|
Pieprzenie
Chcesz zostać wielkim mistrzem tatuażu, uważasz, że twój talent
i wiedza, jaką posiadasz pozwalają ci działać na tym "rynku"?
Zaraz się przekonamy czy masz rację.
Masz kolegę, który nauczył się dziargać w więzieniu. Zgodził
się pokazać ci jak to się robi. Ten etap przerobiłem. Budowa
maszyny: silnik od walkmana, Kawałek kątownika, długopis żelowy,
struna od gitary oraz zasilacz kupiony na bazarze. Wersja
de luxe: Kątownik, gniazdo montażowe jack mono, drut od parasolki,
kawałek rurki metalowej oraz igły ze sprężynek od zapalniczki
(patent znany z opowieści). Praca czymś takim wymaga nielada
odwagi. Tatuowany, jeżeli przeżyje zabieg będzie cię ścigał
za blizny, jakie pozostawisz, jeżeli źle naostrzyłeś igły
(powiedzmy, że tak to możemy zdefiniować). Takie "igły" (jeśli
mamy w ogóle liczbę mnogą) Nie dają się sterylizować, ich
średnica to minimum 0,5 mm, są kruche przez co ich kawałki
zostają pod skórą i najzwyczajniej rdzewieją. Długopis kupiony
na rynku lub w papierniczym to zawsze made in China. Jak się
nie ma środka do odkażania (chociażby Lysoformina lub Aldewir)
tego to nawet w drodze wyjątku nie ma o czym mówić. A jak
pracownik skręcający te długopisy ma obsrane łapy i czerwonkę?
Na dodatek nie specjalnie znaną w Polsce? I jeszcze jedno:
przy wysokich obrotach zachodzi tarcie. Zwiększa to ryzyko
przedostania się opiłków plastiku pod skórę (sic!). Drut od
parasolki raczej zardzewieje a tlenek żelaza też nie służy
świeżej ranie. To była maszyna rzemiosła ludowego. Na koniec
jeszcze kolka. Patyczek do uszu bez waty z zatkniętą wewnątrz
igłą. Dobry patent w więzieniu, gdzie mogą sobie na to pozwolić.
Bo niby gdzie im spieszy? Praca tym narzędziem daje na ogół
nierówny kontur. Dzieje się tak, ponieważ jedno nakłucie jest
głębsze, drugie płytsze. Zarówno w wypadku opisywanych maszyn
jak i kolki widziałem piękne prace i nigdy bym nie uwierzył,
że są robione w ten sposób. Sami oceńcie czy to tradycjonaliści
czy idioci?
Farby. Rotring, Pelikan, czeskie tusze i na samym końcu "czarna
perła", to wszystko tusze kreślarskie a nie barwniki do tatuażu.
Można nimi uzyskać piękne kolory, lecz pod znakiem zapytania
stoi ich trwałość. Kolory szybko wypadną i na dodatek pod
wpływem promieni UV występuje ryzyko wystąpienia raka skóry.
Nie takie jest przeznaczenie tych tuszy, nie tatuaż. Podsumowując:
masz sprzęt, farbę jakąś się wymyśli, wiesz w teorii, co i
jak. Teraz wybierasz mało widoczny fragment ciała lub (o zgrozo!)
szukasz pierwszej ofiary. I nagle okazuje się, że na dobrą
sprawę nie wiesz nic. A to barwnik nie wchodzi pod skórę tak
jak powinien, zastanawiasz się czy go dobrze rozcięczyłeś,
a to krwawienie jest za duże itp., itd. Do wszystkiego dochodzi
się z czasem. Popsujecie sobie ładny kawałek ciała zanim powstanie
prawdziwy tatuaż. Jeżeli nie masz kasy to są inne alternatywne
źródła dochodu (iść wreszcie do zatrudniaka i jak ma się plecy
i magistra to się będzie doły kopać, zbieranie puszek....).
Chyba, że masz dość determinacji, aby móc być najlepszym w
tym fachu. Zbieraj kasę na porządną maszynę i niech cię nie
kusi tzw. okazja. Coś jest albo tanie albo dobre. Zbieraj
informacje i szukaj człowieka, który cię będzie uczył, ale
nie za grube pieniądze na debilnych kursach. Potrzebujesz
tatuażysty, który poświęci Tobie co najmniej miesiąc. Wszystkiego
będziecie uczyli się aż do skutku. Nie załamujcie się, jeśli
przez tydzień będziecie do znudzenia lutować igły, potem jest
już tylko trudniej. Stworzenie sobie możliwości do pracy to
podstawowy warunek, aby stać się artystą. No dobrze, załóżmy,
że masz profesjonalną maszynę z pełnym osprzętem i skończone
kursy. Masz w głowie nadmiar informacji, ale masz ten wspaniały
kawałek papieru, który cię tyle kosztował (przeciętny koszt
takiego kursu to 800 zł) i pozwala ci on działać legalnie.
Otwierasz własny salon. Czujesz, że możesz odnieść sukces
komercyjny, ponieważ jesteś młody, zdolny, inwestujesz w reklamę
i zatrudniasz dzieciaka do rozdawania ulotek oraz zakładasz
stronę internetową. Ale klientów nie masz. Dlaczego? Jak już
wspomniałem 2 salony w jednym mieście to pół biedy? Dwóch
zawsze się jakoś dogada. A co począć w takiej np. Łodzi, gdzie
działa ponad 10 salonów? W samym centrum ma się rozumieć.
Nikt cię nie zna a co za tym idzie w tym biznesie nie szanuje.
Co chwila ten cholerny sanepid oraz wszelkie możliwe kontrole.
Tak to wygląda. Na chwilę obecną nowe studio to w łodzi całkowite
nieporozumienie. Trzeba ten owczy pęd przeczekać. Te studia
zaduszą się i upadną z powodu braku przestrzeni. Takiego natłoku
nikt nie wytrzyma. To jest ten czarny scenariusz. W wypadku
pozytywnego zakończenia ludzie będą walić do ciebie drzwiami
i oknami, szybko uzyskasz renomę i uznanie i ble,ble,ble
Dante
|
|
|
|
|
|
07 III 2007
by Dante
800x600 or ++
IE, Opera, Netscape, Mozilla i inne...
Dante:
GG: 4462987
|
|