się
linearnego spojrzenia na historię, z jakim spotykamy się w Starym Testamencie.
Istotne jest tutaj, że Bogu potrzebna jest cała historia, by mógł
urzeczywistnić swe Państwo Boże. Historia jest niezbędna, by wychować ludzi i
unicestwić zło. Albo, mówiąc słowami Augustyna: „Boski nadzór prowadzi dzieje
ludzkości od Adama do końca historii, jakby to była historia jednego człowieka,
który stopniowo rozwija się od dzieciństwa do starości”. Zofia
zerknęła na zegarek. - Już ósma - stwierdziła. - Niedługo będę musiała iść. - Ale najpierw opowiem ci o drugim wielkim filozofie
średniowiecza. Może usiądziemy na zewnątrz? Alberto
podniósł się z kościelnej ławki. Złożył dłonie i ruszył środkiem ku wyjściu.
Zdawał się jakby modlić albo przemyśliwać jakieś prawdy duchowe. Zofia
uważając, że nie ma innego wyboru, ruszyła za nim. Na dworze
ciągle jeszcze unosiła się nad ziemią cieniutka warstewka mgły. Słońce dawno
już wstało, ale nie przedarło się jeszcze w pełni przez poranne opary. Kościół
św. Marii leżał na skraju starej dzielnicy miasta. Alberto
usiadł na ławce przed kościołem. Zofia zastanawiała się, co się stanie, jeśli
ktoś będzie tędy przechodził. Już samo siedzenie na ławce przy kościele o
godzinie ósmej rano było czymś szczególnym, a cóż dopiero siedzenie w
towarzystwie średniowiecznego mnicha. - Jest godzina ósma - zaczął mówić Alberto. - Od czasów Augustyna
upłynęło około czterystu lat, rozpoczyna się długi dzień nauki. Do godziny
dziesiątej wyłączność na nauczanie mają szkoły przyklasztorne. Między godziną
dziesiątą a jedenastą zakładane są pierwsze szkoły katedralne, a około
dwunastej - pierwsze uniwersytety. W tym czasie budowane są także wielkie
gotyckie katedry. Również ten kościół zbudowano w XIII wieku, w okresie, który
nazywamy rozkwitem średniowiecza. Tu, w mieście, nie było pieniędzy na budowę większej
katedry. - Pewnie też i nie było to wcale potrzebne - wtrąciła Zofia. - Najgorsze,
co może być, to puste kościoły. - Wielkie katedry budowano nie po to jedynie, by mogły pomieścić
liczne zgromadzenie wiernych. Wznoszono je ku czci Boga i same w sobie były w
pewnym sensie nabożeństwem. Ale w okresie rozkwitu średniowiecza wydarzyło się
coś jeszcze, co powinno szczególnie zainteresować takich filozofów jak my. - Opowiadaj! Alberto podjął: - Znaczenie zaczęły mieć wpływy Arabów z Hiszpanii. Wśród Arabów
przez całe średniowiecze pozostawała żywa tradycja Arystotelesa, a od końca XII
wieku do północnych Włoch zaczęli na zaproszenie tamtejszych książąt przybywać
arabscy uczeni. W ten sposób poznano wiele z pism Arystotelesa, a z czasem
przetłumaczono je z greki i arabskiego na łacinę. Wywołało to kolejną falę
zainteresowania problemami przyrodniczymi, a poza tym ożywiło pytanie o stosunek
chrześcijańskiego objawienia do filozofii greckiej. W kwestiach
przyrodoznawczych nie można się już było obejść bez Arystotelesa. Ale kiedy
należało słuchać „filozofa”, a kiedy trzymać się tylko i wyłącznie przekazów
Biblii? Nie pogubiłaś się? Zofia
pokręciła tylko głową i mnich mówił dalej: - Największym i najważniejszym filozofem okresu rozkwitu
średniowiecza był TOMASZ Z AKWINU, który żył w latach 1225-1274. Pochodził z
małego miasteczka Akwin, położonego między Rzymem a Neapolem, ale działał także
jako nauczyciel na uniwersytecie w Paryżu. Nazywam go „filozofem”, ale był on
właściwie teologiem. W owych czasach nie istniało wyraźne rozgraniczenie między
