NAGRODA
Czas akcji: Jest początek grudnia, jakoś z rana Miejsce: Przedmieście Łodzi, „Helenówkiem” zwane W kierunku stacji Łódź - Żabieniec, tu od Zgierza Powoli, dudniąc, pociąg towarowy zmierza…
Nie widzi go z szosy, nie słyszy dudnienia, Kto za kierownicą, w objęciach zmęczenia…
Rogatki nie spuszczono… Napis: „Uszkodzona” A chociaż tablica prosto umieszczona Dostrzec ją trudno, nikt się nie spodziewa Pociągu, który nagle wyjedzie zza drzewa, Zza krzewów, co cień dają działkowym ogródkom
Wybiegam więc na szosę, by zapobiec skutkom Być może - katastrofy ! Uniesioną dłonią Wstrzymuję bieg pojazdów, gdy dzwonki nie dzwonią !
. . .
Posłusznie stają …! Gestem drugiej ręki Wskazuję w prawo, skąd żelazne dźwięki, I lokomotyw niskie, nosowe buczenie:
- Buuuuu…!!
Uff, minęło wreszcie zagrożenie ! Wąż ciężkich pudeł mozolnie się toczy…
. . .
Tu po mnie nic… Więc idę, tam, gdzie niosą oczy To znaczy… Mam dzisiaj plany krajoznawcze: Muzeum Włókiennictwa. Tam wkrótce zobaczę Jak z włókna - nić, a z tej, jak później robią tkacze Tkaninę: Gładką, lub we wzory przeciekawe Na krosnach…
O, te setkę lat już mają prawie…
Tuż obok stoją nowsze przeróżne maszyny Na których robić można dzianiny, włókniny…
A w górnej sali są wytwory ręcznej pracy: Podwójną nicią, która z czasem barw nie traci Portret wykonać można, pejzaż, albo temat Paryski…
Szkoda, że zdolności takich nie mam… . . .
Podsumowując dzień, powiedzieć śmiało mogę Że refleks mój poranny został nagrodzony !
Na Dworzec Kaliski czas, już w powrotną drogę… W domu opowiem, jak Haftem byłem zachwycony
Marek Koralun Po powrocie z Miasta Łodzi Grudzień 2007
*** |
|
ŁÓDŹ JAKIEJ NIE ZNAŁEM
Pragnę napisać
wiersz na temat Łodzi Lecz brak odwagi jakoś... Zrozumiałe… Sam fakt, że Julian Tuwim stąd pochodzi
Poskramia moje marzenia
zuchwałe…
*
Czerwcowy dzień. Godzina
chyba trzecia rano I cienki sierp księżyca na tle jasnej zorzy Sennym spojrzeniem ogarniam Łódź różaną
I myślę sobie: Wstać, czy znowu się
położyć?
Na wschodzie Wenus… Pod nią Miasta panoramę Z księżycem zawieszonym nisko nad Bedoniem (Gdzie Julek na wakacje jeździł ze swą Mamą)
Dziś mam przed sobą stojąc na którymś
balkonie…
„Łódź - miasto kominów”… Więc szukam ich wytrwale Lecz widzę tylko pochylonych masztów czwórkę: Niczym żurawie senne stoją we mgle białej…
Ach, nie! One nie strzegą jakiegoś
podwórka
Na nich po zmierzchu biała iskra się rozjarzy Gdy WIDZEW z GOŚĆMI rozgrywać będzie spotkanie (Jako Gość będę trzymał stronę Gospodarzy
Choć nie znam się na piłce, mówiąc
między nami…)
A bliżej… kratka ulic,
niczym szachownica Zieleni oazami urozmaicona Tych drzew nie widać, idąc Piotrkowską ulicą A przecież Łódź - istotnie - miastem jest zielonym!
Wystarczy wejść do Parku Sienkiewicza Tak blisko od Śródmieścia murów szarych I już usłyszeć można śpiew słowiczy A nie tramwajów zgrzyt… Po prostu nie do wiary !
*
Dziś
znowu jestem gościem MIASTA ŁODZI Miasta, co Czterech Kultur spadkobiercą Czas sentymentu mego nie ochłodził Do miejsc, które wciąż ciepłe w moim sercu
Do ulic, księgarń, parków, pałacyków Secesji domów minionego wieku Do przedmieść wolnych od reklamy krzyku Gdzie zieleń sosen do nas się uśmiecha
I
wreszcie (choć graniczy to z banałem; Czytelnik wcale nie jest tu bez racji) - O Ludziach myślę, których dziś poznałem Tu, gdzieś… w okolicach ulicy Tkackiej…
Ukończone w Gdańsku, z
opóźnieniem Lipiec 2007 Marek Koralun Dedykowane L. i B. z ulicy Tkackiej, których tak naprawdę poznałem przed
laty |
|