"Powój" |
Niejedna wesoła piosenka W wiosenne wieczory lub ranki Wybiega z tego okienka, Strojonego w białe firanki. I śmiechu srebrnego kaskada, Ach, nieraz ! z owego pokoju Spłynęła w okna sąsiada Po wiotkich splotach powoju. Natenczas ja byłem studentem, I boski zajmował mię Plato, I nad niejednym fragmentem Ślęczałem zimę i lato. Myślałem, pracując tak pilnie I pisząc uczone rozprawy, Że się dorobię niemylnie Wiedzy, znaczenia i sławy. Zły sąsiad, zły sąsiad był ze mnie ! Siedziałem jak więzień za kratą I kląłem w duchu tajemnie Sąsiadkę, piosenki i lato. I nigdy nie patrzał w okienko, Choć nieraz w niedzielę lub święto Mignęła białą sukienką, W powoju kwiaty upiętą Na próżno wesoła figlarka Rzucała do okna mi kwiatki, Brałem do ręki plutarka, Strzegąc się psotnej sąsiadki. Dziś znowu po trudach i znoju, Po wielu minionych już latach - Mieszkam w tym samym pokoju I myślę czasem o kwiatach. Nie myślę już więcej o sławie W tej biednej izdebce pod dachem, Lecz patrzę w okno ciekawie, Pojąc się wiosny zapachem. Daremnie wyglądam, daremnie ! Dziś nic mi spokoju nie skłóci; Ja jednak wzdycham tajemnie, Cisza mnie gniewa i smuci. Ach ! teraz już puste okienko ! I nie ma w nim białych firanek ! Nikt mnie nie wabi piosenką W majowy wieczór lub ranek. I śmiechu nie słychać srebrnego, I wszystko już leży w ruinie - Ja wzdycham, sam nie wiem czego, Myśląc o psotnej dziewczynie. Zaginął ślad mojej sąsiadki, I tylko zwieszony kapryśnie Powój przynosi mi kwiatki, Do okna gwałtem się ciśnie. I motyl przyleci czasami Pić słodycz z jasnego kielicha; A ja się patrzę ze łzami, "Gdzie ona ?" - pytam go z cicha. Wspomnienie przeszłości pierś tłoczy, Aż wreszcie żalami wybucha; A motyl patrzy mi w oczy, Na kwiatach siedzi - i słucha - I szemrze, miód pijąc z kielicha: "Wszak mogłeś i kochać, i marzyć ?" Kto napój szczęścia odpycha, Ten nie ma prawa się skarżyć |