filozofią a teologią. Najkrócej możemy powiedzieć, że Tomasz z Akwinu „schrystianizował”
Arystotelesa, tak jak na początku średniowiecza Augustyn ochrzcił Platona. - Czy to nie dziwaczne chrzcić filozofów, którzy żyli wiele setek lat
przed Chrystusem? - Owszem, może się tak wydawać. Ale przez „ochrzczenie” dwóch
wielkich greckich filozofów mamy na myśli to, że ich poglądy zostały
zinterpretowane i wyjaśnione tak, że przestano je już traktować jako zagrożenie
dla nauki chrześcijańskiej. O Tomaszu z Akwinu mówi się, że „wziął byka za rogi”. - Naprawdę? Nie wiedziałam, że filozofia ma coś wspólnego z walką
byków. - Tomasz z Akwinu należał do tych, którzy starali się połączyć filozofię
Arystotelesa z chrześcijaństwem. Mówimy, że stworzył on wielką syntezę wiary i
wiedzy. Uczynił to właśnie zagłębiając się w filozofię Arystotelesa i biorąc go
za słowo. - Albo za rogi. Niestety, dziś w nocy prawie nie spałam i obawiam
się, że musisz mi to wyjaśnić dokładniej. - Tomasz z Akwinu uważał, że między tym, co mówi nam filozofia,
czyli rozum, a tym, co mówi chrześcijańskie objawienie, nie ma wcale
sprzeczności. Bardzo często chrześcijaństwo i filozofia mówią nam to samo.
Dlatego posługując się rozumem możemy dojść do tych samych prawd, o których
czytamy w Biblii. - Jak to możliwe? Czy rozum może nam powiedzieć, że Bóg stworzył
świat w sześć dni? Albo że Jezus był synem Bożym? - Nie, do takich czystych „prawd wiary” mamy dostęp tylko poprzez
wiarę i chrześcijańskie objawienie. Tomasz jednak uważał, że istnieje wiele „naturalnych
prawd teologicznych”. Chodziło mu o prawdy, do których można dotrzeć zarówno
przez objawienie chrześcijańskie, jak i przez nasz wrodzony, „naturalny”
rozum. Taką prawdą jest na przykład, że istnieje jakiś Bóg. Tomasz był więc
zdania, że do Boga prowadzą dwie drogi. Jedna z nich prowadzi przez wiarę i
objawienie. Druga wiedzie przez rozum i postrzeganie zmysłowe. Z tych dwóch
dróg pewniejsza jest, co prawda, droga wiary i objawienia, łatwo bowiem
zbłądzić, kiedy zaufa się tylko i wyłącznie rozumowi. Ale zdaniem Tomasza
najważniejsze jest, że między takim filozofem jak Arystoteles a nauką
chrześcijańską nie ma sprzeczności. - To znaczy, że równie dobrze możemy trzymać się Arystotelesa jak
Biblii? - O nie, nie, Arystoteles uszedł tylko kawałek drogi, ponieważ nie
dostąpił chrześcijańskiego objawienia. Ale iść drogą tylko kawałek to nie to
samo, co obrać złą drogę. Nie jest na przykład błędem twierdzenie, że Ateny
leżą w Europie, ale nie jest to też szczególnie precyzyjne określenie. Jeśli w
jakiejś książce znajdziesz informację, że Ateny to miasto europejskie, dobrze
jest zajrzeć do podręcznika geografii. W nim znajdziesz całą, pełną prawdę.
Ateny są stolicą Grecji, niedużego kraju w południowo-wschodniej części Europy.
Jeśli będziesz miała szczęście, dowiesz się także co nieco o Akropolu. Nie
wspominając już o Sokratesie, Platonie i Arystotelesie! - Ale ta pierwsza informacja o Atenach również była prawdziwa. - No właśnie!
Dla Tomasza istotne jest wskazanie, że istnieje tylko jedna prawda. Kiedy
Arystoteles wskazuje na coś, co rozumem uznajemy za prawdziwe, oznacza to, że
nie kłóci się to także z wiarą chrześcijańską. Do sporej części prawdy możemy w
pełni dotrzeć za pomocą rozumu i postrzegania zmysłowego - i takie właśnie
prawdy omawia Arystoteles, opisując na przykład królestwo roślin i zwierząt.
Inną część prawdy objawił nam Bóg poprzez Biblię. W wielu jednak istotnych
punktach te dwie części prawdy nakładają się na siebie. Są zagadnienia, o
których Biblia i rozum mówią nam w identyczny sposób. - Na przykład o tym, że istnieje Bóg? - Właśnie. Również filozofia Arystotelesa zakładała istnienie Boga
- albo pierwszej przyczyny - która wprawia w ruch wszystkie procesy.
Arystoteles nie dał jednak żadnego bliższego opisu Boga. W tej kwestii możemy
polegać jedynie na Biblii i nauce głoszonej przez Chrystusa. - Ale czy to rzeczywiście takie pewne, że naprawdę istnieje Bóg? - Rzecz jasna, można na ten temat dyskutować. Ale nawet dzisiaj
większość ludzi zgodzi się, że ludzki rozum nie może w każdym razie przedstawić
dowodów na to, że Bóg nie istnieje. Tomasz posunął się dalej. Uważał, że na
podstawie filozofii Arystotelesa można udowodnić istnienie Boga. - Całkiem nieźle. - Uważał, że posługując się rozumem także możemy stwierdzić, że
wszystko, co nas otacza, musi mieć jakąś „pierwszą przyczynę”. Bóg więc objawił
się ludziom zarówno przez Biblię, jak i przez rozum. Istnieje „teologia
objawiona” i „teologia naturalna”. Podobnie jest z moralnością. W Biblii możemy
przeczytać, jakie życie jest zgodne z wolą Boga. Ale Bóg wyposażył nas także w
sumienie, dzięki któremu potrafimy w „naturalny” sposób odróżnić dobro od zła.
Do moralnego życia prowadzą więc także dwie drogi. Wiemy, że źle jest krzywdzić
ludzi, choć nie czytaliśmy w Biblii, że „wszystko więc, co byście chcieli, żeby
wam ludzie czynili, i wy im czyńcie”. Ale i w tym przypadku najbezpieczniejsze
jest wypełnianie przykazań Biblii. - Chyba już rozumiem - powiedziała Zofia. - To mniej więcej tak,
jak wiemy, że jest burza, ponieważ widzimy błyskawicę i słyszymy grzmot. - Bardzo dobrze. Choć jesteśmy niewidomi, słyszymy, że grzmi. A
choć jesteśmy głusi, widzimy błyskawice. Najlepiej rzecz jasna i widzieć, i
słyszeć. Ale między tym, co widzimy, a tym, co słyszymy, nie ma sprzeczności.
Przeciwnie - te dwa wrażenia uzupełniają się nawzajem. - Rozumiem. - Pozwól mi to uzupełnić jeszcze jednym przykładem. Kiedy czytasz
jakąś powieść, powiedzmy Wiktorię Knuta Hamsuna... - Naprawdę to czytałam! - Czy nie zyskujesz jakiejś wiedzy o pisarzu, czytając książkę, którą
napisał? - W każdym razie mogę założyć, że istnieje jakiś pisarz, który
napisał tę książkę. - Czy możesz dowiedzieć się o nim czegoś więcej? - Wiem, że ma dość romantyczny pogląd na miłość. - Kiedy czytasz tę powieść - która jest dziełem Hamsuna - masz
pewien wgląd także i w naturę Hamsuna. Nie możesz się jednak spodziewać, że
znajdziesz tam dane personalne pisarza. Czy z Wiktorii możesz na przykład
wyczytać, ile lat miał autor, kiedy pisał książkę, gdzie mieszkał albo na
przykład, ile miał dzieci? - Nie, oczywiście, że nie. - Ale takie informacje znajdziesz w biografii Knuta Hamsuna. Tylko
w takiej biografii - czy autobiografii - zawrzesz bliższą znajomość z osobą pisarza. - Owszem, tak właśnie jest. - Podobnie ma się sprawa ze stosunkiem boskiego dzieła stworzenia
do Biblii, już tylko chodząc po świecie i podziwiając przyrodę możemy
stwierdzić, że Bóg istnieje. Po jakimś czasie zrozumiemy, że lubi ptaki i
zwierzęta, bo inaczej by ich nie stworzył. Ale informacje o osobie Boga
znajdziemy jedynie w Biblii - czyli w „autobiografii” Boga. - To bardzo sprytny przykład. - Mhm... Pierwszy raz
Alberto zatopił się w myślach i nic nie odpowiedział. - Czy to ma coś wspólnego z Hildą? - wyrwało się Zofii. - Nie wiemy przecież, czy jakaś Hilda w ogóle istnieje. - Ale wiemy, że jej ślady zostawiane są to tu, to tam. Pocztówki i
jedwabna apaszka, zielony portfel, podkolanówka... Alberto
kiwnął głową: - I wydaje
się, że to od ojca Hildy zależy, ile takich śladów zechce zostawić. Na razie
jednak wiemy tylko, że jakaś osoba wysłała nam te wszystkie widokówki.
Chciałbym, żeby napisał choć trochę o sobie. Ale do tego jeszcze wrócimy. - Jest już dwunasta. Muszę wrócić do domu przynajmniej przed końcem
średniowiecza. - Zakończę kilkoma słowami o tym, w jaki sposób Tomasz z Akwinu
przejął filozofię Arystotelesa we wszystkich dziedzinach, w których nie
sprzeciwiała się ona teologii Kościoła. Dotyczy to arystotelesowej logiki,
teorii poznania, a przede wszystkim filozofii przyrody. Czy pamiętasz na
przykład, jak Arystoteles opisywał drabinę życia, od roślin i zwierząt do
ludzi? Zofia
przytaknęła. - Już Arystoteles uważał, że kolejne szczeble prowadzą do Boga, który
stanowi jakby zwieńczenie egzystencji. Schemat ten łatwo dał się dopasować do
teologii chrześcijańskiej. Według Tomasza egzystencja osiąga coraz wyższy
stopień: od roślin i zwierząt do ludzi, od ludzi do aniołów i od aniołów do
Boga. Ludzie, tak jak zwierzęta, mają ciało i narządy zmysłów, ale człowiek
wyposażony jest także w rozum, czyli zdolność myślenia. Aniołowie nie posiadają
ciała z narządami zmysłów, ale obdarzeni są bezpośrednio i błyskawicznie
działającą inteligencją. Nie muszą się „zastanawiać”, jak ludzie, nie
potrzebują dochodzić do prawd. Wiedzą wszystko, czego może dowiedzieć się
człowiek, i nie muszą się przy tym poruszać, tak jak my, drobnymi kroczkami.
Ponieważ aniołowie nie mają ciała, nigdy nie umrą. Nie są wieczni jak Bóg, albowiem
kiedyś zostali przez Boga stworzeni. Nie mają jednak ciała, od którego mogliby
się oddzielić, dlatego nigdy nie umrą. - To brzmi naprawdę fantastycznie! - Ale nad aniołami króluje Bóg. Wszystko widzi w jednej ogólnej wizji. - To znaczy, że nas teraz widzi. - Tak, być może nas widzi. Ale nie „teraz”. Dla Boga czas nie
istnieje tak jak dla nas. Nasze „teraz” nie jest „teraz” Bożym. Choć dla nas
upłynie kilka tygodni, nie oznacza to wcale, że kilka tygodni upłynie także dla
Boga. - Jakie to straszne! - wyrwało się Zofii z głębi serca. Nagle
przerażona zakryła usta dłonią. Alberto popatrzył na nią zdziwiony, Zofia
wyjaśniła: - Dostałam kolejną kartkę od ojca Hildy. I on napisał coś
podobnego, że nawet jeśli upłynie tydzień albo dwa dla mnie, nie musi to wcale
znaczyć, że im minie tyle samo czasu. To prawie dokładnie to samo, co ty
powiedziałeś o Bogu! Zofia
dostrzegła grymas, który przebiegł po twarzy ukrytej pod brunatnym kapturem. - Powinien się wstydzić! Zofia nie
zrozumiała, o co mu chodziło, może tylko tak sobie powiedział. Alberto podjął
wykład: - Niestety, Tomasz z Akwinu przejął od Arystotelesa także jego poglądy
dotyczące kobiet. Pamiętasz być może opinię Arystotelesa, że kobieta to
zdeformowany mężczyzna. Uważał on także, że dzieci dziedziczą tylko cechy ojca,
kobieta bowiem jest pasywna i przyjmująca, a mężczyzna aktywny i formujący.
Takie myśli, zdaniem Tomasza, harmonizowały ze słowami Biblii, w której mówi
się na przykład, że kobieta została stworzona z żebra mężczyzny. - Co za głupstwa! - Trzeba wiedzieć, że jajeczka odkryto u ssaków dopiero w roku 1827.
Może więc nic dziwnego, iż wcześniej wierzono, że to mężczyzna jest w
zapłodnieniu stroną formującą, dającą życie. Możemy poza tym zauważyć, że
zdaniem Tomasza kobieta jest istotą niższego rzędu tylko w sensie
przyrodniczym. Dusza kobiety jest równorzędna z duszą mężczyzny. W niebie
panuje całkowite równouprawnienie płci, dlatego po prostu, że wszystkie
cielesne różnice przestają istnieć. - Kiepska pociecha. Czy w średniowieczu nie było żadnej kobiety-filozofa? - Życie Kościoła w średniowieczu zdominowane było przez mężczyzn. Nie
oznacza to jednak wcale, że nie było kobiet-myślicielek. Jedną z nich była
HILDEGARDA Z BINGEN... Zofia szeroko
otworzyła oczy. - Czy ona ma coś wspólnego z Hildą? - Dziwne
pytanie! Hildegarda była mniszką z doliny Renu, żyła w latach 1098-1179. Choć
była kobietą, wygłaszała kazania, była autorką traktatów, lekarką, zajmowała
się botaniką i badaniem przyrody. Można traktować ją jako symbol tego, że w
średniowieczu kobiety trzymały się bliżej ziemi, interesowały się nauką. - Pytałam, czy ona ma coś wspólnego z Hildą? - Był taki dawny żydowski i chrześcijański pogląd, że Bóg nie jest
tylko i wyłącznie mężczyzną. Ma także kobiecą stronę, „matczyną naturę”. Bo
także kobieta została stworzona na podobieństwo Boga. Po grecku kobieca strona
boskiej osoby nazywa się Sofia. „Sofia”, czyli Zofia, oznacza „mądrość”. Zofia z
niedowierzaniem pokręciła głową. Dlaczego nikt jej do tej pory tego nie
powiedział? I dlaczego ona sama o to nie pytała? Alberto mówił dalej: - Zarówno wśród żydów jak i w chrześcijaństwie wschodnim „Sofia”,
czyli „matczyna natura Boga”, odgrywała pewną rolę w okresie średniowiecza. Na
Zachodzie zapomniano o niej. Oto pojawia się jednak Hildegarda, która twierdzi,
że Sofia ukazała jej się w wizjach. Ubrana w złocistą tunikę ozdobioną
szlachetnymi kamieniami... Zofia
podniosła się z ławki. Sofia objawiła się Hildegardzie w wizjach... - Może ja objawię się Hildzie... Usiadła. Po
raz trzeci Alberto położył jej rękę na ramieniu. - Tę kwestię musimy rozwiązać. Ale jest już prawie pierwsza. Powinnaś
zjeść śniadanie, a poza tym nadchodzą nowe czasy. Wezwę cię na spotkanie na
temat renesansu. Hermes przyjdzie po ciebie do ogrodu. Niezwykły
mnich wstał i ruszył w stronę kościoła. Zofia siedziała pogrążona w myślach o
Hildegardzie i Sofii Hildzie i Zofii. Nagle drgnęła. Wstała gwałtownie i
krzyknęła za nauczycielem filozofii w opończy mnicha: - Czy w średniowieczu żył też jakiś Alberto? Odrobinę zwolnił kroku, lekko odwrócił głowę i odparł: - Tomasz z Akwinu pobierał nauki u słynnego nauczyciela filozofii.
Nazywał się on Albert Wielki... Pochylił
głowę w drzwiach kościoła św. Marii i zniknął. Zofii to jednak nie wystarczyło.
Wbiegła z powrotem do kościoła. Świątynia jednak była pusta. Czyżby Alberto
zapadł się pod ziemię? Kiedy
wychodziła z kościoła, zauważyła obraz Marii. Podeszła do niego i uważnie mu
się przyjrzała. Nagle pod jednym okiem namalowanej postaci dostrzegła kropelkę
wody. Czyżby łzę? Zofia wypadła
z kościoła i jak wicher pognała do domu Jorunn. |